Rozdział 26
Sofia
Od razu po wejściu do domu postanowiłam, że odpocznę w swoim łóżku, ale nie znaczyło to, że będę leżeć jak kłoda i nic nie robić. W końcu nic poważnego mi nie dolegało więc mogłam na spokojnie pouczyć się do kolejnych zajęć. Mogłam odpuścić sobie dzień czy dwa, ale nie więcej, bo nie chciałam narobić sobie zaległości.
Jakoś udało mi się doczłapać do sypialni zanim kompletnie padłam na łóżko. Nie spodziewałam się, że tak niewielka wspinaczka po schodach może mnie tak wyczerpać więc tylko zrzuciłam torbę z ramienia na ziemię i zagrzebałam się pod kocem. Postanowiłam, że pouczyć mogę się później a teraz musiałam jakoś wygrzebać telefon z torebki, która leżała niedaleko łóżka. Westchnęłam wiedząc, że mogłam zrobić to od razu, ale nawet o tym nie pomyślałam.
Po prostu przeturlałam się na nim chociaż moje ciało protestowało, ale się udało. Z wielkim trudem, ale jednak. Dosięgnęłam ręką do paska, który przyciągnęłam w swoją stronę. Rozsunęłam suwak wywalając całą torebkę do góry nogami aż w końcu znalazłam komórkę. Z jękiem podniosłam się tak aby wrócić do poprzedniej pozycji. Oparłam się o poduszkę i odblokowałam go widząc na nim kilkanaście nieodebranych połączeń na wspólnym czacie.
Mia: Jak on mógł nie pozwolić nam jej odwiedzić!!!!
Amara: Chyba zapominasz, że ona to przeczyta.
Mia: I dobrze. Przynajmniej wie, że o niej myślimy.
Leila: To było trochę dziwne jak na niego.
Kira: Ale podobno nic jej nie jest? Sofia jesteś tam?????
Luna: Odezwie się jak odpocznie. Dajcie jej spokój.
Kira: Co ty się taka ugodowa zrobiłaś? Aż dziwne, że nie wparowałaś do domu Lorenzo i nie siedzisz nad nią jak nienormlana.
Luna: Chciałam, ale Cassian był bardzo kreatywny :(
Amara: Czyli co zrobił?
Luna: Raczej czego nie zrobił (tutaj wzdycham sfrustrowana)
Ten czat był jedną z niewielu rzeczy, która potrafiła podnieść mnie na duchu zwłaszcza w tak ciężkim dniu. Czytanie tego jak rozmawiają między sobą na zwykłe tematy dotyczące na przykład ich mężów, w których narzekały, że poświęcają im za mało, dzieciom które wiecznie chorują czy po prostu miały zły dzień. Wiedziałam, że wiele to dla nich znaczy, bo miały coś tylko dla siebie do czego nie mieli dostępu ich partnerzy. Zyskanie takiej władzy było dla nich namiastką normalności jednak każda z nich zdawała sobie sprawę z tego, że nigdy nikt by im tego nie odebrał, bo były za bardzo kochane przez swoich mężów, którzy zrobiliby dla nich wszystko.
Szuranie u drzwi uświadomiło mi, że zupełnie zapomniałam o Aresie. Nawet nie musiałam się podnosić z łóżka, bo on już na parował swoim ciałem na przeszkodę, która dzieliła mnie od niego i już był w środku. Z wywieszonym językiem skracał dzielącą nas odległość po czym skoczył na łóżko, które zatrzeszczało pod jego ciężarem.
- Też tęskniłam. - zaśmiałam się, kiedy przesunął się w moją stronę i ułożył mi głowę na piersi. Pomimo swoich lat nadal był łasy na pieszczoty a zwłaszcza kiedy ktoś poświęcał mu swój czas.
Ares należał do rasy psów golden retriever i bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę z upływu czasu. Miał już ponad dwanaście lat, ale i tak trzymał się nadzwyczaj dobrze. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać jak to będzie bez niego, ponieważ prędzej czy później odejdzie. Wiedziałam, że sen szybko nie nadejdzie nawet jeśli chciałam zmrużyć oczy chociaż na chwilę co wydawało się dziwne, bo przez cały dzień przesypiała non stop a czułam się tak jakbym nie spała całą noc.
Spojrzałam na ekran do telefonu i postanowiłam w końcu uświadomić dziewczynom żyje. I że mój stan nie ulegnie pogorszeniu.
Ja: Wróciłam do domu. Poza nim lekkim wstrząśnieniem mózgu nic mi nie jest, ale podczas upadku rozbiłam sobie głowę. Kilka dni i będę jak nowa.
Kliknęłam wyślij i nawet nie zdziwiłam się, kiedy zaczęły napływać odpowiedzi. Co chwilę czułam na dłoni wibracje telefonu i czekałam aż w końcu wszystkie napiszą co stało i wtedy będę mogła im to wytłumaczyć.
Przejrzałam szybko wiadomości wiedząc, że cała piątka czeka z niecierpliwością na to aż wyjaśnij im, dlaczego doszło do wypadku.
Ja: Po prostu potknęłam się na schodach i upadłam. Wyszło to tak niefortunnie, że uderzyłam głową o ścianę, ale na szczęście po tym jak straciłam przytomność ktoś przechodził i mnie znalazł.
Postanowiłam, że nie wyjawię im całej prawdy nie dlatego że nie chciałam a z tego powodu, że nie chciałam ich martwić. Już wystarczająco osób zostało postawionych w stan gotowości, kiedy trafiłam do szpitala i nie chciałam większego zamętu wokół swojej osoby.
Amara: Ale na pewno dobrze się czujesz? Może zostań kilka dni w domu.
Nawet się nie zdziwiłam, że to zasugerowała, bo to było do niej takie podobne.
Ja: Nawet gdybym chciała wrócić to wiem, że Lorenzo stanowczo by się temu sprzeciwił. Że zacytuję jego słowa „Przez najbliższe kilka dni żadnej nauki, żadnej szkoły i żadnego biegania". Coś czuję, że specjalnie zostanie w domu, żeby mnie pilnować więc nawet gdybym chciała nie miałabym, jak uciec.
Byłam tego bardziej niż pewna, że tak postanowił zrobić, a że byłam od niego niższa, lżejsza i słabsza nawet nie miałam szansy, aby z nim wygrać. Nawet gdybym chciała jakimś sposobem go wykiwać i pojechałabym na uczelnię coś czułam, że to by była tylko kwestia czasu zanim wparowałby do sali i dosłownie mnie z niej wyniósł.
Leila: Nawet mu się nie dziwię, bo po czymś takim sama bym do ciebie pojechała i cię pilnowała.
Ja: Nie jestem dzieckiem, żeby mnie pilnować!!!!
Kira: Dobrze o tym wiemy, ale to nie zmienia faktu, że się martwimy.
Luna: Zawsze jak cię będzie zamęczał możesz do nas napisać więc wpadniemy wszystkie do jego domu i zrobimy mu taką rozpierduchę, że się po niej nie podniesie :D
Ja: Bardzo zabawne (śmiałabym się, gdyby tak bardzo głowa mnie nie bolała)
Amara: Damy ci spokojnie odpocząć, ale jakby co to zawsze możesz napisać. W ciągu kilku minut będziemy u ciebie.
Ja: Dzięki.
Odłożyłam telefon dobrze wiedząc, że każda z nich nawet by się nie zawahała, żeby po mnie przyjechać i mnie z tą zabrać. Właśnie z tego powodu tak bardzo je kochałam, bo nigdy nie przejmowały się tym co o ich działaniach mogą powiedzieć ich mężowie.
Ułożyłam się wygodniej na łóżku a cisza otaczająca dom odbijała się na mnie tak bardzo, że nawet nie zorientowałam się, kiedy zmorzył mnie sen.
***
Jak przez mgłę usłyszałam trzaśnięcie drzwiami jednak nie przywiązałam zbytnio do tego uwagi. Było mi zbyt wygodnie i ciepło, żeby się tym przejmować jednak coś kazało mi otworzyć oczy. Najpierw poczułam, jak Ares odrywa się ode mnie i przesuwa w kierunku moich nóg, aby się przy nich ułożyć. W kolejnej chwili jakby bok mojego łóżka zaczął się poruszać i zrozumiałam, że ktoś przy mnie usiadł.
Otworzyłam oczy a w tym samym czasie dotarł do mnie tak dobrze znany mi zapach należący do Lorenzo. Z niczym innym nie pomyliłabym tego jak pachniał, tym bardziej że używał ich, odkąd tylko pamiętałam.
Przyglądałam mu się zaspanym wzrokiem zastanawiając się jak długo go nie było. Spojrzałam w kierunku zegarka stojącego na szafce i dotarło do mnie, że spałam zaledwie czterdzieści minut a zdawało mi się, że minęło więcej czasu.
Przeciągnęłam się czując jak moje mięśnie protestują jednak ból był na tyle znośny, że udało mi się podciągnąć do siadu.
- Nie chciałem cię obudzić. – patrzył na mnie z góry.
- I tak nie powinnam tyle spać, ale cały czas czuję się zmęczona. – ziewnęłam bezwiednie i w ostatniej chwili zakryłam sobie usta dłonią.
- Jak głowa? – wyciągnął w moją stronę dłoń i pogładził opuszką palca opatrunek wokół czoła. Na szczęście szwy same ulegną rozpuszczeniu po kilku tygodniach tym samym sprawiając, że blizna nie będzie tak widoczna jak przy normalnych.
- Dobrze. – westchnęłam przeciągle czując rozleniwienie ogarniające moje ciało a to tylko mnie dotknął.
Zastanawiałam się co też chodzi mu pogłowie, że przez jego czoło przebiegała wielka zmarszczka. Musiało się coś wydarzyć, dlaczego siedział teraz w moim pokoju i nie odzywał się ani słowem. Pomimo że spędziłam w jego domu już kilka tygodni nadal do końca go nie rozgryzłam, ponieważ potrafił ukrywać emocje jak nikt inny. Tylko czasami udało mi się zauważyć, że coś jest nie tak i to właśnie w tej chwili.
- Coś się stało? – zapytałam zaniepokojona.
- Możesz coś dla mnie zrobić? – zapytał tak spokojnym tonem, od którego moje serce zaczęło jeszcze mocniej bić. Bardzo rzadko może z dwa razy słyszałam u niego taki ton i zwiastował on tylko że chce ode mnie czegoś ważnego.
- O co chodzi? – nie spuszczałam z niego wzroku, kiedy odsunął dłoń od mojego czoła.
- Chciałbym abyś to nosiła. – wyciągnął z kieszeni niewielkie pudełeczko, które po chwili położył przede mną na łóżku.
Zastanawiałam się o co mu tak naprawdę chodzi jednak wyciągnęłam dłoń i otworzyłam je zastanawiać się co jest w środku. Zaskoczyło mnie to, że znajdował się w nim zwykły zegarek taki jaki można było kupić u każdego jubilera. Spojrzałam w kierunku Lorenzo nic z tego nie rozumiejąc.
- Po co mi go dajesz? – zapytałam. – Mam wiele biżuterii i nie potrzebuję kolejnej.
- To zegarek z lokalizatorem. – odparł. - I zanim zaprotestujesz i powiesz, że nie będziesz go nosić od razu ci uświadomię, że tylko dzięki niemu będziemy mogli dotrzeć na czas, gdyby groziło ci niebezpieczeństwo. Nie mogę wszędzie za tobą chodzić, bo wiem, że nie chciałabyś tego a to jedyny sposób, aby ci zapewnić tyle swobody, ile tylko zdołam.
Nie podobało mi się to. Przegryzłam wargę zdenerwowana wiedząc, że jeśli założę go na rękę od tej chwili każdy mój krok będzie śledzony a to było dla mnie zbyt wiele. Rozumiałam, że chcą zapewnić mi bezpieczeństwo, ale z zegarkiem lekko przesadzili.
Z drugiej strony rozumiałam, że ktoś nadal mógł czyhać na moje życie więc to logiczne, że musieli znaleźć jakiś sposób, aby temu zaradzić. Musiałam się zgodzić, dlatego wyciągnęłam zegarek z pudełka i założyłam go na rękę. Wydawał się taki normalny, kiedy poruszam dłonią w jedną i w drugą stronę podziwiając to z jaką prostotą był wykonany.
- Robię to tylko dlatego żebyś nie chodził za mną krok w krok. – oznajmiłam.
- Oczywiście że tak. - zaśmiał się.
Wokół jego oczu pojawiły się niewielkie zmarszczki, które tylko dodawały mu atrakcyjności. Nie spuszczaliśmy z siebie wzroku nawzajem jakbyśmy chcieli przeciągnąć tę chwilę, w której oboje czuliśmy się jakby nic nas nie dzieliło. Lorenzo pochylił się w moją stronę i złożył delikatny pocałunek na moim czole tuż obok opatrunku.
- Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. – wyszeptał.
- Jak bardzo ci na tym zależało abym go nosiła? - musiałam o to zapytać.
- Bardzo, bardzo. - jak usta z każdym pocałunkiem, który wyciskał na mojej twarzy schodziły coraz niżej.
Całował moje oczy, nos, policzki a nawet i kącik ust jednak nie zrobił tego czego pragnęła najbardziej. Uparcie ignorował to, że chciałam poczuć jego wargi na swoich, ponieważ wystarczyło tylko kilka chwil w jego obecności, abym chciała poczuć po raz kolejny jak to jest po prostu być tak blisko niego.
- Zrobisz to w końcu czy nie?! - zapytałam w formie wyzwania.
Złapałam go za koszulkę i nie puszczałam ani nie pozwalałam, aby odsunął się ode mnie. Może i byłam niedoświadczona jednak zdawałam sobie sprawę z moich potrzeb a w tej chwili chciałam właśnie jego. Jego ust i wszystkiego co mógł mi dać.
- Powinnaś odpocząć. – stwierdził.
- To później. - wymamrotałam zanim złączyłam nasze wargi w pocałunku. Nie miałam zamiaru czekać, kiedy on tak bardzo się ociągał, zwłaszcza że uwielbiałam być tak blisko niego. Pocałunek był jak niesamowita niespodzianka, którą poznawałam raz za razem. Coś mi się wydawało, że gdybym pocałowała go po raz kolejny jeszcze bardziej bym się cieszyła.
Objęłam jego kark dłońmi przesuwając się do niego jeszcze bardziej a on w zamian otoczył mnie ramionami w tali. Nasze ciała zlewały się w jedno a usta pieczołowicie poznawały siebie nawzajem. Miękkości jego warg sprawiła, że zakręciło mi się w głowie jednak nie przerywałam nie chcąc, aby to się skończyło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro