Sunshine
Z okazji walentynek, wszystkiego najlepszego kochani
Pov. Erwin
Siedziałem w domu Carbo w pokoju, który już należał do mnie z tym jak często tu śpie. Siedząc na łóżku przeglądałem telefon patrząc jak na Twitterze wszystkie ekipy piszą o tym wczorajszym nagraniu, które wyświetliło się wczoraj każdemu na wyspie. Śmiejąc się cicho odłożyłem telefon na ciemno brązową szafkę nocną, która po bokach miała namalowane małe złote gwiazdki. Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy idąc boso po podłodze, która ma taki sam kolor co meble w pokoju. Podszedłem do szafy otwierając ją i wyciągnąłem z niej ciuchy na dziś. Ściągnąłem z siebie piżamę składającą się z za dużej białej koszulki i spodni w kratę. Dół piżamy ma czarny, szary i biały kolor, z dużym wzorem w kratę. Odłożyłem ją złożoną na szafkę na jej normalne miejsce i wyciągałem strój na dziś.
Przebrałem się w czarną koszulkę na ramiączkach, jasnoniebieskie dżinsy o szerokiej nogawce z przetarciami, cienki czarny pasek oraz białe trampki.
Wziąłem telefon z szafki nocnej i wyszedłem z pokoju by po zamknięciu za mną drzwi ruszyć w stronę kuchni. Zauważając, że Carbo aktualnie nie ma w mieszkaniu wziąłem z szafki jabłko i wyszedłem z domu uprzednio zostawiając notatkę na blacie. Po zjechaniu windą na parter wyszedłem z apartamentu i z parkingu wyciągnąłem swoje ferrari i wsiadłem do niego. Wyjechałem na drogę i zacząłem jeździć po mieście bez celu.
Podczas mojej przejażdżki rozmyślałem o liście gończym o te 20 mln, który jest na mnie. Myślałem co się stanie jeśli mnie złapią, może mnie zabiją, a jeszcze może mnie zamkną porwą i będą torturować. Po głowie chodziło mi wiele scenariuszy i nie mogłem przestać o tym myśleć. Po prostu nie chciałem stracić wszystkiego na co zapracowałem a najbardziej nie chciałem stracić swojej rodziny, którą kocham ponad wszystko.
Podczas jazdy po wyspie nawet nie zauważyłem jak szybko minął mi ten czas gdy siedziałem samotnie z cichą muzyką w tle nie zwracając uwagi na ludzi wokół mnie. Gdy w końcu poczułem pragnienie to zjechałem pod sklep znajdujący się na Paleto co sprzedaje Bubble Tea, na które miałem teraz ochotę. Wysiadłem z pojazdu upewniając się, że mam na sobie maskę i wszedłem do środka budynku. Jako iż nie było w nim dużo rzeczy prócz dwóch stolików z krzesłami i lada, w której można zamówić Bubble Tea oraz, przy której stała dość długa kolejka. Kiedy czekałem na moją kolej by zamówić wyciągnąłem telefon i zobaczyłem wiele nieodebranych telefonów oraz wiadomości od Carbonary na co lekko się skrzywiłem i przesłałem wiadomość, że żyje i mam sie dobrze, nie trzeba zwoływać landryn.
Gdy już byłem przy kasie zamówiłem to co chciałem a po dostaniu tego zapłaciłem i wyszedłem z budynku. Cicho gwiżdżąc dotarłem do auta wsiadając i wrzucając na Instagrama zdjęcie jakie zrobiłem gdy szedłem po parkingu.
@Pastor_Erwin
@Pastor_Erwin: Smacznej kawusi, policja się dusi❤️
Cicho gwiżdżąc odłożyłem kubek i odpaliłem auto od razu odjeżdżając bo wiedziałem, że zaraz sie zjadą tu ludzie. Miałem już kontynuować moją podróż po Los Santos gdy zobaczyłem, że dzwoni do mnie Carbonara więc odebrałem dając rozmowę na głośnomówiący.
-Halo? - Powiedziałem od razu po odebraniu wjeżdżając na autostradę prowadzącą do miasta.
-GDZIE TY JESTEŚ? TY WIESZ JAK DAVID I JA SIE MARTWIMY? OD RANA CISZA A JEST JUŻ 16. CZY CIEBIE JUŻ POJEBAŁO, PRZYPOMINAM ŻE MASZ NA SOBIE LIST GOŃCZY - to było pierwsze co usłyszałem jak tylko skończyłem mówić.
-Nic mi nie jest, wracam do miasta, nie musisz się martwić jeszcze pamiętam o tym liście gończym - zacząłem odpowiadać spokojnie jadąc dość wolno a zarazem przepisowo po autostradzie.
-Przyjedź do domu a nie się gdzieś plątasz. Większość miasta na ciebie bałwanie poluje - odparł Carbo gdy zaczął się uspokajać.
-Tak jest kapitanie - powiedziałem sarkastycznie dalej jadąc powoli pojazdem po autostradzie.
-I jedź kurwa szybciej bo mnie pojebie i po ciebie przyjadę - dodał przed rozłączeniem się na co cicho prychnąłem.
Gdy wracałem do miasta to mijałem dwa auta, które goniło policyjne Seu więc obstawiałem, że ktoś robił Human Labs. Przejeżdżając koło policyjnego pojazdu usłyszałem głos podobny do Vaskiego więc obstawiłem, że Lance jest dzisiaj w mieście i na służbie. Lubiłem się z nim ścigać, miał podobny styl prowadzenia co Vasquez, lecz z tą różnicą, że Vaski prowadzi jakby ostrzej zwłaszcza jak prowadzi uciekając od policji. Jedynie kiedy jeździ spokojniej jest gdy wraz z Speedo i że mną jeździ po mieście i szuka rzeczy na napad. Tęskniłem w sumie za nim dawno go nie widziałem, wiem że jest zajęty swoim chłopakiem Speedo czy tam kimkolwiek on jest lecz mógłby spędzić więcej czasu z ekipą lub nawet tylko ze mną jako iż jest on jak starszy brat.
Prócz Vaskiego tęskniłem też za Silnym i Dorianem, czyli moimi starszymi głupkowatymi braćmi. Nie widziałem już ich jakiś czas może już nawet rok więc tęskniłem za ich obecnością. Automatycznie nie patrząc nawet jak jadę zjechałem na parking koło domu Carbo i wyłączyłem pojazd. Wziąłem swoje bubble tea z pojazdu i wysiadłem z niego popijając kiedy kierowałem się w stronę drzwi.
Wyciągnąłem z kieszeni klucze i otworzyłem drzwi mając w ręce kubek z pół wypitym bubble tea. Ściągnąłem buty i postawiłem je obok drzwi zauważając przy tym, że nie ma butów należących do Carbo i Davida. Z uśmieszkiem wszedłem w głąb domu a dokładniej to do kuchni i zauważyłem notatkę na stole. Odkładając kubek na stół podniosłem notatkę i zacząłem ją czytać.
"Więc siwy, nim zaczniesz się drzeć, że jak to my się tak na ciebie drzemy a nas nie ma w domu to posłuchaj. Dzisiaj są te walentynki i Capela chciał pojechać że mną do restauracji i jak ja mam mu to odmówić bo wiesz, że mam słabość. A David poszedł do sklepu w tedy gdy ja wychodziłem (15.30) więc sądze, że za niedługo powinien wrócić. Za niedługo mają przyjechać jeszcze landrynki by ciebie pilnować braciszku. Miłej zabawy wam życzę podczas tych walentynek😏"
Czytając to wywróciłem oczami i przyczepiłem tą kartkę magnesem do lodówki. Wziąłem z powrotem kubek do rąk i usiadłem na kanapie przykrywając swoje nogi kocem. Wziąłem pilot z stolika, który był przedemną i włączyłem telewizor. Zacząłem serfować po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego popijając moje bubble tea i czekając aż landrynki lub David przyjadą do domu.
Jako iż dzisiaj były walentynki to wszędzie były puszczane filmy romantyczne więc nie miałem za wiele do wyboru. Wybrałem ten najmniej cringe i zacząłem go teoretycznie oglądać na wpół się na nim skupiając a połowicznie będąc w swoich myślach a dokładniej rozmyślałem o poprzednich walentynkach. Miałem w tedy spędzić romantyczny wieczór z Grzechem nawet specjalnie sam zrobiłem tą kolację i kupiłem mu specjalnie wybrany prezent wraz z ręcznie robionym nożykiem. Wszystko po to by zastać go i Mię całujących i miziających się na komendzie gdy przyszedłem go zaskoczyć.
Nie widziałem w tym sensu by nawet udawać, że nic nie widziałem. Nóż dałem Ernestowi a kolację zjadła ekipa bo nie chciałem mieć z tym nic wspólnego. To był pierwszy raz kiedy ugotowałem coś dla kogoś i od tamtej pory to był ostatni raz. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk przekręcających się kluczy w zamku więc spojrzałem w tamtą stronę by ujrzeć wchodzących przez drzwi Davida, Michaś i Fosterka.
-Cześć chłopaki - powiedziałem biorąc łyka bubble tea.
-Gdzieś ty był ty siwulcu - David po ściągnięciu butów i zostawieniu ich przy drzwiach powiedział lekko marszcząc brwi i podchodząc do mnie.
-Jeździłem po mieście, paleto, dokach, w sumie to wszędzie byłem - odparłem ściszając telewizor by lepiej ich słyszeć.
-A jadłeś coś dzisiaj czy od rana latasz po wyspie bez jedzenia czegokolwiek - dopytywał David używając tego brateńczego nadopiekuńczostwa przez które się uśmiechnąłem.
-Emm... No ten - odparłem po czym zacząłem pić moje bubble tea nie patrząc na nich.
-Szefitek ehh, idziesz z nami - westchnął Foster podchodząc do mnie i zabierając mi mój kubek z rąk odkładając go na stolik.
Nim mogłem wogóle się oprzeć to Michael i Fosterem podnieśli mnie z kanapy i zaciągneli do kuchni sadzając mnie na blacie. Popatrzyłem na nich zirytowany gdy oni podeszli do lodówki wyciagając z niej czerwoną paprykę, mieloną wołowinę i imbir. David z szafki wyciągną garnek wsypał makaron i nalał do połowy wodę tak by było 50/50. Gdy postawił garnek na palnik podał mi książke otwartą na jakiejś stronie i pacem wskazał na przepis jaki robią.
-Masz, pilnuj by było robione i zajmij się tym - odparł Davidek odchodząc odemnie i soląc makaron.
-Makaron azjatycki z pikantną wołowiną? - przeczytałem patrząc na otwarty przepis.
-Powinno cię to wystarczająco nasycić na jakiś czas - odpowiedział mi na to Fosterek biorąc patelnie, dodając na oko łyżkę oleju, rozgrzewając go a później wkładając mięso.
Mając koło siebie miseczkę z sezamem wziąłem trochę i rzuciłem w Michaela, który teraz kroił paprykę. Gdy tylko poczuł jak coś uderza go w tył głowy to wypuścił nóż na deskę i obrócił się w moją stronę.
-Czy ty we mnie rzuciłeś sezam siwulcu? - powiedział Mati patrząc na mnie na co zrobiłem minę niewiniątka.
-Nie😇 - odparłem przesłodzonym głosem spoglądając na niego i biorąc z blatu telefon należący do Davida. Odpaliłem go bo znałem hasło do jego telefonu i włączyłem pierwszą lepszą playlistę na Spotify, którą ostatnio słuchał.
Popatrzył tylko na mnie i wywrócił oczami po czym pokroił czerwoną cebulę i zaczął siekać kapustę. Odwracając wzrok od dość przyjemnego widoku dla oczu jakim były napinające się mięśnie Michasia gdy on kroił warzywa.
-Czemu ja mam tu siedzieć? - spytałem dalej siedząc na blacie i przeglądając przepisy, które znajdowały się w książce.
-Byś nie spalił kuchni Carbo bo nas zabije - odparł David odwracając się w moją stronę i zabierając od różowo-włosego (nie pamiętam jaki miał kolor włosów ale tak uznajmy, że różowy) deskę i wsypując jej zawartość do patelki.
-Ale ja nie palę kuchni, wypraszam to sobie - powiedziałem udając urażenie i patrząc jak mieszają zawartość, która znajdowała się w patelni.
-Wiesz ty co, przydaje się i umyj tą deskę - powiedział Foster wskazując na znajdującą się w zlewie deskę do krojenia, na której dopiero Michael kroił.
Zeskoczyłem z blatu i podszedłem do zlewu po czym zacząłem myć wskazaną przez nich rzecz. Podczas gdy to robiłem to co chwilę ochłapywałem ich wodą więc kiedy skończyłem to robić bo poczułem silne ramiona, które podniosły mnie z ziemi a po chwili posadzono mnie z powrotem na blacie. Gdy obróciłem głowę to ujrzałem, że osobą, która mnie podniosła z powrotem to był Michaś.
-Siedź tu, obiad zaraz będzie - powiedział widząc moje niezadowolenie, że mnie podniósł.
-Phm - prychnąłem ale nie zszedłem z blatu patrząc jak oni nakładają jedzenie na talerze.
Kiedy odstawiano talerze na stół wziąłem widelce z szuflady i zszedłem z blatu po czym odsunąłem krzesło i usiadłem na nim.
(Time skip)
Siedziałem w aucie i wraz z chłopakami co mieli za zadanie mnie pilnować jechaliśmy do galerii na zakupy. Sam nie chciałem na nie jechać ale landrynki uparły się na zabraniu mnie na nie bo się nudzili i by mi coś kupić. Spoglądając przez okno widziałem, że wjeżdżamy na parking więc założyłem maskę na pół twarzy tak by mnie nie rozpoznano bo wciąż byłem poszukiwany na 20mln. Po wyłączeniu auta odpiąłem pasy i wysiedliśmy z pojazdu by po chwili udać się do najbliższego sklepu, który był przy wejściu czyli wypadło na Rossman. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się na maseczki do twarzy gdzie wybrałem dwie co mi się najbardziej sprawdziły i wrzuciłem je do koszyka, który nosił Foster. Jako iż skończyła mi się kredka do oczu mojego ulubionego koloru czyli czerwonego. Przeglądając na ręce to jak dobrze malują się na mojej skórze oraz to jaki mają kolor po nałożeniu. W końcu wybrałem tą, którą jako pierwszą testowałem. Odkładając tą kredkę co wybrałem do koszyka wziąłem też kolor szminki jaki jeszcze nie miałem i ją też odłożyłem. Wziąłem sobie też jeszcze szampon oraz żel pod prysznic i z tymi zakupami skierowałem się w stronę kas. Kiedy już miałem wyciągać portfel to Foster wyciągnął mi go z rąk i zabrał mi portfel po czym skierował się w stronę kasy samoobsługowej. Mimo moich protestów i tak nie pozwolili mi zapłacić mówiąc, że to prezent od niego.
Wyszliśmy z sklepu w taki sposób, że Foster miał w ręce reklamówkę z moimi zakupami, ja szedłem udając obrażenie a David oraz Michael szedli za nami. Rozglądałem się po galerii w poszukiwaniu sklepu do którego moglibyśmy pójść to zauważyłem tą maszynę do wyciągania miśków więc podszedłem tam lekko podskakującym krokiem podekscytowany tym.
Po nieudanych kilku próbach i moim narastającym zirytowaniu podszedł do mnie David kładąc ręke na moim ramieniu.
-Moge spróbować? - spytał na co kiwnąłem tylko głową bo byłem już zirytowany tym, że mi nie wyszło. Po dwóch próbach udało mu się wyciągnąć pluszaka w kształcie czerwonej pandy i mi go dał.
-Dziękuje Davidku - powiedziałem przytulając go przez chwilę po czym go puściłem i wróciliśmy do chodzenia w poszukiwaniu sklepu, do którego możemy wejść.
W końcu postanowiliśmy pójść do Sinsay bo Michaś potrzebował coś z tamtąd kupić. Kiedy już skierowaliśmy się do pierwszego działu jaki wpadł nam w oko to David zaczął dostawać wiadomości i zmarszczył brwi patrząc kto pisze.
-Ja... Będe szedł, Labo pisze. Wiem, że miałem z wami być ale on mnie potrzebuje - powiedział lekko zdenerwowany i zmartwiony.
-Idź, nie przejmuj się. Nie pozwól twojemu chłopakowi czekać zwłaszcza w walentynki - powiedziałem z lekkim uśmiechem.
-Tooo ja waszą dwójke zostawię samych gołąbeczki bo nie chce być piątym kołem u wozu - odparł po chwili Foster wycofując się wraz z Davidem.
-Czyli zostaliśmy sami złotko - powiedział Michael dając ramie na moje biodro na co się zarumieniłem - Więc, póki nikt nam nie przerywa i jest mało ludzi wokół nas. Czy chciałbyś być moją walentynką i pójść ze mną na randkę po naszych zakupach? - zapytał dalej mając twarz blisko mojej szyi.
-Ja... Z chęcią - odparłem z lekkim uśmiechem.
Dalej będąc blisko różowo-włosego chodziliśmy po sklepie i kupowaliśmy wybrane przez niego rzeczy czyli jakieś kilka kocy, poduszek, imprezowy zestaw sztućców, lampki. Po zapłaceniu za te zakupy poszliśmy do sklepu spożywczego, który był po prawo od tego sklepu i kupiliśmy wino, przekąski oraz jakieś napoje. Trzymając reklamówki wyszedliśmy z sklepu i skierowaliśmy się na parking gadając o wielu rzeczach takich jak napady, rodzina, miłość oraz nasz ulubiony temat do rozmów czyli romanse ekipowe. Michaś z parkingu wyciągnął swój SUV i włożyliśmy do niego zakupy na tylnie siedzenie po czym siedliśmy do pojazdu.
Kiedy ja zapiąłem pasy to Michael odpalał samochód po czym wyjechaliśmy z parkingu. Oparłem się o drzwi auta patrząc na mijające nas domy, budynki, puste pola oraz lasy.
-Gdzie mnie zabierasz? - spytałem się lekko podekscytowany tym.
-Spodoba ci się to - odparł tylko i to było jedyne co od niego usłyszałem przed ciszą jaką nastąpiła w pojeździe przez kolejne kilka minut naszej jazdy aż w końcu zjechał on z drogi na jakieś pole po czym wjechał na górkę i stanął za drzewem lecz pod otwartym niebem - dobra wysiadaj, już jesteśmy - dodał po czym wysiadł z auta więc poszedłem w jego ślady i też wysiadłem.
Wraz z Michasiem staliśmy z tyłu auta gdzie ja stałem i patrzyłem a on otwierał bagażnik a tam rozłożona na całą powierzchnię złożonego bagażnika pierzyną. Patrzyłem na to z podniesioną brwią bo zaczął on teraz układać te rzeczy co kupiliśmy oraz przyczepił lampki do sufitu auta. Patrzyłem na to jak w transie bo mi się to podobało bo ogólnie wolałem coś takiego niżeli kolację w restauracji. Z rozmyśleń wyrwało mnie to, że podniósł mnie on na ręke i posadził po lewej stronie a on sam położył się po prawej.
-Ślicznie tu- powiedziałem patrząc na zachodzące słońce za wodą.
-Nie śliczniej niżeli ty - powiedział a bardziej wymruczała do mojego ucha moja walentynka przez co lekko zadrżałem przez uczucie jego ciepłego oddechu na mojej szyi oraz jego ręki w moich włosach.
Uśmiechnąłem się na to i spojrzałem w jego ładne, unikalne oczy po czym przybliżyłem się do niego siadając mu na kolanach i pocałowałem go w usta.
-Kocham cię ty moje słońce najdroższe - powiedizał przed pocałowaniem mnie jeszcze raz.
===================================
Za wszelkie błędy przepraszam
Miłego dnia/wieczoru/nocy
Szczęśliwych walentynek❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro