Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Mia

- To było nawet... - głos zabrał mój brat przyglądając mi się badawczo. - ... coś całkiem zaskakującego.

No co ty nie powiesz – zazgrzytałam zębami, ale nie powiedziałam tego na głos nie chcąc kłócić się przy obcych. Inaczej nawet bym się nie hamowała.

- Przepraszam za mojego syna i jego zachowanie. – odezwał się Cassian którego zdążyłam już poznać, kiedy jego brat wpadł na to żebym poślubiła jego syna.

- Niepotrzebnie. Widać, że skoro go jeszcze nie zbiła... – wskazał na mnie ręką. -... to jednak się dogadują. A o tej sytuacji już nie pamiętam.

- Ale ja nie zapomnę. – warknęłam patrząc spod byka na Luciano.

- Mia! – Carlos podniósł głos. – Chodź tu i siadaj.

Pokręciłam oczami na jego władczy ton, ale posłuchałam. Zajęłam miejsce na fotelu obok niego i założyłam ręce na piersi.

- O co chodzi i dlaczego tu jesteś? – zapytałam czując jak za moimi plecami przystaje Luciano.

- Spieprzyłaś sprawę mała. - pokręcił głową. – Oficjalnie zostało na ciebie wystawione zlecenie.

To coś nowego. Nigdy mi się to nie zdarzyło, ale kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Wykonałam tyle zleceń, że nawet się nie zdziwiłam. Raczej, dlaczego tak długo zwlekali, żeby mnie wyeliminować to dziwne.

Kiedy tak o tym pomyślałam to, odkąd zostałam wyszkolona wykonałam ponad pięćdziesiąt wyroków na ludziach. Nie obchodziło mnie kim są i co robią. To co się w tamtej chwili liczyło to to, że mogłam dzięki temu zapomnieć się w pracy i nie myśleć o przeszłości. A pieniądze nawet były dobre na tyle że mogłam teraz nie pracować do końca życia. Z moim stylem i poziomem nie wydawałam dużo, bo nie było to potrzebne.

- Dlaczego? – zapytałam spokojnie.

- Alvarez Perrera. – powiedział.

- To tylko jakiś zwykły żołnierz. – machnęłam ręką na tego człowieka. Błąd, przy pracy który czasami się zdarza, a że nie spodziewałam się go wtedy w domu to już nie mój problem. Wyeliminowałam tylko kolejną przeszkodę na mojej drodze.

- Nie tylko bo jak się okazuje facet, którego okradłaś był jego wujem.

- Serio? – o tym nie wiedziałam. – Chyba ta informacja mi umknęła.

W myślach wyrzucałam sobie za tak głupi błąd. Gdyby dziadek się o tym dowiedział to by dopiero się porobiło. Dążył do tego abym była perfekcyjna w tym co robiłam a zrobiłam tak kardynalny błąd. Zdawało mi się, że zrealizowałam wszystko i sprawdziłam każdego zanim wykonałam pierwszy krok. Jak widać moja pewność mnie zgubiła a także to, że chciałam załatwić to szybko.

- To teraz nie umknie ci to, że chce twojej śmierci za to, że zabiłaś jego siostrzeńca.

- Nie brzmi to dobrze. – oparłam głowę na dłoni nie przejmując się tym tak bardzo.

- W chuj nie brzmi dobrze! – huknął. – Co ty sobie myślałaś.

- W tamtej chwili jakby o tym, że kogoś ratuje. – powiedziałam niepewnie. Sądząc po jego minie to wcale nie ani trochę nie pomogło a tylko pogorszyło sprawę.

- Mia! – wrzasnął wstając ze swojego miejsca. – Masz na głowie płatnych zabójców. Pomyśl o tym a nie o tym głupim zwierzaku.

- To nie głupi zwierzak.

- W sumie to nie. – stwierdził po chwili. - Ty jesteś głupia, że zrobiłaś coś takiego.

Poczułam jak moje oko zaczyna drgać od irytacji i jedyne na co miałam w tej chwili ochotę to podnieść się stąd i wyjść. Przeszkadzało mi w tym ręka Luciano na moim ramieniu którą położył chwilę temu a także kilku członków jego rodziny którzy przysunęli się do nas jakby chcieli mnie chronić.

- Może uspokójmy się, bo tak do niczego nie dojdziemy. – mój przyszły teść wszedł pomiędzy nas. – Teraz musimy się skupić na tym jak to wszystko załatwić.

- W sumie długo nic się nie działo więc będzie co robić. – powiedział Lorenzo, ale chyba przesadził, bo wszystkie głowy odwróciły się w jego stronę.

- Zamknij swoją niewyparzoną gębę. – odezwał się Aiden nie wiedząc czy podejść do niego i walnąć go prosto w pysk czy raczej odpuścić.

- Cisza! – zagrzmiał głos Christophera, który podniósł się zza biurka. – Jedyne co teraz musimy zrobić to jakoś pozbyć się zleceniodawcy, bo to jedyna szansa, aby odpuścili.

- Od kiedy zabijamy? – wtrącił się Simon.

- Od wtedy, kiedy ktoś z naszej rodziny może zginąć. – spojrzał na mnie surowo. – Następnym razem postaraj się nikogo nie zabić.

Moje ego zostało całkiem miło połechtane, że nazwał mnie członkiem rodziny. Myślałam, że traktuje mnie jak zło konieczne, dlatego jest taki wiecznie skwaszony i nieprzystępny, ale może taki już był.

- Nie będzie następnego razu, bo już nic takiego nie odwali. – powiedział Luciano mocniej dociskając mnie do fotela, kiedy chciałam wstać.

- Ale...

- Nie.

- W takim razie. – Christopher trochę się uspokoił. – Luciano, skoro to twoja przyszła żona zajmiesz się tym. Masz moje przyzwolenie na akcję i wszystkie dostępne środki. Tylko się pośpiesz.

- Tak jest.

- Ale ja mogę... - chciałam zaproponować swoją pomoc, ale jak zwykle została odrzucona.

- Jedyne co w tej chwili możesz to siedzieć na dupie i nic nie robić. – powiedział mój brat po czym spojrzał na mnie łagodnie. – Wszystkiego najlepszego mała. – rzucił i nie oglądając się za siebie wyszedł.

- Masz urodziny? – zapytał mój narzeczony, więc spojrzałam na niego z dołu.

- Za cztery dni. – pokazałam na palcach ręki.

Wtedy będę miała dziewiętnaście lat. Jeszcze trochę to już w końcu nie będę mogła mówić, że mój wiek ma jedynkę z przodu. Szkoda, ale co zrobić.

- I ja o tym nie wiem?

- Chyba teraz mamy większe sprawy na głowie. – przypomniałam mu.

- Nie będzie imprezy. – zapytał smutno Lorezno siadając na miejscu, które wcześniej zajmował mój brat. – A może zrobimy rodziny obiad tutaj? – spojrzał na wuja.

- Nie wiem czy... - wtrąciłam się nie chcąc obchodzić urodzin. Nie przywiązywałam do nich jakiejś większej wagi. Dzień jak dzień.

- Wpadnijcie za cztery dni. – pokiwał głową jego wuj. – A teraz wszyscy wynocha. Luciano zostań na chwilę. Musimy porozmawiać.



Luciano

Cała rodzina opuściła pomieszczenie w tym zaniepokojona Mia. Prawie roześmiałem się w głos na jej minę, która wyglądała tak jakby przepraszała mnie za to, że mi się za nią oberwie.

- Musisz jej pilnować, bo coś mi się zdaje, że to jeszcze nie koniec.

- Wiem. – nie wyglądało to dobrze, ale musiałem się postarać jakoś to rozwiązać. Dla dobra rodziny i Mii która najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że była zagrożona.

- Masz jakiś plan? – zapytał.

- Zobaczę co uda mi się wygrzebać tylko powiedz mi jak się ten facet nazywa. – mogłem sam się tego dowiedzieć, ale tak miałem mniej pracy i szybciej mogłem rozwiązać problem.

- Enrique Mendoza.

- To mam jakiś punkt zaczepienia. – pokiwałem głową zapisując w pamięci jego imię i nazwisko. - Sprawdzę całą jego przeszłość i spróbuję się dokopać do tego kogo wynajął.

- To nie będzie łatwe.

- Wiem. – zdawałem sobie z tego sprawę.

Lista płatnych zabójców nie była dostępna na zwykłej stronie tylko ukryta głęboko w czeluściach Internetu. Nawet gdybym znalazł odpowiednią stronę to nie tak łatwo będzie się do niej dostać. Wszystko jest szyfrowane a hasła na tyle rozbudowane, że przeciśniecie się przez zapory będzie graniczyć z cudem. Ale nie było to niemożliwe.

- Liczę, że uda ci się to załatwić bez zmuszania mnie do podjęcia odpowiednich kroków. – wyczułem w jego głosie ostrzeżenie.

- Co to ma niby znaczyć?

- Tylko to, że jak wszystko pójdzie jeszcze gorzej zaręczyny zostaną zerwane. – zwalił na mnie bombę, której się nie spodziewałem.

- Chyba sobie żartujesz.

- Ani trochę. – rozsiadł się na fotelu nie spuszczając ze swojego bezosobowego tonu. - Ta sprawa może przynieść nam więcej problemów niż korzyści. W tej sytuacji Carlos nie będzie miał wyjścia i będzie musiał odpuścić.

- Ale to ty chciałeś tego ślubu. – przypomniałem mu.

- Mogę zawsze zerwać umowę małżeńską, ale nie nasze interesy. On wie, że jego siostra nawaliła.

- Nie. – sprzeciwiłem się nie słuchając dłużej jego wywodu.

Coś zmusiło mnie, aby moje usta opuściło to słowo. Nie zgadzałem się na zerwanie zaręczyn i jeśli będzie trzeba zrobię wszystko, żeby to powstrzymać.

- Nie?

- Nie. – powtórzyłem.

- Co się zmieniło? – zapytał patrząc na mnie przenikliwie. – Jakoś specjalnie nie byłeś zachwycony tym, że ma zostać twoją żoną.

- Zmieniłem zdanie.

- Dlaczego? – czy on musiał mnie tak wypytywać.

- Bo ona nie boi się mówić to co myśli. Jest wybuchowa i nadpobudliwa. – zaśmiałem się spoglądając na wuja. - Pierwszego dnia jak przyjechała myślałem, że wysadzi nas granatem a potem złamała rękę jednej z pokojówek za to, że ukradła jej bransoletkę. Wiesz jak trudno o kobietę, która wie czego chce a w dodatku przy niej się nie nudzę.

- Rozumiem. – westchnął. – Szkoda, ale skoro tak to powodzenia, bo przy tej dziewczynie będziesz go potrzebował.

- Przynajmniej będzie wesoło. – podniosłem się z miejsca, ale coś przyszło mi do głowy. Skoro i tak tu byłem to mogłem zapytać. – Dlaczego dla Lorenzo wybrałeś akurat tą dziewczynę i z tej rodziny?

- Nie rozumiem. – mógł udawać, ale był moim wujem i wiedziałem, kiedy unikał odpowiedzi. Wiem, że swoimi słowami mogłem tylko pogorszyć sytuację, ale poczułem jak tatuaż na mojej piersi mówi mi, że rodzina jest wszystkim, dlatego drążyłem temat.

- Są zwykli i niczym się nie wyróżniają. – mówiłem, kiedy nie odpowiedział. - W dodatku nie zrobili nic co mogłoby podnieść ich status.

- Sprawdziłeś ich.

- Tak.

- Dlaczego to zrobiłeś! – warknął. – Nie rób niczego więcej niż to co ci kazałem. To moja decyzja i musisz ją uszanować.

- Po prostu nie rozumiem.

- Nie drąż tego, bo dokopiesz się do czegoś co może ci się nie spodobać. – ostrzegł mnie.

- Czyli?

- Kurwa Luciano. – przeczesał włosy palcami. – To ojciec Gracielli pomógł zniknąć twojej matce dlatego nie mogę odmówić, bo wszystko się spierdoli.

No i zostałem zaskoczony po raz kolejny. Obraz matki stanął mi przed oczami, ale szybko go wymazałem. Nie była warta tego, żeby zaprzątać sobie nią głowę. Przestała dla mnie coś znaczyć w momencie, kiedy wróciła i chciała zniszczyć naszą rodzinę. I jej się udało. Straciłem brata a moja siostra o mało nie podzieliła jego losu.

- Jak to pomógł? – nie mogłem nie zapytać.

- O to musisz dopytywać się ojca, ale radzę ci tego nie robić. To zamknięty temat i nie chcemy do niego wracać.

- Rozumiem. – czyli nic co bym nie znalazł nie zmieni tego, że brat miał przejebane. – Ale Lorenzo powinien wiedzieć.

Gdyby dowiedział to co ja zrozumiałby decyzję wuja na temat jego małżeństwa. Lorenzo nie chciał tego ślubu i czułem, że może zrobić coś co sprawi, że do niego nie dojdzie. Musiał jednak poznać prawdę.

- Porozmawiam z nim, ale to będzie ostanie co zrobię. Nigdy też nie wrócę do tego tematu dla dobra nas wszystkich. Idź już. – Christopher usiadł w fotelu wyglądając na niezwykle zmęczonego nasza rozmową.

Pokiwałem głową ruszając do wyjścia. Jedyne czego żałowałem to tego, że nie mogę jakoś pomóc bratu. Wyeliminowanie całej rodziny nie wchodziło w grę, bo to wyglądałoby podejrzanie.

Klamka zapadła. Za dwa miesiące Lorenzo zostanie mężem Gracielli i tym samym zniszczy sobie życie. Ona nie da mu tego co mieli moi wujowie i ojciec. Szczęścia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro