Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

- Umm... - byłam kompletnie zszokowana.

- Jeżeli nie chcesz, ja rozumiem, wiem, wygłupiłem się...

- Nie, Hayden ja...

- Dobrze, że was znalazłam. - nagle przed nami stanęła Katy. I choć miałam ochotę ją ukatrupić za to, że nam przerwała, zmartwiłam się jej miną.

- Stało się coś? - zapytałam.

- Tak. - rzuciła nam zaniepokojone spojrzenie. - Adam przyszedł.

- I? - dociekałam.

- I wie!

- Noa mu powiedział?! - Hayden aż wstał.

- Nie! Nick nie wytrzymał i... Powiedział, że Ned przez niego nie wychodzi z domu. Nie wspominał dlaczego, a teraz się biją! - wskazała ręką na drzwi wejściowe.

Czym prędzej znaleźliśmy się w środku, gdzie faktycznie trwała bójka. Inni, prócz Jonathana, zamiast ich rozdzielić, jeszcze dopingowali.

- Nick! - wrzasnął czerwonowłosy, po czym do niego podszedł i zaczął ich rozdzielać. - Ogarnijcie się!

- Zabiłeś żywego człowieka! - krzyknął Nick.

- Nick na litość... - chciał powiedzieć Jonathan, ale ostatecznie dostał pięścią w twarz tak mocno od Nika, że zatoczył koło i gdyby nie ja i Katy, pewnie by nie ustał. Wytarł krew z warg i podziękował nam niemo. Byłam za drobna żeby ich uspokoić, ale bardziej martwiło mnie to, czy Nick czasami nie powiedział słowa za dużo.

- O! Hayden, ty duszo spokoju! - zaczął Adam, a jego głos ociekał sarkazmem. - Możesz mi wyjaśnić, dlaczego ten buc twierdzi, że przeze mnie Ned ma na wszystko i wszystkich wywalone?!

- Nie mam pojęcia, pewnie się schlał. - mój niedoszły chłopak wzruszył ramionami.

- Ani kropli nie wypiłem! - zbulwersował się mój kuzyn.

- Natychmiast się uspokójcie! - rozkazała Olivia. Było mi wstyd, że moi przyjaciele rozwalili taką świetną imprezę. - Ty, wynocha. - wskazała na Nicka. - Ty tak samo. - zwróciła się do Adama. - O mój Boże! - zakryła usta dłonią, patrząc na Jonathana. - Nie potrzebujesz karetki?!

- Nie, tylko dostałem. - machnął lekceważąco ręką.

- Zaraz powstanie tutaj kolejne Morze Czerwone. - stwierdziłam, widząc jak pod jego nogami robi się dosłownie kałuża krwi. Poplamił całą koszulę.

- Trzeba to zatamować. - zakomunikowała Katy. Wymieniłam z nią porozumiewawcze spojrzenie, po czym zaprowadziłyśmy blondyna do łazienki. Kazałam mu opuścić głowę w dół, a w międzyczasie Katy nałożyła mu na kark mokry, zimny ręcznik.

- Na pewno nie musisz jechać do szpitala? Krwawisz aż za bardzo! - zauważyłam.

- N-nie. - wydukał. - To... To normalne.

- Normalne?! Zaraz się wykrwawisz, to nie jest normalne, dzwonię na pogotowie. - oznajmiła Katy i wyciągnęła telefon, ale wtedy chłopak złapał ją za nadgarstek.

- Nie. - rzucił jej błagalne spojrzenie. - Nic mi nie będzie. Idźcie po Haydena.

- Ja pójdę. - w mgnieniu oka zbiegłam na dół. Nigdzie go nie było, a Olivia powiedziała mi, że poszedł za Nikiem, aby czasami nie zrobił jakiśch głupstw. - Poszedł pilnować Nika.

- Cholera. - syknął Jonathan. - Lauren, powiedz mu, że był jedną z najlepszych rzeczy, które mnie spotkały.

- Co? O czym ty mówisz? - potrząsnęłam głową, a wtedy blondyn upadł i stracił przytomność.

- Pierdolę go, dzwonię po karetkę. - dłonie Katy drżały, kiedy wybierała numer.

* * *


Trzydziesty drugi dzień.

Jonathan został w szpitalu, ale się nie obudził. Lekarze powiedzieli, że to kwestia czasu i, że mamy się nie martwić, bo to często się zdarzało w jego przypadku. Wtedy nie rozumiałam o co chodzi, dopóki Hayden nie wytłumaczył nam, na czym polega dolegliwość jego przyjaciela. Mogłam spać z ulgą.

W szkole było dziwnie. Nick i Adam się do siebie nie odzywali i w zasadzie Adam został sam. Przy stole popularsów już nikt nie siedział, za to nasz był bardzo oblężony.

Siedziałam na stołówce i wpatrywałam się w srebrne oczy, zastanawiając się, czy zapomniał o sobotnim wieczorze, czy może nie chciał tego pamiętać.

Rozważałam opcję, że był pijany, ale... Katy mówiła, że on taki nie jest. Kiedy opowiedziałam jej I Lou o pocałunku, krzyczały i piszczały jak poranione, co było nieodpowiednie, tym bardziej, że działo się to na fizyce.

Ja nie miałam odwagi wracać do tematu naszego związku, a on uznał, że tego nie chcę.

- Wszystko okay? Nie przejmuj się, Jonathan z tego wyjdzie. - powiedział do mnie, klepiąc mnie po ramieniu.

Była jeszcze jedna rzecz, która powodowała, że miałam wisielczy humor. Noa miał nam jutro powiedzieć parę ważnych rzeczy. To sprawiało, że mój umysł coraz bardziej ulegał jakiemuś zabarwianiu na czarno.

- Co za syf! - skomentował Will, wypluwając papkowate coś na talerz.

- Dzieci w Afryce nie mają co jeść, a ty co? Szanuj to żarcie. - spiorunowała go Louisa.

- Tfu! - splunął na ziemię. - Wolałbym umrzeć z głodu. Poza tym, skoroś taka chętna do pomocy bambusom, to jedź i pomagaj, a nie tylko gadaj. - przewrócił oczami.

- Bambusy to drzewa. Masz chyba coś nie po kolei w mózgu, skoro nie potrafisz rozróżnić człowieka od rośliny. - uśmiechnęła się złośliwie.

- Nie kłóćcie się, Jezu... - westchnęła Katy.

- Jezusa tutaj nie ma. - oświadczył William aroganckim tonem, wstał i wyszedł z sali, nie wiadomo gdzie.

- Jak zwykle, rzuca fochy i zadowolony. Idę go udobruchać. - Lou pokręciła głową i poszła za nim.

- Podziwiam ich. - przyznał Nick. - Ja, już dawno bym spasował. Nie dla mnie takie awantury. - rozłożył ręce.

- Na tym polega miłość. - powiedział Hayden. - Na zawsze i wszystko, mimo wszystko. Skoro nie potrafisz przetrwać, kiedy domek, który zbudowałeś się wali, oznacza to, że jeszcze nie dorosłeś do związku. No chyba, że szczeniackiego.

- I tak nie zrozumiem, co właśnie do mnie powiedziałeś. Takie mądrości zostaw Nedowi, on zaczai. - odparł Nick, wkładając do ust winogrono.

- Ummm, hej. - jakaś dziewczyna przywitała się z nami nieśmiało. A raczej z Haydenem. Była niska, szczupła, miała niebieskie oczy i idealnie proste włosy, które były blond. Myślałam, że szlag mnie trafi.

- Cześć? - podniósł na nią wzrok, zaskoczony.

- Ja... chciałam cię o coś zapytać. - przestępowała z nogi na nogę, ręce trzymając za plecami.

- Wal, śmiało. - posłał jej serdeczny uśmiech.

- No, bo w ten piątek jest piknik pod gwiazdami i... Tam się chodzi z parami, więc wpadłam na pomysł, czy może nie poszedłbyś ze, mną? - podrapała się nerwowo po głowie.

- Oh, bardzo chętnie bym z tobą poszedł, ale ja już mam swoją parę. - powiedział, po czym splótł swoją dłoń z moją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro