Rozdział 19
— Chodź, nie ma sensu siedzieć tutaj dłużej. — odchrząknął głośno. Zdziwił mnie fakt, że nikt prócz mnie tego nie usłyszał. Cichymi ruchami znaleźliśmy się na ziemi, a ja nadal wyglądałam jak pomidor.
Dorodny pomidor.
To nie słońce sprawiło, że moje ciało nabrało temperatury, ponieważ po zejściu znowu było mi zimno.
Do domów ruszyliśmy szybko i niestety w ciszy. Dosłownie calutką drogę żadne z nas nie odezwało się słowem.
Uśmiechnęłam się do niego na pożegnanie i weszłam do domu.
Pierwsze co mnie uderzyło, to zapach ciasta cytrynowego. Jak zaczarowana powędrowałam do kuchni, ale najpierw czekał mnie obiad. Zasiadłam do stołu, niestety bez chłopców.
— Mam nadzieję, że nie masz uczulenia na pomarańcze, tak jak twój ojciec. — powiedziała Gia, kładąc na blat kaczkę właśnie w tych owocach, ziemniaki, a po chwili sałatkę.
— Nie, nie mam. — odparłam zadowolona. Kiedy skończyłyśmy jeść, zajęłyśmy się ciastem.
— Mama dzwoniła. — oznajmiła nagle ciocia.
— Co? Kiedy? — wyrwałam się. — Co mówiła?
— Spokojnie, bo się udławisz. — skarciła mnie. — Powiedziałam jej, że oddzwonisz jak wrócisz ze szkoły. — zerwałam się z miejsca i pobiegłam na górę do telefonu.
Byłam taka podekscytowana, że nie mogłam wybrać odpowiedniego numeru. Tak dawno nie słyszałam jej głosu, zresztą taty też. Nie odzywali się, pewnie nie mieli czasu.
W końcu udało mi się zadzwonić, a moja rodzicielka (chyba) odebrała po dwóch sygnałach.
— Halo?
— Mama! — zawołałam entuzjastycznie.
— Lauren, skarbie! — zabrzmiała tak samo. — Przepraszam, że nie dzwoniłam, ale nie miałam czasu. Praca mnie pochłonęła.
— Rozumiem. — nie rozumiałam.
— Co tam? Jak tam w szkole? Radzisz sobie? Chłopcy nie dają ci popalić?
— Noo... W szkole nie jest źle. Lepiej niż w Miami, radzę sobie, bo tutaj są daleko w tyle, a Nick i Ned są super. To w takim OGROMNYM skrócie.
— Mam nadzieję, że znalazłaś sobie jakieś normalne koleżanki. — zaśmiała się.
— Tak, ma na imię Katy. — bawiłam się kosmykiem włosów, owijając go wokół palca. — Kiedy przyjedziecie?
— W tym miesiącu na pewno nie damy rady. — powiedziała. Miała to wyuczone i za każdym razem dawałam się nabierać na jej żal.
— Szkoda. — westchnęłam smutno. — Dasz mi tatę?
— Nie ma go. Powiem mu, a raczej rozkażę, żeby się do ciebie odezwał najszybciej, jak może. Buziaki, trzymaj się!
— Pa... — odłożyłam słuchawkę i przygryzłam wargę. Nie takich słów się spodziewałam. Skołowana udałam się do swojego pokoju i wzięłam do rąk nóż oraz puste serduszko, a potem wycięłam w nim słowo „Ból" i pomalowałam na szaro.
Bo nastrój mój przybrał szare barwy, ale nie tak szare jak najpiękniejsze oczy należące do Haydena, ale tak szare jak ponury dzień i tak szare, jak szary jest najgłębszy smutek.
* * *
Leżałam wygodnie w łóżku i słuchałam randomowej muzyki, przypominającą trochę country, ale jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało. Muzyka ustała, a ja usłyszałam dzwonek telefonu i momentalnie odebrałam z nadzieją, że to tata.
— Halo, halo maleńka. Wpadniesz?
— To ty... — jęknęłam słysząc Adama.
— Też miło mi cię słyszeć, Lauren. To wpadasz czy nie? Żadna impreza przysięgam.
— Co chcecie robić? — podniosłam się ociężale.
— Umm, nie wiem... Pogadamy, może coś obejrzymy.
— Okay, zabiorę się z chłopakami.
— A! Weź jakoś zmuś Katy żeby też przyszła. — w tym samym momencie ktoś zapukał do moich drzwi, a po chwili wszedł Ned.
— Nie wiem czy będzie miała ochotę. — mój kuzyn posłał mi pytające spojrzenie, a po chwili zorientował się, że rozmawiam przez telefon.
— Jeśli ty tam będziesz, to ona też, proszęęęę... — przeciągnął ostatnią literę, co było słodkie.
— Postaram się, ale niczego nie obiecuję.
— DZIĘKI LASIA! Nie mogę się doczekać, aż macnę jej puchate włosy. Ciao! — i się rozłączył, a na mojej twarzy pojawił się wielki banan.
— Adam? — skinął Ned.
— Yup, jadę z wami. — zaczęłam się zbierać.
— Właśnie po to tutaj przyszedłem. — założył ręce na krzyż.
Kiedy schodziliśmy po schodach, szukałam numeru Katy chyba przez jakieś dziesięć minut, ponieważ ta Katy nie jest jedyną, jaką znam, a jedną z dwunastu. Usiadłam na tylnych siedzeniach.
— Witaj rudzielcu z parkinsonem. — powitałam ją.
— Cześć człowieku bez autofocusa z szatą mrocznego kosiarza.
— Nie mam takiej szaty. To się nazywa kardigan, downie. — zaśmiałam się pod nosem i dam sobie rękę uciąć, że ona także. — Zabieraj się z Haydenem.
— Z kim ty gadasz? — wtrącił Nick.
— Z Katy.
— Mowy nie ma! — oburzyła się.
— Dlaczego? Ja tam będę.
— Oh, ale powód. — na bank wywróciła oczami.
— No musisz, Adam bardzo chce dotknąć twoich włosów. — cisza.
— Słucham? — Nick i Ned odwrócili się do mnie zdziwieni.
— Patrz na drogę, bo przejedziesz kicka. — skarciłam tego w okularach.
— Do kogo to było? — zapytała moja przyjaciółka.
— Do Neda, będą wszyscy, dawaj. — brzmiałam bardzo przekonująco.
— To mnie jeszcze bardziej zniechęca. — westchnęła.
— Dostaniesz Reese's!
— Kto to powiedział?
— Nick. — odparłam z zażenowaniem.
— Kupił mnie tym. Widzimy się na miejscu.
Połączenie zakończono.
— Jestem genialny. — zaklaskał Nick sam sobie.
— Skąd wiedziałeś, że ona to lubi? — zaciekawiłam się.
— Człowiek posiada takie coś, jak zmysł słuchu. A także mowy, Hayden mówi, ja słucham. Wspominał kiedyś o tym, a wtedy mi się jeszcze podobała, więc zapamiętałem. — wyjaśnił.
— Podobała ci się Katy?! — niemal wrzasnął Ned. — Czemu ja o tym nie wiem.
— Bo byłeś z Sarah.
— To wiele wyjaśnia.
— No stary... Miałem ci powiedzieć, że podoba mi się dziewczyna, której twoja laska z jakiegoś powodu nienawidzi? Rusz głową, mózgowcu. Gdybym jakimś cudem z nią był, byłoby jeszcze gorzej. Nie chciałem jej dokładać zmartwień. — powiedział Nick, prychając z początku.
— Woow. — zachwyciłam się. — Nie sądziłam, że jesteś taki troskliwy. — posłał mi ciepły uśmiech.
— Szkoda, że tylko ty to widzisz. — odparł smutno. — Niestety jesteśmy rodziną.
— Nie zachowuj się jak palant, to może ktoś się tobą zainteresuje.
— Ned. — westchnął jego brat. — Ja jestem rozrywkowy po prostu, a ty nudny. Jak na razie tylko Sarah na ciebie poleciała, a raczej na twój fame. Więc uprzejmie proszę, nie mów mi kogo lubią dziewczyny, a kogo nie, bo ja się lepiej znam. — uderzył się dwa razy w pierś. — I wątpię, że któraś marzy o takim nudziarzu. — roześmiał się.
— Próbujesz mi powiedzieć, że dziewczyny nie lubią ogarniętych chłopaków? — Ned uniósł jedną brew, co zauważyłam w lusterku.
— Właśnie tak. Nie jesteś przebojowy.
— Są dziewczyny, które lubią spokojnych chłopaków. — wtrąciłam się.
— Ta? Niby kto? — zapytał kpiąco.
— Na przykład Katy. — rozłożyłam ręce, a jego mina była bezcenna. — Podobał jej się kiedyś Jonathan, ale sami się domyślcie, dlaczego przestał. — wzruszyłam ramionami.
— Czyli Ned też się jej podoba?! — Nick był jakby wystraszony.
— Pytałam o to, ale Ned nie ma „tego czegoś".
— Pff, to się zmieni. — powiedział z przekonaniem, a na jego twarzy malował się chytry uśmieszek. — A ty Lauren, jakich chłopaków lubisz?
— Ja? Ja lubię Haydena.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro