Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Luciano

Spoglądałem na zawinięty pakunek czując jak krawat zaciska mi się coraz bardziej na szyi. Skąd mogłem wiedzieć czy jej się spodoba czy nie. Kobiety są tak marudne i w ciągu jednej minuty zmieniając zdanie, że to było przerażające.

- Pieprzyć to. – podniosłem się z łóżka trzymając prezent w dłoni. Jak się nie spodoba to może go wyrzucić.

Podszedłem do drzwi jej sypialni, które były uchylone więc tylko je popchnąłem. Moim oczom ukazałam się widok, na który miałem ochotę zamknąć drzwi i nigdzie nie iść. Mia pochylała się na oparta jedną ręką o łóżko a drugą zakładała buty.

Jej tyłeczek był idealnie podkreślony przez czarną sukienkę, która opinała jej ciało w każdym calu.

- Coś ci się podoba? – zapytała i zanim miałem okazję odpowiedzieć odwróciła się w moją stronę.

Momentalnie zapomniałem języka w gębie. Od tyłu wyglądała ponętnie, ale od przodu to było coś. Te piersi, które podkreślała ta niedorzecznie mała sukienka na dwóch cienkich paseczkach biegnących po jej ramionach aż na plecy.

- Wyglądasz...

- To tylko sukienka, buty, makijaż i fryzura. – machnęła ręką zabierając torebkę z łóżka i zakładając jej pasek na ramię.

- Jesteś piękna. – powiedziałem, kiedy odzyskałem zdolność mowy.

- Ty też niczego sobie. – podeszła do mnie i poprawiła prosty według mnie krawat.

Jej zapach dotarł do moich nozdrzy a moja głowa sama z siebie opadła do jej szyi. Musnąłem ustami ten jeden punkt, który zawsze na nią działał i przyciągnąłem ją do siebie. Moja dłoń znalazła jej tyłek i mocno ścisnęła w geście aprobaty.

- Chyba nie chcesz żebyśmy się spóźnili.

- Mam to gdzieś. – wymruczałem w jej szyję. – Jak dla mnie możemy nawet nie wychodzić.

- Twoja rodzina może myśleć inaczej. – wywinęła się z moich ramion i zabrała ze sobą ten słodki tyłeczek, którego nie mogłem przestać dotykać.

- Skoro tak. – westchnąłem. – Wszytskeigo najlepszego. – wyciągnąłem w jej stronę pudełko owinięte czarną wstążką.

Jej oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, kiedy go ode mnie odbierała. Właśnie o taką reakcję mi chodziło, ale nawet jeszcze go nie otworzyła więc nie wiedziałem co powie. Otworzyła pakunek i patrzyła na niego z nieodgadnionym dla mnie wyrazem twarzy.

- To jest... nie wiem co powiedzieć...

- Jeśli ci się nie podoba to mogę kupić coś innego. – powiedziałem czując jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Spierdoliłem sprawę.

- No coś ty. – jej twarz rozjaśnił uśmiech. – Jest zajebisty. – wyciągnęła z pudełka niewielki składny nóż, który mogła zabrać ze sobą dosłownie wszędzie. – Takiego jeszcze nie mam. – oglądała go z każdej strony a ja poczułem ulgę. Jednak nie jestem takim kompletnym idiotą.

- Skoro ci się podoba to możemy iść? – zapytałem wyciągając w jej stronę dłoń.

- Oczywiście tylko go odłożę. – włożyła nóż do pudełka, zamknęła i schowała do szafki obok łóżka.

Złapała mnie za dłoń a jej ciepło sprawiło, że znowu poczułem to dziwne coś w brzuchu, ale je zignorowałem. Chrząknąłem i pociągnąłem ją w stronę schodów cały czas patrząc kątem oka czy nie potyka się na tych wielkich szpilkach.

Wyszliśmy na zewnątrz i kiedy dotarliśmy do samochodu pomogłem jej do niego wsiąść patrząc na to jak trudno było jej w tej sukience.

- Jest ci w niej niewygodnie to, dlaczego ją założyłaś? – zapytałem wsiadając zaraz za nią do środka.

- Czy ty widzisz, jak ona wygląda? – sunęła dłońmi po brzuchu i udach. – Ta sukienka może i nie jest zbyt wygodna... – skrzywiła się poprawiając na fotelu. - ..., ale to cudo warte założenia.

- Nigdy nie zrozumiem kobiet. – pokręciłem głową na ta głupotę, którą właśnie powiedziała.

- Bo nas nie da się zrozumieć. – odparła.

Złapałem ją za dłoń i położyłem na swoim udzie tak aby móc muskać palcami pierścionek na jej palcu. Sam jej widok sprawiał, że czułem dumę. Miałem narzeczoną, która była tak samo nieustępliwa jak ja a każda rozmowa sprawiała mi przyjemność.

- Wiesz, że nawet cię lubię. – powiedziałem, kiedy skręciłem w stronę podjazdu do rezydencji. Może to za wcześnie i za szybko, ale chciałem, żeby to wiedziała.

- Dziwne, ale ja też cię lubię. – posłała mi psotne spojrzenie. – Chyba po prostu jesteśmy sobie pisani.

- Może tak być. – nie wierzyłem w przeznaczenie, ale jak inaczej nazwać jej pojawienie się w moim życiu.



Mia

Czy to był ten sam dom, bo coś mi się zdawało, że nie. Wszędzie, gdzie się dało stały kwiaty a przyciemnione światła nadawały im przyjemny nastrój. W najbliższej okolicy nie było widać żywej duszy, ale wiedziałam, że ktoś zawsze obserwuje teren. Musiałam przyznać że byli bardzo dobrze wyszkoleni wtapiając się w otoczenie.

- Powiedz mi, że tak jest zawsze. – wyszeptałam chociaż dobrze wiedziałam, że tak nie jest.

- Amarę chyba trochę poniosło.

- Tylko trochę? – spojrzałam na niego przerażona. Myślałam, że to będzie zwyczajna kolacja a nie szopka rodem z horroru. Nie lubiłam takich ekstrawaganckich przyjęć i spotkań.

- Może nie będzie tak źle? – stwierdził.

Było o wiele gorzej, kiedy weszliśmy do salonu. Cały przystrojony jak na ślub a to były zwykłe urodziny. Kwiaty w wazonach, stoły zastawione jedzeniem, butelki z szampanem w wiaderkach na stole no i muzyka, przy której można było potańczyć, ale i też na spokojnie posiedzieć.

- Chyba jednak przyjmę twoją ofertę. Zmywamy się stąd? – zapytałam z nadzieją.

- Za późno. – pokręcił głową patrząc na zbliżającą się w naszym kierunku Amarę wraz z kobietami.

No cóż, będę musiała to jakoś przetrwać chociaż nie będzie łatwo. Pozwoliłam, aby pierwsza z nich wzięła mnie w ramiona i złożyła życzenia a ja w tym czasie nieporadnie poklepywałam ją po plecach.

Potem przyszła kolej na Lunę, Kirę i Leilę które tak samo wylewnie życzyły mi wszystkiego najlepszego podając po kolei prezenty. Te z kolei lądowały w rękach Luciano, który stał obok niemo wspierając mnie swoją obecnością. Byłam mu za to bardzo wdzięczna, że nie zostawia mnie samej ze swoją jakże uczuciową rodziną.

- Dzieci zostały z opiekunką na górze więc możemy zaszaleć. – oczy Amary zaświeciły się z zachwytu. – Może w końcu zasmakuję tego cudownego wina, które mnie tak kusi.

- Rozumiem, ale nie musiałaś się tak starać. – posłałam jej delikatny uśmiech. – To za dużo.

- No coś ty. – machnęła ręką. – To i tak jest zbyt mało jak dla mnie. Urodziny powinno świętować się pełną pompą.

To już się obawiałam jak u nich wyglądało przyjęcie weselne, bo dla mnie to co widziałam było stanowczą przesadą. Trzymałam nerwy na wodzy wiedząc jak wiele wysiłku kobieta włożyła w przygotowanie tego przyjęcia, dlatego tym bardziej miałam wyrzuty sumienia za to co wydarzy się już za niedługo.



Luciano

Od razu było po niej widać, że nie jest zadowolona z takiego obrotu spraw, ale na to nic nie mogliśmy poradzić. Amara przeszła samą siebie, ale mogła nas chociaż przygotować na to co nadchodzi. Zrzuciła bombę i to ja będę musiał jakoś utrzymać Mii na smyczy, żeby czasem nie wypaliła czegoś czego będzie potem żałowała.

- Będzie dobrze. – powiedziałem do niej, kiedy moje ciotki i mama odeszły, żeby przygotować się do rozlania kieliszków na pierwszy urodzinowy toast.

- Mają tu może basen? – zapytała.

- Tak a co?

- Chyba pójdę się utopić. – wyszeptała a za chwilę uśmiechnęła się, kiedy Luna podała jej jeden z kieliszków.

- Nie martw się. – pocieszałem ją trzymając dłoń na jej tali. – Jakoś ci to później wynagrodzę.

- Obyś potem miał humor. – posłała mi niepewny uśmiech.

Chciałem dowiedzieć się co takiego chodzi jej po głowie, kiedy poczułem klepnięcie w ramię. Mój bliźniak zawsze miał głupie pomysły, ale i też zagrywki.

- Gdzie twoja narzeczona? – zapytałem.

- Nie chciałem jej zabierać. – wykrzywił usta w grymasie.

- Aż tak źle?

Im bliżej tego cholernego ślubu tym bardziej staczał się w sobie. Wiem, że nie chciał poślubić tej dziewczyny, ale nic nie mogliśmy na to poradzić. Decyzja zapadła, ale była jedna rzecz, która powinna go pocieszyć. Nie zakochał się i nie złamał tym samym serca niewinnej dziewczynie.

- Ta kretynka mnie wykończy. – stękał. – Jak tak dalej pójdzie ten ślub to będzie istny cyrk na kółkach. Ona chce różową suknię.

- Ja pierdole. – parsknęła Mia przyciągając naszą uwagę. – Masz, tobie bardziej się przyda. – wyciągnęła do niego dłoń z kieliszkiem. – I wyrazy współczucia.

- Dzięki. – wypił wszystko na raz, ale tym to on się nie upije, jeśli o to mu chodzi.

- Może nie będzie tak źle. – dorzuciła, ale jej mina mówiła, że sama w to nie wierzyła.

- Różnowa suknia? – powiedział z niesmakiem. – Co to kurwa ma być. Przecież tradycją jest biała suknia.

- Ja bym tak chciała czarną. – wzruszyła ramionami.

- Chyba żartujesz? – podniosłem głos nie przejmując się tym, że ktoś z rodziny może nas usłyszeć. – Nie pójdziesz do ślubu w czarnej sukni!

- Bo ty mi zabronisz? – parsknęła. – Zapomniałeś, że mam na ciebie sposób. – dotknęła dłonią mojej piersi. – I chcesz czy nie i tak się zgodzisz. – machnęła mi i uciekła w stronę tarasu jak najdalej ode mnie.

Patrzyłem za nią i dopiero teraz dotarto do mnie, że żartowała z tą suknią a uśmiech jaki mi posłała jeszcze mnie w tym utwierdził. Mia dobrze wiedziała, gdzie uderzyć żebym wybuchnął co jej się bardzo podobało.

- Zamienisz się narzeczonymi? Nikt i tak się nie zorientuje. – brat spojrzał na mnie z nadzieją, ale ja ani myślałem tego zrobić.

- Chyba cię pojebało, jeśli myślisz o czymś takim. Ona jest moja.

I nie miałem zamiaru się nią dzielić. Z nikim.

- Właśnie widzę. – posłał mi pierwszy uśmiech, odkąd tu wszedł. – Cieszę się, że chociaż ty jesteś szczęśliwy. – poklepał mnie po ramieniu ruszając w stronę barku.

Rozejrzałem się za Mią i znalazłem ją przy samym balkonie z kieliszkiem w dłoni. Kiedy wyczuła na sobie moje spojrzenie odwróciła się w moją stronę. Ujrzałem na jej twarzy ten uroczy uśmiech, od którego nie mogłem oderwać wzroku. Miał w sobie coś wyjątkowego, ale pod nim dostrzegłem jeszcze coś czego nie mogłem rozszyfrować.

Odłożyła kieliszek na stolik i wtedy to zobaczyłem. Czerwona kropka, która sunęła po jej brzuchu w stronę miejsca, gdzie biło serce. Kieliszek, który trzymałem w dłoniach sam się wysunął i z trzaskiem uderzył o posadzkę. Nie zastanawiałem się ani chwili dłużej i ruszyłem w jej stronę.

- Mia! – krzyknąłem, ale było już za późno.

Moment w który kula trafiła w jej ciało, które powoli osunęło się na podłogę zapamiętam już na zawsze. I to, że nie zdążyłem jej uratować chociaż obiecałem, że nic jej się nie stanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro