Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Mia

Po trzech dniach pobytu tutaj miałam dość. Na szczęście czy może nieszczęście zostałam zaproszona na urodziny jakiejś znajomej Luny, którą zdążyłam poznać. Wpadła do domu Luciano z dzieckiem na rękach twierdząc, że musi ze mną porozmawiać. W pierwszej chwili byłam, jak zamurowała podejściem kobiety i zaskoczona tym jak bardzo była dla mnie miła.

Nie miałam nic lepszego do roboty, dlatego się zgodziłam. Siedziałam teraz w otoczeniu całkowicie obcych dla mnie kobiet i rozmawiałam o włoskich tradycjach. Jak do tego doszło nie wiem, ale chyba wiele wspólnego miał z tym alkohol.

- Najlepsze jest to, jak każą ci słuchać męża – Luna parsknęła śmiechem pomieszanym z czkawką.

- Nie przeszkadza wam to? – zapytałam pociągając solidny łyk wina.

Przyznałam im rację, że włoskie wino jest najlepsze. Nie wiem nawet wtedy opróżniłam dwa kieliszki i zaczynałam trzeci a impreza dopiero się zaczynała.

- Tak zostałyśmy wychowane – odpowiedziała Amara jakby to było dla niej normalne. W sumie było a dla mnie całkowicie sprzeczne z tym w co wierzyłam. - Dla mnie zaskakujące jest to, że nasze zwyczaje tak bardzo się różnią. Tutaj nie wyjdziesz z chłopakiem do klubu czy do kina.

- Nie wspominając o tym, że my nie możemy mieć chłopaków. – Leila spojrzała na Amarę. - Czasami jest tak że małżeństwa zostają zaaranżowane, kiedy ma się kilka miesięcy i nic nie można z tym zrobić.

Aż wzdrygnęłam się na samą myśl, że musiałabym wyjść za kogoś kto mógł być moim ojcem. Dobrze, że powstrzymałam się z tym komentarzem, bo w sumie, skoro Luna była macochą mojego narzeczonego a była tylko kilka lat ode mnie starsza to aż mnie przerażało, ile młodsza od swojego męża.

W normalnym świecie taki związek by nie przetrwał no, chyba że byłby wyjątkiem. Ludzie nie patrzyli na takie relacje z przymrużeniem oka a szkalowali je. Czy to dobrze czy nie to nie mój problem. Jeśli ludzie się kochali to mogli się wiązać z kim chcą.

Spojrzałam na kieliszek, bo moje myśli zaczęły szaleć. Gdzie przy zdrowych zmysłach mówiłabym o uczuciach i tym podobnych bzdetach. Za dużo procentów uderzyło mi do głowy i to była przyczyna.

- Czy ty możesz chociaż pić alkohol? – zapytała Leila, kiedy ostentacyjnie oblizałam brzeg kieliszka.

- Teoretycznie nie – zaśmiałam się. – Ale dzisiaj masz urodziny i musimy to uczcić.

- Luciano będzie miał z tobą wesoło.

- Nie jest taki zły jak się wdaje. – spojrzałam na nas po kolei. – Mało mówi i jeszcze mniej uczuć pokazuję.

- On taki już jest, ale to nie znaczy ze nie widzi znaków.

- Jakich znaków?

- Sama się domyślisz w swoim czasie. – mrugnęła do mnie.

Kobiety pogrążyły się w rozmowie, dlatego szybko je przeprosiłam i poszłam do toalety. To był tylko pretekst, aby na chwilę odetchnąć od tego ciepła, które do mnie napływało z każdej strony. Przyjęły mnie cieplej niż sam Luciano.

Spojrzałam na siebie w lustrze i na swoje policzki. Pomimo tego, że nie widziałam zaczerwienienia wiedziałam, że tam jest. Wino tak bardzo uderzyło mi do głowy, że czułam niewielkie zawroty.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i od razu włączyłam podgląd do kamery, którą zainstalowałam w swoim pokoju. Zrobiłam to przez wzgląd na Belindę która uwielbiała uciekać, odkąd tylko przyjechałyśmy. Zadziwiająco robiła to zawsze do Luciano. Zakochana małpiatka.

Od razu po wyświetleniu obrazu wiedziałam, że znowu to zrobiła, ale nie wiedziałam jak. Przecież zamknęłam drzwi oczywiście nie na klucz, ale sama by sobie nie otworzyła. Westchnęłam i przewinęłam nagranie do tyłu i po chwili dostałam swoją odpowiedź.

Jego z młodszych pokojówek weszła do środka, żeby posprzątać chociaż ją o to nie prosiłam. Oglądałam jeszcze chwilę i przekonałam się, że nie o sprzątanie tu chodziło a o myszkowanie. Dziewczyna otwierała szafy i szuflady jakby czegoś szukała.

- Kurwa! – warknęłam wiedząc, że nie puszczę tego płazem. Jakim prawem miała czelność wejść do mojego pokoju i go przeszukiwać.

W końcu dziewczyna znalazła to czego szukała. Wyciągnęła niewielką szkatułkę, którą ukryłam w pierwszej szufladzie komody pod bielizną. Wyciągnęła z niej bransoletkę, która wiele dla mnie znaczyła i chowa ją sobie tak po prostu do fartucha. W tym czasie niezauważona Belinda opuściła sypialnię przez uchylone drzwi.

Wyłączyłam telefon zgrzytając zębami. Nie ma mowy, że tak odpuszczę. Wyszłam z toalety i szybko zbiegłam po schodach prawie się na nich potykając. W ostatniej chwili przytrzymałam się barierki i spojrzałam na siedzące w salonie kobiety.

- Wszystko dobrze? – zapytała Luna.

- Nie, ale za chwilę będzie. Muszę jechać coś załatwić. – a raczej kogoś zabić.

- Co się stało? – po kolei każda z nich podnosiła się z miejsca.

- Tak tylko mój zwierzak uciekł z pokoju a Luciano nie bardzo ją lubi. – powiedziałam pół prawdy i to musiało im wystarczyć.

- Masz zwierzę?

- Zapomniałam o tym wspomnieć. – powiedziała Amara. – Z tego co usłyszałam od Luciano przez telefon to małpka i masz rację. Nie lubi jej. Lepiej weź mojego kierowcę a ja poczekam aż wróci.

- Dziękuję. – odetchnęłam z ulgą. W innej sytuacji pewnie bym nie skorzystała z pomocy jaką i oferowała, ale sytuacja była podbramkowa.

- Nie ma za co kochana. – poprowadziła mnie w stronę samochodu i wyjaśniła wszystko kierowcy.

Ulokowałam się w samochodzie, który po chwili ruszył w stronę domu Luciano. Miałam nadzieję, że uda mi się odzyskać co moje i nie doprowadzić do tego, aby mój narzeczony znowu został zaniepokojony przez Belindę.

***

Wysiadając po domem podziękowałam szybko kierowcy i wbiegłam do środka. Momentalnie zatrzymałam się patrząc jak Luciano wychodzi z gabinetu nie sam a trzymając w ramionach małpkę.

- Chyba wyraziłem się jasno co o tym myślę? – spojrzał na mnie spod byka.

- Gdyby twoja służba jej nie wypuściła nie byłoby jej tutaj. – warknęłam wyciągając po nią ręce.

- O czym ty mówisz? – odsunął się zabierając z mojego zasięgu Belindę która była niezwykle zadowolona z jego uwagi. Złapała do za nadgarstek i patrzyła na mnie spokojnie.

- O tym, że kiedy mnie nie było jedna z pokojówek weszła do mojego pokoju, wypuściła Belindę i jednocześnie przeszukała mój pokój.

- Ile wypiłaś? – parsknął śmiechem czując ode mnie alkohol.

- Gdzie ta młoda blondynka?

- Uspokój się i lepiej idź spać. – zignorował moje słowa.

- Sama się dowiem, gdzie ona jest. – ignorując go skierowałam się do kuchni, w której miałam nadzieję, że ją znajdę.

Najwyraźniej szczęście mi sprzyjało, bo tam była w towarzystwie Nelli i jeszcze jednej dziewczyny. Przyjrzałam się jej teraz z bliska. Niby wyglądała na łagodną i rzadko się odzywała, ale pozory mogą mylić. Nauczyłam się tego dawno temu i przestałam wierzyć w to co widzę.

- Mia coś się stało? – odezwała się Nella wycierając dłonie w ścierkę i podchodząc do mnie.

- Stało się, ale wolałabym żebyś przy tym nie była. Możesz wyjść? – wskazałam na drzwi. Kobieta nie powinna wiedzieć czego dotyczy ta rozmowa, bo ją polubiła a takie coś mogłoby ją załamać. Była bardzo dobra dla tych dziewczyn więc zdrada jednej z nich będzie bolała.

- Co się stało?

- Proszę cię. – poprosiłam jeszcze raz co rzadko robiłam. Po prostu mówiłam i liczyłam, że każdy słuchał, ale nie Nella. Ona była inna.

- Nie wyjdę, kiedy nie wiem co się stało. - położyła dłonie na biodrach a jej zacięta mina wskazywała na to, że ona tak łatwo nie odpuści.

- Dobrze. – pokiwałam głową. Jeśli tak chciała nie miałam zamiaru się kłócić. Spojrzałam na dziewczynę, która zakradła się do mojego pokoju. – Oddaj.

- Co? - spojrzała na mnie zaskoczona, że mówię właśnie do niej.

- Nie udawaj tylko oddawaj zanim zrobię ci krzywdę. – ostrzegłam.

- Nie wiem o czym pani mówi. – błądziła wzrokiem pomiędzy mną a resztą obecnych kobiet, ale ja i ona wiedziałyśmy o czym mówię.

- Dobrze wiesz. Oddaj albo coś ci złamię.

- Proszę pana. Ja nic nie zrobiłam. – cofnęła się kilak kroków. Mówiła do Luciano, który pojawił się za moimi plecami.

Czułam jego obecność i jego wzrok wbity w tył mojej głowy. Nie robił sobie nic z moich słów i nie chciał nawet dociec prawdy jakbym to ja kłamała. Miałam nadzieję, że będzie chociaż chciał wyjaśnić całą tą sytuację.

- Wiem. – nie no kurwa nie wierzę. Wziął jej stronę. – Mia za dużo wypiła.

- Ta jasne. – prychnęłam. Podeszłam do dziewczyny i złapałam ją za nadgarstek ściskając go na tyle mocno, żeby poczuła ból. – Oddawaj po dobroci.

- Mia. – usłyszałam krzyk Luciano.

- Proszę pani. – wyjęczała dziewczyna piszcząc z bólu. Pokręciłam oczami na jej dziecinne zachowanie i próbę obstawiania przy swoim.

- Mówię po raz ostatni. – wysyczałam. – Oddaj to co ukradłaś a może cię puszę.

- Proszę. – popróbowała brać mnie na litość zalewając się łzami, ale z tym nie do mnie. Nie łapałam się na takie gówno.

- Oddawaj! – krzyknęłam.

- Dobrze. – zapłakała i drugą dłonią sięgnęła do wnętrza fartucha wyciągając z niego delikatny srebrny łańcuszek z dwoma zawieszkami w kształcie kropli wody.

- Nie wierzę. – parsknęłam śmiechem odbierając od niej bransoletkę. – Nawet nie starałaś się go schować a trzymałaś w ubraniu. A gdybyś przypadkiem go zgubiła?

- Przepraszam.

- Ja też przepraszam. – powiedziałam po czym szarpnęłam jej nadgarstkiem i przekręciłam go aż usłyszałam trzask kości.

Po kuchni rozszedł się krzyk dziewczyny. Teraz mogłam puścić jej dłoń, bo zrobiłam to co musiałam. Pokazałam jej, że ze mną się nie zadziera.

- Musiałaś? – Luciano szarpnął mnie za ramię.

- Tak bo ukradła coś co do mnie należało.

- To tylko nic nie warta bransoletka.

- To wszystko co mam. – krzyknęłam nie panując nad sobą. Jak on mógł powiedzieć, że to nic. – Nie pozwolę, żeby ktokolwiek odebrał mi ostatnią rzecz, która została mi po bracie. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby czując zbierając się pod powiekami łzy. – Jeśli będzie trzeba nie cofnę się przed niczym.

- Mia...

- Pierdol się! – warknęłam wyciągając ręce w stronę Belindy. Zabrałam ją i nie przejmując jękami dziewczyny opuściłam kuchnię.

Wróciły do mnie wspomnienia momentu, kiedy mi ją dawał. Byłam wtedy taka szczęśliwa chociaż bransolet nie była wiele warta. Liczyło się dla mnie tą dostałam ją od niego. Była najcenniejszą rzeczą ze wszystkich jakie posiadałam i dla niej nawet mogłabym zabić.



- Mia, Mia! – krzyczał Nino biegnąc w moją stronę. – Mam coś dla ciebie. – wpadł w moje ramiona szczerząc się.

- Co takiego? – zmierzwiłam jego przydługie włosy które wymagały obcięcia. Za nic w świcie nie chciał tego zrobić twierdząc, że tak przypomina mnie. Zaśmiałam się wtedy, że nie powinien być do mnie podobny, bo ja jestem dziewczyną, ale nie chciał słuchać.

- Coś co zawsze mi o tobie przypomina.

- To musi być coś ciekawego. – stwierdziłam.

- Carlos powiedział, że ci się to spodoba. – pokiwał głową wyciągając z plecaka niewielkie pudełko.

- Carlos tak? – uśmiechnęłam się wiedząc jak mało czasu miał dla nas przez nawał obowiązków a i tak się starał.

Nino pokiwał głową i zabawnie przestępował z nogi na nogę. Otworzyłam pudełeczko, w którym na białej poduszce spoczywała bransoletka. Dla innych mogła być nic nie znacząc przedmiotem, ale dla mnie była bezcenna.

- Jest piękna. – kucnęłam, żeby zrównać się wzrokiem z bratem. – Pomożesz mi ją założyć? – zapytałam.

- Tak. - klasnął w dłonie i wyciągnął ją z pudełka. Dzięki specjalnemu zatrzaskowi wystarczyło tylko kliknięcie i już miałam ją na ręce.

- Co oznaczają te zawieszki?

- Ciebie i mnie. – uśmiechnął się. – Kocham cię najbardziej na świecie.

- Ja też cię kocham po wsze czasy. – przytuliłam go.

Tak prosto było go kochać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro