Rozdział 26
W poniedziałek nie potrafiłam się skupić. Moje myśli krążyły wokół Adama i tylko jego. Przez calutki dzień starałam się go unikać, bo wiedziałam, że gdy tylko na niego spojrzę, mój wzrok mnie zdradzi. Było to nie lada wyzwaniem, zważywszy na Katy, która musiała spędzać z nim jak najwięcej czasu, przez co trzymałam się z Lou. Tego dnia ani razu nie widziałam także Haydena, martwiłam się.
Słowa, które wczoraj powiedział, sprawiły, że nie mogłam zasnąć.
Nick wyglądał jak chodząca depresja, ale nie tak źle, jak Ned.
Nie przyszedł do szkoły, nie odzywał się. Zamknął się w sobie.
Za bardzo go to zabolało.
Próbowałam z nim porozmawiać, ale nie udało mi się to. Nikogo do siebie nie dopuszczał, nawet własnego brata. Gia też próbowała...
Najgorsze w tym wszystkim było to, że Adam niczego nie podejrzewał. Żył tak, jak każdego dnia, mimo że na sumieniu powinien mieć multum osób, które skłonił do samobójstwa, którym odebrał życie, które skazał na śmierć, którym zniszczył świat, które zabił wtedy, kiedy jeszcze oddychały.
Włożyłam niepotrzebne książki do szafy i zaczęłam kierować się do klasy na biologię. Nigdzie nie widziałam Lou, Willa i Haydena. Westchnęłam zrezygnowana i uniosłam głowę, a wtedy przede mną wyrósł Jonathan. Otworzyłam usta zdumiona na jego widok.
- Cześć. - powiedział słabo, poprawiając ramię plecaka.
- Um, hej? - nie byłam pewna, po co chciał ze mną rozmawiać. - Nie wyglądasz dobrze, wszystko gra? - zapytałam. Był blady i wyraźnie niewyspany, jego usta nie formowały uśmiechu.
- Nie. - przygryzł dolną wargę, po czym zlustrował mnie wzrokiem. - Chłopaki ze mną nie porozmawiają, zostałaś mi ty. - uniosłam brew.
- O co chodzi?
- O nich. Nigdy nie przestało mnie boleć to, jak mnie potraktowali, ale wiem, że na to zasłużyłem. Po tych kilku dniach, zrozumiałem jaką Sarah jest manipulantką... Muszę... Postaram się, w jakiś sposób przeprosić Katy. Wątpię, że mi wybaczy, ale... Zresztą, nie ważne. Chcę po prostu wiedzieć, czy wszystko z nimi ok? Ned się nie zjawił, Nick... Tylko Adam wygląda, na szczęśliwego. Czy coś się stało? Twoja ciocia umarła? Proszę, powiedz mi.
- Nikt nie umarł. - posłałam mu słaby uśmiech. - Doceniam, że się martwisz. Przykro mi, że Sarah zmusiła cię do tych wszystkich rzeczy, ale to nie tylko jej wina. Gdybyś chciał, nie robiłbyś tego i to, nie tłumaczy twojego zachowania wobec Katy. Nie była niczemu winna.
- Wiem, ale...
- Cześć. - powiedział Hayden ochrypłym głosem, a potem rzucił Jonathanowi zaskoczone spojrzenie.
- Oh, tylko nie krzycz, ani nic... - poprosiłam go.
- Nie mam zamiaru. Jesteśmy w szkole, a poza tym, nie mam ochoty się ponownie kłócić. Uważam, że on także zasługuje na prawdę, mimo tego, jak się zachował. Nie potrafię długo chować urazy, gorzej z moją siostrą. - pierś Jonathana opadła jakby z ulgą. Po jego twarzy, przemknął nikły uśmiech.
- Chodzi o Adama. - szepnął czerwonowłosy. - On... On je... Nie mogę. - odwrócił się, aby nie pokazać nam swoje słabości.
- Jonathan. - powiedziałam, mając na celu skupić jego uwagę na mnie. - Wiesz o co chodzi z nietoperzami, prawda?
- Tak, byłem w kotwicach. - zaskoczył mnie ten fakt.
- Adam jest J. - wydał z siebie bezgłośne „co?". Nikt przez dłuższy czas się nie odzywał.
- Musisz udawać, że nie wiesz. - oświadczył Hayden. Jego oczy były całe zeszklone, wyglądał jak mały, bezbronny szczeniaczek. - Katy aktualnie jest z nim na dworze. Być może uda jej się wyciągnąć od niego więcej informacji, dlaczego to robi, kim był poprzedni „boss". - nakreślił w powietrzu znak cudzysłowu. - Wiem, że to brzmi jak wymyślona bajeczka, ale nawet nie mam siły cię okłamywać.
- To dlatego... Co z Nedem? - Jonathan potrząsnął głową.
- Zamknął się w pokoju i z niego nie wychodzi. Nie je nic i z nikim nie chce rozmawiać. - wyjaśniłam. - Przez pewien moment, pomyślałam, że ty byś mógł to zrobić, ale przez to, jak potraktowałeś Katy, wątpię, że ci się uda.
- A co ma, Katy do tego? - zmieszał się.
- Nedowi , podoba się moja siostra. - wtrącił Hayden, lekko rozdrażniony. - Długa historia.
- Hayden, ja...
- Nie. - przerwał mu gestem dłoni. - Już dawno ci wybaczyłem, tęskniłem stary. - objął go ramieniem i ścisnął tak mocno, że Jonathan wołał o pomoc. To była jedna z najpiękniejszych scen, jakie widziałam.
* * *
Na stołówce było znacznie więcej osób, niż zwykle. Wszyscy rzucili się na zupę brokułową, z niewiadomych mi powodów.
- O co chodzi z tą zupą? - zapytałam, kiwając głową do Lou.
- Laski myślą, że schudną. - machnęła lekceważąco ręką. - Nick wygląda okropnie. - stwierdziła, oglądając się za siebie.
- Tak, nie jestem w stanie poprawić mu humoru. - wyznałam nieco zażenowana.
Przecież zawsze, wszystko ci wychodziło, Lauren.
- Mam pomysł. - wzięła zupę Willa, na co zareagował z oburzeniem. Wyciągnęła jednego brokuła, a potem rzuciła nim w mojego kuzyna. Jego mina była bezcenna. Kiedy zlokalizował napastnika, krzyknął krótkie „serio?".
- Uśmiech. - powiedziała Louisa, rysując go w powietrzu. Nick mimowolnie, uniósł kąciki ust.
- Brawo. - Hayden zaczął klaskać, dosiadając się do nas.
- Mówiłem ci, że jesteś czarodziejką. - szepnął jej na ucho William, ale na tyle głośno, abym mogła to usłyszeć.
Czasami tęskniłam za takimi tekstami. Caleb uwielbiał je mówić, zwłaszcza w obecności Elizabeth. Podejrzewałam, że to dlatego, iż chciał, aby moja była przyjaciółka była zazdrosna.
Nagle drzwi stołówki otworzyły się z hukiem, a do środka weszła Katy trzymająca Adam za rękę. Śmiała się i wyglądała na zakochaną po uszy.
Ludzie patrzyli na nich z niedowierzaniem, kiedy zaprowadził ją do stolika „popularsów". Gdzieś w kącie, stała Sarah mierząca ją wzrokiem i zaciskająca dłonie w piąstki.
- Co tu się właśnie wydarzyło? - zapytał Will, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Miałam zapytać o to samo. - przyznała Lou.
Katy usiadła mu na kolanach, a on bawił się jej włosami. Nick wyglądał jakby miał zwymiotować.
- Niezła z niej aktorka. - zauważył Jonathan, który nie wiem kiedy, zjawił się przy naszym stoliku. Hayden otworzył usta, a po chwili powiedział:
- Ona nie udaje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro