Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Do gałęzi drzewa była przywiązana lina, a na niej zwisał człowiek. Młody chłopak ubrany w szare spodnie i białą bluzę. Na nadgarstku miał jakąś bransoletkę. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na Katy, która nie mogła ruszyć się z miejsca.

— To dopiero dziesiąty dzień... — szepnęła, po czym podeszła do wisielca i sprawdziła nadgarstek. — Weź mój telefon i zadzwoń do Haydena. — poleciła mi i podała telefon, a sama nadal oglądała trupa. Nie odbierał, więc zadzwoniłam ponownie i na szczęście usłyszałam jego głos. Nie rozumiałam tylko, dlaczego nie kazała zadzwonić na policję.

— Słucham?

— Tu Lauren... — drżał mi głos. Pierwszy raz w życiu widziałam coś takiego, więc nie było to raczej dziwne.

— Oh, skąd masz telefon mojej siostry? — zapytał, jakby niezadowolony.

— Od Katy. — powiedziałam cicho. — Musisz przyjść nad rzekę do lasu.

— Co? Coś się stało? — słyszałam jak przyśpiesza po jego oddechu.

— Powiedz, że nietoperz poszedł spać. — powtórzyłam słowa Katy.

— Zaraz będę. — rozłączył się.

— Lauren, usiądziesz na kłodzie? Wiem, że to dla ciebie duży szok. Też tak zareagowałam za pierwszym razem.

— Za pierwszym razem? — zapytałam tak cicho, że nie usłyszała. Byłam w Kenner dopiero drugi dzień, a już zdążyłam nabawić się traumy. Zacisnęłam powieki i ukryłam twarz w dłoniach. Zaczęłam się zastanawiać, o co chodziło i dlaczego ciągle słyszałam słowo „nietoperz". Szok, niedowierzanie. Przede mną wisiał człowiek, do cholery!

Minęło kilka minut, zanim chłopak się zjawił. Rozmawiał długi czas z Katy, a potem ona chciała mi coś powiedzieć, ale jej zabronił. Nie mogłam pojąć tego, co się wydarzyło.

Znalazłam trupa.

Tylko to zdanie dudniło mi w głowie tak bardzo, że miałam wrażenie, że zaraz pęknie mi czaszka.

— Jesteś samochodem? — zapytała Katy. Hayden skinął głową. — Więc ją stąd zabierz, ja sobie poradzę. — oparła ręce na biodrach, a czerwonowłosy podszedł do mnie i przykucnął przede mną.

— Odwiozę cię do domu, dobrze? — spojrzałam na niego przerażona i zdezorientowana. Złapał mnie za rękę i delikatnie pociągnął, abym poszła za nim. Bez słowa to zrobiłam. Miał zimną dłoń, wręcz lodowatą, przez co odruchowo mocniej ją ścisnęłam. Kiedy wyprowadził mnie z lasu, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego nowego domu. Na początku panowała cisza, ale wkrótce ją przerwałam.

— Hayden, co tam się stało?

— Ktoś popełnił samobójstwo. — powiedział bezuczuciowo.

— Tyle wiem! Dlaczego Katy kazała mi powiadomić ciebie, a nie policję? O co chodzi z tymi nietoperzami? — domagałam się wyjaśnień.

— Mniej wiesz, lepiej śpisz. — wycedził przez zęby. Nie rozumiałam, czym go rozzłościłam.

— Chyba należą mi się jakieś...

— Koniec tematu. — syknął tylko.

— Okay. — rzuciłam z pretensją i odwróciłam się w stronę szyby. Czy pogoda w Kenner zawsze była taka ponura? To miasto wyglądało jakby miało żałobę. A może tyle osób już się powiesiło, że faktycznie tak było?

— To nie tak, że nie zasługujesz na prawdę. Nie chcę cię w to mieszać. — oznajmił nagle, wzdychając. Zatrzymał się pod płotem, a ja poczułam się tak samo, jak wczoraj. — Nie bądź zła. Próbuję cię chronić. Zresztą, nie tylko ciebie. — dodał, kiedy wysiadałam. Nie odpowiedziałam i poszłam do domu. Zamknęłam za sobą drzwi i upuściłam torbę na ziemię.

— Lauren, no nareszcie. Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła! — roześmiała się Gia. — Właśnie podaję obiad, chodź.

— Nie mam ochoty jeść. — powiedziałam tylko i udałam się do swojego pokoju, pozostawiając ciotkę zdezorientowaną.



* * *



Wpatrywałam się w moje okulary i rozmyślałam nad tym, co się stało. Ktoś się zabił, znalazłam tego kogoś i policja nie może wiedzieć? Przynajmniej tak to wglądało. Co Katy i Hayden ukrywali?

Nietoperze.

Przeciągnęłam się leniwie i wzięłam do rąk komórkę, a potem zaczęłam googlować tę frazę.

Oprócz podstawowych informacji na temat tego gatunku, nie znalazłam nic, więc dopisałam „Kenner, samobójstwo" i wtedy wynik był jeden. Zawahałam się przez moment, ale potem pomyślałam, że muszę to sprawdzić i niepewnie nadusiłam na link. Okazało się, że jest z przed roku.

,,Młoda dziewczyna imieniem Rubby, wczoraj ok. północy popełniła samobójstwo, wieszając się na drzewie w lesie. Policja nie znalazła nic, poza krótkim listem adresowanym do J.

Fragment listu:

„J! Po dwudziestu dniach zrozumiałam, że masz rację. Mam nadzieję, że więcej nietoperzy pójdzie spać."

Nie ustalono, o co mogło chodzić, ani kim jest J.

Rocznie w Kenner samobójstwo popełnia ponad dwustu uczniów szkoły z niewyjaśnionych przyczyn. Pond połowa z nich umiera w Lutym-Marcu.

Świadkowie potwierdzają, że wielokrotnie znajdywano młode osoby, które postanowiły popełnić samobójstwo. Każda z nich miała na nadgarstku bransoletkę z nietoperzem.

Podejrzewa się, że stoi za tym jakaś sekta.

21.03.2017."

Przetarłam oczy ze zdumienia i zamknęłam kartę w telefonie, po czym odłożyłam go na bok. Rozmasowałam skronie i już miałam dzwonić do Katy, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi.

— Mogę? — zapytał Ned nieśmiało. Skinęłam głową. Usiadł na skraju mojego łóżka i nie odzywał się przez dłuższą chwilę.

— Nie chcę, żebyś postrzegała mnie jakoś źle przez to, co jest z Sarah.

— Nie obchodzi mnie to, dopóki nie dzieje ci się krzywda, po prostu się zdziwiłam. — założyłam ręce na krzyż.

— Ulżyło mi. — uśmiechnął się słabo. — Słuchaj, jeżeli chodzi o Haydena...

— Ugh... — wywróciłam oczami. — Zaczniesz mi teraz mówić, jaki on to nie jest zły? Że pije, pali, bije się...

— Nie, nie. — zaśmiał się wesoło. — Coś ty, w ogóle nie miałem zamiaru ostrzegać cię przed nim. Wręcz przeciwnie. — rysował palcem po pościeli.

— Co masz na myśli? — potrząsnęłam głową.

— To dobry chłopak. Znamy go odkąd wyjechałaś. Może i jego wygląd nie sprawia wrażenia poukładanego, inteligentnego i tak dalej, ale on właśnie taki jest. Czasem dostaje za to w kość, bo martwi się wiecznie o innych zamiast o siebie. Chciałem ci powiedzieć, że cieszy mnie to, że to on wpadł ci w oko, a nie jakiś Adam czy Jonathan. — na jego twarzy pojawił się cień zniesmaczenia.

— Poczekaj... On nie wpadł mi w oko! — broniłam się.

— Ta, ta, ta... — jego uśmiech się poszerzył. — Nie ma dziewczyny, która nie leci na Williamsa.

— On też należy do tej waszej elity?

— Niby tak, ale nie do końca. Trzyma się z nami, ale nie lubi być w centrum uwagi, co przez jego włosy jest trochę trudne...

— On był rudy? Jak Katy? — ciekawiło mnie to.

— Yup, ale nie aż tak. Był normalnie rudy, nie tak przesadnie, jak jego siostra. — wykrzywił usta.

— Hej, Katy ma zajebiste włosy. — skarciłam go. — Skąd wiedziałeś, jak ma na imię?

— Kiedyś nasz kumpel Adam, wymyślił taką durną grę. — westchnął ciężko. — Polegała na tym, aby przelizać się z wybraną przez kogoś innego dziewczyną z zaskoczenia. Któremu się nie udało — przegrywał.

— I co to ma wspólnego z Katy?

— Nick jest trochę głupi, jak już pewnie zdążyłaś zauważyć i wyznaczył Katy Jonathanowi. Ale Jonathan to chłopak, który od dziewczyn wymaga czegoś więcej, więc chciał ją przelecieć. Jako, że Hayden to chłopak, który nawet jakby chciał kogoś uderzyć, to nie potrafi, jego siostra musiała radzić sobie sama. Do tej pory wszyscy się śmieją z tej sytuacji. Katy wzięła po prostu tackę ze stołówki z jakimś ohydnym żarciem, uderzyła Jonathana, potem kopnęła go w genitalia i pożegnał środkowym palcem. Tamtego dnia wszyscy chłopcy o niej mówili, a mi jej imię zapadło w pamięci mimo, że to było prawie dwa lata temu. — wyjaśnił.

— O matko! — roześmiałam się. — Chciałabym to zobaczyć. — nie mogłam uwierzyć, że Katy byłaby w stanie posunąć się do czegoś takiego. — Co miałeś na myśli mówiąc, że Hyaden nie potrafiłby kogoś uderzyć?

— Nie w takim sensie, że nie umie się bić, znaczy... W sumie, to nie umie. Za każdym razem, kiedy kogoś przypadkowo walnął, czy coś, miał okropne wyrzuty sumienia i przepraszał tę osobę nawet przez okrągły miesiąc mimo, że sobie na to zasłużyła. On czuje się z tym źle. Nie ogarniam tego, ale szanuję. Oj, przepraszam. — ktoś do niego zadzwonił. — To on. — miał na myśli Haydena.

Ned po chwili zbladł i patrzył na mnie, jakbym kogoś zamordowała. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro