Rozdział 35
Mia
Kiedy tylko otworzyłam oczy byłam w łóżku sama. Mogłam się tego spodziewać, ale liczyłam na to, że Luciano chociaż wcześniej mi powie, że wychodzi. Nie, cofam to. Gdyby mnie obudził nie wypuściłabym go z sypialni więc rozumiałam jego decyzję.
Ledwo udało mi się wziąć prysznic i wyjść z łazienki, kiedy do naszej sypialni wparowała cała zgraja kobiet. Wiedziałam, że od rana zacznie się istny młyn, ale liczyłam na to, że dadzą mi jeszcze trochę spokoju. W sumie jakby na to nie patrząc obstawiałam, że pojawią się wczorajszego wieczora, ale jak widać dały mi trochę więcej czasu z Luciano.
- Jak humor? – zapytała Amara stojąc na czele całej zgrai.
- Będzie o wiele lepszy, kiedy to wszystko się skończy. – westchnęłam siadając na łóżku. – Od czego zaczynamy?
Byłam kompletnie zagubiona, dlatego przekazałam dowodzenie Amarze która od razu zabrała się za przygotowania. W tym celu wpuściła do sypialni kilka kobiet, które miały zająć się naszym makijażem i włosami.
Na szczęście zdążyłam jeszcze wpaść do garderoby i ubrać się w bieliznę narzucając na nią szlafrok. Włosy w nieładzie po niedawnym prysznicu zostawiłam tak jak było dochodząc do wniosku, że fryzjerka sama się nimi zajmie.
- Więc powiedzcie mi czego mogę się spodziewać. – zaczęła temat siadając na fotelu, który znikąd pojawił się w pomieszczeniu. W sumie pojawiło się ich kilka.
Jeden rzut oka na Nellę która krzątała się w pokoju i starała się go chociaż trochę ogarnąć wystarczył mi za odpowiedź. Kobieta spojrzała na mnie z matczyną czułością i wyszła zostawiając nas same.
- Większość gości to sztywniacy, więc nie musisz się wysilać i z nimi rozmawiać, bo i tak nie będą od ciebie tego wymagali. – zaczęła Amara zajmując krzesło obok.
- Ale są też tacy którzy będą chcieli wyciągnąć z ciebie informacje, dlatego lepiej uważaj. – dodała Luna.
- O to nie musicie się przejmować. - posłałam im uśmiech. – Jestem dobra w utrzymywaniu tajemnic.
Tajemnice to moje drugie imię, dlatego osoba, którą zaprosiłam będzie wielką niespodzianką. Nie powiedziałam Luciano, ale i tak nie będzie się gniewał, kiedy dotrze do niego, że ma to na celu podtrzymywanie dobrych stosunków pomiędzy naszymi rodzinami.
- Nie wiem jak wy, ale ja muszę się napić. – oznajmiła Leila podnosząc się z miejsca.
Patrzyłam, jak idzie w stronę stołu, na którym dopiero teraz zauważyłam kilka kieliszków wraz z trzema butelkami szampana. Podniosłam wysoko brew zaskoczona, że w takim dniu postanowiły nieźle zaszaleć, ale co tam. Raz się żyje i raz bierze się ślub. Będę się świetnie bawić nie ważne co by się wydarzyło.
Leila rozlała do kieliszków szampana do pełna i rozdała każdej z nas. W akompaniamencie śmiechów a także coraz większej ilości alkoholu rozmawiałyśmy, podczas kiedy fryzjerki układały nasze włosy.
Gdybym brała ślub w Meksyku byłoby zupełnie inaczej. Tam ludzie cieszyli się, kiedy ktoś wychodził za mąż a tutaj było całkiem odwrotnie. Dzięki dziewczynom dowiedziałam się jak ważny i sztywny jest ten dzień, w którym nie chodzi o radość z nowo zawartego związku a o przyszłe korzyści jakie mogą zyskać łączące się rodziny.
- Będą cię oceniać od momentu, kiedy wyjdziesz z samochodu pod kościołem więc musisz wiedzieć jedno. – Amara spojrzała na mnie bez uśmiechu a w pomieszczeniu zrobiło się duszono. – Nie odzywaj się, kiedy nie trzeba. Nie pokazuj, że się boisz. Nie mów do Luciano tak jak zawsze tylko z szacunkiem. Nie rozmawiaj z żonami innych mężczyzn, bo one będą chciały wyciągnąć od ciebie jak najwięcej informacji. I pod żadnym pozorem bez pozwolenia Luciano nie zgadzaj się na taniec z innym mężczyzną.
- Czyli jednym słowem mam się zachowywać jak robot?
- Dokładnie tak. – Luna pokiwała energicznie głową. – W domach możemy pozwolić sobie na swobodę, ale wśród ludzi musisz zachować spokój, bo nawet nie wiesz, kiedy ktoś bije ci nóż prosto w plecy.
Czyli jednym słowem jest tak jak w Meksyku. Całkiem to miłe zważywszy na okoliczności, że jednak nasze rodziny mają ze sobą coś wspólnego.
- Luciano będzie miał ubaw. – stwierdziłam pociągając łyk szampana.
- Może być całkiem ciekawie. – dodała Leila patrząc na mnie z uśmiechem. – Zwłaszcza kiedy będziesz chciała go wyzwać, ale nie będziesz mogła. Wiesz, że on to wykorzysta.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale on wie, że gdyby coś odwalił to miałby przerąbane. – parsknęłam śmiechem.
Nie byłam cicha i spokojna a moja natura przypominała istny huragan jednak ani razu nie narzekał na moje wieczne krzyki i bluzgi. Gdzie znalazłabym takiego faceta, który nie tylko siedzi spokojnie i wszystkiego wysłucha, ale i przyznaje mi rację.
Z chęci pójdę z nim do ołtarza chociaż ja i Bóg mieliśmy nie po drodze od jakiegoś czasu.
***
- Niedobrze mi. – wymamrotałam siadając na łóżku.
- Mia! – pisnęła Luna. – Bo zniszczysz sukienkę.
Z westchnieniem podniosłam się do pionu czując, że szampan, którego wypiłam trzy kieliszki już wędruje do góry mojego przełyku. Dopiero teraz poczułam, że naprawdę wychodzę za mąż.
- Możemy to przełożyć? – zapytałam z nadzieją.
- Nie. – warknęła Amara. – Masz na sobie piękną suknie, makijaż, fryzurę i diamenty warte kilka milionów. Jesteś gotowa i jeśli to będzie zależeć ode mnie zaciągnę cię do ołtarza nawet siłą czy to jasne?
- Dziękuję. – odpowiedziałam oddychając spokojnie. Po jej słowach znacznie się uspokoiłam, ale właśnie tego potrzebowałam. Mega zjebki po której wezmę się do kupy i zrobię to co do mnie należy.
Kurwa dziewczyno, przecież kochasz Luciano to, dlaczego tak się tego boisz? Weź się w garść i idź do niego bo on nie będzie na ciebie wiecznie czekać.
Miałam na sobie cudowną suknię ślubną którą wybierałam przez wiele miesięcy dlatego nie było takiej mowy, że się wycofam. Nie gdy wiedziałam, jak wyglądam i jak zareaguje mój narzeczony.
Specjalnie stworzona na zamówienie z kwiatowej koronki, które posiadała elementy 3D. Długie prześwitujące rękawy zwieńczone stójką pod szyją. Dodatkowo pod koronką został wszyty gorset, który modelował moją sylwetkę i sprawiał, że wyglądałam jeszcze szczuplej; nie żeby mnie to jakoś obchodziło. A na koniec dół, który został wykonany z lekkiego muślinowego tiulu. Buty które na sobie miałam to klasyczne białe sandałki na słupku na które uparcie nalegałam. Szpilki i ja to nie ta sama bajka i zapewne wyrżnęłabym orła w drodze do ołtarza.
- Możemy iść? – zapytała Amara dając mi czas na podjęcie decyzji za co byłam jej wdzięczna.
- Tak. – odparłam z pełną stanowczością. – I przepraszam, że tak panikuję, ale jestem przerażona.
- A to mi nowość. – parsknęła Leila. – Przecież jesteś płatną zabójczynią, więc potraktuj to jak kolejną misję, po której zyskać całkiem przystojnego męża.
Kiedy tak o tym mówiła zmieniało to postać rzeczy. Żwawym krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia z mocno bijącym sercem. Co ja w ogóle odpierdalam. Zachowuję się jak histeryczka raz po raz zastanawiając się co może pójść nie tak.
Krok za krokiem kierowałam się w miejsce, gdzie teraz jest mój narzeczony. Do kościoła, w którym połączymy się w jedno nie tylko poprzez obrączki. Chciałam, aby przysięga którą mi złoży była do końca naszych dni.
- No w końcu. – powiedział Simon, kiedy wyszłyśmy na zewnątrz. Na podjeździe oprócz limuzyny stały cztery samochody które miała nas ochraniać w drodze do kościoła. Jak dla mnie to trochę przesada, ale z drugiej strony w jednym samochodzie będą się znajdować kobiety, które były bezcenne.
Simon
Byłem kurwa zazdrosny. Mój bratanek brał ślub a ja nie mogłem powiedzieć tego o sobie. Leila uparcie odmawiała twierdząc, że to może zepsuć naszą relację, ale wiem, że wydarzenia sprzed lat nadal w niej siedzą. Chciałem, żeby została moją żoną, ale ciągłe naciski mogły sprawić, że tylko nigdy nie założę jej obrączki na palec.
Kiedy wyszły z domu patrzyłem tylko na nią. Ubrana w cudowną sukienkę w kwiaty i buty na obcasie to było o wiele więcej niż mógłbym marzyć. A kiedy spojrzała na mnie z uśmiechem kompletnie przepadłem.
- Pojadę z robą. – powiedziała podchodząc i kładąc dłoń na mojej piersi.
- Będziesz bezpieczniejsza z dziewczynami. – zaprotestowałem.
- Pojadę z tobą. – powtórzyła. – I nawet nie staraj się mnie przekonywać, bo to nic nie da. Jestem uparta co sam już wiesz.
- Dobrze. - westchnąłem i zgodziłem się tylko dlatego że i tak byliśmy spóźnieni.
Wiedziałem jak ważne jest zapewnienie bezpieczeństwa moim bratowym dlatego robiłem wszystko co mogłem, żeby nie zawieść. Sam osobiście zająłem się nadzorem nad ochroną wyłapując każdy błąd, który mógłby doprowadzić do tragedii. Moi bracia bez swoich żon byli jak bez ręki więc nie zdziwiłem się, kiedy każdy z nich zaczął do mnie wysyłać wiadomości.
Christopher: Daj znać, kiedy dojedziesz i jak wyjedziecie. Najlepiej pisz co dziesięć minut co i jak.
Cassian: Za godzinę macie być na miejscu!
Christopher: Jak im idzie i za ile przyjedziecie. Podstawię jeszcze dwa samochody tak dla pewności.
Christopher: Pamiętaj, żeby w samochodzie nie siedział żaden facet. Ewentualnie ty możesz.
Cassian: Na pewno dasz radę? Wiem, że jesteś moim bratem, ale wolę się zapytać.
Te wiadomości ciągnęły się bez końca dlatego zadzwoniłem do nich i powiedziałem, że przez takie coś nie mogę się skupić. Od tamtej pory miałem spokój.
Zapakowałem kobiety do samochodu a sam wsiadłem do drugiego w kordonie tak żeby widzieć w lusterku co i jak. Leila zajęła miejsce obok łapiąc mnie od razu za dłoń i mocno ścisnęła.
- Wszystko dobrze? – zapytałem widząc jej wymuszony uśmiech.
- W jak najlepszym, ale chciałam o czymś porozmawiać. – powiedziała, kiedy ruszyliśmy.
- Nie martw się. – wiedziałem, że ten dzień i dla niej jest trudny, bo nie widziała się z córką od rana. Tak długie rozłąki nie działały na nią zbyt dobrze. – Delia jest bezpieczna z twoim ojcem i naszą rodziną. Już Christopher o to zadbał, żeby czuła się dobrze w ich domu. Za jakieś pół godziny się zobaczycie, dlatego wytrzymaj jeszcze trochę a...
- Jestem gotowa. – przerwała mi.
- Że co? – zapytałem wytrącony z równowagi.
- Kiedy spojrzałam na Mię byłam zazdrosna. – spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem. – Dotarło do mnie, że też chcę czegoś takiego. Pięknego dnia, sukni, ślubu, przyjęcia. Tego wszystkiego co ma w tej chwili ona.
- Więc? – zapytałem czekając z zapartym tchem na jej słowa. Musiałem to usłyszeć, bo inaczej nie uwierzę.
- Chcę zostać twoją żoną. I wyjść za ciebie.
- Kurwa nareszcie. – odetchnąłem z ulgą.
Spojrzałem na pierścionek na jej palcu, który jej dałem. Na samo wspomnienie tego jak wiele lat temu ściągałem go z jej dłoni poczułem skurcz w żołądku. Tak wiele się wydarzyło i jeszcze więcej przeszliśmy, żeby spotkać się w tym miejscu. Leila zawsze była mi przeznaczona, ale każde z nas musiało przejść przez piekło, żeby się odnaleźć.
- Kocham cię za to jeszcze bardziej. – dotknęła mojego policzka. – Jesteś dla mnie całym światem. – wyszeptała. – No może poza Delią, bo ona zawsze będzie na pierwszym miejscu.
- Nigdy bym cię o to nie prosił. Wystarczy mi drugie miejsce. – stwierdziłem.
- W takim razie cieszę się. – złożyła delikatny pocałunek na moich ustach a ja poczułem, że w końcu wszystko układa się tak jak być powinno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro