Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

Mia

Po tym czego się dowiedziałam nie mogłam spojrzeć mu w oczy. To nie był dziadek, który przez wiele miesięcy szkolił mnie żebym była twarda i niczego się nie bała. Nie wiem, dlaczego zrobił coś takiego i chyba nigdy nie zrozumiem. Jego wielkie poczucie zapewnienia mi bezpieczeństwa przerosło moje wszelkie oczekiwania.

Wyszłam na zewnątrz, żeby odetchnąć, ale nie było mi to dane a to za sprawą małej osóbki, która wpadła na mnie z impetem.

- Mia! – pisnęła Sofia.

- Cześć mała. – uśmiechnęłam się.

Pomimo złego humoru jej dziecięca szczerość potrafiła podnieść mnie na duchu i sprawiła, że zapomniałam o zdradzie ze strony dziadka.

- Pobawisz się ze mną? – zapytała patrząc na mnie tymi swoimi uroczymi oczętami.

- No pewnie. – w dalszym ciągu trzymając ją za ramiona zaczęłam iść w stronę ogrodu. Jej pisk i to jak machała nogami w powietrzu było tak cudowne, że sama zaczęłam się śmiać.

Rozejrzałam się zastanawiając się czy jest tutaj sama, ale kilka metrów dalej zauważyłam starszego mężczyznę, który przyglądał nam się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Kiedy nie ruszył w moją stronę doszłam do wniosku, że nie stanowię zagrożenia dla Sofii. Postawiłam ją na ziemi upewniając się, że stoi stabilnie.

Pozwoliłam poprowadzić się na sam środek ogrodu, gdzie następnie przystanęłyśmy a mała odwróciła się w moją stronę wyczekująco.

- W co chcesz się bawić? – zapytałam.

- W sumie to nie wiem. – wzruszyła ramionami. – Chciałam tylko spędzić z tobą czas. – odpowiedziała nieśmiało.

Zamrugałam nie wiedząc co powiedzieć a na mojej ciało spłynął spokój. Ta dziewczynka potrafiła mnie rozbroić jak nikt od czasu Nino. Nawet myślenie o nim nie sprawiało mi takiego bólu jak wcześniej a to za sprawą tej małej osóbki trzymającej mnie za rękę. Nie znała mnie a zaufała i pozwoliła się ze sobą bawić.

Brzmiało to śmiesznie, ale zabawa z nią przypomniała mi o tym jak wiele straciłam i jak wiele wspomnień wypierałam ze swojej świadomości.

- To może pokażesz mi co tam masz? – zaproponowałam ciągnąc ją w stronę rozłożonego koca.

- To moje książki. – pokazała mi jedną z nich. Od razu było widać, że nie są to takie zwykłe bajki czy opowiadania. Były to książki dzięki którym dziecko uczyło się czytać.

- Ładne. – powiedziałam.

- Dziwnie to wygląda prawda? – zapytała marszcząc nos. – Mam dwanaście lat a nie umiem czytać. – na jej twarzy pojawił się smutek tak wielki, że poczułam go w sobie.

- Może pokażesz mi czego się nauczyłaś? – chciałam, żeby zapomniała o tym, że ma takie braki w czytania.

Przyciągnęłam ją w swoje ramiona tak że opierała się plecami o moją pierś. Pogładziłam jej włosy wyczuwając pod palcami bliznę po operacji. Sofia otworzyła książkę jakby już zapomniała o tym co przed chwilą powiedziała.

- Nie idzie mi za dobrze, ale się staram. – przejechała dłonią po stronie kolorowej kartki. Akurat zatrzymała się na literce „d" a pod nią namalowany został dom.

- Nie musisz wszystkiego umieć od razu. – oparłam brodę na czubku jej głowy. – Ważne się chcesz i starasz się ze wszystkich sił.

Sofia rozluźniła się i zaczęła mówić a ja słuchałam. Jej głos był delikatny niczym piórko i tak przyjemny dla ucha, że miałam ochotę zasnąć. Trwałam w tej szczęśliwej bańce nie przejmując się otaczającym nas światem.

Sofia może i miała braki w czytaniu, ale nie było to tragiczne jak mówiła. Starała się, a że czasem jej nie wychodziło to co z tego. Jej zapał z jakim cały czas skupiała się na jednej czynności sprawiła, że nie chciałam jej zostawiać chociaż wiedziałam, że nie mogę zostać z nią do wieczora.

- I jak? – zapytała patrząc na mnie z dołu.

- Pięknie. – posłałam jej uśmiech przepełniony dumą. – Czy ktoś ci kiedyś mówił, że masz piękny głos?

- Amara mówi tak cały czas. – zachichotała. – Ona bardzo dużo mówi a nawet ostatnio powiedziała, że faceci to dupki.

- Naprawdę?

- Tak. – pokiwała ochoczo głową. – Mówiła jeszcze kilka rzeczy, ale tego nie mogę powiedzieć, bo mi zabroniła.

- Aha. – zaśmiałam się pod nosem.

- Luciano też jest dupkiem?

- Nie, nie jest. – usłyszałyśmy jego głos na co obie podniosłyśmy głowy.

Stał w pełnym słońcu patrząc na nas spod byka. Nie wiem, ile usłyszał, ale najwyraźniej ta rozmowa mu się nie spodobała.

- Może trochę. – powiedziałam pokazując niewielką odległość pomiędzy palcami.

- Ah tak. – założył dłonie na piersi.

Stojąc tak nade mną miałam dobry widok na całe jego ciało, które pożerałam wzrokiem wiedząc, że to zauważy. Kiedy nasze oczy się spotkały poczułam przeszywający nas prąd, od którego zrobiło mi się cieplej w środku.



Luciano

Przypatrywałem się im z daleka. Mia niczego nieświadoma zrzuciła swoją maskę obojętności i pozwoliła sobie naprawdę poczuć radość. Ta twarda i nie pokazująca swoich uczuć kobieta miała swoją łagodną stronę tylko o niej zapomniała. Miałem nadzieję, że Sofia będzie dla niej kimś więcej niż tylko zwykłą znajomością. Chciałem, żeby stałą się osobą, dzięki której zapomni o stracie brata i przejrzy na oczy, że może być jeszcze szczęśliwa mając przy sobie ludzi którzy ją akceptują.

Ja ją akceptowałem. Z tym zwariowanym charakterem i która zaskakiwała mnie na każdym kroku. Moja narzeczona miała charakterek przez co byliśmy zupełnie inni, ale dzięki temu się uzupełnialiśmy. Z nią mogłem być sobą.

- Luciano też jest dupkiem? – usłyszałem cichy głosik Sofii.

- Nie, nie jest. – powiedziałem przerywając im sielankę jaką od kilkunastu minut sobie stworzyły.

Podniosły na mnie wzrok zaskoczone moją obecnością. Mała miała w sobie chociaż tyle przyzwoitości, że nie chciała spojrzeć mi w oczy i błądziła nim wszędzie byle nie na mnie.

- Może trochę. – powiedziała Mia zaśmiewając się ze mnie.

- Ah tak. – założyłem dłonie na piersi wiedząc, że sobie żartuje.

- Ale masz w sobie i też coś dobrego. – mrugnęła do mnie. – A ty jak myślisz Sofia? – zwróciła się do miej.

- Jest nawet spoko. – wymamrotała.

- Spoko! – krzyknąłem. – Tylko spoko? – zapytałem podnosząc ją i kręcąc się w około. Mała piszczała z radości co i mnie się udzieliło.

- Stop! – krzyczała a w następnej chwili chichotała. – Już dość!

Opuściłem ją na trawę i przez chwilę przytrzymałem, żeby się nie przewróciła. Posłała mi szczęśliwe spojrzenie i pobiegła w kierunku Enza.

Nie tracąc więcej czasu złapałem Mię za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie. Jej rozkoszne ciało uderzyło w moje więc oplotłem ją rękami w pasie, żeby mi nie uciekła.

- Wiem co robisz i nie podoba mi się to.

- Dlaczego? Przecież lubisz jaka jestem.

- Lubię, ale mam sprawę do załatwienia z Lorenzo a jedyne o czym myślę to, żeby zaciągnąć cię do łóżka. – wymruczałem w jej szyję.

- To może odłożysz to co masz do zrobienia na później. – kusiła mnie, ale nie mogłem.

Lorenzo potrzebował pomocy i cokolwiek to było nie mógł tego zrobić sam. Jakoś też nie interesowało mnie to za bardzo jaki ma problem. Rodzina była dla nas najważniejsza i dla niej poszlibyśmy za sobą w ogień, gdyby było trzeba.

Ja i brat byliśmy nierozłączni. Od dziecka wszystko robiliśmy razem, ale to się zmieniło w wieku dwunastu lat. Lorenzo lubił się bawić, imprezować i ciekawiło go wszystko co związane z rodzinnymi interesami. Był wesoły, luzacki i zawsze wiedział co odpowiedzieć.

Z kolei ja byłem zamknięty w sobie, rzadko się odzywałem czy nawet uśmiechałem. Dobrze było mi we własnym pokoju przed komputerem. To wtedy czułem, że to co robię ma sens nawet jeśli nie brałem udziału w większości spotkań. Wystarczył tylko telefon a zabierałem się za to co wychodziło mi najlepiej. Byłem jak cień, który chroni rodzinę z ukrycia i to mi odpowiadało.

- Musimy to załatwić dzisiaj. – westchnąłem wiedząc, że ona potrafiłaby mnie przekonać. – Jak tylko wrócę to może spędzimy ze sobą więcej czasu? – zapytałem.

- Co cię tak nagle wzięło na spędzanie razem czasu?

- Chcę ci pokazać, że nasze małżeństwo to nie" gówno" jak to określiłaś i może nam być razem dobrze. - mówiłem powoli cedząc słowa wiedząc, że wywołam znowu wilka z lasu a tym samym jej gniew.

- Przepraszam. – westchnęłam przez co momentalnie nieruchomiałem. Nie spodziewałem się takich słów. – Byłam wściekła i trochę mnie poniosło, ale sama myśl, że ktoś ustawia mi całe życie jest dobijająca.

- Witaj w moim świecie. – zaśmiałem się wiedząc co czuje. – Kiedy miałem trzynaście lat dowiedziałem się, że mam wyjść za dziewczynkę, która miała sześć a nasze małżeństwo zostało zaaranżowane jak tylko się urodziła.

- Miałeś siedem lat i miałeś już narzeczoną! – podniosła na mnie wzrok zszokowana. – To chore.

- To tradycja. – sprostowałem jej słowa. – Dla kogoś spoza naszego kręgu może tak to wyglądać, ale dla nas to zupełnie normalne.

- Ale jakby co nie piszę się na takie coś jak będziemy mieli dzieci. – ostrzegła mnie.

- Będziemy mieć dzieci? – pierwszy raz poruszaliśmy ten temat i jakoś było mi z tym niezręcznie.

- Oczywiście nie teraz. – parsknęła śmiechem na widok mojej miny. – Ale za kilka lat może i będziemy je mieli. – złapała mnie mocno za koszulkę i posłała to swoje stalowe spojrzenie, które niejednego by przeraziło a mnie wręcz odwrotnie. Poczułem jak mój członek budzi się do życia. – Lepiej dla ciebie żebyś nie kombinował nic z żadnymi zaręczynami, bo może cię czekać długa i bolesna śmierć. – ostrzegła.

- Nie martw się. – położyłem dłoń na jej tyłku i mocno ścisnąłem. – Dla tego tyłeczka warto zmienić niektóre tradycje.

Nie dodałem, że dla niej warto, bo mogłaby mi strzelić w twarz za takie słowa. Wiem, że nie przyzwyczaiła się jeszcze do tego, że tak otwarcie jej pokazuję co czuję, bo jej postawa była trochę napięta. Dla mnie to też było nowe, ale przy niej stawało się to naturalne jakby coś w mojej głowie mówiło mi, że to na nią czekałem te wszystkie lata.

- Widzę, że pozbawiłaś mojego brata jaj! – odwróciliśmy się do dyszącego mi w szyję Lorenzo.

- Co ty robisz? – wysyczałem odpychając go łokciem.

- Ja? – udawał głupiego. – Nic. Ale chyba ty masz jakiś większy problem. – poruszył sugestywnie brwiami.

- I to o mnie mówią, że jestem walnięta. – Mia spojrzała na Lorenzo. – Ale ty wcale nie jesteś lepszy.

- Dziękuję z kompletem. – ukłonił się na co przewróciłem oczami.

- Wrócisz do domu moim samochodem. – włożyłem jej do kieszeni spodni kluczyki wiedząc, że będzie chciała iść na nogach. – Postaram się uporać z nim... - wskazałem ręką na brata. – ..., żeby wrócić jak najszybciej.

Pokiwała głową, więc mogłem wypuścić ją z ramion. Od razu poczułem chłód chociaż na dworze było gorąco. Jakby to że wypuszczając ją z ramiona zabrała ze sobą całe ciepło, którego tak bardzo łaknąłem.

- Do zobaczenia później. – powiedziałem.

Ruszyłemw ramię w ramię z bratem do jego samochodu zastanawiając się co on znowuwymyślił, że tak mu się spieszyło. Lepiej, żeby było to coś poważnego, boinaczej mogło się to dla niego źle skończyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro