Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rodział 40

— Serio? Myśleliście, że wszystko wam tak łatwo pójdzie? — odwróciliśmy się, a przed nami stał Adam.

— Uwierz, pójdzie. — warknął Hayden.

— Chciałbyś. — prychnął tylko i wyrwał nam notes, a potem zaczął biec w nieokreślonym kierunku. My oczywiście zaraz za nim. Inni uczniowie patrzyli na nas jak na bandę idiotów, ale mało mnie to interesowało. Przyśpieszyłam swój bieg i nawet nie wiedziałam, że potrafię tak szybko biegać. Oczywiście nie szybciej niż chłopcy.

— Co to za pościg?! — krzyknęła jedna z woźnych, tym samym chwytając Lou i mnie za koszulki. Jęknęłam zirytowana i wyrwałam się, a następnie dogoniłam resztę. Lou jeszcze walczyła, ale finalnie także biegła z nami.

Adam wbiegł na stołówkę i stanął za znaczną grupką osób.

— Teraz to na pewno nam się uda... — westchnął William.

— Nie doceniasz nas, mały. — Ned poczochrał go po włosach i stanął tuż przed tymi ludźmi. — Hej, słuchajcie! Adam już nie jest w naszej paczce. — mój kuzyn wzruszył ramionami, a ci ludzie po prostu się rozeszli. Nie mogłam uwierzyć w łatwość tego wydarzenia.

— I co? Nadal mogę zrobić tak. — zaśmiał się złowieszczym śmiechem i roztargał jedną ze stron. — Więc: albo dacie sobie z tym spokój, albo wasze dowody pójdą spać tak, jak nietoperze.

— Dlaczego? — zapytał Hayden mierząc go wzrokiem. — Dlaczego to robisz?

— Oh, skądś trzeba mieć pieniądze, a ja? Ja tylko pomagam tym biednym ludziom zasmakować szczęścia.

— Jesteś pojebany. — syknęła Katy. — Nienawidzę cię. Przez ciebie nie żyje tak wiele osób, nie żyje Jonathan! — krzycząc jego imię, załamał się jej głos. Twarz Adama dziwnie zbladła.

— Fakt, ale to... to nie było zamierzone. Cassidy nie powiedziała mi, że jest siostrą Jonathana. Nie chciałem aby do tego doszło.

— Akurat! — sarknęłam. — Przestań kłamać w żywe oczy.

— W tej kwestii nie okłamałbym nawet największego wroga. — złapał się za serce.

— Jasne. — powiedział zdenerwowany Nick. — Ty pieprzony kretynie. — podwinął rękawy i pewnym krokiem ruszył w stronę Adama. Wyglądało to komicznie, kiedy chłopak nie miał gdzie uciec i powoli wciskał się do ściany, a jego mina wyrażała totalne przerażenie.

— Oddawaj to. — warknął mój kuzyn.

— N-nie...

— DAWAJ! — przerwał mu, przystawiając pięść do jego nosa.

— Nie musisz tego robić Nick, możesz dołączyć do nas. — próbował się bronić. Parsknęliśmy wszyscy śmiechem, kiedy to powiedział.

— Puknij się w łeb. I to mocno. — szarpnął za notes i już był w jego rękach. Podał nam go, a następnie wymierzył cios w stronę swojego byłego przyjaciela, odwrócił się na pięcie i odszedł dumnie unosząc głowę.

— Widzisz? Poszło ŁATWIUTKO. — odparł Hayden, nachylając się nad Adamem.

— Ta... — trzymał się za obolałe miejsce. — Sam, nie zrobiłbyś nic.

— Oh, czyżby? — uśmiechnął się najszerzej jak mógł i również go uderzył. — Ludzie się zmieniają. Jedni na lepsze. — spojrzał na Sarah. — Inni na gorsze... — pokazał na siebie. — A jeszcze inni na totalnych sukinsynów. — tu dotknął go palcem w nos. — Bywaj. — szepnął, pstrykając go w czoło.






* * *



Minęły dwa dni od przejęcia notesu, ale my nie szliśmy z tym na policję. Hayden powiedział, że poczekamy na nagranie od Sarah i wejdziemy na któreś spotkanie aby spróbować uratować nietoperze.

— To totalnie zwariowany pomysł, ale... Podoba mi się! — zawołała Katy, wychylając głowę z salonu. Byliśmy właśnie u nich, bo tylko ich rodziców nie było w domu, a mówienie o takich rzeczach przy opiekunach nie jest dobre...

— Ale jak my to zrobimy? — zapytał Will. — Tak po prostu wbijemy? — uśmiechał się szeroko.

— Spontaniczność to nasza cecha wrodzona, Will. — odparł Hayden, szturchając go w ramię. — Coś się wmyśli, a jak nie, to Lou pójdzie na żywioł.

— Dlaczego niby ja? — oburzyła się.

— Ponieważ twoja przemowa przed szkołą zrobiła furorę. — założył ręce na krzyż, wystawiając jej język.

— Mógłbyś nie zostawiać tego gdzie popadnie? — do kuchni weszła zirytowana Katy, trzymająca w dłoni jakiś niebieski zeszyt.

— Oh, przepraszam. Akurat pisałem o jedzeniu. — wyciągnął ręce, ale jego siostra cofnęła zeszyt.

— E,e! Czytałaś to? — zwróciła się do mnie. Pokręciłam przecząco głową. — W takim razie trzymaj. — podała mi go, a ja rzuciłam Haydenowi spojrzenie typu: mogę?

— Aaa, czytaj. — machnął lekceważąco ręką. Zadowolona otworzyłam zeszyt na losowej stronie i moim oczom ukazał się króciutki wierszyk.

— Uważaj! Przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy wiersz niewłaściwie interpretowany, może zagrażać twojemu życiu lub zdrowiu. — dodała, zanim wzięłam się za czytanie.

„Gdybym nie był człowiekiem

Ptakiem chciałbym być

Mógłbym się wtedy

Wysoko w niebo wzbić

Zobaczyć świat z góry

Taki nowy

I oczywiście:

Srać na ludzkie głowy"

Parsknęłam pod nosem śmiechem, na szczęście nikt nie zwrócił uwagi. Przewertowałam kartki.

„Był taki czas, że po tafli szczęścia chodziłem

I w odbiciu tej tafli, ja sam szczęśliwy byłem

Niestety przyszedł dzień, w którym woda mętnieć zaczęła

Wtedy przygasła moja mała nadzieja

Stałem się człowiekiem papierowym

Kimś zakłamanym, kimś nowym

Nie liczyło się nic, prócz uśmiechu sztucznego

Nie chciało mi się żyć, to dlatego

Ludzie widzieli kogoś, kim nie byłem

Nawet nie wiem kiedy, swoje ja straciłem"

Pomyślałam, że ten wiersz nie jest z tych nowszych i na szczęście miałam rację. Pod spodem widniała data, wskazująca na to, że napisał go dwa lata temu. Otworzyłam na ostatniej stronie i rzeczywiście był tam wiersz o jedzeniu.

„Otwieram lodówkę, wszystko w niej widzę

Parówki, ogórki, ser i majonez

Pomidor, wędlinę i to jeszcze nie koniec

Jajka, rzodkiewki, kiełbasę i margarynę

Jest tego tak wiele, że w lodówce tej ginę.

Sok jabłkowy, ciasta kawałek i masło

Nagle światło zgasło

Zdziwiony szafkę otworzyłem

I w niej Cheeriosy zauważyłem

Choć płatków tych z całego serca nienawidzę

Smutna jest prawda - w lodówce niczego nie widzę"

— Mogłeś poświecić latarką. — powiedziałam, uśmiechając się do niego.

— Lauren, nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo jestem leniwy. — przewrócił oczami. — A teraz mi to oddaj, zanim trafisz na jakiś niesmaczny wiersz. — zręcznym ruchem przechwycił zeszyt i zaniósł go zapewne do swojego pokoju. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro