Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

  Ned zaśmiał się pod nosem i oparł ręce o blat, wlepiając wzrok w moją przyjaciółkę.

— Co jest z tobą nie tak? — zapytał z pretensją. — Nie bronię cię - źle, bronię - też źle.

— Nikt ci nie kazał mnie bronić, a golenie komuś głowy to przesada. — odparowała. — Ned, to nadal kwestia zadośćuczynienia, czy raczej czegoś innego? Chcesz mi coś udowodnić? — założyła ręce na krzyż.

— Nie muszę ci nic udowadniać. — zmarszczył czoło.

— Więc przestań się tak, do cholery, zachowywać. Jesteś strasznie irytujący!

— HA! I CO?! PIĄTECZKA KATY! — zawołał Nick, czym mnie rozśmieszył. Ned pokręcił tylko głową, uderzył w stół i odszedł z naburmuszoną miną.

— Podobanie się Nedowi jest strasznie uciążliwe. — westchnęła Katy.

— Czekaj, co? — zdziwiłam się.

— Nie jestem głupia. Niby czemu nagle zacząłby ze mną rozmawiać? Wątpię, że z litości. — prychnęła.

— To chyba dobrze, że się mu podobasz. — stwierdziłam. — Mówiłaś, że lubisz spokojnych chłopaków.

— Zgadza się, ale do Neda mnie nie ciągnie. — posłała mi przepraszający uśmiech, ale to mój kuzyn powinien go otrzymać.

— Jaką ja mam mądrą siostrzyczkę. — Hayden pogłaskał ją po głowie.

— To, że urodziłeś się pierwszy nie znaczy, że masz mnie traktować, jakbym była o pięć lat młodsza. — spiorunowała go wzrokiem.

— Dobra, dobra. Idę dzisiaj na spotkanie. — zakomunikował.

— Idę z tobą. — powiedziałam, choć wcale nie miałam takiego zamiaru. Po prostu chciałam z nim spędzić czas.

— Co? Zwariowałaś. Zawsze chodzę sam. — machnął ręką lekceważąco.

— Czas najwyższy to zmienić. — wstałam i zabrałam rzeczy. — To? O której to spotkanie?

— P-po lekcjach. — także wstał, ale bardzo powoli, nadal zdziwiony.

— Nie ją-ją-jąkaj się, bo ci tak zostanie. — zbeształ go Will. Hayden tylko pokazał mu język i przepuścił mnie, abym szła przodem.

A no tak. Lekcje dobiegły końca dla tych, którzy chodzą na spotkania, a to oznaczało, że ja musiałam urwać się ze swoich trzech. Szybko dopędziłam myśli o karze i dreptałam za chłopakiem.

— Rany, dołącz do mnie, bo czuję się jakby ktoś mnie śledził. — tak też zrobiłam, a wtedy rzucił mi dziwne spojrzenie. — Nie za zimno ci? — zapytał, lustrując mnie wzrokiem od stóp po sam czubek głowy. Było na tyle ciepło, że ludzie chodzili bez swetrów, w sukienkach i tak dalej ale ja, jak to ja, musiałam mieć jakiś długi sweterek, a raczej kardigan. Miałam ich całe mnóstwo w tylu kolorach, że nawet nie pamiętam.

— Bardzo mi zimno. Jakiś problem? — włożyłam ręce do kieszeni czarnych jeansów.

— Żaden. — uśmiechnął się szeroko.

— Co oznacza ten tatuaż? — zagadnęłam. Miałam na myśli krzyż na jego przedramieniu.

— Nie pytałaś już o to? — uniósł jedną brew.

— Być może, ale nie pamiętam. Więc? Religia?

— Cóż, chciałbym ci teraz opowiedzieć jakąś niesamowitą historię z tym związaną, ale niestety nie jestem bajkopisarzem, a to jak powstał, jest nieznane nawet mi. Byłem po prostu pijany. Bardzo pijany. — podrapał się w kark.

— Szczerość to podstawa. — skinął głową na znak zgody.

— Jesteśmy. — szepnął. — Teraz musisz wejść na dach. Poradzisz sobie?

— Nie, jestem niepełnosprawna. — przewróciłam oczami.

— To już wiem. — puścił mi oczko i zwinnymi ruchami znalazł się na dachu, a potem podał mi dłoń. Jak to się zwykle w filmach dzieje, powinnam na niego wpaść, ale nic takiego się nie stało, przez co byłam lekko zawiedziona.

Gestem pokazał mi abym się położyła, a po chwili zrobił to samo i leżał bardzo blisko mnie. Wskazał palcem na otwór, przez który widać było większość pomieszczenia i osoby, które tam były.

Wszyscy mieli czarne szaty przepasane białym sznurem, co kojarzyło mi się z jakimś zakonem, ale to była sekta, nie zakon. Spojrzałam na mojego towarzysza. Był skupiony, ale na jego twarzy widniało także jakieś zaciekawienie.

Nagle osoby wstały i zaczęły powtarzać w kółko jedno zdanie.

— Sen to zbawienie.

— Pojebańcy. — skomentował Hayden, a potem odwrócił głowę w moją stronę. — Wybacz.

— Nie ma sprawy. — szczerze, to miałam gdzieś co mówił, ponieważ byłam zainteresowana tym spotkaniem.

Kiedy skończyli powtarzać to zdanie, usiedli, a do środka wszedł jakiś chłopak, którego kojarzyłam ze szkoły.

— Witajcie w dwudziestym pierwszym dniu! — zawołał radośnie, na co wszyscy zaklaskali i wiwatowali. — Jesteśmy coraz bliżej wspólnej nocy, a niektórzy z nas już poszli spać i to bez nas, ale! — podniósł palec w górę. — To świetnie. Jeżeli także macie ochotę na sen -  zróbcie to najszybciej jak możecie. Nie słuchajcie tych czubków z kotwicami. — kątem oka zauważyłam, jak Hayden zaciska pięści.

— Damien. — jedna z osób podniosła rękę. — Noa chciał iść spać i nie poszedł.

— Przez tę bandę idiotów. — stwierdził Damien. — Mieszają wam w głowach, musicie być odporni na ich gadki. Najważniejszy cel, który mamy to?

— ŚMIERĆ! — zawołali wszyscy równocześnie, a mnie przeszły ciarki.

— Dokładnie! Moje nietoperki. Zadanie na dziś brzmi: potnij się żyletką tyle razy, ile kogoś skrzywdziłeś i ktoś skrzywdził ciebie. Czekam na wasze rączki, największa ilość cięć otrzymuje nagrodę. Osobiste spotkanie z J. — wszyscy zaczęli się ekscytować, a ja byłam przerażona.

— To chore. — szepnęłam do Haydena.

— Wiem Lauren, ale nic nie da się zrobić. Nie możemy im tam wbić, bo nas ukatrupią. — zaśmiał się cicho pod nosem.

Minęło kilka minut i do Damiena ustawiła się długa kolejka. Naliczyłam czterdzieści osiem osób i nie miałam pojęcia, jak się tutaj zmieścili.

— To pierwsza grupa. — powiedział Hayden, widząc moją minę. — Są jeszcze trzy.

— Co... — ścisnął moją dłoń, kiedy to powiedziałam.

— Mamy zwycięzce! Brawa dla Eleanor! — znowu klaskali. Ucieszona blondynka wróciła na miejsce, a po niej reszta. — Ma ktoś jakieś pytania?

— Co jeżeli zakochałam się w chłopaku, który należy do kotwic? — zapytała nieśmiało ta sama dziewczyna.

— Jeżeli pragniesz szczęścia z nim, to postaraj się, aby odszedł z kotwic i dołączył do nas. Możemy poznać imię tego szczęśliwca?

— Hayden. — omal nie parsknęłam śmiechem, ale na szczęście się powstrzymałam. — Ten drugi ma już dziewczynę. Jej się udało zabrać go od nas, więc mi też się uda. — powiedziała z przekonaniem.

— W twoich snach, słonko. — szepnął chłopak.

— Ale on już z kimś kręci. — wyrwała się jakaś inna dziewczyna. — Z tą nową.

— Lauren? — zapytała Mia.

O rany, chodzę z nią na geografię.

Czułam się dziwnie i pewnie byłam oblana rumieńcami, ale nie wykorzystał tego.

— Tak, właśnie ona.

— Co z tego? Nie są ze sobą, więc spokojnie mogę jej go sprzątnąć z przed nosa. Jestem w tym dobra, zresztą... Kto nie poleci na moje nogi? — niektórzy zagwizdali.

Zaczęłam się zastanawiać, jak wyglądają moje nogi, kiedy nie są zasłonięte swetrem. Poczułam zazdrość, silną zazdrość i smutek.

— Nie byłbym tego taki pewien. — oznajmił, patrząc mi w oczy. Motylki w brzuchu urządziły chyba jakieś wyścigi, a sweter nagle zaczął mi przeszkadzać, ponieważ było mi gorąco.

Nie wiem czy od jego intensywnego spojrzenia, czy przez to, że słońce zaczęło grzać jeszcze mocniej, niż wcześniej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro