Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

Luciano

Stałem przed ołtarzem poprawiając co chwilę mankiety koszuli. Od samego rana nie miałem, jak skontaktować się z Mią, bo został mi zabrany telefon. Skąd mogłem wiedzieć, że mój własny ojciec wpadnie na pomysł, żeby odciąć mnie od narzeczonej. Jak widać w tej rodzinie nie tylko Aiden posiadał instynkty masochistyczne.

- Lekki stresik? – zakpił ojciec stając obok mnie.

- Też się tak denerwowałeś?

- Nie. – wzruszyłem ramionami. – Wiedziałem, że to jak się zachowuje pokazuje jaki jestem więc skupiłem się na tym, żeby nie okazywać emocji.

- To ma być jakaś aluzja?

- Sam sprawdź. – zachęcił mnie.

Rozejrzałem się po kościele pełnym ludzi, w którym znalazły się największe mafijne rodziny w całej Sycylii. Nie mogli przecież przegapić takiego widowiska i wcale się im nie dziwiłem. Chyba jeszcze nigdy nie było połączenia rodziny włoskiej i meksykańskiej co wykurzyło nawet tych którzy w życiu by się tu nie pojawili.

Zjechali się dosłownie wszyscy myśląc, że dzięki temu wydarzeniu coś ugrają, ale nie zdawali sobie sprawy z tego, że chodziło tutaj o ślub a nie o nowe znajomości. Od razu było widać, że niektóre rodziny miały nóż na gardle po tym jak Christopher zrezygnował ze swojego stanowiska. Połowa z ich była zadowolona do czasu aż wyciągnął asa z rękawa w postaci brata Mii z którym zaczął robić interesy. To nie spodobało się rodzinom, które były po stronie Christophera, ale on już podjął decyzję, której nie mógł cofnąć. Gdyby to zrobił zostały uznany za słabego i zależnego od reszty rodzin.

- Na twoim ślubie z Luną chyba nie było tylu rodzin. – stwierdziłem po wielu minutach obserwacji.

- Wtedy mieliśmy względny pokój a teraz każdy z nich ma problem od kiedy przestaliśmy z nimi współpracować. Sami tego chcieli, ale nie spodziewali się skutków.

- Nie wiem dlaczego, ale mnie to cieszy.

- Mnie też. – parsknął śmiechem. – Patrząc na to jak sami się pogrążają to jeden z najlepszych widoków jakich doświadczyłem.

- A co jest na samym szczycie? – zapytałem z podniesioną brwią dziwiąc się, że mówi mi o tym wszystkim tak otwarcie. Miałem okazję, żeby się czegoś dowiedzieć więc ją wykorzystałem.

Zignorowałem też to moje relacje z ojcem się pogorszyły. Jakoś nie wiedziałem, jak mam z nim rozmawiać po tym jak mój brat... Nieważne. Muszę zapomnieć o urazach i pretensjach a cieszyć się tym co mogę.

- Pierwszym widokiem byliście wy, kiedy się urodziliście. – zaśmiał się pogrążając we wspomnieniach. – Chyba nigdy nie byłem tak przerażony trzymając was w ramionach. Z każdym kolejnym dniem wiedziałem, że nic innego nie mogę pokochać bardziej niż was.

- Do czasu aż poślubiłeś Lunę. – dodałem.

Nasze życie z matką nie było dobre. Nie wspominałem jej często a prawie w ogóle, bo nie była nikim ważnym w moim życiu. Żadne głębsze uczucia czy wspomnienia nie były warte, aby to robić, ale to, że nas krzywdziła pamiętam. Byłem dzieckiem i myślałem, że rodzice powinni nas chronić a spotkałem się z biciem i krzykami.

Właśnie wtedy zacząłem ją nienawidzić. Pierwszą osobą, która wywołała we mnie takie uczucia była moja własna matka; kobieta, która sprowadziła mnie na ten świat. Nie była warta, żeby pamiętać jej imienia dlatego wymazałem ją ze swojego życia, kiedy rzekomo zginęła.

- Nie zawsze miała ze mną lekko, ale mi wybaczyła. – zesztywniał. – Kocha mnie, dlatego powiem ci to jako ojciec. Mia to dobra dziewczyna więc, jeśli zrobisz jej krzywdę sam osobiście cię zabiję.

- Dziękuję, że to mówisz, ale nie musisz się, o to martwić. Prędzej sam bym się zastrzelił niż ją zranił. – patrzyłem mu prosto w oczy, kiedy to mówiłem. Chciałem, żeby widział we mnie syna, z którego może być dumny.

- Dobrze a teraz pora na to żebyś zrobił z tej dziewczyny porządną kobietę. – mrugnął do mnie zastanawiając się nad jego słowami, kiedy nagle zaczęła grać muzyka.

Spojrzałem w kierunku drzwi podświadomie wiedząc, że ona tam jest. I była stojąc w wejściu tak że promienie słońca tworzyły wokół jej ciała piękną poświatę. Nie mogłem oderwać wzroku, kiedy szła krok za krokiem w moją stronę. U jej boku znalazł się jej dziadek, dzięki któremu wszystko co się wydarzyło w naszym życiu doprowadziło do tego momentu. Ani jednej chwili nie zamieniłbym na nic innego, bo takie szczęście jakiego doznałem przy niej nie zyskałbym przy żadnej innej kobiecie.

- Dziękuję. – powiedziałem do mężczyzny, kiedy podał mi rękę swojej wnuczki. – Nie tylko za nią.

- Nie ma za co chłopcze. – posłał mi krzywy uśmiech. – Ale jak ją zranisz to nawet twój wuj ci nie pomoże.

- Niech mi pan wierzy, że nawet mój własny ojciec groził mi śmiercią gdybym ją zranił. – mocniej ścisnąłem rękę Mii.

- Ta rodzina jest coraz ciekawsza. – mężczyzna poklepał mnie po ramieniu i zszedł po schodach wprost do czekającego na niego wnuka w pierwszym rzędzie po stronie mojej narzeczonej.

- Witaj. – wyszeptałem skupiając całą swoją uwagę na kobiecie stojącej obok mnie.

- Cześć. – uśmiechnęła się nieznacznie, ponieważ ta sytuacja była trudna nie tylko dla niej.

- Jesteś piękna. – zmierzyłem wzrokiem całą jej sylwetkę niedowierzając jak pięknie wygląda w sukni ślubnej. – Dlaczego zwlekaliśmy z tym tak długo?

- Nie wiem, ale teraz patrząc na ciebie aż żałuję, że trwało to tak długo. – wymruczała. – Wyglądasz niezwykle ponętnie i tylko ci ludzie ratują cię przed tym żebym nie zerwała z siebie tych ciuchów.

- I vice versa. – mrugnąłem do niej.

Nie mogliśmy dłużej rozmawiać z tego względu, że podszedł do nas ksiądz. Pomimo tego nie puściłem jej dłoni chociaż tego od nas wymagano. Posłałem surowe spojrzenie duchownemu, który od razu skulił się i drżącym głosem zaczął mówić. Może grzeszyłem, ale miałem to gdzieś. W tej chwili jedyne co utrzymywało mnie w ryzach to mocny uścisk Mii.



Kira

Przestępowałam z nogi na nogę nie mogąc wytrzymać w tych okropnych szpilkach. Wiem, że uroczystość zaślubin wymagała ode mnie obecności, ale mogli chociaż zrozumieć, że nie byłam w stanie w niej uczestniczyć.

- Wszystko dobrze? – zapytał Aiden patrząc na mnie zaniepokojony.

Co chwilę na mnie spoglądał jakbym zaraz miała zejść z tego świata. Wiem, że się bał, ale momentami przesadzał. Zaniedbywał swoją pracę przeze mnie a przez to ja czułam się winna. Porzucił dla mnie wszystko a nie tego od niego oczekiwałam. Chciałam tylko aby był przy mnie, kiedy go potrzebowałam.

- Oczywiście. – posłałam mu wymuszonych uśmiech.

- Nie umiesz kłamać.

Westchnęłam i położyłam dłoń na brzuchu. Byłam w siódmym miesiącu ciąży i czułam, że to dziecko nie będzie takie jak mój mąż. No może, poza tym, że kopało jak zapaśnik.

- Jak nic to chłopak. – skrzywiłam się czując kolejne kopnięcie.

Kiedy dowiedziałam się o ciąży byłam w szoku, bo jeszcze niedawno rozmawialiśmy o tym, żeby jeszcze poczekać. Chciałam rozwinąć skrzydła, chciałam założyć firmę i w końcu poczuć, że trzymam życie w garści a dowiedziałam się, że zostanę mamą. W tamtej chwili wszystko się rozwaliło jak domek z kart. Wszystko za wyjątkiem Aidena który wspierał mnie na każdym kroku i zapewniał, że on zajmie się dzieckiem a ja wrócę do pracy. Wierzyłam mu, ale i tak to nie byłoby możliwe. Ten świat nie był przychylny dla takich zachowań gdzie mężczyzna rezygnuje na rzecz rodziny.

- Postanowiłam zrezygnować z kariery. – oznajmiłam, kiedy ksiądz zaczął kazanie.

Nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat, ale wiedziałam, że to jedyna słuszna decyzja. Musiałam ustalić swoje priorytety a dziecko było w tej chwili najważniejsze.

- Nie musisz tego robić.

- Ale chcę. – złapałam go za dłoń a po chwili usiedliśmy. – Nie mogę prosić cię o to żebyś ty ze wszystkiego zrezygnował, dlatego to jak odpuszczę na kilka lat. – pokiwałam głową.

- Ja mogę...

- Nie, nie możesz i dobrze o tym wiesz. – spojrzałam na niego wiedząc, że dla mnie zrobiłby wszystko. Z tego też powodu ja zrobię to dla niego nie dlatego że muszę, ale chcę. – Kocham cię i wiem, że dla nas jesteś w stanie odejść, ale nie mogę na to pozwolić. – pokręciłam głową. – Wiem, że nie obchodzi cię co mówią o tobie inni, ale mnie tak więc proszę cię żebyś nie rezygnował.

- Chyba długo o tym myślałaś. – przyciągnął mnie do siebie kładąc dłoń na moim brzuchu. Gładził go delikatnie i zatrzymywał ją, kiedy czuł, jak dziecko zaczyna w nią kopać.

- Trochę. – przytuliłam się do niego układając głowę na jego piersi. – Nasz ślub nie był tak spektakularny.

- Bo sama tego chciałaś.

- Fakt – zaśmiałam się. – Wszystko robiliśmy inaczej niż inni.

Całe wydarzenie zostało zaplanowane do tego dnia, ale my na przekór wszystkim uciekliśmy samolotem do Vegas zamiast na jedną z wysp na podróż poślubną. To było niesamowite i do teraz wspominamy tamte dni.

Bawiliśmy się i cieszyliśmy tamtymi chwilami do momentu aż wróciliśmy do domu. Na lotnisku czekała cała nasza rodziną z Christopherem na czele. Mój tata był wściekły za to mój szwagier jakoś niespecjalnie. Mogłabym przysiąc, że przez chwilę na jego ustach pojawił się uśmiech, ale bardzo szybko zniknął.

- Musimy to kiedyś powtórzyć. – stwierdziłam.

- Ale że ślub?

- Nie. – spojrzałam na niego spod byka, że nie rozumie. – Ten wypad do Vegas.

- Co tylko zechcesz.

- Mówisz to tylko dlatego że jestem w ciąży i tak nie wypada? – złapałam jego wzrok. – Bo jeśli tak to lepiej to przemyśl.

- Robię to, bo chcę.

- Mhm. – wymamrotałam nie wierząc mu ani na chwilę.

- To może wpadniemy do klubu ze striptizem. Słyszałam, że otworzyli taki jeden dla kobiet. – drażniłam się z nim.

- Nie przesadzaj. – powiedział cicho, ale dało się wyczuć, że był zirytowany moimi słowami. Czyli mogłam go wyprowadzić z równowagi. – Zgodzę się na wypad do kasyna, ale nie na innych facetów. Zwłaszcza tych gołych.

- Wystarczysz mi tylko ty. – zapewniłam całując go w podbródek.

- I bardzo dobrze. – kiwnął głową.

Zaśmiałam się w jego pierś na jego zachowanie. Aiden może i był największym skurwysynem w famiglii, ale jako mój mąż niezwykle troskliwy co w nim uwielbiałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro