Rozdział 26
Luciano
Trzy godziny spędziłem siedząc na tyłku w tym jebanym domu rozpusty. Tyle czasu zajęło bratu nawet nie chcę myśleć co. Po tym jak wyszedł rozczochrany i z zadrapaniem na szyi chyba zeszło z niego trochę pary.
Machnął na barmana i usiadł obok z westchnieniem.
- Lepiej? – zapytałem siedząc z pustą szklanką, ale tylko dlatego że musiałem nas jakoś przetransportować do domów, skoro on chciał jeszcze pić.
- Byłoby lepiej gdybym nie musiał żenić się z tą idiotką. – westchnął przymykając oczy.
- Przecież wiedziałeś od dawna, że ma zostać twoją żoną.
- Ale poznałem ją bliżej i wiem, że to będzie piekło. Ta dziewczyna nawet nie może nazywać się kobietą. Jest rozkapryszona, pozjadała wszystkie rozumy i uważa, że będzie tak jak ona powie. Nigdy w życie nie pozwolę, żeby mówiła mi jak mam żyć. – mówił.
- Nazywasz się Torrino a to chyba coś ci mówi. – spojrzałem na niego. – My nikogo nie słuchamy ani nie robimy czegoś tylko dlatego że tak mówi.
- No chyba że to Christopher.
- Chyba że to Christopher. – powtórzyłem za nim.
Patrzyłem, jak brat wypija całą zawartość szklanki i macha ręką, żeby zamówić kolejną. To nie był mój problem, ale jak tak dalej pójdzie to jednak trzeba będzie zainterweniować, bo jego picie mogło wyjść spod kontroli. Nie chciałem też, żeby zrobił coś czego mógłby żałować a po wpływem alkoholu wpadał na dziwne pomysły.
Był dorosły i chociaż martwiłem się o niego nie mogłem mówić mu co ma robić, bo odniesie to przeciwny skutek.
Wraz z biegiem czasu było już tylko gorzej. Jak zaczął pić to nie mógł przestać. Patrzyłem na to przerażony, że tak bardzo się zapomina, ale nie przerywałem mu wiedząc, że jak się zaleje w trupa to wtedy łatwiej go będzie odwieźć do domu.
- Tobie już wystarczy. – powiedziałem, kiedy chciał sięgnąć po kolejną szklankę.
- Pieldol się. – wybełkotał.
- Co by powiedziała Sophia, gdyby cię zobaczyła w takim stanie. Jesteś dla niej jak brat a robisz z siebie ochleujsa. – powiedziałem wiedząc, że to na niego wpłynie. Był z małą tak bardzo związany jak ze mną a znał ją tylko od kilku lat. Stał się dla niej bratem i wzorem.
- Nie mów o niej. – warknął patrząc na mnie oczami, które z trudem udało mu się utrzymać otwarte.
- A czemu? – podniosłem głos. – Może dlatego że mam rację a ty zachowujesz się jakby każdy robił ci krzywdę. Ogarnij się. Wracamy do domu. – warknąłem podnosząc się z miejsca.
- Nigdzie nie idę. – machnął ręką i zamknął oczy.
- Kurwa no. – wysyczałem.
Obszedłem stół i nie przejmując się tym, że jestem brutalny złapałem go za marynarkę i szarpnięciem postawiłem do pionu. To znaczy próbowałem, bo był tak wiotki, że słaniał się na nogach. Zarzuciłem sobie jego rękę na szyję i zacząłem wyprowadzać z klubu.
- Każdy z nas ma swoje problemy, ale picie nie sprawi, że znikną. – mówiłem prowadząc go do samochodu. – Wiem, że nie chcesz tego ślubu, ale zachowaj się jak dorosły którym jesteś i spełnij obowiązek wobec rodziny.
Otworzyłem kluczem samochód i jedną ręką trzymając Lorenzo a drugą otwierając drzwi jakoś udało mi się go wrzucić do środka. Zabezpieczyłem go pasami, ale był już w takim stanie, że nawet nie jarzył. Głowa opadła mu na brodę, a kiedy zrobił wydech uderzył mnie zapach alkoholu, od którego zrobiło mi się niedobrze.
- Co ty z sobą robisz bracie. – powiedziałem zbolałym tonem wiedząc, że nie może mnie słyszeć.
To był mój bliźniak moja krew a mogłem jedynie patrzeć. Z westchnieniem zamknąłem drzwi po czym wpakowałem się do samochodu. Przyszła pora odwieźć go do domu mając nadzieję, że jak wytrzeźwieje to dotrze do niego, że nie ma sensu się upijać, bo i tak nie zmieni tego, że już niedługo weźmie ślub.
***
Wtaszczyłem go do domu pół godziny później a zegar stojący przy schodach wskazywał trzecią w nocy. Cały pogrążony w mroku sprawiał wrażenie opuszczonego, ale prawda była taka, że odkąd został wybudowany mieszkał w nim tylko mój brat. Zatrudniona służba przychodziła i zajmowała się wszystkim nie wchodząc mu w drogę jak to ostatnio zaobserwowałem.
- Uważaj. – powiedziałem, kiedy zatoczył się na ścianę. Powinienem go puścić i zostawić tu i teraz, ale nie miałem sumienia.
- Dzięki bracie, że jesteś tu ze mną. – nie wiem co chciał zrobić, ale kiedy walnął mnie ręką w twarz wiedziałem, że moja cierpliwość ma się na wykończeniu.
- Kurwa Lorenzo. – warknąłem.
- Sorki. – parsknął śmiechem i beknął. Jeszcze tego mi brakowało, żeby się tu porzygał.
Z trudem udało mi się dotaszczyć go do sypialni, ale nie przejmowałem się tym, żeby go układać. Puściłem go, a kiedy uderzył twarzą o poduszkę i coś wymamrotał wiedziałem, że skończyłem na dzisiaj.
Rozejrzałem się widząc jak syf w nim ma a smród alkoholu unoszący się w powietrzu sprawiał, że nie dało się w nim oddychać. Żył w tym brudzie jakby sam siebie karał.
Zlitowałem się nad nim i zdjąłem mu buty, marynarkę, koszulę a nawet spodnie ze skarpetkami zostawiając go w samych bokserkach. Na koniec przykryłem go pościelą i w razie potrzeby położyłem obok niego na podłodze miskę, którą znalazłem w łazience. Jak nic będzie rzygał, ale przynajmniej zobaczy na oczy dowód do jakiego stanu się doprowadził.
Zamknąłem za sobą drzwi i opuściłem jego dom wiedząc, że zrobiłem dla niego wszystko co mogłem.
Mia
Wiedziałam, że nie zasnę, kiedy nie będzie go obok mnie. Co za głupota tak przywiązać się do faceta. Przebrałam się w piżamę, nakarmiłam Belindę i zaszyłam się w jego sypialni. Wtedy do mnie napisał. To było nawet zabawne patrząc na to, że siedziałam po turecka na jego łóżku a on oznajmił „Chcę cię od dzisiaj w mojej sypialni."
Jakbym wyprzedziła jego myśli i zawczasu przygotowała się do spędzenie nocy w jego sypialni. Pomimo że byłam tu już któryś raz nie mogłam przestać rozglądać się dookoła zafascynowana wszystkim co dotyczy Luciano.
Położyłam się w miękkiej pościeli, ale im dłużej rozmawialiśmy tym bardziej ogarniała mnie senność. Będąc już prawie w krainie snów dotarło do mnie, że już dawno nie miałam koszmarów związanych z Nino. Jakby samo to, że był przy mnie odganiało wszystkie mary nocne.
***
Obudziły mnie pocałunki na ramieniu a w powietrzu unosił się zapach mojego narzeczonego. Nie wiedziałam która jest godzina, ale na pewno było dość późno.
- Gdzieś ty był tyle czasu. – wymamrotałam sennie.
- Tylko się nie denerwuj. – powiedział niepewnie.
Łypnęłam na niego spod oka wiedząc, że nie mówi tego tak zwyczajnie a ma coś na celu. Teraz już byłam całkowicie rozbudzona więc usiadłam na łóżku nie spuszczając z niego wzroku.
- Co jest?
- Niby nic takiego, ale jednak coś jest. – usiadł obok muskając palcami mój nadgarstek. Nie patrzył na mnie co było niezwykle dziwne.
- Luciano! – warknęłam nie cierpiąc jak ktoś przeciąga specjalnie sprawę. Skoro nie chciał powiedzieć to liczył na to, że się wścieknę a wiele było potrzeba, żeby doprowadzić mnie do takiego stanu.
- Lorenzo zabrał mnie do klubu ze striptizem i domu publicznego w jednym. – wymamrotał, ale i tak zrozumiałam co powiedział.
- Że co! – podniosłam głos, ale nie ze złości a raczej z zaskoczenia.
- Nie miałem wyjścia. To mój brat. – wzruszył ramionami jakby to wszystko wyjaśniało.
- Jak bardzo sprawy zaszły daleko? – zapytałam już na spokojnie. Odrzuciłam włosy na tył głowy, kiedy zaczęły zasłaniać mi na niego widok a nogi podkurczyłam pod siebie.
Może i popełniałam błąd pytając o to, bo wiedziałam jakie mają zwyczaje. Wiele nasłuchałam się o kochankach, kiedy to w domu czekała na nich żona i zajmowała się dziećmi. Nie powiem zabolało mnie to, że poszedł do takiego miejsca, ale takie było jego życie i tego był nauczony.
- Żadnej nie dotknąłem. – zapewnił żarliwie na co odetchnęłam z ulgą.
Przez chwilę poczułam się zdradzona, ale zauważyłam jak na mnie patrzył i wiedziałam, że nie kłamał. Nie pytałam, dlaczego nie wykorzystał okazji jednak gdybym to zrobiła dowiedziałby się, że mi na nim zależy a do tego nie mogłam dopuścić.
- Masz szczęście a teraz się rozbieraj. – powiedziałam patrząc na niego spod rzęs całkowicie zmieniając swoje nastawienie.
- Co?
- Rozbieraj się. - przeciągnęłam się w pościeli mając niezły ubaw z jego miny. – Albo nie. Włączę jakąś muzykę a ty zrzucisz dla mnie te ciuszki.
- Czy ty teraz sobie ze mnie żartujesz?
- Nie. Skoro oglądałeś te kobiety to wiesz co robić.
- Okej. – powiedział czym mnie zaskoczył. – Wybierz piosenkę.
Przeszukałam cała swoją playlistę, ale tylko jedna nadawała się na taki pokaz idealnie. Kiedy w telefonie rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki Everybody Loves An Outlaw „I see red" nie marnował ani chwili. Chłonęłam każdy jego ruch niedowierzając, że ten zamknięty w sobie mężczyzna wie co to rytm.
Kiedy zaczął rozpinać koszulę i w końcu odsłonił te swoje rozkoszne mięśnie brzucha myślałam, że zaraz skonam, ale przecież sama tego chciałam. Sprowokowałam go a teraz on torturował mnie.
- Chodź do mnie. – powiedziałam zmysłowo.
- Jeszcze nie. – odparł rzucając we mnie koszulą, którą właśnie z siebie zrzucił. Chwyciłam ją widząc jak zabiera się za pasek od spodni.
Krok za krokiem podchodził do mnie a im bliżej był tym wiele wysiłku kosztowało mnie, żeby go nie złapać i nie rzucić na łóżko. To on dyktował teraz warunki i świetnie się bawił moim kosztem.
Stwierdziłam, że mam to gdzieś i mogę go sobie wziąć. Poczekałam, kiedy wyciągnął pasek i wtedy zaatakowałam. Złapałam go za ramię i pociągnęłam do siebie. Poleciał na mnie całym ciałem, ale wystarczyło zrobić jeden manewr by po chwili znalazł się pode mną.
- Widzę, że nie lubisz grać czysto. – wymruczał kładąc swoje wielkie dłonie na moich pośladkach okrytych tylko koronkowymi stringami. Poza jego koszulką nie miałam na sobie nic więcej wiedząc, że kiedy tylko wróci nie dam mu tak łatwo zasnąć.
- Zawsze. – musnęłam wargami jego szyję wiedząc, że to lubi. Ścisnął mnie mocniej co miało być dla mnie odpowiedzią twierdzącą.
Przestałam myśleć i pozwoliłam sobie na poddanie się przyjemności. Dotykaliśmy się, pieściliśmy, całowaliśmy. Robiliśmy wszystko, aby przekazać sobie całym gestem, że jesteśmy tutaj tylko my. Że tylko ta chwila się liczy.
Ściągnął mi koszulkę przez głowę przez co musiałam na chwilę się od niego odsunąć. Poczułam chłód a po chwili wszechogarniające ciepło kumulujące się u zbiegu moich ud, kiedy wziął jeden z sutków do ust. Ssał go i pociągał jakby to co teraz robił było sprawą życia i śmierci. Jęknęłam, kiedy mocniej go przygryzł a moje dłonie zawędrowały do jego spodni i sprawnie je rozpięły.
- Chcę cię poczuć. – wydyszałam.
- Co tylko zechcesz. – on tak samo nie mógł się doczekać.
Zrzuciliśmy całą resztę ubrań jaką na sobie mieliśmy. Pomyślałam, że będzie chciał, aby pod nim leżała, ale wciągnął mnie na siebie i ustawił u mojego wejścia jednak nie zrobił nic więcej. Pozwolił mi dyktować warunki, dlatego opuściłam się na jego sterczący członek a w momencie, kiedy zaczął się we mnie zagłębiać oboje jęknęliśmy.
Podnosiłam się i opuszczałam nie hamując jęków i nie powstrzymując się ani na chwilę. Luciano raz za razem nabijał mnie na siebie trzymając mnie w mocnym uścisku. To nie był delikatny seks a pełen pasji, której tak bardzo potrzebowaliśmy. Moje ciało reagowało na niego jak nikogo innego dlatego wiedziałam, że czeka mnie bliskie spotkanie z ziemią, kiedy postanowi mnie zranić. A to miało nastąpić prędzej czy później. Jak na razie przestałam o tym myśleć, bo nic dobrego mi z tego nie przyjdzie.
- Mia przestań myśleć. – poczułam jego dłoń, na szczęce którą odwrócił w swoją stronę. Spojrzał na mnie swoimi ciemnymi niczym noc oczami a jego ciało rozpościerało się przede mną. – Odpuść chociaż na chwilę.
Więc tak zrobiłam. Puściły wszystkie hamulce które mnie ograniczały a pozostała tylko przyjemność jaką dawał mi jego członek rozpychający mnie z każdym ruchem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro