Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

STOCKHOLM SYNDROME

WAŻNE:

TW porwanie, syndrom sztokholmski

Erwin ma tutaj 18 lat, Gregory- 24 i nie jest policjantem

---------

Jego rodzice umarli kiedy miał zaledwie dziesięć lat. Nie wylądował w domu dziecka tylko dlatego, że stary Knuckles przyjaźnił się blisko z Kuiem Chakiem, który zajął się małym Erwinem. Właściwie mąciciel mógłbyć uznany w Los Santos za wujka każdego samotnego dzieciaka. Adoptował dwójkę, a pod swoimi skrzydłami wychowywał jeszcze trójkę, która jednak nie została mu prawnie oddana pod opiekę. Oprócz Erwina, był też David i Nicollo. Wszyscy mimo dość dobrych relacji z mącicielem nie odczuwali tak pragnionego przez nich rodzinnego ciepła. Potrzebowali matki, która przytuli ich do siebie po nocnym koszmarze i Ojca, który nauczy ich wszystkiego co sam umie. Potrzebowali rodziców. Nie wujka mafioso. 

Przez te osiem lat, od kiedy został sierotą starał się być samowystarczalny. Miał własny pokój w willi Chaka, dokładał się do czynszu z pieniędzy zostawionych mu przez bogatych rodziców, zdał prawo jazdy za pierwszym razem, kupił samochód i sam opłacał mandaty, które nakładała na niego policja. Jego brawurowa jazda pozwoliła mu na sławę wśród funkcjonariuszy w Los Santos. Większość z nich lubiła siwowłosego. Najlepszy kontakt miał jednak z jednym z młodszych oficerów - Dante Capelą. Ostatnio to właśnie od niego dostał grzywnę, którą tego zimnego, grudniowego wieczora poszedł opłacić. Jego auto było u mechanika, Carbo i Davida nie było w domu a taksówki zamawiać nie miał zamiaru, więc jedyną opcją jak zapłacić zaległą karę było przejście się na komendę. Mieszkali blisko Mission Row, dlatego droga zajęła mu niecałe dwadzieścia minut. Chwilę pogadał z Dantem o planach na zbliżające się święta i sylwestra. Dowiedział się, że starszy spędzi je w towarzystwie narzeczonej i niedawno odnalezionej siostry. Erwin powiedział mu zaś, o tym, że w domu Kuia odbędzie się jak co roku uczta dla rodziny i bliskich znajomych chińczyka.
W drodze powrotnej do willi czuł się cały czas obserwowany. Przyspieszył kroku, ale osoba idącą za nim, która już nie kryła się, że go śledzi także zaczęła iść szybciej. W pewnym momencie poczuł na swojej twarzy mokrą szmatkę, która prawdopodobnie była nasączona chloroformem. Zdążył jedynie krzyknąć o pomoc i nie minęło pięć minut aż opadł nieprzytomny w ramiona mężczyzny.
Gregory Montanha już od dłuższego czasu obserwował Erwina. Kiedy po raz pierwszy zobaczył go na BurgerShocie od razu zauroczyła go jego uroda. Trzeba było mu to przyznać-Knuckles był śliczny. Jego szare włosy, zawsze w artystycznym nieładzie były niepowtarzalne. Był pewien, że młodszy ich nie farbuje bo także jego rzęsy były tego koloru. Oczy chłopaka miały złoty kolor, mieniący się w świetle księżyca i wyglądające jak dwa bursztyny. Smukła sylwetka z lekkimi zarysami mięśni. Był ideałem Gregoryego. Dlatego zdecydował się go porwać. Nie chciał mu przecież nic zrobić, jedynie chciał kochać i być kochanym przez Siwego. Miał nadzieję, że nikt nie usłyszał jego wrzasku, ponieważ nadal znajdowali się w pobliżu komendy.
Niestety dla Montanhy, Dante Capela miał doskonały słuch. Kiedy doszedł do niego pisk znajomego głosu jak najszybciej mógł wybiegł szukać Erwina. Nie zdążył jednak nikogo złapać, bo oboje rozpłynęli się w powietrzu.

Erwin obudził się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Jego nogi były przykute do krzesła  a ręce związane sznurem. Lekko nimi ruszył przez co jego mocno ściśnięte nadgarstki otarły się o siebie. Zaczął się wierzgać żeby uwolnić się z uwięzi, ale spowodowało to tylko gorszy ból kończyn. Bał się. Wszyscy wrogowie Kuia wiedzieli, że Erwin jest jego podopiecznym, mógł go więc porwać każdy. Z miejsc gdzie lniany materiał dotykał jego skóry zaczęła ciec czerwona ciecz- krew, mimo to nadal starał się uwolnić. Błagał w duchu, żeby udało mu się uciec, bo z opowieści chińczyka o jego własnych torturach ludzie najczęściej(jeżeli już) wychodzili z nich ledwo żywi i zniszczeni psychicznie. Potwornie się bał. Jego widok był ograniczony z powodu braku światła. Nagle zza swoich pleców usłyszał skrzypienie schodów. Zaczął trząść się i płakać nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Nareszcie przed jego oczami pojawiła się męska sylwetka. Jego porywacz miał brązowe włosy zaczesane do tyłu, lekki zarost i czekoladowe oczy. Był opalony i umięśniony. Bardzo przystojny- pomyślałby gdyby nie był zamknięty w jego piwnicy. Po kilkunastu sekundach odezwał się. Jego głos był ochrypły i  głęboki ale przyjemny dla ucha

-Witaj Erwinie.

-Kim jesteś?!- wyjąkał

-Cierpliwości. Na początku kulturalnie się ze mną przywitasz. Powtórzę więc, witaj Erwinie.

-Dzień dobry...Dobry wieczór...

-Grzeczny chłopiec. Teraz mogę odpowiedzieć na twoje pytanie. Jestem Gregory. 

-Po co tu jestem?

-Kochanie- pogłaskał go po policzku- Jesteś tu bo ja tego chciałem i tu zostaniesz.-wycofał się za siwowłosego żeby zapalić światło. 

Oczy młodszego, które przyzwyczaiły się już do ciemności momentalnie się zamknęły. Po daniu im chwili, otworzył je i zobaczył coś czego się nie spodziewał. Znajdował się w dość dużym pomieszczeniu. Po jego lewej stronie znajdowało się łóżko, obok niego jakaś mała szafeczka. Na przeciwko niego był dwuosobowy stół i dwa krzesła a po prawej jakieś drzwi. 

-Będziesz robił to co ci karzę i na co ci pozwolę, bo to ja tutaj rządzę. Będziemy tutaj mieszkać. Rozumiesz?

Pokiwał głową w górę i w dół potwierdzając starszemu, że zrozumiał.

-Jak pytam to masz odpowiadać !- ryknął i uderzył młodszego w policzek - Cóż, co się tak gapisz? To była twoja wina. Co się mówi?

-...

-Co się mówi?!- kopnął nastolatka w nogę. 

-Przepraszam...

-Dobrze, wspaniale. To teraz zasady. Nie wychodzisz z tego pokoju, chyba że cię ze sobą zabiorę. Dostajesz jedzenie trzy razy dziennie, będziemy je tu jeść razem. Jasne?

-Tak.

-Cieszę się- uśmiechnął się i pocałował zdziwionego Erwina w policzek

Po tym wyszedł  z pokoiku nie rozwiązując przywiązanego Knucklesa. Porywacz nie powiedział mu nic o tym dlaczego się tu znajduje i czy ktokolwiek zdążył zauważyć, że zniknął . Ciekawe ile czasu właściwie się tu znajduje . Bał się, że starszy od niego mężczyzna go skrzywdzi, ale po co zamykałby go w jakimś pokoju zamiast w zatęchłej piwnicy? Nagle go olśniło. Co jeśli ten cały Gregory zabrał go tu żeby go...wykorzystać? Na tę myśl po jego policzkach ponownie zaczęły spływać łzy. Nie wiedział ile czasu płakał, ale po jakimś czasie opadł z sił i stresu zasypiając na niewygodnym, drewnianym krześle. 

Obudziło go kopnięcie jego siedziska, przez co przewrócił się na prawy bok. Jego całe ciało wraz z siedzeniem przygniotło ramię.

-Dlaczego mnie ignorujesz?!- wrzasnął Gregory i kilkukrotnie kopnął Erwina w brzuch na co ten zaskomlał z bólu.

-S-spałem - wyjąkał z trudem, łzy nadal spływały po jego twarzy .

Nagle cały wyraz twarzy Gregoryego się zmienił . Pojawiło się współczucie i poczucie winy. Podniósł młodszego z ziemi i go przytulił przez co Erwin zamarł. 

-Przepraszam kochanie- jakie kochanie?! Co on sobie wyobraża? Chociaż ten przytulas był całkiem przyjemny pomyślał - Pewnie jesteś głodny- zaczął go rozwiązywać i spojrzał na rany spowodowane otarciami - Skarbie, tak mi przykro z powodu tego - skinął na nie głową.

Kiedy jego ręce nie były już niczym skrępowane a nogi przykute do krzesła Gregory go podniósł i zaniósł do stolika. Posadził go na jednym z siedzeń i powiedział

-Poczekaj tu, zaraz wrócę z jedzeniem - pff, jakbym miał gdzie się ruszyć!

Knuckles bojąc się kolejnego bólu zadanego przez starszego mężczyznę nieruchomo siedział tak jak go posadził i patrzył w wybrany punkt szarej ściany pokoju myśląc czy ktokolwiek go znajdzie.

-Już jestem. Proszę - podał mu parujący talerz z makaronem - Smacznego - posłał mu uśmiech, który ze strachu siwowłosy odwzajemnił . Nie zauważył, że był aż tak głodny. -Smakuje?- zaśmiał się perliście Gregory na widok trzęsących się uszu Erwina

-Tak, dziękuję - opowiedział cicho.

-Cieszę się. Jeśli będziesz jeszcze głodny - powiedz, to pójdę ci dołożyć.

Nie odpowiedział tylko dalej zajęty był posiłkiem. Dziwiła go nagła zmiana zachowania Gregoryego. Było to o tyle niekomfortowe, bo nie wiedział czego może się po nim spodziewać. 

Kiedy Montanha zauważył, że młodszy skończył jedzenie postanowił rozpocząć rozmowę, którą planował już od kiedy zaplanował sobie porwanie Knucklesa.

-Chciałbym z tobą porozmawiać o czymś ważnym kochanie. Wiesz dlaczego tu jesteś?

-Nie...

-Wiem, że twoi rodzice zostali zamordowani, ale nie martw się nie jestem nikim kto chciałby cię skrzywdzić. Wiem też, że ten stary Chińczyk nie zajmuje się tobą wcale. Jak tylko cię zobaczyłem stojącego w tym BurgerShocie od razu wiedziałem, że chciałbym cię mieć na własność. Mogę ci dać ciepło, czułość, kochać cię jak nikt inny. W zamian oczekuję tylko tego samego. No, ale koniec o tym. Późno już. Pora spać.

-Um...przepraszam?

-Tak skarbie?

-Jak mam się do pana zwracać?

-Głuptasku! Jaki pan? Możesz mi mówić Gregory, Greg, kochanie albo wymyśleć mi własny pseudonim. A teraz chodź, pewnie chciałbyś wziąć prysznic - podał Erwinowi ręcznik i ubrania, które w międzyczasie wyjął z szafy. Montanha podszedł do drzwi, które wcześniej już zauważył i pokazał dłonią siwowłosemu, że za nimi znajduje się łazienka. 

Erwin niepewnie udał się do pomieszczenia i rozebrawszy się wcześniej wszedł pod wodę. Gorący strumień chlastał jego rany. Nie chciał być tam zbyt długo, żeby Gregory nie zmienił znowu swojego humoru więc ubrał się w rzeczy które starszy mu dał. Była to za duża koszulka z logo jakiegoś zespołu, którego nie kojarzył, prawdopodobnie należąca do szatyna i zwykłe, o rozmiar za duże bokserki. Kiedy wyszedł zobaczył leżącego już na łóżku Grześka, jak go nazwał w głowie. 

-Chodź tu kochanie. - poklepał miejsce obok siebie. 

Knuckles mimo zawahania zastosował się do polecenia i ułożył się na końcu łóżka, przy samej ścianie.

-Bliżej- przycisnął go do swojej klatki piersiowej starszy na co Erwin stęknął cicho z powodu bólu brzucha, na którym zaczęły formować się już siniaki zrobione przez kopnięcia Gregoryego. - Jeszcze raz przepraszam. Chcesz jakąś maść na to?- zapytał ze skruchą

-Nie trzeba, jest dobrze - odpowiedział cicho

-Dobranoc - pocałował głowę młodszego

-Dobranoc, Grzesiu...

Kiedy obudził się kolejnego poranka, o dziwo wyspany Gregoryego już nie było. Postanowił wstać do toalety, ale spoglądając w dół zauważył jeden problem. No tak, poranny wzwód musiał go dopaść akurat kiedy został porwany. Na szczęście był sam w pokoju jednak bardzo stresowała go sytuacja w jakiej się znalazł. Jak najszybciej umiał udał się do łazienki byleby tylko Grzesiek go nie zauważył. Zwinnie pozbył się swojego problemu i z ciężko bijącym sercem wrócił do sypialni. Wybrał idealny moment, ponieważ wtedy w drzwiach pojawił się Montanha.

-Cześć skarbie, jak się spało? Zrobiłem nam śniadanie. Siadaj- wskazał na krzesło naprzeciwko tego, na którym sam usiadł .

-Dzień dobry, dobrze. 

-Pomyślałem, że moglibyśmy zamówić ci jakieś ubrania , bo tutaj są tylko moje, które notabene wyglądają na tobie przesłodko. Przyniosę ci też później jakieś książki i laptopa żebyś się nie nudził i poczuł komfortowo. Lubisz czytać?

-Lubię. Bardzo lubię. Najbardziej kryminały - wyznał czując nagły napływ pewności. 

-Super, zapamiętam i spróbuję znaleźć ci właśnie takie. Idę odnieść talerze. Wrócę za chwilę i kupimy te ciuchy.

Jak powiedział tak zrobił. Niecałe piętnaście minut później pojawił się ze swoim laptopem i usiadł obok skrępowanego Erwina na łóżku. Położył swoje umięśnione ramiona za kark młodszego przytulając go do swojego boku. Włączył internet i rozpoczęli poszukiwania odzieży. Erwin nie chciał tego przyznać, ale wewnętrznie podobała mu się bliskość z szatynem. 

Po półgodzinnych poszukiwaniach w ich koszyku znajdowało się kilka par dresów, bluz, czarne i białe t-shirty, bielizna, skarpetki oraz ciemne, materiałowe spodnie i biała koszula. Knuckles czuł się niezręcznie kiedy obcy mu mężczyzna, który w dodatku go porwał kupuje mu z własnej woli ubrania, do tego pozwalając mu je sobie wybrać. 

Przy okazji okazało się, że Gregory nie posiada w domu kryminałów, dlatego kupili także kilka sztuk książek, które wydawały się Montanie interesujące. Z braku czegoś innego do roboty Greg rozpoczął rozmowę

-Chciałbyś może pograć w pytania?

-M-mogę. Jak masz na nazwisko?- postanowił zadawać pytania, które jak sądził nie zdenerwują mężczyzny.

-Hah, Erwinku, myślałem, że będziesz bardziej kreatywny. Monatnha. Teraz moja kolej. Co lubisz najbardziej robić?

-Bardzo lubię jeździć samochodem, grać w gry, nic ciekawego. A ty?- zaczął ośmielać się coraz bardziej.

-Cieszę się, że się otwierasz Er. Co ja lubię? Też jazdę samochodami, szczególnie tymi szybkimi, mam taką zajebistą corvettę w garażu. No cudo! Chodzę na siłownię, no i... nie śmiej się tylko, uwielbiam gotować. - zawstydził się, na co Erwin pomyślał, że wygląda właściwie słodko. Nie mógł powstrzymać lekkiego chichotu, który wydobył się z jego ust kiedy wyobraził sobie Gregoryego w fartuszku. - Masz piękny śmiech, kochanie. Jakie jest twoje największe marzenie?

-Nie wiem, tak właściwie... jedyne co przychodzi mi na myśl to...nie... to głupie. - zarumienił się. 

-Nie wstydź się, nie masz kogo, no dalej.

-No dobra...chciałbym żeby ktoś szczerze mnie pokochał. Nie tylko na chwilę, ale tak na serio...

-Ja cię kocham.

-Nie znasz mnie prawie wcale. Poza tym gdybyś mnie kochał nie porywałbyś mnie tylko normalnie zaprosił na normalną randkę - poczuł nagły napływ odwagi, czego chwilę później pożałował.

Jego głowa uderzyła w ścianę kiedy Montanha gwałtownie szarpnął jego włosami. Twarz szatyna wyrażała czystą furię. Jak ten niewdzięczny chłopak mógł zarzucać mu, że on go nie kocha? Uderzył go jeszcze kilka razy aż do jego uszu nie doszedł płacz chłopaka, który musiał trwać już jakiś czas, bo jego policzki były już mokre. Mimo to nie przestawał uderzać Erwina. Raz w brzuch, w nogę, twarz, wykrzywiał mu rękę. Krzyk Knucklesa był tak głośny, że prawdopodobne było, że słychać go było na parterze domu. Krztusił się łzami, błagając, żeby starszy już przestał. Nareszcie go usłyszał.

-Przepraszam! Przepraszam! - krzyczał - Nie chciałem tego powiedzieć! Proszę przestań... -nic nie docierało do zafiksowanego Montanhy. Nagle Erwin wpadł na pomysł, jak mógłby go uspokoić. Był co prawda ryzykowny patrząc na dłuższą metę, ale ten ból był zbyt duży, żeby długo się nad tym zastanawiać - Kochanie, proszę, przestań.

Słowa Knucklesa podziałały jak zaklęcie. Momentalnie Gregory znieruchomiał. Jego oddech zaczął się uspokajać, aż wreszcie odezwał się do zapłakanego nastolatka.

-Co powiedziałeś?

-Proszę kochanie, przestań. Przepraszam...

-To ja cię przepraszam. Zbyt mnie poniosły emocje. Ja po prostu... chcę dać ci wszystko co najlepsze. Chcę żebyś pokochał mnie tak jak ja ciebie. To wszystko. 

Siwowłosy chcąc uspokoić swojego porywacza lekko pochylił się w jego stronę i niepewnie go przytulił. 

-Czy myślisz, że mógłbyś mnie pokochać? - zapytał szatyn

-Ja potrzebuję czasu. Muszę cię lepiej poznać. Boję się także, że jeśli powiem przez przypadek coś nieodpowiedniego i stanie się to co teraz...

-Daj mi szansę. Będę najlepszym chłopakiem jaki istnieje, tylko daj mi szansę. 

-Noo... Dobrze.

*dwa tygodnie później*

Cały czas jaki spędził z szatynem pozwolił Erwinowi dużo dokładniej go poznać. Pomimo, że ten go porwał wytworzyła się pomiędzy nimi swojego rodzaju więź. Przynajmniej tak uważał Montanha. Czasami Knuckles myślał co by było gdyby tamtego wieczora nie wyszedł zapłacić mandatu. Zastanawiał się też czy poszukiwania za nim nadal trwają czy policja odpuściła. Ciekawiło go co działo się z Carbonarą, Davidem i jego przyjaciółmi Sanem i Dią. Łapał się też na myśleniu o Gregorym jako dobrym kandydacie na chłopaka. Właściwie starszy ubzdurał sobie, że są razem. Kilka razy siwowłosy miał szansę na ucieczkę, ale za każdym razem kiedy z niej skorzystał kończyło się to dla niego bolesnym pobiciem. Ze dwa razy nawet zemdlał z ilości obrażeń, oczywiście później opatrzony przez porywacza. Chodził potem skruszony i przepraszał szatyna bojąc się kolejnej kary a ten wybaczał mu po jakimś czasie i wszystko wracało do normy. 

Erwin doszedł do wniosku, że nie ma szans na ucieczkę. Był zależny od woli Montanhy. Pogodził się z tym i postanowił nauczyć się żyć u boku Grzesia. Chyba mu się to udawało. Każdego ranka budził się u jego boku, coraz częściej odważając się przytulić do mężczyzny. Tak było także tego dnia. Przebudził się z wyjątkowo przyjemnego snu, mruknął jakieś niezrozumiałe słowa i otworzył oczy przeciągając się. Na przeciwko swojej twarzy napotkał utkwiony w sobie wzrok Grześka. Był uśmiechnięty, ale było po nim widać, że dopiero co wstał.

-Dzień dobry, wyspany? - zapytał młodszego

-Hej, tak, nawet bardzo - oddał uśmiech powolnie mrugając nadal zaspanymi oczami. 

Nie spiesząc się żeby wstać z wygodnego, ciepłego łóżka Gregory otulił swoimi dużymi ramionami leżącego obok niego osiemnastolatka. Ku jego zdziwieniu ten tylko mocniej się w niego wtulił, a zazwyczaj robił to tylko wieczorami, kiedy kładli się spać.

-Chcesz już wstawać?

W odpowiedzi siwowłosy tylko mruknął przecząco i ponownie przymknął oczy. Dziwił się sobie, że tak zareagował na bliskość szatyna. Chyba zaczynał go lubić. Przeczyło to jego zdrowemu rozsądkowi, ale on to zignorował. Postanowił ten jeden raz kierować się nie swoim rozumem a sercem. Zdecydował się dać Grześkowi szansę, nie tylko w swoich wyobrażeniach, mimo, że uważał za chore kochać porywacza...?

-Grzesiu...

-Tak Er? - zapytał podnosząc swoją głowę znad tej Siwego

-Ja przemyślałem sobie coś... 

-Nie wstydź się, mów kochanie. 

-No dobrze - podniósł się do siadu co po chwili zrobił także starszy. Erwin złapał go za dłonie i spojrzał mu w oczy - Ja...Chyba, chyba, chciałbym spróbować tak na serio. Znaczy ja...no...- zaczął się gubić i rumienić.

-Spokojnie, jestem tu tylko ja- zaśmiał się widząc rozbiegany wzrok młodszego

-Chciałbym naprawdę być twoim chłopakiem - wyszeptał w usta Montanhy, które nie wiadomo kiedy się tam znalazły.

Gregory nic nie odpowiedział na jego wyznanie jedynie bardziej zbliżając się do niego i po chwili łącząc ich usta. Starał się nie naciskać na nastolatka, który nadal bardzo stresował się tą sytuacją przez fakt początkowego porwania przez mężczyznę. Pocałunek był spokojny, czuły i przekazywał wszystkie uczucia szatyna do Knucklesa. Żaden z nich nie spieszył się żeby przerodził się w coś bardziej erotycznego. Była to ich intymna chwila. To im wystarczało. Po kilku minutach nareszcie się od siebie oderwali. W ich oczach błyszczały wesołe iskierki. Sprawiało to, że złoto Erwinowych tęczówek mieniło jak najnowsza moneta z mennicy państwowej. Czekolada Montanhy zaś przypominała gorące kakao w mroźną zimę. 

-Jesteś piękny, Erwin - skomplementował swojego nareszcie-chłopaka na co ten tylko gorzej się zaczerwienił. - Mam dla ciebie dzisiaj niespodziankę, ponieważ byłeś ostatnio bardzo grzeczny. Chodź się ubrać i zjemy śniadanie - zaczął wstawać z posłania, ciągnąc złotookiego za ręce za sobą. 

Wiedział, że jeżeli chce uniknąć największego skrępowania swojego życia nie może wyjść spod kołdry go okrywającej. Kolejny już raz podczas swojego pobytu w tym miejscu dopadł go ten problem. 

-Co jest, dlaczego nie chcesz wstać? Im szybciej to zrobisz tym szybciej dostaniesz tą niespodziankę. No dalej - ponaglał go Monte. 

Jego cała twarz zrobiła się jeszcze bardziej bordowa, niż kiedykolwiek przypuszczałby, że będzie. Skrzywił się lekko, ale postanowił nie denerwować szatyna i wykonać jego polecenie. Powolnie wygramolił się spod ciepłej pokrywy. Obciągnął za dużą koszulkę należącą do Greogryego, w której lubił spać i postawił nogi na drewnianej podłodze. Spuścił głowę patrząc na swoje stopy i dopiero po kilku sekundach spowalniania swojego oddechu spojrzał w naglące go oczy Grega. Zauważył na jego twarzy niezrozumienie dla jego dziwnego oporu co do wstania z łóżka. Uspokoiło go to trochę, jednak nadal co chwilę spoglądał w dół czy na pewno starszy nie zauważy powodu, dla którego tak opierał się opuszczenia legowiska. 

-Och, skarbie - spojrzał na wciąż zawstydzonego siwowłosego - Dlatego nie chciałeś wstać? Przecież to jest normalne, nie masz się czego wstydzić. - podszedł do niego i przytulił go chowając jego głową w swojej szyi 

-Ale, to jest chore...- odpowiedział patrząc na swoje stopy.

-Popatrz na mnie, Erwin- podniósł jego podbródek żeby patrzyli sobie w oczy. W tych młodszego mieniły się łzy, które nie zdążyły jeszcze wypłynąć - To jest normalne, rozumiesz. Ja też tak mam. Każdy chłopak tak ma, okey? Nie przejmuj się, kochanie - pocałował osiemnastolatka w nos, który ten śmiesznie zmarszczył na ten gest. - Idziemy jeść czy chcesz najpierw wziąć prysznic i się ubrać?

-Pójdę pod prysznic- mruknął w starszego

Dziesięć minut później znajdowali się obaj przy stole, na którym znajdowały się zrobione przez Gregoryego omlety z awokado. Podczas jedzenia nie rozmawiali dużo, jednak pod koniec śniadania kiedy dopijali, Erwin herbatę a Montanha- kawę szatyn odezwał się do swojego chłopaka.

-Gotowy na niespodziankę?

-Nie mogę się doczekać - wyszczerzył swoje ostre zęby Knuckles odkładając sztućce na swój talerz

-No to wstawaj - podniósł się z krzesła, co po chwili uczynił drugi. Wyciągnął ze swojej kieszeni bandanę, którą bez słowa zawiązał na oczach młodszego. - Będę cię prowadził, stawiaj małe kroczki, ok?

-Yhym.

-Dobra no to prosto - lekko popychał plecy swojego chłopaka idąc z nim w stronę drzwi, którymi zawsze wchodził do pokoju. - uważaj zaraz będą schody. 

Na te słowa oddech Erwina przyspieszył. Czy...on wychodził z piwnicy?

-Do góry, jeszcze kilka stopni - kierował dalej - czekaj, teraz są drzwi, muszę je otworzyć. - przeszedł obok Siwego i odkluczył drewniane wrota. - możemy iść dalej. Prosto, uważaj na głowę. Domyślasz się gdzie jesteśmy?

-Na górze? - zapytał niepewnie Knuckles. 

-Tak, możesz w sumie już zdjąć tą opaskę, będzie nam wygodniej. - jak poinstruował go starszy, ściągnął czarny materiał ze swojej twarzy. 

Znajdowali się jakimś małym pomieszczeniu, które miało pełno jakiś szafek z przetworami. Nie zatrzymali się tu jednak na długo, chwilę po tym jak mógł już iść bez asysty szatyna, ten popędził w stronę jakiś wieszaków z ubraniami. Przeszedł przez nie, co po chwili uczynił też siwowłosy. Napotkali kolejne drzwi, tym razem wyglądające jak takie od szafy. Okazało się, że przeczucie nie myliło Erwina i właśnie wyszli z szafy. Wow, niezły trud sobie sprawił żeby mnie tu ukryć, pomyślał. Brązowowłosy dalej szedł przed siebie, przeszedł przez trzystopniowe schodki i pojawili się w korytarzu domu Montanhy. Ściany były białe a podłoga była zrobiona z jasnych paneli. Na koniec ich "podróży" dotarli do dużej, utrzymanej w jasnych kolorach kuchni. Złote oczy zachwycone śledziły każdy szczegół pomieszczenia. Duża lodówka wbudowana wśród szafki zrobione z drewna. Stolik barowy razem z krzesełkami i stojące na nim butelki szampana. Znajdował się tam też stół z czterema krzesłami. Było pięknie. 

-Wow! - tylko tyle mógł wyksztusić z siebie Knuckles na co Grzesiek lekko się roześmiał i podszedł do niego przytulając go od tyłu. 

-Cieszę się, że ci się podoba. Pomyślałem, że to czas żebyś przestał kisić się w tej piwnicy. Przeniesiemy się do mojej sypialni na piętrze. Chcesz? - Siwy pokiwał energicznie głową - Chodź, pokażę ci resztę domu. Pamiętaj tylko, żeby nie stać blisko okien kiedy firanki będą odsłonięte, bo ktoś mógłby cię tu zobaczyć i zadzwonić na policję a oni by mi cię zabrali - Erwin posłał mu tylko przerażone spojrzenie. - Widzę, że rozumiesz. 

Reszta domu, a może raczej willi była otrzymana w podobnym stylu co kuchnia. Mimo, że sam Knuckles wychowywał się w bogatym domu z rodzicami, a potem w rezydencji Chaka, mieszkanie Montanhy było dużo bardziej imponujące. Było całkowicie w guście Erwina. Na koniec udali się do położonej tak jak Gregory powiedział, na piętrze sypialni mężczyzny. Była ogromna. Po otworzeniu drzwi pierwsze w oczy rzucało się zrobione z białego drewna łóżko king size. Na przeciwko niego były przeszklone drzwi na balkon. Dalej znajdowała się ogromna szafa na całą ścianę, półka na książki, bordowy fotel wyglądający cholernie drogo i wygodnie. Na samym końcu pomieszczenia były jeszcze jedne drzwi. Wywnioskował, że prowadziły do łazienki, co okazało się prawdą. Ta także przekroczyła jego oczekiwania. W jej centrum była podłużna wanna  a dalej toaleta za szklanymi drzwiami. Niezbyt funkcjonalne, ale jakże imponująco to wyglądało. 

-Jak tu pięknie - powiedział pod nosem wracając do czekającego na niego na łóżku Grzesia.

-Dziękuję. Miałem nadzieję, że ci się spodoba. Co chciałbyś teraz robić?

-Możemy pooglądać jakiś film? - zapytał nieśmiało 

-Oczywiście

Cały dzień spędzili na oglądaniu netflixa. Za oknami widoczne były duże warstwy śniegu. Noc była gwieździsta, wiedział, bo o północy wyszli razem na moment na balkon pooglądać niebo. Erwin był zachwycony widząc po tak długim czasie świat poza domem.

***

Nadchodziły święta. Ten okres zawsze był tym smutnym. Nie mógł spędzić ich ze swoimi rodzicami, a teraz był daleko od swojej jedynej rodziny. Ufał Grześkowi, w końcu go kochał, ale nie zmieniało to faktu, że tęsknił za Kuiem, za Carbo, za Davidem. Dzień spędził jednak miło, na oglądaniu Kevina i innych świątecznych filmów w telewizji, jedzeniu pysznego jedzenia zrobionego przez starszego oraz śpiewaniu jego ulubionych kolęd. Ubrali także kupioną przez starszego dużą choinkę, która roztaczała w mieszkaniu piękny zapach. Pozwoliło mu to na chwilę wczuć się klimat, którego nie czuł od wielu lat.

***

Sylwester nadszedł właściwie dużo szybciej niż się tego spodziewał. Po świętach spędzonych w przyjemnej atmosferze razem z Gregorym przyszła pora na Wigilię Nowego Roku. Nie mogli wyjść na coroczne puszczanie fajerwerków w centrum Los Santos, jak zwykł robić to Siwy dlatego Montanha postarał się o przygotowanie tego dnia w swoim domu. Większość czasu spędzili na wspólnym gotowaniu, słuchaniu muzyki i śmiechu z własnych suchych żartów. O godzinie dwudziestej zrobili sobie małą imprezę tańcząc do ulubionych przeboi. "Weselny klimat" był elementem, który najczęściej leciał na spotify. Kiedy wybiła dwudziesta trzecia pięćdziesiąt wyszli na balkon w ich sypialni pooglądać z daleka piękne wybuchy nad miastem. Wszystkie kolory tęczy mieniły się na nocnym niebie. Dokładnie pięć sekund przed dwunastą Grzesiek połączył ich usta tak jak we wszystkich dennych romansach, jednak Knucklesowi to wcale nie przeszkadzało. Pocałunek stawał się co chwilę coraz bardziej namiętny. Ich dłonie błądziły nawzajem po swoich ciałach. Mniejsze dłonie Erwina złapały szyję Montego przybliżając go jeszcze bliżej, tak że pomiędzy nimi nie było szansy wcisnąć nawet kartki papieru. Starszy mężczyzna wziął swojego chłopaka na ręce i zaczął iść do pokoju. Jego usta znalazły sobie miejsce na szyi młodszego robiąc tam wiele malinek. Nareszcie dotarli do ich wielkiego łóżka. Montanha popchnął lekko Erwina i usiadł na nim okrakiem. Czuł, że jego kochanek był maksymalnie podniecony, jednak wolał upewnić się czy na pewno jest gotowy na zbliżenie

-Chcesz tego?

-Nie przedłużaj już, tak chcę, ale zlituj się nade mną.

-Jak sobie życzysz kochanie

Zaczął ściągać koszulkę z piersi siwowłosego, potem jego spodnie zostawiając go w samych bokserkach. Składał pocałunki na każdym skrawku jego pięknego, szczupłego ciała oznaczając każdy jego fragment.

***

Nazajutrz miały być urodziny Erwina. Całkowicie o nich zapomniał. Kończył dziewiętnaście lat. Coraz bliżej pełnoletniości. Z samego ranka, dziewiętnastego stycznia, Monatnha zapytał go co chciałby dostać w prezencie. 

-No mów, postaram się to zdobyć

-To raczej nie możliwe...

-No dalej

-Chciałbym dać Nico jakiś znak, że żyję. Albo go zobaczyć. Bardzo za nim tęsknię.

-Kochanie, wiesz, że nie możesz stąd wyjść. Zamknęli by mnie w więzieniu a tobie nie pozwoliliby mnie odwiedzać. 

-A może mógłbym napisać mu i Davidkowi list, który jakoś być dostarczył na Burgera? - zapytał nieśmiało

-No nie wiem. To trochę ryzykowne...

-No proszę - popatrzył na mężczyznę psimi oczkami i pocałował go krótko w usta.

-Postaram się, ale niczego nie obiecuję. 

-Kocham cię! - wykrzyczał Erwin nie myśląc nad tym co mówi

-Co...?

-Ja...kocham cię? - poparzył zawstydzony w oczy starszego, na co ten momentalnie do niego przyległ całując go namiętnie. 

-Leć pisz ten liścik. Dostarczę go dziś, ok?

Młodszy od razu po tych słowach pobiegł do ich sypialni, poszukał kartki i długopisu i rozpoczął pisanie. Z początku nie wiedział co ma mu przekazać, zbyt dużo pomysłów napływało mu do głowy. Zdecydował się jednak na niezbyt wylewną wiadomość.

Kochani Carbo i Davidku, 

Żyję i mam się dobrze. Tęsknię za wami, ale jest mi tu dobrze. Niestety nie mogę was zobaczyć, ale przesyłam wam przytulasy.

Wasz brat, Erwin.

PS. Żeby nie było za miło, mam nadzieję, że odzyskaliście mój samochód zjeby, mechanik naliczy chińczykowi zbyt dużo kasy za naprawę. 

-Gotowy?

-Tak, proszę - podał mu list, który starszy szybko przeczytał sprawdzając czy siwowłosy na pewno go nie oszukał i nie napisał nic o porwaniu i tym kto to zrobił.

Około godziny trzeciej w nocy, kiedy na mieście nie było prawie nikogo cały ubrany na czarno, w kominiarce Gregory udał się pod znany każdemu fast food. Rozejrzał się wokoło czy nigdzie nie ma kamer, ale tak jak przypuszczał monitoringu brak. Wepchnął kopertę pod szklane drzwi  ciesząc się, że pamiętał o założeniu rękawiczek przez co na papierze nie będzie jego odcisków palców.

Kiedy o godzinie szóstej Kui chciał otworzyć swoją restaurację jego oczom pokazała się biała koperta. Odkluczając drzwi zadzwonił do Carbonary mając w głębi duszy nadzieję, że to wiadomość od Erwina. Nicollo razem z Davidem jak najszybciej mógł przyjechał na miejsce swoim szybkim samochodem. Cała trójka miała zestresowane miny bojąc się treści listu zaadresowanego do przybranych dzieci Chaka.

-Co to jest? List od porywacza Siwego?- zalał chińczyka pytaniami Białowłosy

-To pismo Erwina, ale pewni, że to on będziemy dopiero kiedy go przeczytamy.

-No to na co czekamy? Otwieraj! - powiedział, a raczej krzyknął Gilenkly.

Skupiony Carbo otworzył kopertę i powoli zaczął odczytywać treść. Wszyscy mieli skupiony wzrok w czytającym i z każdym zdaniem ich twarze zdobiło większe zdziwienie. 

-Jak to jest bezpieczny? Jestem pewny, że nie spierdolił z domu, bo by się przynajmniej pożegnał, nie? - skomentował Davidek

-Racja. Mamy dwie możliwości, albo ktoś go zmusił żeby to napisał, albo w co wątpię zrobił to z własnej woli, co znaczyłoby, że pojebało mu się w głowie - dodał Kui.

-Idziemy z tym na policję - wtrącił Carbonara

-Chyba nie mamy wyjścia. Tylko oni mogliby znaleźć ewentualne odciski palców albo inne elementy DNA.

Po zaniesieniu ich jednak na komendę okazało się, że oprócz odcisków samego Erwina i jego rodziny nie było tam nic innego

***

kilka tygodni później

POV ERWIN

Dzisiaj po raz pierwszy zostałem sam w domu . Trochę się bałem, ale Monte dał mi swój telefon, który może dzwonić tylko na jego numer żebym w razie problemu dał mu znać. Poszedł właściwie tylko do sklepu, ale nadal. Nie było go już ponad godzinę i wiedziałem, że za niedługo powinien wrócić. Kiedy usłyszałem zgrzytanie w drzwiach już chciałem biec w stronę drzwi, żeby się z nim przywitać, ale wtedy usłyszałem trzy całkowicie obce głosy.

-Ale zajebista ta chata! Nieźle tu zarobimy.

-Bierzcie wszystko co wartościowe - wychyliłem głowę zza rogu i widząc mężczyzn w kominarkach uciekłem w schować się w zejściu do piwnicy, nie mieli szans mnie znaleźć, przynajmniej tak myślałem .

Drżącymi dłońmi siedząc już w skrytce wybrałem na telefonie numer od szatyna.

-Cześć Skarbie, co tam?- zapytał śpiewny głos mężczyzny

-Ktoś się do nas włamał, schowałem się w szafie, ale - szeptałem, przerywając kiedy zza drzwi naszły mnie głosy złodzei

-Ale co?!

-Ej tu ktoś chyba jest!- krzyknął jeden z osiłków

Wszystko stało się tak znienacka. Wielkie ramiona wyciągnęły mnie z kryjówki po czym zabrali do salonu gdzie czekał ich prawdopodobnie szef. 

-Co z nim robimy?

-O kurwa! To jest Erwin Knuckles! Jak go oddamy policji ten chinol da nam jakąś nagrodę. Dzwoń na psy!- powiedział ten siedzący na naszej kanapie

-Ale my tu napad robimy. Nie zamkną nas?

-Chuj z tym, wybronią nas jak znaleźliśmy zaginionego dzieciaka. 

Moje przerażone oczy chodziły z jednego na drugiego a oni dzwonili pod 911.

-Halo? Dzwonię w sprawie zaginionego Erwina Knucklesa. Znaleźliśmy go. Przysyłam GPS.

Kiedy tylko się rozłączył w drzwiach pojawił się mój wybawca. Trzymał przed sobą pistolet, którym po chwili postrzelił jednego z rabusiów w pierś. Wszystko działo się tak szybko. Kilka sekund później za oknem pojawiły się niebiesko-czerwone światła radiowozów. Do środka wparowało trzech SWATowców obezwładniając Gregoryego. Za nimi pojawił się Carbonara, który widząc mnie szybko podbiegł  ze łzami mnie przytulając. Policja skuwała szatyna a ja krzyczałem żeby go zostawili. Usłyszeliśmy głos Capeli

-Panie Montanha jest pan zatrzymany za porwanie pana Erwina Knucklesa 

-Um... Dante tam jest jakieś ciało - powiedział do niego jakiś gość

Moment nieuwagi funkcjonariuszy został wykorzystany przez Montanhę, któremu nie został jeszcze odebrany pistolet. Postrzelił on jednego z funkcjonariuszy, z tego co kojarzyłem był to Thomas Shelby. Krew trysnęła z jego piersi momentalnie. Nie miał szansy przeżyć strzału z metra odległości zadanego w klatkę piersiową. Wtedy wszystko stało się tak szybko. Policjanci jak jeden mąż podnieśli broń i spacyfikowali Gregoryego zadając mu kilka celnych strzałów w brzuch.

-Nie! Grzesiu!- podbiegłem do plującego szkarłatną cieczą mężczyzny. Przytuliłem go do siebie mimo, że Capela i Pisicela starali się mnie odciągnąć - Musisz żyć. Mieliśmy wziąć ślub, pamiętasz? Kocham cię...

-Ja ciebie też kocham Er - odpowiedział i po wypowiedzeniu słów zamknął oczy a jego płuca przestały się ruszać

-Grzesiek! Grzesiu! Kochanie! Nie możesz umierać! Słyszysz?! - wyszeptałem, a chwilę później komuś udało się zabrać mnie od ciała martwego mężczyzny .

-Erwin, wszystko w porządku? - zapytał mnie Carbo kiedy siedzieliśmy już w mustangu Dantego, którym miał zawieść nas na komendę.

-Nic nie jest w porządku! Mój chłopak nie żyje bo policji ubzdurało się, że mnie przetrzymywał!

-Ale Siwy, on cię porwał. Nie wiedzieliśmy co się z tobą dzieje przez niemal dwa miesiące.

-Kochałem go!

-Nie...ty się go bałeś. To był syndrom sztokholmski.

-Nie mów tak! 

Naszą kłótnię przerwał wchodzący do samochodu 03. Bez słowa zapiął pasy i zabrał nas na Mission Row. Na miejscu ponownie pytali mnie o moją relację z Grzesiem.

POV 3os.

Przesłuchanie Erwina trwało prawie godzinę. Przez ten czas wielokrotnie wypierał się tego, że był przetrzymywany wbrew swojej woli. Cały czas bronił Montanhy. Policjant i rodzina siwowłosego zgodnie doszli do wniosku, że potrzebna mu jest konsultacja z specjalistą. Zmusili go do wizyt u psychologa. Po wielu miesiącach terapii lekarka zapytała

-No więc, Erwin, czy nadal czujesz coś do Greogryego?

~~~~

Słowa 5357

Hejka, nowy shocik nad którym pracowałam ponad tydzień.

Trochę w innej tematyce, ale mam nadzieję, że był w miarę ok. 

Koniec jest do interpretacji własnej. Możecie sami wybrać co odpowiedział. 

Do następnego BlushHug

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro