Rozdział 33
Po tym, jak moje policzki zabarwiły się niczym fenoloftaleina w zasadzie, uśmiechnęłam się ukradkiem. Byłam onieśmielona i nie wiedziałam, jak mam odebrać jego słowa.
— Aha... Nie wiedziałam, to nic. Przepraszam za kłopot. — powiedziała dziewczyna i odeszła zrezygnowana.
— Jak spławić laskę w pięć sekund. — powiedział Nick, po czym przybił piątkę z Haydenem, na skutek czego puścił moją dłoń. Byłam zwiedziona, ale jednocześnie lekko zirytowana.
Czy ja właśnie posłużyłam za przedmiot do odganiania dziewczyn?
— Witam. — uniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechającego się Jonathana. Rozdziawiłam usta z zadumy.
— Co ty tu robisz? — rzucił Nick.
— Też się cieszę, że wyszedłem ze szpitala, mój drogi przyjacielu. — odparł sarkastycznym tonem. — Obudziłem się to przylazłem. Mogę sobie pójść, jeśli tak bardzo ci przeszkadzam.
— Coś ty, siadaj. — zaśmiał się Nick.
— Wszyscy trąbią o jakimś pikniku. O co z nim chodzi? — zapytał blondyn, siadając obok Haydena.
— Pod gwiazdami. Wiesz, romantycznie i te sprawy. — sprostował Nick. — Idziesz tam z jakąś dziewczyną, chyba, że preferujesz chłopców, nie mam nic przeciwko. — uniósł ręce w geście obronnym, a Jonathan spiorunował go wzrokiem.
— Oczywiście, pójdziesz ze mną? — blondyn oparł twarz o dłonie w uroczy sposób. Mina Nicka była bezcenna.
— No homo. — wzdrygnął się. — Poszukam kogoś płci żeńskiej, Katy, masz z kim iść? — moja przyjaciółka aż wypluła herbatę, którą piła.
— Myślisz, że pójdę z tobą?
— Tak, tak właśnie myślę. — to, jaki Nick był beztroski, czasami mnie dobijało.
— Nie. — zmarszczyła czoło i wróciła do spożywania napoju.
— Nie wiesz co tracisz, mała.
— Tak, masz rację. Dużo tracę. Na przykład zarażenia się idiotyzmem, o nie! — złapała się za głowę i odchyliła ją w tył, a ja parsknęłam śmiechem. — Poza tym, po takim tekście, na pewno nigdzie z tobą nie pójdę.
— Czyli rozważałaś pójście ze mną? — uśmiechnął się zawadiacko.
— Po „mała", przestałam.
— Wiedz, że kiedy chłopak cię tak nazywa, uważa, że jesteś seksowna itede. — Nick próbował się bronić. Brakowało mi tylko popcornu.
— Nieprawda. — odezwał się Jonathan, unosząc jedną brew.
— Właśnie. — zawtórował mu Hayden. — To znaczy, że twoje słownictwo jest biedne.
— Proszę cię, nie jestem szurnięty, nie będę się zwracał do lasek tak, jak ty. — prychnął. — Miałem jej powiedzieć:
„Oh! Moja muzo, mój kwiecie świata, moja bogini, przy której czuję się jak na elizejskich polach, a gdziekolwiek z tobą pójdę, nawet na wysypisko śmieci symbolizujących nasz los, będę w edenie!" ?
— Nie mówię tak.
— On tak nie mówi. — powiedziałam równocześnie z czerwonowłosym.
— Nieważne. — machnął lekceważąco ręką. — Znajdę kogoś. Ej! Która chce iści ze mną na piknik?!
Od razu większość żeńskiego grona obecnego na stołówce, zaczęła piszczeć i podnosić ręce.
* * *
Ze szkoły chciałam wrócić spacerkiem, sama. Miałam na celu uporządkowanie myśli i przygotowanie się na jutrzejszą dostawę informacji, którą miał zająć się Noa. Na samą myśl mnie paraliżowało. Mimo, że tak dużo już wiedziałam, wciąż byłam zaniepokojona wszystkimi wydarzeniami. Czasami chciałam wrócić do Miami, gdzie nie było problemów, a życie układało się jak z bajki. Tylko, że to nie było prawdziwe życie.
— Chcesz wracać sama? Jeszcze ktoś cię porwie. — powiedział Hayden, podbiegając do mnie.
— To będę porwana. — wzruszyłam ramionami. Nie miałam ochoty żartować.
— Myślałem i myślałem i doszedłem do wniosku, że w sobotę pogadamy z Adamem. — tak mnie zszokował tą wiadomością, że musiałam przystanąć.
— Czekaj, chcesz tak po prostu do niego podbić i wypytać o nietoperzy?
— Nie, umówimy się na niby wieczór filmowy u mnie i tam rozpęta się piekło, moja droga. Nie mogę tego dłużej ciągnąć. Z każdym dniem, nabieram coraz większej nienawiści do tego człowieka. Jak mam mu patrzeć w oczy, udając? Nie potrafię, Lauren.
— Nie wiem czy to się dobrze skończy. — pokręciłam głową.
— Ooo... — cmoknął z dezaprobatą. — Jaka z ciebie pesymistka.
— Lepiej być pesymistą i przygotować się na rozczarowanie niż optymistą, a potem to przeżywać.
— Niby tak, ale jest jeden haczyk. — rzuciłam mu pytające spojrzenie. — Optymista nie przeżywa rozczarowania, myśli sobie, że następnym razem będzie lepiej. Wygrałem! — klepnął się w klatkę piersiową.
— Optymiści są niepoprawni. — stwierdziłam, wzdychając.
— A jednak na takiego poleciałaś. — stanął przede mną i dotknął czubka mojego nosa. Założyłam ręce na krzyż, a na mojej twarzy zagościł krzywy uśmiech.
— Nie poleciałaś? — zapytał niepewnie. Lustrował mnie wzrokiem, oczekując odpowiedzi. Tylko, że ja nie byłam pewna, co powinnam mu powiedzieć.
— Pomyliłem się? Źle cię zrozumiałem, przepraszam. — uśmiechał się na siłę. Było mi go żal.
— Nie, Hayden. — roześmiałam się. — Wracając do rozmowy, którą nam wtedy przerwano.
— Nie łagodź sytuacji, jestem optymistą, poradzę sobie. — uderzyłam się w czoło otwartą dłonią.
— Zamknij się. — rozkazałam, chwytając jego zimne ręce. — Chciałam ci wtedy powiedzieć, że oczywiście, że się zgadzam.
— Serio? — znowu wywołał mój śmiech.
— Chodź tu do mnie. — powiedziałam, a potem stanęłam na palcach i go przytuliłam. — Nie odzywałam się, bo się bałam. Ty też to tego nie wracałeś więc pomyślałam, że zapomniałeś.
— Zwariowałaś? — zapytał oskarżycielskim tonem, odrywając się ode mnie. Przeszył mnie swoim srebrnym spojrzeniem i pogładził dłonią po policzku. — Nie chciałem się narzucać. A teraz... — odsunął kosmyk moich włosów. — Mam pewność, że nie jestem głupkiem. — uśmiechnął się, przykładając czoło do mojego.
— Nigdy nim nie byłeś. — odparłam, patrząc mu w oczy.
— Przez pewien moment myślałem, że tak i, że za dużo sobie wyobrażam. — przyznał. — Teraz nie tyle, co mogę nazywać cię dziewczyną, bo to oczywiste. Teraz mogę nazywać się swoją dziewczyną i to dla szkoły także stanie się oczywiste. Wiesz, nie chciałbym żeby jakiś typek myślał, że ma u ciebie szanse.
— Chcesz umieścić post na Facebooku? — z mojej twarzy nie schodził banan.
— Oj, mam na myśli coś bardziej efektownego. — puścił do mnie perskie oko. — Nick i Ned mnie zabiją. — szepnął, śmiejąc się.
— Najpierw zrobi to Katy. — poklepałam go po ramieniu.
— Nie jestem kotem, nie mam dziewięciu żyć. — jęknął.
— Nie bój się, może zmusisz Neda do wyjścia z pokoju. — wzruszyłam ramionami.
— Mhm. — wywrócił oczami. — Jak na razie, mam zamiar zmusić ciebie, żebyś mnie pocałowała, Lauren.
— Jak na razie, do takich czynności nie musisz mnie zmuszać, Hayden.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro