Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Luciano

Pozamykałem szybko wszystkie pliki w laptopie, nałożyłem dodatkową zaporę w razie włamania i wyłączyłem go.

Pomysł, aby zabrać ją poza mury domu wpadł mi niespodziewanie, ale skoro mieliśmy być razem już do końca chciałem ją poznać. Nie byłem wygadany, ale przy niej wychodziło mi to bardzo łatwo tak jakbym mógł powiedzieć jej o wszystkim.

- Kurwa! – usłyszałem zanim wyszedłem z gabinetu. Trochę zaniepokojony wyszedłem z niego zauważając na ostatnim schodku szarpiącą się Mię.

- Co ty robisz?

- A co nie widać. – wyburczała. – Ten przeklęty pierścionek zaplątał mi się we włosy.

W sumie teraz rozumiałem, dlaczego trzymała w nich rękę. Szarpnęła delikatnie i ponownie zaklęła.

- Poczekaj chwilę. – podszedłem do niej i zacząłem powoli oswobadzać jej dłoń. To nie było takie łatwe jak się z początku mogło wydawać.

Do moich nozdrzy dotarł jej owocowy zapach pochodzący zapewne od szamponu do włosów. Nie mogłem się przez to skupić a moje palce drżały jakby jeszcze chwila i same zaczęłyby żyć własnym życiem.

Jest tu dopiero od kilku dni a doprowadziła mnie do takiego stanu, że nie mogę przestać o niej myśleć. Zawróciła mi w głowie w momencie, kiedy beztrosko zaczęła się śmiać. Kto by przypuszczał, że Mia ma taki piękny śmiech.

- Luciano?

- Tak? – zapytałem.

- Skończyłeś już?

- Jeszcze. – byłem na tyle zamyślony, że przestałem wyplątywać jej włosy. Jeszcze kilka pasm i w końcu dokopałem się do tego pierścionka, którego wydostanie było o wiele trudniejsze. Cały był zaplątany i tylko jakimś cudem udało mi się to zrobić bez powyrywania jej włosów. – Gotowe.

- Dziękuję.

- Nie ma za co. – wymamrotałem z trudem. Nie mogłem się oprzeć, żeby chociaż jeszcze raz nie poczuć jej zapachu.

Stałem więc z jedną ręką na jej biodrze a drugą na szyi nie chcąc, żeby mi uciekła. Podniosła na mnie wzrok zaskoczona, ale nie odsunęła się co przyjąłem za dobry znak.

- Co ty robisz? – wydusiła przez zaciśnięte gardło.

- Przytulam cię.

- Dlaczego?

- Bo każdy tego potrzebuje.

- Nie ja.

- Nawet ty. – powiedziałem i przyciągnąłem ją w swoje ramiona. Poczułem, jak zesztywniała, ale nic sobie z tego nie robiłem. Po prostu trzymałem ją przy swoim boku a to wydawało się takie prawidłowe i na miejscu.

- Dziwny jesteś. – wymamrotała w moją pierś. Poczułem delikatnie muśnięcie jej palcy na plecach a potem jej ramiona wokół mojego pasa.

Uśmiechnąłem się do siebie triumfalnie. Mia może i chciała uchodzić za bezwzględną, ale każdy od czasu do czasu potrzebował przytulenia.

Dotarło do mnie i że mnie tego brakowało, ale dopiero jej pojawienie się w moim domu sprawiło, że chciałem więcej takich chwil. Nie wiedziałem, jak nazwać to co czułem, ale to było nawet miłe.



Mia

To było dziwne. Ale i w pewien sposób fajne, kiedy trzymał mnie w ramionach. W dodatku te jego słowa o tym, że każdy potrzebuje przytulenia a nawet ja. Nie wiem, czy tego potrzebowałam, ale i tak mi się to spodobało. Już zapomniałam jakie to uczucie, kiedy się do kogoś przytula czy jest się przytulanym. Niewielkie ciepło rozlało się po moim ciele przynosząc mi niesamowitą ulgę. To takie samo uczucie jak wtedy, kiedy ściskałam się z Nin...

- Możemy już iść? – zapytałam chcąc zapomnieć i móc się od niego odsunąć.

- Co się stało?

- Nic.

- Gdyby tak było to nie wzdrygnęłabyś się jakbym robił ci krzywdę.

- Wydaje ci się. – wyswobodziłam się z jego ramion i unikając jego wzroku wyszłam na zewnątrz.

Momentalnie poczułam żar lejący się z nieba niczym na pustyni. Dzięki temu, że skupiłam się na czymś innym mogłam uspokoić swoje zszargane nerwy. I dałam sobie mentalnie w twarz, że pozwoliłam na taką zażyłość z tym mężczyzną. On nie był moją rodziną i chociaż może połączy nasz ślub nigdy nią nie będzie.

Muszę pamiętać, że to tylko interes i nic więcej. Nie ma w tym niczego dobrego i prawdziwego.

- Wszystko dobrze? – zapytał zatrzymując się kilka kroków ode mnie.

- Tak. – odpowiedziałam. – Możemy jechać?

- Wiesz, że unikanie rozmowy do niczego nie prowadzi.

- Wiesz, że ta rozmowa i tak nie ma sensu. To... - podniosłam swoją dłoń, na której widniał pierścionek. - ... tylko nic nieznaczący przedmiot, który pokazuje innym, że należę do ciebie. Jednak nie ma w tym nic prawdziwego i okazywanie jakichkolwiek uczuć nie sprawi, że to się zmieni.

- Jeszcze zobaczymy. – odpowiedział tajemniczo.

- A co to ma niby znaczyć? – ruszyłam w ślad za nim do stojącego przed nami motocykla.

- Zupełnie nic. – wsiadł na maszynę po czym kiwnął na mnie głową. – Pakuj swój tyłeczek.

- Nie ma mowy. – zaplotłam dłonie na piersi nie mogąc skończyć tak tego tematu. W jej chwili naszła mnie ogromna ochota na kłótnię.

- Wsiadaj i nie marudź. – spojrzał na mnie spod rzęs. Kurwa, dlaczego musiał wyglądać tak seksownie. – Porozmawiamy gdzieś, gdzie nikt nas nie śledzi. – wskazał głową w stronę domu.

Odwróciłam się i zobaczyłam w oknie Nellę. Kobieta starała się, aby nikt jej nie zauważył, ale skoro wystawiała głowę zza firanki jak chciała tego dokonać? Posłałam jej surowe spojrzenie, od którego momentalnie się schowała.

Nie mówiąc ani słowa stanęłam przy nim i szybkim ruchem usiadłam z tyłu. Przycisnęłam swoje ciało do niego i oplotłam go rękami w pasie wyczuwając wszystkie mięśnie na jego brzuchu.

- Tylko nas nie zabij. – wyburczałam.

- Nie martw się. Czasy, kiedy się rozbijałem mam już dawno za sobą. – powiedział.

- To mnie pocieszyłeś. – chwyciłam go mocniej, w razie, gdyby przyszła mu chęć, żeby szaleć po ulicach.

Ryk silnika zagrzmiał mi w uszach tak bardzo, że poczułam dzwonienie a moje ciało zadrżało. Luciano ruszył z podjazdu wzbijając tumany kurzu oraz bardziej przyśpieszając. Trzymałam się go mocno, ale i tak pokonując strach rozglądałam się jak pokonujemy kolejne ulice.



Luciano

Zabrałem ją w miejsce, które zawsze pomagało mi zebrać myśli i było dla mnie ważne. Niewielkie wzniesienie, które odkryłem kilka lat temu było dla mnie miejscem, gdzie odpoczywałem. Zatrzymałem motocykl tuż za skałą tak żeby nikt go nie widział a jednocześnie na byle blisko, że mogłem być obok. Nie żeby zależało mi na nim tak bardzo, ale nie chciałem wracać z buta, gdyby coś takiego się stało.

Wziąłem ją za rękę i poprowadziłem kilka metrów w górę i kiedy byłem blisko posadziłem ją na jednym z kamieni na początku wnęki. Nie był to dla mnie jakiś wielki wysiłek, bo Mia była dla mnie taka maleńka. Sięgała mi zaledwie do piersi, ale nadrabiała swoim charakterem.

- Pięknie tu. – powiedziała zapatrzona przed siebie.

Spojrzałem w tym samym kierunku co ona i wiedziałem co zobaczę. Skąpane w słońcu całe budynki rozciągające się w dal. To jakby być w samym środku całego świata i móc widzieć wszystko. W dodatku moment, gdzie słońce oświetlało te zabytkowe budowle i sprawiało, że wyglądały jak nowe. Nie dało się tego z niczym porównać.

- Może to nie dom, ale tu też jest pięknie. – powiedziałem chcąc, aby w pewnym stopniu poczuła, że to miejsce nie jest takie złe. Sam nie wiem jakbym się czuł gdybym musiał zamieszkać w innym kraju z dala od rodziny. Pewnie byłbym zagubiony.

Oparłem się o skałę łokciami i w ciszy obserwowałem jak słońce powoli sunie po niebie. Stałem i po prostu byłem przy niej, kiedy myślała, że nie ma nikogo kto by przy niej był. Aż nie mogę uwierzyć, że przez myśl przeszło mi, żeby chcieć jej śmierci. Ta kobieta była jedyna w swoim rodzaju i czułem, że jeszcze nie raz mnie zaskoczy.

To, że nie była włoszką tylko przemawiało na jej korzyść. Mogłem rozmawiać z nią o wszystkim nie przejmując się tym, że przeraziłbym ją czy wystraszył tym co robię. Jej meksykański temperament i to jak twardo stawiała na swoim imponowało mi.

Kiedy dotarły do mnie te wszystkie rzeczy poczułem ulgę. Sam siebie zmuszałem, żeby ją nienawidzić a tam naprawdę to chciałem, żeby to ona została moją żoną od chwili, kiedy zobaczyłem ją kilka lat temu na ławce przed rodzinną rezydencją.

- Jesteś dziwnie milczący. – spojrzała na mnie a wiatr rozwiał jej włosy które niedbale związała.

- Myślałaś kiedyś jak wyglądałoby twoje życie gdybyś nie musiała za mnie wychodzić? – zapytałem niezwykle ciekawy tego co odpowie.

- Czasami. – wzruszyła ramionami.

- I co?

- Byłoby strasznie nudne. – uśmiechnęła się i zmarszczyła zabawnie nos. – Przy tobie jest ciekawiej. I nawet mi się tu podoba, bo mogę legalnie pić. – ostatnie słowa wyszeptała.

- A u siebie nie mogłaś? – z tego co wiedziałem to prawo do picia było u nas takie samo.

- Mogłam, ale wy macie lepsze wino. – mlasnęła ustami. – A to w ogóle to powiedz mi? – zrobiła dramatyczną pauzę. – Masz może piwniczkę na wino, bo słyszałam, że włosi lubią takie mieć?

Uśmiechnąłem się zadowolony. To akurat mogłem spełnić. Na samą myśl, że kiedy wejdzie do ukrytej za kuchnią małej spiżarni i odkryje w niej niektóre okazy jakie dostałem może być zaskoczona. Jakoś specjalnie nie piłem, bo nie miałem na to ochoty, ale skoro ona polubiła włoskie wino mogłem zapewnić jej go pod dostatkiem.

- Uśmiechasz się. – pochyliła się w moją stronę. – Czyli jednak coś masz. – poruszyła sugestywnie brwiami.

- Zależy o czym myślisz?

- O dobrym winie a ty co czym myślałeś? – wyszeptała pochylając się w moją stronę. Pozwoliłem jej na to, ale i jeszcze więcej. Kiedy poczułem jej dłoń na moich udzie sunącą po nim leniwie myślałem tylko o tym jak mieć tu ją dla siebie.

Nie będę kłamał, że na mnie nie działała, bo było całkowicie odwrotnie. Byłem mężczyzną i potrafiłem docenić kobiece piękno a ona miała go aż w nadmiarze. Nic więc w tym dziwnego, że mój penis od razu zareagował. Uspokój się stary. – powiedziałem do siebie w myślach. – Ona jest twoją narzeczoną i należy jej się szacunek. - powtarzałem to już któryś źle z kolei, ale musiałem się tego trzymać.

- O tym, że pora wracać. – odsunąłem się poza zasięg jej dłoni.

- Serio? – odpowiedziała zirytowana.

- Podobasz mi się i nie będę o tym kłamał, ale szanuję cię na tyle żeby wiedzieć, kiedy sprawy wymykają się spod kontroli.

- A kto powiedział, że chcę żebyś się hamował? – czy ona nie miała za grosz rozsądku. Podjudzała mnie dobrze wiedząc, że jestem na granicy i tylko chwila dzieliła mnie od tego żebym wziął ją w ramiona. A może i zrobił znacznie więcej.

- Moja duma nie pozwala mi na to, żeby tak cię potraktować.

- Zabawny jesteś. – zaśmiała mi się prosto w twarz. – Jeśli obawiasz się o moją cnotę to muszę cię oświecić, bo chyba czegoś nie wiesz. – zeskoczyła ze skały, oparła dłonie na biodrach i spojrzała na mnie przenikliwie. – U nas nie ma tradycji zachowania dziewictwa do ślubu więc nie musiałam czekać na męża.

- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że już... - nie byłem w stanie wyksztusić tego co miałem na myśli.

- Dokładnie to. – pokiwała głową. – I tak na marginesie lubię rozmawiać o seksie więc nie musisz się krępować. No właśnie. – podniosła palec do góry. - ... krępowanie też lubię jakby co.

- Kurwa Mia. – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. – Twoja bezpośredniość jest zabójcza.

- Dziękuję.

- To nie był komplement.

- Dla mnie tak. – otrzepała tył spodni z piachu i krok za krokiem kierowała się do stojącego kilka metrów od nas motocykla. – Idziesz? – zapytała odwracając się na chwilę.

- Idę. – powiedziałem cicho ruszając za nią automatycznie.

Nie doszedłem do siebie jeszcze po tych rewelacjach, ale nie byłem zły. Pozbawienie kogoś dziewictwa jak dla mnie to było zbyt dużo a tak nie musiałem się tym przejmować. A te jej słowa o krępowaniu. Ja pierdole. Mam przejebane po całej linii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro