Rozdział 20
Daję wam bonusik a kolejne rozdziały od poniedziałku :)
Mia
Laura wyszła tak szybko jak się pojawiła. Powiedziała co chciała, zabrała swoją broń i zniknęła w mroku. Nie miałam jej tego za złe, bo nie lubiła pożegnać, ale jedno mnie zawsze w niej ciekawiło. Ta jej niezachwiana powaga i ciągłe dążenie do celu. Ani na chwilę nie odpuszczała czym bardzo przypominała mnie samą.
- Czy tylko ja zauważyłem, że się nas nie bała? – zapytał Simon za co oberwał od Aidena w tył głowy. – No co?
- Lepiej się już zamknij. – odpowiedział Christophera siadając na miejscu, na którym jeszcze chwilę wcześniej siedziała Laura.
Rozumiałam, że każdy po tym spotkaniu czuł coś nieco innego. Mogłam też postawić się w ich sytuacji, ale to co mówiła Laura miało sens i nie myślami tak tylko dlatego że ją znałam.
- Musimy porozmawiać. – odezwał się don Alessio. – Zostawcie nas samych.
Powiedział to do każdego z nas. I tak przyszła pora na to, żeby się zbierać, bo impreza była już zakończona. Czy raczej zepsuta, ale wolałam się w tej chwili nie odzywać. Podniosłam się z miejsca czując jak ręka pali mnie żywym ogniem. Minie jakiś czas zanim się zagoi, ale to nic. Przeżyłam gorsze postrzały.
Wraz z trzymającym mnie pod rękę Luciano wyszłam z salonu, gdzie drzwi po chwili się za nami zamknęły. Czułam, że nic co powiem nie zmieni sytuacji, ale nie mogłam też milczeć.
- Przepraszam za zniszczenie tego dnia. – machnęłam ręką nieporadnie.
- Jakby nie patrząc to twoje urodziny. – powiedział Lorenzo. – Ale i tak było fajnie.
- Chyba sobie żartujesz. – poczułam, że narzeczony zesztywniał przy moim boku.
- Postrzał nie był fajny, ale tak kobieta. Wow. – brzmiał na zachwyconego i całkowicie go rozumiałam.
Spotykając po raz pierwszy Laurę to było jak spotkanie księżniczki. Ale ona nie była tylko dystyngowana, dobrze wychowana i spokojna. Była też zabójcza i każdego wroga usuwała ze swojej drogi zanim ten pomyślał, żeby ją skrzywdzić, dlatego była tak dobra w tym co robiła.
- Ona tak ma. – zaśmiałam się.
Luciano nie odezwał się ani słowem tylko pociągnął mnie w strony wyjścia. Chciałam mu powiedzieć, że przepraszam jeszcze raz, ale to byłaby gruba przesadza, bo nie miałam za co. Chroniłam siebie i jego rodzinę tak jak oni zrobili to dla mnie jednak to go nie obchodziło. Bardziej był wściekły za to, że nic mu nie powiedziała i naraziłam się na niebezpieczeństwo.
Siedziałam cicho w samochodzie nawet nie odważając się odzywać. Luciano prowadził spokojnie, ale wiedziałam, że aż w środku się gotuje. Jego dłonie zaciśnięte były na kierownicy tak bardzo, że mógłby ją połamać. Postawa niczym wykuta z lodu i spojrzenia, które mi od czasu do czasu rzucał mówiły o tym jasno.
Nie chcąc, żeby ta sprawa dotarła do mojego brata sama do niego napisałam. Lepiej, żeby dowiedział się wszystkiego ode mnie a nie od Christophera, który zapewne do niego zadzwoni. Napisałam długą wiadomość opisując co się od jego wyjazdu wydarzyło i dlaczego zrobiłam to co zrobiłam. Na jego reakcję nie musiałam długo czekać.
Nie wiem co mam ci powiedzieć. Z jednej strony jestem z ciebie dumny, że sobie tak poradziłaś, ale... czy ty jesteś normalna, żeby wystawiać się na postrzał. Trzeba mieć nie po kolei w głowie, żeby to zrobić. Mam ochotę przyjechać po ciebie i zabrać cię stamtąd w cholerę.
Przewidziałam to. Carlos zawsze stawiał moje dobro ponad siebie wiedząc, że gdyby zabrałby mnie stąd zerwałby jednocześnie zaręczyny i umowę, którą zawarli. A to mogłoby spieprzyć wszystko jeszcze bardziej. Zgładzenie sytuacji było moim priorytetem.
Nic mi nie jest. To tylko draśnięcie i pamiętaj, że cię kocham.
Nie często używałam tego słowa, ale tylko to działało.
Nie tym razem Mia. Nie kiedy prawie zostałaś zabić.
Pokręciłam oczami. No przecież znałam Laurę i wiedziałam, że nigdy by tego nie zrobiła, ale co bym nie powiedziała i tak znalazłby kolejny argument.
Zaufaj mi.
Tylko o to go prosiłam. O nic więcej. Chciałam, żeby mi zaufał, że sobie z tym poradzę. A że powodzenie rozwiązania tych problemów zależało w większości od Christophera to tego nie chciałam mu pisać. Lepiej, żeby wszystkiego nie wiedział.
Ostatni raz to robię.
Schowałam telefon wiedząc, że już więcej nie napisze i skupiłam się na tym, że podjeżdżaliśmy właśnie pod posesję. Otworzyłam drzwi nie czekając na Luciano i wyskoczyłam z samochodu. Nie miałam zamiaru brać udziału w jego dąsach, ale skoro o nie chciał ze mną rozmawiać to jego problem.
Weszłam do holu a potem skierowałam się do schodów, kiedy zza drzwi wyjrzała głowa Nelli. Kobieta uśmiechnęła się, kiedy mnie zauważyła i podeszła bliżej.
- Już wróciliście? – zapytała z uśmiechem, ale kiedy spojrzała na moja rękę a z jej twarzy odpłynęła cała krew przez co momentalnie zbladła. – Mój boże co się stało dziecko.
- Dała się postrzelić. – wycedził przez zaciśnięte zęby Luciano.
Czy jednak postanowił się odezwać. Szkoda tylko że nie do mnie tylko do swojej gosposi. Wiedziałam, dlaczego to zrobił. Rzucił mnie na pożarcie wiedząc, że ona mi tak łatwo nie odpuści.
- Ale... co?
- Wytłumaczę wszystko jutro. – obiecałam jej.
- Oczywiście kochanie. – powiedziała niepewnie. – Potrzebujesz może czegoś?
- Nie. – posłałam jej wdzięczne spojrzenie i pod bacznym wzrokiem Luciano ruszyłam ma górę.
Każdy schodek wydawał mi się jak wchodzenie na górę raz za razem. Byłam zmęczona, obolała i zawiedziona tym, że Luciano nie wiedział pozytywów w tym co zrobiłam. Jakby on nie był lepszy. Gdyby doszło do takiej samej sytuacji zrobiłby dla mnie to samo.
Otworzyłam drzwi do sypialni i nawet nie zapalając światła udałam się wprost do łóżka, które wydawało mi się teraz darem od niebios. Przy ostatnich kilka metrach potknęłam się i nie miałam możliwości złapać się czegokolwiek.
Zanim zdążyłam spotkać się z podłogą Luciano złapał mnie w pasie i pomógł a raczej zaciągną do łóżka. Wspierając się jedną ręką o ramę weszłam na nie i zwaliłam całym ciałem.
Kiedy ja ledwo panowałam nad tym, żeby nie zasnąć mój narzeczony ściągnął mi szpilki z nóg i ułożył je wygodniej na chłodnej pościeli. Cały czas obserwowałam go jak krzątał się przy mnie pomimo tego, że był wściekły.
- Luciano...
- Porozmawiamy jutro jak odpoczniesz. – przerwał mi.
Patrzyłam, jak rzuca mi ostatnie powłóczyste spojrzenie i wychodzi z mojego pokoju. Westchnęłam czując coraz większy ból, ale to dobrze. Zasłużyłam na niego nie okazując mu zaufania.
Znużenie dopadło zanim zdążyłam pomyśleć o tym, że powinnam się przebrać.
Christopher
Kiedy drzwi zamknęły się za wszystkimi popatrzyłem na ojca, który siedziała zatopiony we własnych myślach. Ta propozycja była tak dziwaczna, że nie mogłem jej przyjąć.
- Co o tym myślisz? – zapytałem niechętnie w kierunku ojca. Wiedziałem, że spotkanie tej dziewczyny obudziło w nim dawne wspomnienia, do których najwyraźniej nie chciał wracać.
- Cokolwiek zadecydujesz poprę cię. – pokiwał głową.
- Nie o to pytałem.
- Wiem, ale gdyby to ode mnie zależało nawet bym się nie wahał. – spojrzał na mnie przeciągle.
- Dlaczego? – musiał być jakiś powód, dla którego tak od razu chciał wejść z nią interesy. Z kobietą. Nie żebym miał coś przeciwko jej umiejętnością, bo ich pokaz zaprezentowała perfekcyjnie, ale to była jednak kobieta.
- Jej ojciec był moim kuzynem. – powiedział czym mnie zaskoczył. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mieliśmy jakąś dalszą rodzinę, ale jak widać ktoś tam był. – Był mi jak brat. – zaśmiał się.
- Co się stało, że nie mieszkał we Włoszech?
- Poślubił kobietę, której nie tolerowali jego rodzice. Która nie była Włoszką. – rozsiadł się. – To były inne czasy i inni ludzie. Nie można było od tak sobie barć za żonę kogo się tylko chciało. Więc uciekł z nią, ale miał plan. Interes, który połączył jeszcze bardziej nasze rodziny a utrzymał nas w stałym kontakcie. Stworzył coś co można by porównać do naszej rodziny a może i nawet coś większego.
- Do czasu aż zginął.
- Tak. – spojrzał na mnie. – Nie wiem kto, ale dlaczego zabił ich wszystkim. Myślałem do teraz że nikt nie przeżył, ale jak widać ta dziewczyna przeżyła. Obiecałem sobie, że jeśli istnieje cień szansy, że może..., że może któraś z nich przeżyła zrobię wszystko, żeby odzyskały to co do nich należy.
Takiego zapału nie widziałem w ojcu od dawna. To jakby ktoś wrócił mu życie, które zostało odebrane wraz ze śmiercią mamy. Mówił i patrzył na mnie prosząc mnie abym się zgodził. Może byłem naiwny, ale jak mogłem mu odmówić, zwłaszcza kiedy ta dziewczyna była naszą rodziną. Nie tak bliską, ale jednak rodziną.
A rodzina jest najważniejsza.
Rodzina ponad wszystko.
- Dobrze. – pokiwałem głową.
Ojciec wstał co też zrobiłem i ja. Rozmowa była zakończona, ale nie dla niego. Podszedł do mnie kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Jesteś dobrym synem Christopherze. – poklepał zbierając się do wyjścia.
Stanąłem przy oknie patrząc na skąpany w ciemności ogród przekonując samego siebie, że moja decyzja nie sprowadzi na nas jeszcze większych kłopotów. Ale co to by było za życie bez odrobiny zagrożenia, skoro i tak czekało ono aż wyjdę za mury domu.
Kto wie. Może to jedna z lepszych decyzji, które podjąłem. Wyciągnąłem z kieszeni telefon wiedząc, że nieznany numer, który do mnie napisał należy do niej. Jakby nie mógł skoro jej wiadomość brzmiała „Czekam na twoją decyzję".
Nie wiem, jak to zrobiła, że udało jej się znaleźć mój numer, ale coraz bardziej byłem przekonany, że nasza współpraca będzie się bardzo dobrze się układać. Wystukałem szybko odpowiedź.
Zgadzam się.
Schowałem telefon do kieszeni i wróciłem do swojej rodziny. Do syna i żony którzy czekali na mnie, kiedy tylko wszedłem do sypialni. Byli jedynymi osobami, które sprawiały, że chciałem żyć w tym pełnym przemocy świecie. W którym nie wydawało mi się, że to co robię nie ma sensu. Wszystko czego dokonałem i decyzje jakie podjąłem były dla nich. I dla lepszej przyszłości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro