Rozdział 30
Sobota, trzydziesty dzień.
Jeszcze tylko kilka i las zapełni się śpiącymi nietoperzami.
Martwiło mnie to, że moje przypuszczenia mogą okazać się prawdziwe.
Nie rozumiałam samobójców. Skąd brały się u nich takie myśli, co ich do tego skłaniało? Przecież jak jest nam źle, radzimy się rodziny, przyjaciół czy nawet nauczycieli. Czy może być aż tak słabo, aby kończyć swój żywot? Ja osobiście, nigdy bym tego nie zrobiła, tym bardziej nosząc na nadgarstku bransoletkę z nietoperzem.
Nie miałam okazji porozmawiać z żadną z osób, które naprawdę chciały się zabić. Może wtedy pojęłabym wszystkie aspekty.
— Ned? Żyjesz? — zapytałam, stukając w jego drzwi.
— Mhm. — usłyszałam tylko. Napotkałam zmartwione spojrzenie mojej ciotki, ale nic nie mogłam zrobić.
— Zadzwonić po kogoś?
— Nie. — syknął. Odkąd się zamknął, ani razu go nie widziałam. Nawet Nick go nie widział, a sam nie mógł wejść do pokoju. Jego brat wystawił przed drzwi wszystkie rzeczy należące do Nika. Jego zachowanie było bardzo niepokojąca, a na miejscu Gii, dawno wyważyłabym te drzwi.
Pokręciłam głową i zeszłam na dół gdzie, siedział Jonathan z moim kuzynem. Przywitałam się gestem dłoni.
— Ned oszalał. — stwierdziłam, siadając na kanapie.
— Już dawno, dopiero teraz to zauważyłaś? — prychnął Nick.
— Mówię serio. — zmierzyłam go wzrokiem. — Skoro jesteś taki wszechwiedzący, to może ty nam powiesz, co jest powodem jego odizolowania się?
— Adam był jego najlepszym przyjacielem, najlepszym, najlepszym. Czuje się tak, jakbym to ja go zdradził. — sprostował.
— A twoja reakcja? — uniosłam brwi.
— Była przesadzona. Wiem, że to zabrzmiało tak, jakby było na odwrót, ale nie miałem tak dobrych relacji z Adamem, jak Ned. — wzruszył ramionami. — Wybierasz się dzisiaj na imprezę u Olivii? — zmienił nagle temat.
— Nie wiem. — westchnęłam. — Nie mam nastroju.
— Oj tam, oj tam... — dosiadł się do mnie i objął mnie ramieniem. — Zobaczysz, będzie fajnie. Katy też idzie. — puścił mi oczko.
— Katy idzie? — powtórzyłam z niedowierzaniem.
— Yup! Louisa ją namówiła. — na jego twarz wkradł się zwycięski uśmiech.
— Nie mów mi, że ty też zabujałeś się w Katy...
— Głupia jesteś?! Nie zrobiłbym tego Nedowi. — fuknął.
— Ona nie chce Neda! — machałam rękami.
— Przecież sama mówiłaś, że ona lubi spokojnych chłopców.
— Tak, ale... Ugh! — zacisnęłam dłonie w pięści. — Prędzej bym uwierzyła, że znowu zakocha się w Jonathanie, niż w Nedzie.
— Jonathan zachował się jak dupek, wątpię, że Katy jest taka...
— Każdy zasługuje na wybaczenie.
— Halo! Ja tutaj jestem! — pomachał nam przed oczami Jonathan. — I skończcie się kłócić, to niczego nie rozwiąże.
— Zastanowię, się czy pójdę. — przeczesałam włosy dłonią i wyjęłam z kieszeni telefon.
Do Katy:
O której jest ta impreza?
Od Katy:
O ósmej, a co? Idziesz? :D
Do Katy:
Mam wybór?
Od Katy:
Nie ^^
Do Katy:
...
Od Katy:
Hayden też będzie ;)
I tą informacją mnie przekonała.
— Idę. — zakomunikowałam.
— Świetnie.
* * *
Ósma była coraz bliżej, a ja nadal nie miałam pojęcia, co na siebie włożyć. Pytałam o to dziewczyn, ale one także się nie znają. W Miami założyłabym pewnie obcisłą miniówkę, ale tutaj to by nie przeszło i nie chciałam nawet tego mieć na sobie.
Po namyśle wyciągnęłam z szafy czarną, zwiewną sukienkę w kwiaty, a na to postanowiłam przyrzucić katanę. Włosom pozwoliłam swobodnie opaść na moje ramiona. Okulary zmieniłam na takie z niebieskimi oprawkami, aby pasowały do katany. Na nogach miałam zwykłe, czarne trampki. Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że wyglądam nieźle. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zeszłam na dół, po drodze zabierając moją torebkę. Chłopcy czekali na mnie w samochodzie, więc automatycznie do niego wsiadłam. W środku pachniało świerkiem, a to mnie ucieszyło. Kojarzyło mi się z tatą.
Tak bardzo za nim tęskniłam...
— Adam tam będzie? — zapytałam.
— Miejmy nadzieję, że nie. — jęknął Jonathan.
Olivia mieszkała daleko, bo na miejscu byliśmy dopiero po jakiejś godzinie, po drodze zatrzymując się w sklepie, ponieważ Nick nabrał ochoty na żelki. W ogrodzie czekała na mnie Katy wraz z Lou. Rudowłosa miała na sobie zielony kombinezon, Louisa zaś ubrała białą spódniczkę i szarą koszulkę. Obie wyglądały naprawdę ładnie.
Olivia serio się postarała. Ogród był przystrojony przepięknie. Na drzewach wisiały białe światełka, na trawie i kostce brukowej wysypane były płatki róż, w basenie pływały sztuczne lilie wodne. Nic, tylko robić zdjęcia i podziwiać. Co więcej, niebo było gwieździste.
— Wyglądasz jak dziewczyna z okładek książek. — Lou powitała mnie takim tekstem. Posłałam jej wdzięczny uśmiech.
— Gdzie twój brat? — zapytał Jonathan. Jego niebieskie oczy lśniły w tym mroku, a biała koszula, którą miał na sobie sprawiała, że wyglądał dziesięć razy lepiej niż zwykle.
— Emm... Gdzieś w środku. — wskazała za siebie kciukiem. Podziękował jej i zniknął wraz z Nikiem.
— Laska, nawet na niego nie spojrzałaś! — szturchnęłam ją łokciem.
— Bo wiem, że wygląda nieziemsko. — powiedziała trochę smutno.
— I to jak. — potwierdziła Louisa.
Weszłyśmy do środka i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to kolor ścian. Czułam się jak w oceanie, bo każda z nich miała inny odcień niebieskiego.
Jak zwykle kubeczki na alkohol były czerwone, tak te tutaj były żółte. Dziewczyna mocno dbała o szczegóły. Tak naprawdę nawet nie kojarzyłam, kto to jest, ale nie chciałam się do tego przyznawać.
— O! Przyszłyście! — zawołała jakaś urocza blondynka. Domyśliłam się, że to była Olivia. — W kuchni jest jedzenie, łazienka jest na górze, seksu po kątach nie toleruję, ale całować się możecie. — mrugnęła do nas porozumiewawczo i uciekła.
— Pierwszy raz czuję się w pełni komfortowo na imprezie. — przyznała Katy.
— Pierwszy raz jestem na domówce, gdzie ktoś przywiązuję taką uwagę do kolorów.
— A no tak, ty Lauren masz na ich punkcie hopla. — odparła moja przyjaciółka i wzięła do rąk drinka. Louisa zrobiła to samo, ale ja postanowiłam nie pić dzisiejszej nocy.
To nie tak, że tracaciłam kontrolę. Wiedziałam, że chcę być dziś trzeźwa i wszystko pamiętać. Kto wie, co mogło mi się przydarzyć?
— Mogę prosić tę damę do tańca? — William, zanim uzyskał odpowiedź, porwał nam niebieskowłosą dziewczynę i zostałyśmy we dwie. W tle leciała piosenka Charliego Putha.
W powietrzu unosił się zapach fiołków, światło było przyciemnione, napoje były z egzotycznych owoców. Jedyne co odczuwałam, to odprężenie. Dawno nie byłam taka zadowolona.
W oddali o ścianę opierał się chłopak z kolczykami, który się do mnie uśmiechał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro