Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Patrzyłam w jakiś nieistotny punkt tylko dlatego, że żadne z nas się nie odzywało, a ja nie miałam pomysłu na przerwanie tej ciszy. Byłam trochę zawiedziona, że tak szybko poszło to całe „wyjaśnianie", ale przecież tego się spodziewałam. Krótkie sprostowanie, bo po co opowiadać o tym szczegółowo?

— Lauren.— odchrząknął głośno, a ja błyskawicznie się odwróciłam. — Katy pokazała mi jedno z twoich serc. — faktycznie, dałam jej wtedy serduszko.

— I? — uniosłam brwi.

— Zastanawiam się, czy nie mogłabyś zrobić kilka w żywych barwach, takich motywacyjnych. — podrapał się po brodzie.

— Dla osób, które udaje się wam ratować? — skinął głową twierdząco. — Jasne, z przyjemnością. Daj mi dwa dni, to zrobię ich może z czterdzieści.

— Wielkie dzięki. Czasami takie drobne gesty sprawiają, że człowiek chodzi cały dzień uśmiechnięty.

— A właśnie. — przypomniałam sobie jego wierszyk. — Rodzynki w czekoladzie? Poważnie? Ohyda! — roześmiał się.

— Trzeba być oryginalnym. — powiedział nonszalancko.

— Ach tak... Skoro wszyscy ich nie lubią, ty je ubóstwiasz? — rzuciłam mu ironiczne spojrzenie.

— Dokładnie detektywie. — pstryknął palcami.

Nagle przed nami przebiegły jakieś dzieci, a jednemu z nich wypadła butelka z sokiem. Była odkręcona, a zawartość wylała się w pełni na mnie. Starłam z twarzy sok bananowy, a dziecko uciekło, nie wiedząc co zrobić i, że powinno przeprosić. Dobrze, że włosy spinam w koka, bo inaczej także całe byłyby klejące. Spojrzałam na koszulkę. Brudna.

Cholera.

— Chcesz? — Hayden zaoferował mi swoją bluzę i już miałam ją wziąć, kiedy przypomniałam sobie, że mam bluzkę w torbie na zmianę.

— Nie, nie trzeba. — machnęłam ręką po czym wyjęłam ciuch i wzięłam się za przebieranie.

— Woah! Dziewczyno! — chłopak zakrywał oczy dłonią i dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie pewna rzecz:

To nie Miami.

— Przepraszam, zapomniałam, że jesteś normalny. — uśmiechnęłam się słabo.

— Co masz na myśli? — przekrzywił głowę w bok i przeszył mnie wzrokiem.

— Emm...

— Dobra, rozumiem. — zatrzymał mnie dłonią. — Chłopcy, z którymi się kumplowałaś byli wręcz wniebowzięci, kiedy się przebierałaś. Prymitywni ludzie?

— No... właśnie. Wciąż ciężko mi się przyzwyczaić. Tutaj wszyscy są mili, dobra większość. — prychnęłam. — Nie oceniają, nie podbijają i nie rzucają tekstów typu: „Ej maleńka, jesteś tak gorąca, że płonę", albo „Zauważyłaś pewnie, że rozbieram cię wzrokiem, mam rozebrać cię w łóżku?". — udawałam głos tych wszystkich „Bad Boyów".

— Boże... — parsknął śmiechem. — Współczuję, chociaż tutaj czasami nie jest lepiej. Nie zdziw się, jak usłyszysz taki tekst od Adama, albo Nika. Zaraz, to twój kuzyn. Od Adama. — potrząsnął głową tak, że jego czerwony włosy niesfornie się roztrzepały, przez co wyglądał uroczo.

— Mimo, że Nick jest moją rodziną, to słyszałam już coś w tym stylu z jego ust. — uderzył się w czoło otwartą dłonią i pokręcił głową.

— Nie wierzę... — słyszałam w jego głosie rozbawienie.

— Czemu czerwony? — wskazałam na jego czuprynę.

— Lubisz skakać po tematach, co? — uśmiechnął się szeroko, odsłaniając każdy kolczyk.

Zaczęłam się zastanawiać, jakby to było się z nim całować?

— Niebieski zajęty przez Lou i Willa, czarny to kolor, który można mieć naturalnie, zielony zbyt... Rażący, jak dla mnie. Biały już miałem... Reszta za pedalska, został mi czerwony. — wzruszył ramionami. — Następny będzie granatowy.

— Chcę to zobaczyć. — powiedziałam z przekonaniem. — Spodziewałam się odpowiedzi, że czerwony jak krew, czy coś w ten deseń. — bawiłam się sznurówką z trampka.

— Lepiej brzmi, będę tak od dzisiaj mówił. — dźgnął mnie palcem w żebro, przez co się wzdrygnęłam. — Dziś piątek, piąteczek, piątunio czyli dzień, w którym twojej ciotki nie ma i Nick organizuje małe posiedzenie. Wiesz o tym?

— Dzięki, że mi powiedziałeś. Nie, nie wiedziałam. — byłam zdziwiona. — W takim razie, gdzie moja ciocia jest?

— Gotuje u kogoś, kto robi co sobotę bankiet. — wyjaśnił.

— Okay, i co wy robicie na tych posiedzeniach? — założyłam ręce na krzyż.

— Nic takiego. — mrugnął do mnie porozumiewawczo i wstał. — Idziemy?

— Mhm. — wymamrotałam pod nosem i dołączyłam do niego.



* * *



Małe posiedzenie. Małe. Małe. Małe.

JAKIE MAŁE?!?

Byłam zdenerwowana, gdyż Hayden nie poinformował mnie, że dla nich „małe" oznacza ponad sto osób.

Muzyka dudniła w całym domu, ale przynajmniej była okay w porównaniu do tych gówien, które puszczała Elizabeth. Zresztą, gównem się zadowalała, więc czego tu oczekiwać.

Wyszłam z pokoju, ale nie stroiłam się na tę imprezę. Miałam na sobie biało-granatowy kombinezon w kotwice i wyjątkowo rozpuściłam włosy. Nie miałam zamiaru brać w niej udziału, chciałam tylko się dowiedzieć, czy przyszła Katy, ale jedyną osobą, którą natychmiast zauważyłam była Sarah.

 Co ona tutaj robi, do cholery?

— Hej mała! — Adam objął mnie ramieniem, ale błyskawicznie je zrzuciłam.

— Walisz wódką. — zniesmaczyłam się.

— W Miami nie piliście? — zapytał żartem.

— Widziałeś Katy?! — krzyknęłam, gdyż ktoś pogłośnił muzykę.

— Nope, ale Nick może wiedzieć. — wskazał palcem na mojego kuzyna, który aktualnie zajęty był lizaniem się z... Jennifer? Tak, to chyba ona. Przedarłam się przez tłum i poklepałam go żeby zwrócił na mnie uwagę.

— Noo? — uśmiechał się szeroko, a jego towarzyszka spiorunowała mnie wzrokiem.

— Wiesz gdzie jest Katy?

— N-niee. — potrząsnął głową i wrócił do wcześniejszej czynności. Westchnęłam i weszłam na krzesło, żeby się rozejrzeć ,ale nigdzie nie widziałam dziewczyny. Trudno nie było jej znaleźć ze względu na kolor włosów, ale teraz...

— Chcesz coś ogłosić? — zapytał Ned, wkładając ręce do kieszeni.

— Co? — zeszłam z krzesła. — Nie, szukam Katy.

— Zapytaj Haydena. — wzruszył ramionami. Wyjęłam z kieszeni telefon.



Do Hayden:

Katy przyszła?

Od Hayden:

Tak

Do Hayden:

Gdzie jest?

Od Hayden:

Na dworze ;p

Miałam mu odpisać, kiedy właśnie szedł z naprzeciwka.

— Dzięki. — uśmiechnęłam się do niego szczerze i minęłam się z nim, a następnie wydostałam się na zewnątrz i Katy rzeczywiście tam była.

— Lauren! — zawołała przerażona. Podbiegłam do niej.

— Musimy iść do lasu. — zakomunikowała Louisa. — Podobno ktoś chce iść spać.

— Mój Boże, szybko. — zaczęłyśmy biec.

— Masz. — Lou podała mi taką samą bransoletkę, jaką miał Hayden. — Myślę, że chętnie do nas dołączysz. — puściła mi oczko.

— Dziękuję.

Idziemy płoszyć nietoperze. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro