Rozdział 19
Sofia
Stałam przed lustrem nie dowierzając w to, że mogłam tak pięknie wyglądać. Dziewczyny krzątamy się wokół mnie robiąc ostatnie pociągnięcia pędzlem na policzkach, zakładając sukienki czy nawet siedząc i podziwiając jak wyglądałam. Ten dzień był wyjątkowy nie tylko dla mnie, ale i dla każdej z nas.
- Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że masz takie ciało. – powiedziała Mia z zachwytem patrząc w moją stronę. – Moja dziewczynka dorosła.
- Przestań się mazać, bo to do ciebie niepodobne. - spojrzałam na nią w lustrze. – A poza tym twój wyraz twarzy zaczyna mnie przerażać. Przywróć ją do ustawień fabrycznych. – poprosiłam.
- Że co mam zrobić? – parsknęła śmiechem, ale po części wiedziałam, że było to wywołane alkoholem.
- To co słyszałaś. - odwróciłam się na pięcie w jej strony. - Zachowujesz się jak Amara a to niepokojące. Chcę z powrotem dostać tą moją Mię która powiedziałaby mi w tej chwili, że wyglądam jak seksbomba i że mam dać czadu na przyjęciu.
- Dojrzałam. - stwierdziła pociągając kolejny łyk szampana z kieliszka.
Rozejrzałam się po pozostałych kobietach i doszłam do wniosku, że dla nich najwyraźniej to już był początek imprezy. Otworzyły cztery butelki szampana z czego trzy już zostały opróżnione jednak z jakiegoś powodu nie było po nich widać, że znajdowały się pod wpływem alkoholu. Albo miały po prostu szybką przemianę materii albo piły po prostu jakąś słabszą wersję.
Amara oczywiście siedziała na wielkim fotelu niczym królowa z założonymi nogami i rozkoszowała się szampanem jakby to była zwykła woda. Najbardziej z nich wszystkich bałam się o nią, bo ona miała najsłabszym głowę jednak sądząc po tym jak zaróżowione były jej policzki było na to trochę za późno. Jednocześnie przyjrzałam się jej białej obcisłej sukience, która uwydatniła jej piersi a także biodra i zastanawiałam się co na to jej mąż. Było bardziej niż pewne, że gdy tylko ją zobaczy od razu będzie chciał ją zaciągnąć do łóżka. Żaden facet nie oparłby się takiemu widokowi.
Leila i Kira postawiły na bardziej zabudowane sukienki w kolorze butelkowej zieleni jakby się zmówiły. Długie rękawy do łokci i zakrywające ramiona wraz z dekoltem przypominały mi bardziej idealne żony ze Stepford niż mafijne posłuszne żony. Gdzie słowo posłuszne było w ich przypadku abstrakcją.
Luna z kolei miała na sobie czerwony kombinezon bez ramiączek czym mnie zaskoczyła. Zawsze wychodziła naprzeciw modzie i pokazywała, że kobieta może, ale i powinna chodzić w czymś więcej niż tylko sukienki. Nie przejmowała się tym co ktoś o niej myśli, a jeśli nawet ktoś byłby na tyle głupi, aby powiedzieć o tym otwarcie jej mąż od razu by go usadził czy nawet ją.
No i na koniec Mia która kupiła aż nie mogę w to uwierzyć różową sukienkę. To było tak absurdalne i tak niepodobny do niej, że w pierwszym momencie kilka razy musiałam zamknąć oczy a potem je otworzyć, aby się przekonać czy dobrze widzę. Pomimo tego musiałam jej przyznać, że wyglądała w niej niesamowicie, zwłaszcza kiedy okręca się wokół a ona wirowała przy jej kolanach.
- Przestańcie marudzić, bo trzeba iść. – Amara z hukiem odstawiła kieliszek na komodę i podniosła się na nogi. Patrzyłam na nią z podniesioną brwią zastanawiając się czy będzie w stanie zejść po schodach nie wywracając się, ale po tym jak zaczęła iść w moim kierunku chyba było wszystko z nią w porządku. – To twój dzień i masz się nie przejmować a się bawić. - położyła dłonie na moich ramionach a w jej oczach było tyle powagi, że nie mogłam się od nich oderwać. – Wiem, że to przyjęcie powinno się odbyć już dawno temu, ale Christopher nie pozwolił się wcześniej ściągnąć. Dupek. – dodała na odchodne.
- Dobrze się czujesz? – zapytałam.
- Wyśmienicie. – zapewniła.
- Coś mi się wydaje, że jednak nie. Jesteś pijana i właśnie obraziłaś swojego męża. – przypomniałam jej jakby już o tym zapomniała.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz. - zaśmiała się jakby to była najzabawniejsza rzecz na świecie. - Gdybyś tylko wiedział jak do niego mówię, kiedy jesteśmy w łóżku i jak jego głowa znajduje się pomiędzy moimi...
- Stop! - krzyknęłam zasłaniając jej usta dłonią. – Nigdy więcej nie chcę słyszeć o tym co się dzieje w twoim łóżku czy jakimkolwiek pomieszczeniu w tym domu. Rozumiemy się?
Na samą myśl o tym, że miałaby mi opowiedzieć o seksie ze swoim mężem czułam, jak jedzenie podchodzi mi prosto do gardła. Jak mogłabym spojrzeć potem Christopherowi w oczy nie przypominając sobie tego momentu i zachowując kompletną powagę. Kiedy spojrzałam ponad jej ramieniem zrozumiałam, że wszystkiemu przysłuchują się dziewczyny z porozumiewawczymi uśmiechami na twarzach i dotarło do mnie, że one po prostu by to wykorzystały.
- Powinnyśmy właśnie schodzić na dół. - przypomniałam im.
- Szkoda, bo zaczynało się robić całkiem fajnie. – Mia spoglądała na Amarę nieco zasmucona wiedząc, że czas, aby czegokolwiek się dowiedzieć właśnie minął.
Posłałam jej spojrzenie mówiące, aby nie ważyła się wykorzystać czegokolwiek co tu usłyszała przeciwko Christopherowi, bo ich sprzeczki były znane w całej rodzinie. Chyba tylko ona potrafiła tak szczerze i dobitnie się do niego zwracać a on nie wyciągał w stosunku do niej żadnych konsekwencji. Żadne z nich się do tego nie przyznawało, ale to była ich namiastka normalności i cieszyli się z każdej docinki względem siebie.
W końcu zaczęłyśmy się zbierać, ale zamiast iść na początku jak zamierzałyśmy wylądowałam na końcu. Jak to stwierdziła Kira to miało jeszcze podsycić moment mojego pojawienia się. Takie irytujące oczekiwanie jak to określiła, aby ludzie zaczęli się niecierpliwić co tylko podsyci ich chęć, aby w końcu mnie zobaczyć.
Nie pragnęłam aż takiej atencji jednak wiedziałam, że nie miałam wyjścia, ponieważ gdybym teraz stchórzyła okryłabym hańbą całą rodzinę a na to nie mogą sobie pozwolić. Wzięłam się w garść i wyszłam zaraz za dziewczynami zamykając za sobą cicho drzwi. To właśnie ten moment, w którym powinnam pokazać się z jak najlepszej strony i to też miałam zamiar uczynić.
***
Teraz już rozumiem, dlaczego ukrywali przede mną jak ma wyglądać to przejęcie. Jeśli tak w ich mniemaniu wyglądają urodziny to się mogłam domyślić, jak wygląda ślub. W całej sali przebywało tak wielu ludzi, że nie byłam w stanie ich zliczyć. W dodatku, kiedy schodziłam po schodach nawet nie musiałam się rozglądać, aby wiedzieć, że na mnie patrzą jakby wyczuli moje przybycie w powietrzu więc to był dobry moment, aby nauczyć się pokazywać swoją pokerową twarz.
Na samym dole schodów już czekał na mnie pan Alessio, aby podać mi ramię i oficjalnie wprowadzić do towarzystwa. Zanim do niego podeszłam rozejrzałam się wśród tłumu jednak nigdzie nie mogłam zauważyć Enzo, który obiecał mi pierwszy taniec. Kiedy oznajmiłam wszem i wobec, że chciałabym, aby to on był moim partnerem nikt się nie zdziwił ani zaprotestował. Nie wiedziałam co mam o tym sądzić, ponieważ spodziewałam się większego oporu z ich strony a nie całkowitej zgody.
Pan Alessio trzymając mnie pod ramię przyglądał mi się ojcowskim wzrokiem.
- Piękna sukienka moja droga. – skomplementował mnie.
- Dziękuję. - wyznałam trochę speszona. - Nie wiedziałam czy taka będzie odpowiednia na oficjalne przyjęcie jednak Amara się uparła.
- Chciała, aby każdy zapamiętał ten wieczór i w głównej mierze ciebie.
- I chyba jej się udało. – wymamrotałam.
- Nie masz się czym przejmować. - poklepał mnie pokrzepiająco po dłoni. - Należysz do rodziny, dlatego powinnaś zostać wprowadzono tak jak każdy jej członek. W dodatku chciałem, aby się dowiedzieli, że będziemy mieli w rodzinie nowego prawnika. - mrugnął do mnie wesoło.
- Zapomniałam jaki jest pan cwany. - roześmiałam się.
Dla wielu obecnych w pomieszczeniu ludzi była to informacja o tym jak wiele można zrobić dla rodzina. Moje studia miał być swoistym rodzajem pokazu, że drzemie w nas siła, ale tak naprawdę chodziło o całkowicie coś innego. Tym gestem pan Alessio informował wszystkich, aby nigdy nie próbowali skrzywdzić jego rodziny, bo ma przy sobie kogoś kto bardzo łatwo i szybko może wpakować ich do więzienia. Takie były realia życia w tym świecie jednak ludzie musieli zrozumieć jasno i dobitnie, że akurat z tą rodziną się nie zadziera.
Przez pierwszą godzinę zostałam przedstawiona tak dużej ilości osób, że nawet nie mogłam zliczyć. Każda z nich dostała jasną informację o tym, że w przyszłości zostanę prawnikiem a tym samym ich samopoczucie z rozluźnionych zmieniało się w lekko przerażone. Musiałam sama sobie w duchu przyznać, że napawało mnie to satysfakcją, że wywołuję w nich takie reakcje. Tym bardziej że w większości przypadków kobiety nie były tak bardzo dopuszczane do męskiego świata. Ja byłam tym wyjątkiem i rozmawiałam z ludźmi z wysoko podniesioną głową.
- Podoba mi się to. – wyszeptałam do pana Alessio, kiedy odchodziliśmy od kolejnej grupy. - Ten strach w ich oczach sprawiał, że czułam się silna. Możemy zrobić to jeszcze raz? – zapytałam podekscytowana.
- Wiedziałem, że ci się to spodoba. - wyciągnął dłoń w kierunku przechadzającego się po sali kelnera i zdjął z tacy dwa kieliszki szampana, który jeden podał mnie. – I odpowiadając na twoje pytanie. Tak zrobimy to jeszcze raz a może i więcej przez cały wieczór.
Wyszczerzyła nam się do niego pociągając niewielki łyk szampana wiedząc, że muszę zachować trzeźwość umysłu. Rozejrzałam się po całej sali szukając w tłumie tej jednej konkretnej osoby, ale w dalszym ciągu jej nie zauważyłam. Zaczęłam już tracić nadzieję na pojawienie się Lorenza, tym bardziej że nie zająknął się w swojej wiadomości, że się spóźni albo w ogóle będzie nieobecny. Bezwiednie szukałam go po sali bez skutku.
Czekał mnie jeszcze taniec, z Enzo który zdążył mnie złapać tylko na chwilę i oznajmić, że dokładnie za dwie godziny nastąpi ta wyczekiwana chwila. I tyle go widziałam, bo potem zniknął w tłumie jakby rozpłynął się w powietrzu jednak na odchodnym oznajmił, że sam mnie znajdzie, kiedy przyjdzie pora. Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że tak właśnie będzie.
- Nie ma go. - powiedział od niechcenia stojący obok mnie pan Alessio. Przyglądał mi się uważnie jakby dokładnie wiedział kogo tak szukałam jednak nie mogłam mu się do tego przyznać.
- Nie wiem o kim pan mówi.
- Znam cię zbyt długo żebyś mogła mnie okłamać. - nie przejmował się tym co powiedziałam. - Odkąd pojawiłaś się w naszym domu wiedziałem, że będziesz promykiem słońca który rozświetli ten dom i nie myliłem się. Nawet kiedy mój wnuk wyszedł za tą lafiryndę i z jego oczu zniknęła beztroska która go wyróżniała wiedziałem, że tylko tobie uda się podtrzymać go na duchu. - jego szczerość całkowicie mnie zaskoczyła jednak słuchałam z zapartym tchem niezdolna mu przerwać. - Nie pochwalałem tego związku jednak mój syn zdecydował zanim mogłem coś powiedzieć więc siedziałem cicho. Tym razem jednak gdybym mógł coś zrobić nigdy nie pozwoliłbym na to, aby ta kobieta weszła do tej rodziny. - wtedy spojrzał na mnie. - Gdybym mógł wybrać wybrałbym ciebie, bo tylko przy tobie był tak bardzo szczęśliwy. A niczego więcej nie pragnę dla moich dzieci i wnuków niż właśnie tego.
Nie mogłam dojść do siebie po tym co od niego usłyszałam. Jedyne co byłam zdolna zrobić to odstawić kieliszek na najbliższy stolik wiedząc, że gdybym trzymał go w dłoniach na pewno bym go opuściła.
- To aż tak widać? - zapytałam wiedząc, że nie ma co ukrywać moich uczuć, skoro on dobrze zdawał sobie z nich sprawę.
- Zakochałem się w mojej żonie, kiedy tylko ją zobaczyłem. - posłał mi taki uśmiech, od którego każda kobieta by omdlała jednak ja zauważyłam w nim ogrom emocji i uczuć, że nie dało się pomylić tego z niczym innym. - Od razu też zauważyłem, że patrzysz na niego inaczej niż na swojego przyjaciela. Może z początku nie było między wami nic więcej, ale z czasem to się zmieniło. Pamiętasz dokładnie, kiedy?
- Nie. - westchnęłam wykręcając sobie dłonie. - To zaczęło się już zanim odzyskałam wzrok, ale dopiero kiedy go zobaczyłam to jakby wszystko przybrało na sile. Jakbym musiała się przekonać na własne oczy, że to właśnie on jest tą osobą. Tą jedyną i wyjątkową.
I kiedy właśnie czekałam na tą osobę ona się nie pojawiła. Byli tutaj dosłownie wszyscy poza nim jakby w ogóle nie obchodziło go to czy chcę jego obecności.
- Przyjdzie. - zapewnił mnie.
- Wierzy w to pan bardziej niż ja.
On nie przyjdzie i bardzo dobrze zdawałam sobie z tego sprawę, ponieważ unikał jakichkolwiek większych spotkań czy przyjęć od wielu lat i to się nie zmieniło. Musiałam pogodzić się z tym, że przyjaźń, na którą bardzo liczyłam nigdy się nie ziści.
Jedyne co mogłam zrobić w tej chwili, aby jakoś uratować ten dzień to po prostu robić dalej to co wcześniej. Poprosiłam więc pana Alessio, aby przedstawił mnie kolejnej grupce ludzi, którzy zerkali na nas kątem oka czekając na swoją kolej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro