Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

  — Chodź, nie ma sensu siedzieć tutaj dłużej. — odchrząknął głośno. Zdziwił mnie fakt, że nikt prócz mnie tego nie usłyszał. Cichymi ruchami znaleźliśmy się na ziemi, a ja nadal wyglądałam jak pomidor.

Dorodny pomidor.

To nie słońce sprawiło, że moje ciało nabrało temperatury, ponieważ po zejściu znowu było mi zimno.

Do domów ruszyliśmy szybko i niestety w ciszy. Dosłownie calutką drogę żadne z nas nie odezwało się słowem.

Uśmiechnęłam się do niego na pożegnanie i weszłam do domu.

Pierwsze co mnie uderzyło, to zapach ciasta cytrynowego. Jak zaczarowana powędrowałam do kuchni, ale najpierw czekał mnie obiad. Zasiadłam do stołu, niestety bez chłopców.

— Mam nadzieję, że nie masz uczulenia na pomarańcze, tak jak twój ojciec. — powiedziała Gia, kładąc na blat kaczkę właśnie w tych owocach, ziemniaki, a po chwili sałatkę.

— Nie, nie mam. — odparłam zadowolona. Kiedy skończyłyśmy jeść, zajęłyśmy się ciastem.

— Mama dzwoniła. — oznajmiła nagle ciocia.

— Co? Kiedy? — wyrwałam się. — Co mówiła?

— Spokojnie, bo się udławisz. — skarciła mnie. — Powiedziałam jej, że oddzwonisz jak wrócisz ze szkoły. — zerwałam się z miejsca i pobiegłam na górę do telefonu.

Byłam taka podekscytowana, że nie mogłam wybrać odpowiedniego numeru. Tak dawno nie słyszałam jej głosu, zresztą taty też. Nie odzywali się, pewnie nie mieli czasu.

W końcu udało mi się zadzwonić, a moja rodzicielka (chyba) odebrała po dwóch sygnałach.

— Halo?

— Mama! — zawołałam entuzjastycznie.

— Lauren, skarbie! — zabrzmiała tak samo. — Przepraszam, że nie dzwoniłam, ale nie miałam czasu. Praca mnie pochłonęła.

— Rozumiem. — nie rozumiałam.

— Co tam? Jak tam w szkole? Radzisz sobie? Chłopcy nie dają ci popalić?

— Noo... W szkole nie jest źle. Lepiej niż w Miami, radzę sobie, bo tutaj są daleko w tyle, a Nick i Ned są super. To w takim OGROMNYM skrócie.

— Mam nadzieję, że znalazłaś sobie jakieś normalne koleżanki. — zaśmiała się.

— Tak, ma na imię Katy. — bawiłam się kosmykiem włosów, owijając go wokół palca. — Kiedy przyjedziecie?

— W tym miesiącu na pewno nie damy rady. — powiedziała. Miała to wyuczone i za każdym razem dawałam się nabierać na jej żal.

— Szkoda. — westchnęłam smutno. — Dasz mi tatę?

— Nie ma go. Powiem mu, a raczej rozkażę, żeby się do ciebie odezwał najszybciej, jak może. Buziaki, trzymaj się!

— Pa... — odłożyłam słuchawkę i przygryzłam wargę. Nie takich słów się spodziewałam. Skołowana udałam się do swojego pokoju i wzięłam do rąk nóż oraz puste serduszko, a potem wycięłam w nim słowo „Ból" i pomalowałam na szaro.

Bo nastrój mój przybrał szare barwy, ale nie tak szare jak najpiękniejsze oczy należące do Haydena, ale tak szare jak ponury dzień i tak szare, jak szary jest najgłębszy smutek.



* * *


Leżałam wygodnie w łóżku i słuchałam randomowej muzyki, przypominającą trochę country, ale jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało. Muzyka ustała, a ja usłyszałam dzwonek telefonu i momentalnie odebrałam z nadzieją, że to tata.

— Halo, halo maleńka. Wpadniesz?

— To ty... — jęknęłam słysząc Adama.

— Też miło mi cię słyszeć, Lauren. To wpadasz czy nie? Żadna impreza przysięgam.

— Co chcecie robić? — podniosłam się ociężale.

— Umm, nie wiem... Pogadamy, może coś obejrzymy.

— Okay, zabiorę się z chłopakami.

— A! Weź jakoś zmuś Katy żeby też przyszła. — w tym samym momencie ktoś zapukał do moich drzwi, a po chwili wszedł Ned.

— Nie wiem czy będzie miała ochotę. — mój kuzyn posłał mi pytające spojrzenie, a po chwili zorientował się, że rozmawiam przez telefon.

— Jeśli ty tam będziesz, to ona też, proszęęęę... — przeciągnął ostatnią literę, co było słodkie.

— Postaram się, ale niczego nie obiecuję.

— DZIĘKI LASIA! Nie mogę się doczekać, aż macnę jej puchate włosy. Ciao! — i się rozłączył, a na mojej twarzy pojawił się wielki banan.

— Adam? — skinął Ned.

— Yup, jadę z wami. — zaczęłam się zbierać.

— Właśnie po to tutaj przyszedłem. — założył ręce na krzyż.

Kiedy schodziliśmy po schodach, szukałam numeru Katy chyba przez jakieś dziesięć minut, ponieważ ta Katy nie jest jedyną, jaką znam, a jedną z dwunastu. Usiadłam na tylnych siedzeniach.

— Witaj rudzielcu z parkinsonem. — powitałam ją.

— Cześć człowieku bez autofocusa z szatą mrocznego kosiarza.

— Nie mam takiej szaty. To się nazywa kardigan, downie. — zaśmiałam się pod nosem i dam sobie rękę uciąć, że ona także. — Zabieraj się z Haydenem.

— Z kim ty gadasz? — wtrącił Nick.

— Z Katy.

— Mowy nie ma! — oburzyła się.

— Dlaczego? Ja tam będę.

— Oh, ale powód. — na bank wywróciła oczami.

— No musisz, Adam bardzo chce dotknąć twoich włosów. — cisza.

— Słucham? — Nick i Ned odwrócili się do mnie zdziwieni.

— Patrz na drogę, bo przejedziesz kicka. — skarciłam tego w okularach.

— Do kogo to było? — zapytała moja przyjaciółka.

— Do Neda, będą wszyscy, dawaj. — brzmiałam bardzo przekonująco.

— To mnie jeszcze bardziej zniechęca. — westchnęła.

— Dostaniesz Reese's!

— Kto to powiedział?

— Nick. — odparłam z zażenowaniem.

— Kupił mnie tym. Widzimy się na miejscu.

Połączenie zakończono.

— Jestem genialny. — zaklaskał Nick sam sobie.

— Skąd wiedziałeś, że ona to lubi? — zaciekawiłam się.

— Człowiek posiada takie coś, jak zmysł słuchu. A także mowy, Hayden mówi, ja słucham. Wspominał kiedyś o tym, a wtedy mi się jeszcze podobała, więc zapamiętałem. — wyjaśnił.

— Podobała ci się Katy?! — niemal wrzasnął Ned. — Czemu ja o tym nie wiem.

— Bo byłeś z Sarah.

— To wiele wyjaśnia.

— No stary... Miałem ci powiedzieć, że podoba mi się dziewczyna, której twoja laska z jakiegoś powodu nienawidzi? Rusz głową, mózgowcu. Gdybym jakimś cudem z nią był, byłoby jeszcze gorzej. Nie chciałem jej dokładać zmartwień. — powiedział Nick, prychając z początku.

— Woow. — zachwyciłam się. — Nie sądziłam, że jesteś taki troskliwy. — posłał mi ciepły uśmiech.

— Szkoda, że tylko ty to widzisz. — odparł smutno. — Niestety jesteśmy rodziną.

— Nie zachowuj się jak palant, to może ktoś się tobą zainteresuje.

— Ned. — westchnął jego brat. — Ja jestem rozrywkowy po prostu, a ty nudny. Jak na razie tylko Sarah na ciebie poleciała, a raczej na twój fame. Więc uprzejmie proszę, nie mów mi kogo lubią dziewczyny, a kogo nie, bo ja się lepiej znam. — uderzył się dwa razy w pierś. — I wątpię, że któraś marzy o takim nudziarzu. — roześmiał się.

— Próbujesz mi powiedzieć, że dziewczyny nie lubią ogarniętych chłopaków? — Ned uniósł jedną brew, co zauważyłam w lusterku.

— Właśnie tak. Nie jesteś przebojowy.

— Są dziewczyny, które lubią spokojnych chłopaków. — wtrąciłam się.

— Ta? Niby kto? — zapytał kpiąco.

— Na przykład Katy. — rozłożyłam ręce, a jego mina była bezcenna. — Podobał jej się kiedyś Jonathan, ale sami się domyślcie, dlaczego przestał. — wzruszyłam ramionami.

— Czyli Ned też się jej podoba?! — Nick był jakby wystraszony.

— Pytałam o to, ale Ned nie ma „tego czegoś".

— Pff, to się zmieni. — powiedział z przekonaniem, a na jego twarzy malował się chytry uśmieszek. — A ty Lauren, jakich chłopaków lubisz?

— Ja? Ja lubię Haydena. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro