Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Mia

Niewielka latarka oświetlała mi drogę. Cała ubrana byłam na czarno tak żeby nikt mnie nie zauważył choć patrząc na ich system i zabezpieczenia nie będzie z tym problemu. Facet może i miał pieniądze, ale czuł się na tyle pewnie, że nie docierało do niego, że ktoś się może do niego włamać.

Opracowanie całego planu nie było takie trudne, ale gorzej było wymknąć się tak żeby Luciano mnie nie zauważył. Nie wiem, jak to robił, że wyczuwał, kiedy kłamałam czy chciałam coś przemilczeć, dlatego musiałam się bardzo pilnować. Wykorzystałam moment jego nieuwagi i wymknęłam się z domu.

- Co tu robisz? – usłyszałam za sobą jego szept.

- Kurwa! – warknęłam cicho nie wierząc w to, że tak łatwo mnie podszedł. Nie usłyszałam jego kroków a sądziłam, że nic mi nie umknie. – Pojebało cię?

- Co tu robisz? – ponowił pytanie przeszywając mnie spojrzeniem swoich czekoladowych oczu.

- Serio chcesz wiedzieć? – zapytałam muskając palcami jego pierś. Momentalnie spiął się jakby nie mógł znieść mojego dotyku, ale ja wiedziałam swoje.

Pożądał mnie a palący się w jego oczach ogień tylko to potwierdzał. Z reguły nie traktowałam takich spojrzeń poważnie, ale przy nim chciałam pójść na całość. Skoro i tak miałam za niego wyjść to co to za różnica.

- Więc chodź. – złapałam go za dłoń i popędziłam na tył domu. Jego mocny uścisk pozwalał mi utrzymać równowagę, kiedy kilka razy się poślizgnęłam.

Dopadliśmy do niewielkiego okna na samym końcu tylnej ściany domu. Było dokładnie tak jak na planach.

- Pilnuj tyłów. – rzuciłam, kiedy ręką obleczoną w grubą bluzę zbiłam niewielką szybkę. Zanim Luciano zdążył się obejrzeć już byłam w środku.

Wiedziałam dokładnie czego szukać a cichy pisk na końcu pomieszczenia tuż przy drzwiach sprawił, że pognałam do niego, ile sił w nogach. W jednej ręce trzymałam latarkę, którą poświeciłam w kierunku dźwięku pełnego bólu.

Mała kudłata kulka wcisnęła się w kąt pomieszczania patrząc na mnie zbolałym wzrokiem. Na całym ciele miało otwarte rany a na szyi pętle ze sznura. Zbliżyłam się delikatnie i uspokajającym głosem zacząłem do niego przemawiać.

- Już spokojnie. Cichutko. Pomogę ci. – na kuckach zbliżałam się coraz bardziej.

Kiedy wystawiłam rękę i poczułam na opuszkach palcy jego nosek wzięłam go w objęcia. Robiłam to tak wiele razy, że już nie bałam się zadrapań, ugryzień czy innych poważniejszych urazów. Liczyło się dla mnie tylko kolejne uratowane stworzenie.

Tym razem przez przypadek wpadłam na tego niewinnego Fenka pustynnego. Ten maleńki lisek był gratką dla tych którzy uwielbiali egzotyczne zwierzęta. Nie mogłam znieść cierpienia tego zwierzęcia, dlatego postanowiłam zrobić wszystko, aby mu pomóc nawet jeśli przez to nabawię się kolejnych problemów. Nie chcąc sprawiać mu więcej bólu rozcięłam krępujący jego szyję sznur.

Podniosłam się ze zwierzęciem w ramionach, kiedy zabrzmiały głośne kroki jakby ktoś zbiegał po schodach. Nie miałam czasu do stracenia, dlatego pognałam do wyjścia słysząc jak ktoś bardzo szybko zbliża się do drzwi.

Kiedy tylko dotarłam do okna podałam Luciano zwierzę, na które patrzył z szeroko otwartymi oczami. Zaczęła przeciskać się przez niewielki otwór, kiedy usłyszałam, jak drzwi otwierają się.

- Hej. Stój. – usłyszałam głośny męski głos potem tupot stóp. W końcu udało mi się przecisnąć po drodze jednak zahaczyłam o wystające szkoło. Nie miałam teraz na to czasu dlatego nie zwracałam uwagi na to, że zraniłam się odłamkiem.

- Spierdalamy. – wydyszałam.

- Kurwa z tobą nie da się nudzić. – rzucił biegnąc w kierunku, z którego przyszliśmy.

Słyszałam krzyki, ale nie mogłam pozwolić sobie na zatrzymanie się. Poruszałam się jak najszybciej chcąc wydostać się z tego miejsca. Mieliśmy szczęście, że facet nawet nie wykosztował się na mur a ogrodził wszystko wieloma drzewami tworząc las otaczający posiadłość.

Wypadliśmy z niego ciężko dysząc. W sumie to ja dyszałam, bo on najwyraźniej nawet nie miał zadyszki.

- Kurwa czy wy jesteście normalni! – zza drogi dobiegł mnie głos Lorenzo. Stał oparty o motor paląc papierosa.

- Ta wariatka postanowiła porwać zwierzę.

- Nie porwać tylko uratować. - warknęłam dobiegając do nich. Wyciągnęłam kluczyki z samochodu. – Musimy się zmywać, bo będą problemy.

- Właśnie widzę. – Lorenzo kiwnął głową w stronę, z której biegliśmy.

W nasza stronę zmierzało kilkunastu ludzi sądząc po latarkach. Nie tracąc czasu zabraliśmy się z stamtąd. Ja z Luciano samochodem a jego brat motocyklem.

- Było całkiem fajnie. – posłałam mu niewielki uśmiech chcąc, żeby w końcu przestał patrzeć na mnie jak na największego wroga.

- Czemu nic nie powiedziałaś?

- A czy by to coś zmieniło?

- Chyba nie. – stwierdził zgarniając bliżej siebie zawiniątko. – Kurwa co za ludzie. – warknął oglądając jego rany.

- Chcesz kiedyś ze mną pojechać? – zapytałam.

- Kurwa tak. Przyda ci się ktoś kto pokaże im jak obchodzić się z kimś kto jest bezbronny. – warknął patrząc prosto przed siebie.

W tej właśnie chwili poczułam między nami więź. On też nie cierpiał, kiedy ludzie krzywdzili niewinne zwierzęta.

Nie wiedziałam tylko że przez to wciągnę go w jeszcze większe bagno.

***

Pół godziny późnej weszliśmy do domu, ale ja nie mogłam nie zapytać. Ciekawość zżerała mnie od środka.

- Skąd wiedziałeś? – zapytałam.

- Podłożyłem ci GPS do samochodu jak przyjechał dzisiaj rano. – oznajmił beztrosko.

- Ale ty jesteś wkurzający. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

Poczułam, jak kręci mi się w głowie więc szybko wcisnęłam mu do rąk zwierzę i oparłam się całym ciałem o ścianę. Chyba jednak rana od szkła była bardziej poważna niż na początku mi się zdawało.

Podniosłam prawą ręką bok bluzy i zobaczyłam niewielki odłamek szkła wbity tuż przy skórze, z której obficie lała się krew.

- Kurwa! – warknęłam.

- Lorenzo weź go. – usłyszałam głos narzeczonego.

- Ale...

- Bierz nie gadaj.

Podszedł do mnie w kilku krokach i kucnął. Dotknął dłońmi skóry tuż przy rozcięciu i oglądał ją z każdej strony. Czułam jego ciepły oddech na brzuchu, ale gdyby nie to, że byłam ranna może i bym to na mnie podziałało.

- Jak to wygląda? – nie byłam w stanie wytrzymać dłużej w tej niepewności.

- Nie jest tak źle. – podniósł się i spojrzał na mnie wściekły. – To był ostatni raz jak to zrobiłaś.

- Ale...

- Nie obchodzi mnie to. – wycedził przez zaciśnięte zęby.

Pokręciłam oczami nie przejmując się jego słowami ani trochę. Nie mógł mi niczego zabronić a nawet jeśli chciały to zrobić to wiedziałam, jak mogę na niego wpłynąć.

Zazgrzytałam zębami, bo zbyt byłam zajęta bólem, żeby myśleć o czymś innym a zwłaszcza o jego słowach. Jeszcze niecałą godzinę temu mówił, że pojedzie ze mną a teraz mi tego zabraniał. Nie mogłam pozwolić, aby odebrał mi i to.

Nie miałam jednak siły, aby wypowiedzieć choć jedno słowo. Pozwoliłam na to, żeby wziął mnie na ręce i zabrał na górę. Poczułam przeszywający ból w boku, ale twardo się trzymałam. Zacisnęłam tylko mocniej rękę na jego plecach i wtuliłam się w jego pierś.

- Jesteś strasznie wkurzająca. – powiedział a ja mogłam tylko słuchać.

Nie tylko jego głosu, ale bicia jego serca, które było bardzo przyjemne. Przymknęłam oczy czując niezwykłe rozleniwieniem i słabość jednocześnie. Pozwoliłam sobie na odpłynięcie w jego ramionach wiedząc, że jestem bezpieczna.



Luciano

Zanim doniosłem ją do swojej sypialni poczułem, że straciła przytomność. Ułożyłem ją na łóżku nie przejmując tym, że może mi ją poplamić. W tej chwili najważniejsze było, żeby jak najszybciej ją połatać, bo straciła zbyt wiele krwi. Aż dziwne, że do tej pory udało jej się prowadzić samochód i utrzymać przytomność. Najwyraźniej po dotarciu do domu adrenalina całkowicie z niej zeszła.

- Dasz sobie radę? – zapytał Lorezno przystając w drzwiach. Nadal trzymał w rękach zwierzę, które kręciło się niespokojnie.

- A ty?

- Zabiorę je do lecznicy. – spojrzał na zawiniątko w jego rękach. – Że też nie powiedziała, że się wybiera. Mógłbym jej pomóc.

- Weź ty się lepiej zamknij i znikaj. – warknąłem.

Mój brat i jego durne pomysły. Pewnie, że by jej pomógł i jeszcze przyklasnął za to co zrobiła. Ale ja przed oczami nadal miałem jej zakrwawione ciało i nie zmieniło tego nawet to, że była to powierzchowna rana.

- Już mnie nie ma. – odwrócił się na pięcie i tyle go widzieli.

Przeniosłem wzrok na leżącą w moim łóżku Mię. Była niezwykle spokojna i taka delikatna. Kiedy poruszyła się i jęknęła wiedziałem, że muszę wziąć się w garść. Z szafki w łazience wyjąłem apteczkę, którą zawsze miałem w razie takich wypadków. Wyłożyłem wszystko na łóżku, podłożyłem ręcznik pod jej plecy i zabrałem się do pracy.

Delikatnie, żeby nie sprawić jej więcej bólu rozciąłem bluzę. Tak było łatwiej niż jakbym miał ją ściągnąć. Obejrzałem jeszcze raz ranę i wiedziałem, że zwykły plaster tu nic nie da. Rana była zbyt głęboka więc tylko szycie mogło dać sobie z tym radę.

Zacząłem od wyciągnięcia szkła z rany i sprawdzenia czy przypadkiem nie ma w niej więcej odłamków. Dopiero wtedy mogłem zabrać się do pracy. Wyciągnąłem potrzebne narzędzia i zacząłem pracę.

W takich chwilach jak ta dziękowałem wujkowi Aidenowi za to, że nauczył nas podstaw pierwszej pomocy. Nauczył nas jak poradzić sobie po dźgnięciu nożem, jak wyciągnąć kulę po postrzale a nawet jak zatamować krwawienie z tętnicy.

Słuchałem tych cennych lekcji wiedząc, że kiedyś mi się przydadzą i jak widać miałem rację. Zszyłem ranę i zabezpieczyłem ją plastrem. Przez cały ten czas Mia nie odzyskała przytomności, ale to może dobrze. Kiedy tylko się ocknie wtedy dopiero poczuje co to ból.

Powinienem zabrać ją z powrotem do jej pokoju, ale nie mogłem tego zrobić. Tutaj mogłem się nią zająć a u niej nie czułbym się zbyt komfortowo. To była jej przestrzeń i nie chciałem jej naruszać, dlatego na ile byłem w stanie zdjąłem w niej ubrania zostawiając bieliznę a następnie przykryłem pościelą. Na szczęście dzięki ręcznikowi nie zaplamiłem go jej krwią i nie byłem zmuszony do jej zmienienia.

Mając pewność, że śpi odniosłem apteczkę do łazienki i postanowiłem jeszcze się umyć. Zrzuciłem z siebie szybko ubrania i wskoczyłem pod prysznic, żeby jak najszybciej do niej wrócić.

Postanowiłem, że będę przy niej czuwał, a kiedy upewnię się, że nic jej nie jest wtedy wróci do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro