Rozdział 15
Przepraszam, muszę się przewietrzyć. — powiedziała do mnie Katy prawie szeptem. Pokiwałam głową na znak zrozumienia i zostałam sama. Westchnęłam ciężko i pokierowałam się na górę w celu umycia twarzy, ale kiedy chciałam otworzyć drzwi łazienki, wpadłam na kogoś.
— Woah! — krzyknął Hayden. — Wiem, że jestem przyciągający, ale bez przesady. — zaśmiał się wesoło.
— Za mocny magnes z ciebie. — poklepałam go po ramieniu.
— Rozmawiałem z Lou, byłaś na akcji! — klasnął dłońmi entuzjastycznie. — Uratowałaś człowieka, jestem dumny.
— Nic nie zrobiłam, to twoja siostra z nim rozmawiała. — wzruszyłam ramionami.
— Znalazłaś go. Ubrałaś się tak specjalnie? — zapytał, głupkowato się uśmiechając, a ja przypomniałam sobie, co mam na sobie.
— Taa... Pasuje do bransoletki. — podniosłam nadgarstek. Miał dziwnie rozszerzone źrenice. — Przestań się tak uśmiechać, wyglądasz jakbyś coś ćpał.
— Cieszę się po prostu! — złapał mnie za ramiona i mną potrząsnął. — A oczy ze zmęczenia. Nie śpię od dwóch nocy.
— Co? Dlaczego? — zmartwiłam się.
— Nie mogę. — teraz jego uśmiech był słaby. — Próbuję, ale mi nie idzie. — podrapał się w kark.
— Bezsenność nie jest dobrym znakiem. Musisz odpocząć, Hayden, założę się, że teraz ciągle latasz zajęty nietoperzami, skoro dziś piętnasty dzień, a tyle ofiar.
— Szesnasty. — wskazał palcem na zegarek. Byłam zaskoczona, kiedy okazało się, że jest po północy. — Dzięki za troskę.
— Nie ma za co. W każdym razie nie powinno cię tutaj być. Powinieneś spać. Idź do domu. — wręcz prosiłam.
— Nie, nie... — pokręcił głową. — Tam na bank nie zasnę. Nie znasz moich rodziców. — roześmiał się, a ja nie wiedziałam, jak to odebrać. Zastanowiłam się chwilę i złapałam go za rękę, po czym zaczęłam prowadzić do mojego pokoju.
— Chcesz mnie zgwałcić?
— Tak Hayden, wykorzystam cię seksualnie, bo nie mam nic innego do roboty. — przewróciłam oczami.
— Ja tam nie wiem, co ci po głowie chodzi...— ściszył ton, kiedy siłą położyłam go na łóżku. — Zawsze tak robisz, kiedy dowiadujesz się, że ktoś ma problemy z sypianiem? — zapytał żartobliwie.
— Nie. Jesteś pierwszy. — cmoknęłam.
— Czuję się zaszczycony. Będziesz teraz siedzieć i czekać aż zasnę, jak mama?
— Coś w tym stylu. — uśmiechnęłam się szeroko. — Ten chłopak śpiewał jakąś piosenkę. — zmieniłam temat i usiadłam obok leżącego Haydena.
— Jaką?
— Coś o skrzydłach...o wiem! Jedno skrzydło mam złamane, na drugim mam nieuleczalną ranę. Moje serce krwawi, krwawi tylko śmierć mnie wybawi, czy jakoś tak. — przetarłam zmęczone oczy.
— Znam to. Napisałem to. — szybko oddychał. — Dla szkolnego zespołu, ale... To miało być o aniele, nie o Nietoperzu.
— Dobra, pewnie to wykorzystał, skoro jest w kapeli. Nie zadręczaj się tym i idź spać. Nawet nie słychać tu muzyki, masz pełen spokój. — ziewnęłam.
— Nie tylko mi się tutaj chce spać.
— Masz rację, też pójdę spać. — oświadczyłam i położyłam się obok niego. — Nie zwracaj na mnie uwagi. I nie, nie pójdziesz spać na ziemię. Jestem przyzwyczajona do sypiania z...
— To świetnie. — przerwał mi i przysunął się do mnie. — Zastąpisz mi dzisiaj mojego misia. — wtulił się we mnie najzwyczajniej na świecie, jakby robił to od kilku lat. Na początku byłam w szoku jego posunięciem, ale potem to minęło.
— Pięćdziesiąt twarzy Haydena?
— Mhm. — wymruczał mi w włosy. — Mam różne oblicza.
— Zdążyłam zauważyć.
— Csii... Śpij. — szepnął.
— Dopiero jak ty zaśniesz.
— Myślę, że dziś mi się uda.
I mu się udało. Zasnął, a ja zaraz po nim.
* * *
Dobrze, że miałam na sobie sweterek, bo noce są chłodne.
Byłam skołowana tą sytuacją z Sarah i Jonathanem. Mimo, że kiedyś wyrządziłam mu niezłą krzywdę, to i tak był taki moment, kiedy wzdychałam do niego, jak te wszystkie dziewczyny na stołówce. Trwało to, dopóki nie dowiedziałam się o romansie Sarah z Jonathanem. Wtedy czar prysł. Zresztą, nigdy nie miałabym szans u niego, co mnie bolało. Tak bardzo bolało.
— Wyglądasz, jakbyś planowała morderstwo. — usłyszałam głos Neda.
— Może właśnie to robię? — rzuciłam mu ironiczne spojrzenie.
— Katy...
— Nie. — wtrąciłam. — Nie pytaj mnie o twoją byłą i Jonathana. Nie mam ochoty o tym rozmawiać, naprawdę.
— Nie zamierzałem. — odparł zaskoczony.
— W takim razie czego ode mnie chcesz?
Znowu jego obojczyki spowodowały, że się wzdrygnęłam, a moja mina była nieciekawa.
— Co one ci takiego robią? — uśmiechnął się.
— Jesteś inteligentnym facetem, domyśl się. — prychnęłam.
— O jak typowo. Mamy potwierdzenie, że jesteś kobietą.
— To był komplement? — założyłam ręce na krzyż i uniosłam brwi. Nie odpowiedział, tylko jeszcze szerzej się uśmiechnął i odchylił głowę w tył. — Więc, o co chciałeś zapytać?
— Chciałem ci powiedzieć, że zielony idealnie pasuje do twoich włosów. — mój sweterek był zielony.
— Serio?
— Tak, ludzie są czasami mili bez powodu.
— Jasne. — powiedziałam z przekąsem i odeszłam w stronę bramki. To był czas, aby wrócić do domu.
— Idziesz do domu?! — zawołał.
— Jak widać!
— Zaczekaj! — nie wiem dlaczego, ale go posłuchałam. Poszedł gdzieś, a po chwili wrócił z Adamem.
O nie.
— Nie pójdziesz sama przecież. — zakomunikował szczęśliwy Adam.
— Jesteś nawalony. — zauważyłam. — Wolę iść sama.
— Daaajjj spokój, Kasie...
— Katy. — poprawiłam go. Śmierdział strasznie alkoholem i pojęcia nie mam, jakim cudem utrzymywał się na nogach.
— Chyba będę rzygał. — nagle zbladł i jak powiedział, tak zrobił. Razem z Nedem odskoczyliśmy, żeby przypadkiem nie zostać obrzyganym.
— Dobra, ja cię odwiozę. — powiedział Ned, patrząc na Adama z zażenowaniem. Czułam się trochę dziwnie, ale lepszy rydz, niż nic. Zaprowadził mnie do samochodu i otworzył drzwi, abym mogła wsiąść, po czym okrążył pojazd i usiał obok za kierownicą.
— Wiesz, że nie musisz tego wszystkiego robić? To nie ty mnie skrzywdziłeś, tylko Sarah, nie wykupuj się za nią.
— Nie wykupuję się za nią. Coś ci obiecałem i zamierzam dotrzymać słowa. — powiedział ze stoickim spokojem.
— Tak, na pewno Sarah czyhałaby na mnie w jakimś zakamarku. — prychnęłam.
— Kto by ją tam wiedział. Jest zdolna do mnóstwa rzeczy. Mnóstwa. — przeszył mnie wzrokiem, jakby ostrzegając przed nią. — Gdzie jest Hayden? — zapytał nagle po dłuższej przerwie.
— Skąd mam wiedzieć? Pewnie z Lauren. — odparłam, patrząc w szybę mimo, że nie mogłam nic zobaczyć ze względu na noc.
— Lauren? — pytał, ale zdziwiony nie był. — Wiedziałem. — rzucił z satysfakcją. — Kręcą ze sobą. Jeśli by tego nie robili, to bym ich zmusił. To jedni z tych ludzi, którzy muszą być ze sobą. — uniosłam brwi zszokowana.
— Mam nadzieję, że mnie i Adama nie będziesz do niczego zmuszał. — westchnęłam ciężko.
— Ty i Adam?! — prawie krzyknął. — To nie ma szans istnienia. Niby przeciwieństwa się przyciągają, ale wasza dwójka to także dwa bardzo, bardzo odległe od siebie światy.
— Mówi to chłopka, który niedawno zerwał z Sarah. — zakpiłam.
— Jak to powiedziałaś: Miłość zaślepia.
— To chyba nadal jesteś zaślepiony, bo prawie potrąciłeś zająca. — zauważyłam.
— Nie mam okularów. — odpyskował.
— Zacznij jeść borówki na pamięć, to ich nie zapomnisz.
— Nie zapomniałem, bez nich wyglądam lepiej.
— Różne gusta, różne opinie. Mi się nie podobają moje włosy, a Adamowi tak, tobie nie podobasz się ty bez okularów, a mi tak. — gestykulowałam rękami.
— Czy ty właśnie przyznałaś, że ci się podobam?
— Co w tym dziwnego, że przystojny chłopak podoba się dziewczynie? — otworzył lekko usta, aby odpowiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jego gardła. — Właśnie. Dzięki. — powiedziałam, kiedy byliśmy pod moim domem.
— Nie ma za co. — uśmiechnął się serdecznie i pomachał mi na pożegnanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro