Rozdział 17
Luciano
Mia protestowała, kiedy nie chciałem jej zabrać do wuja, ale w końcu udało mi się ją ubłagać. No może nie do końca, bo stwierdziłem, że jedyny sposób, aby jakoś do niej przemówić był seks. Tak ją wymęczyłem, że kiedy zasnęła uciekłem z pokoju. Kurwa to były jakieś jaja. Żeby uciekać przed narzeczoną z własnego domu.
Tak dla pewności, żeby nie przyszło jej do głowy pojechanie za mną przypiąłem ją kajdankami do ramy łóżka. Dziecinne, ale jednak podziałało.
Pojawiłem się w domu wuja niecałe piętnaście minut później kierując się wprost do salonu, z którego dochodziły rozmowy. Jak mogłem się spodziewać Christopher i dziadek spierali się o to kto będzie teraz trzymał Vincenzo który miał wielki ubaw z całej sytuacji.
Korzystając z okazji, że mały leżał na kocu podszedłem do niego i wziąłem na ręce.
- Co jest młody? – powiedziałem do niego a on w odwecie złapał mnie za dłoń, którą od razu wepchnął sobie do ust albo próbował, bo jego małe usta nie mogły jej pomieścić.
- Możesz mi oddać syna? – Christopher ruszył w moją stronę jakbym miał zrobić mu jakąś krzywdę. Wiem, że był apodyktyczny i wszystko musiał kontrolować, ale jego zachowanie przechodziło wszelkie pojęcie, odkąd urodził się mały. Zaczynał działać na nerwy nie tylko mi, ale i reszcie naszej rodziny swoim zachowaniem.
- Ale u mnie jest mu wygodnie. – odsunąłem się za kanapę ucierając nosa wujowi.
Widziałem, że był zirytowany, że odgrodziłem go od syna, ale co mu się dziwić. Ten stary pryk nie widział świata poza nim i swoją żoną, która swój drogą stała w drzwiach i miała z tego wszystkiego niezły ubaw tak samo jak ja. Mrugnąłem do niej przekornie i usunąłem się jeszcze dalej, kiedy wuj zaczął obchodzić kanapę.
- Nie wkurwiaj mnie Luciano. – warknął.
- Nie podnoś głosu, bo mały będzie myślał, że to normalne. – drażniłem go coraz bardziej nie mogąc się powstrzymać.
- Luciano lepiej go już oddaj. – wtrąciła się spokojnie Amara.
- No dobra. Ale i tak jesteś małym gówniakiem – powiedziałem do Vincenzo który na moje słowa tylko się zaśmiał.
- Nie mów tak do mojego syna. – Christopher odebrał go ode mnie i posłał mi wściekłe spojrzenie.
- A nie jest tak? – zająłem miejsce na kanapie. – To dziecko robi większe gówno niż jego głowa.
- Luciano nie wiem czy denerwowanie mojego syna to taki dobry pomysł. Już i tak osiwiał. – powiedział dziadek siadając obok.
Wiem co robił i nawet dobrze mu to szło. Może i przekazał władzę wujowi, ale to nie znaczy, że jego charakter się zmienił. Nadal był tym irytującym i wrednym dziadkiem jakiego pamiętam. No może za wyjątkiem wszystkich swoich synowych, które, gdyby mógł to rozpieszczałby do granic możliwości.
- Jest jakiś konkretny powód, dlaczego przyszedłeś do mojego domu? – zapytał Christopher kołysząc syna w ramionach.
- Znalazłem człowieka, który ma wykonać wyrok.
- Czyli trzeba go tylko zabić. - stwierdził dziadek.
- Z tego co powiedziała mi Mia to niekoniecznie. -spojrzałem na każdego z nich a Amara powoli wycofała się z pokoju. – Mówi, że go zna.
- Ta dziewczyna jest bardziej intersująca niż myślałem. – rzucił dziadek drapiąc się po brodzie.
Gdybyś tylko wiedział dziadku jak bardzo. Otrząsnąłem się z tych myśli nie chcąc, żeby ktoś wyczytał z mojej twarzy, że z nią sypiam. Dla niej to nie był problem, ale ja chciałem, żeby ją szanowali.
- Jaki jest kolejny krok? – wtrącił się wuj.
- Wysłałem mu wiadomość od Mii która twierdzi, że nic jej nie będzie. – powątpiewałem w to. To był pierdolony płatny zabójca co z definicji wskazywało, że brał pieniądze za to, żeby zabijać. A ona była jego celem więcej nie było możliwości, żeby ten ktoś się wycofał.
- Nie jesteś do tego przekonany. – stwierdził Christopher.
- A ty byś był? Chcą ją zabić i nie sądzę, żeby ten facet się powstrzymał. – spojrzałem na niego. – Ma dostać trzy miliony za jej likwidacje.
- Jutrzejsza urodzinowa kolacja to chyba niezbyt dobry pomysł. – stwierdził dziadek.
Faktycznie. Jutro Mia miała urodziny a ja nic dla niej nie miałem. Musiałem coś na szybko wykombinować, bo inaczej będzie ze mną źle. Może i nie znałem jej zbyt długo, ale pierścionek na jej dłoni do czegoś mnie zobowiązywał.
- Lepiej jak kolacja się odbędzie. – spojrzałem na nich po kolei. – Wolę nie mówić tego Mii, bo tylko się wścieknie, że nie daje jej żyć.
Po dłuższej rozmowie doszliśmy do tego, że wpadniemy na szybką kolację, dosłownie na godzinę i wyjdziemy zaraz po niej. Istniało wysokie ryzyko, że ktoś mógł ją teraz śledzić i nie chciałem narażać jej bardziej.
Pożegnałem się z rodziną i wyszedłem z rezydencji kierując się w stronę swojej. Miałem nadzieję, że Mia jeszcze się nie obudziła, ale przecież nie byłem głupi. Ona już nie śpi i teraz planuje, jak mnie zabić.
Mia
- Zatłukę jak psa! – wrzeszczałam na cały dom.
W końcu udało mi się uwolnić z tych przeklętych kajdanek. Jak on mógł wykorzystać seks przeciwko mnie jako broń i tak sobie wyjść.
Ubrałam się w to co udało mi się znaleźć, czyli moją bieliznę i jego koszulkę, która sięgała mi przed kolana. Nie wiem, gdzie była reszta moich ubrań, ale mogłam się tego domyślić.
Wyrzuciłam kajdanki za siebie nawet się nie obracając i opuściłam jego sypialnię. Już ja sobie z nim porozmawiam o tym jak ta relacja będzie wyglądać, ale na pewno nie tak. Pierwsze co musiałam zrobić to wziąć prysznic i ogarnąć się zanim wróci. Mając na sobie jego zapach nie będę w stanie racjonalnie myśleć.
Przekroczyłam próg swojego pokoju i pierwsze co zrobiłam to musiałam nakarmić Belindę. Ostatnio ją trochę zaniedbałam, ale mogła swobodnie bawić się po całym pokoju a nawet kilka razy otworzyłam jej okno. Początkowo wahała się czy wyjść, ale teraz czułam się swobodnie. Byłam pewna, że kiedy wyjdzie to wróci.
- Proszę kochana. – podałam jej świeże owoce i przez chwilę patrzyłam jak je.
W końcu, kiedy byłam pewna, że jest syta weszłam pod prysznic zmywając z siebie jego zapach. Cała nim przesiąkłam, nawet moje włosy nim pachniały dlatego coraz szybciej pocierałam swoje ciało, żeby się go pozbyć.
Kiedy byłam w stanie przyznać sama przed sobą, że jedyny zapach jaki na mnie został to mój żel pod prysznic mogłam spod niego wyjść. Wytarłam szybko swoje ciało, założyłam nowe ubrania a włosy zostawiłam rozpuszczone, żeby szybciej wyschły.
Kiedy weszłam do sypialni Belinda siedziała przy oknie i spoglądała w kierunku ogrodu. Nie zmuszałam jej, żeby wyszła, skoro sama tego nie chciała. Usiadałam na łóżku i wyciągałam spod niego czarny pokrowiec, w którym miałam laptopa, ale nie byle jakiego. Używałam go tylko w wyjątkowych sytuacjach takich jak ta.
Wiadomość, którą Luciano wysłał do mojej przyjaciółki miała być tylko przykrywką dla niego. Wiedziałam o jaką stawkę toczy się gra, dlatego musiałam uśpić jego czujność. Kiedy laptop się włączył wpisałam adres strony, przez którą zawsze się kontaktowałyśmy. Tak jak myślałam wysłała mi instrukcje jak mam postępować. Miałam wybrać tylko miejsce i czas dlatego szybko opisałam, kiedy i gdzie wiedząc, że nie mamy za wiele czasu.
Warunki jakie postawiła były dla mnie nie do pokonania, ale skoro tego właśnie chciała mogłam jej tylko zagwarantować spotkanie się w połowie drogi. Odpisałam to co mogłam i czekałam na jej decyzję.
Kilka minut później otrzymałam swoją odpowiedź, dlatego wyłączyłam stronę i zamknęłam klapę laptopa. Jak to co zaplanowałyśmy dojdzie do skutku to moja decyzja była słuszna nie ważne jak bardzo mogę rozwścieczyć tym Luciano, a że będzie wściekły to tego byłam pewna.
Schowałam laptopa pod łóżko, kiedy usłyszałam kroki na schodach. Teraz miałam okazję, żeby się na nim zemścić. Belinda wiedząc co się święci w końcu zdecydowała się wyskoczyć zza okna na pobliskie drzewo. Mądra dziewczynka.
W tym samym czasie ja stanęłam za drzwiami i przytuliłam się plecami do ściany. Kroki były coraz bliżej więc Luciano zapewne już się zorientował, że nie ma mnie w jego pokoju. Na długo te metalowe obrączki mnie nie zatrzymały. Tak łatwo było je rozpiąć, ale wkurwienie pozostało.
Drzwi otworzyły się, ale ja dalej czekałam na odpowiednią chwilę. W tym momencie nie miałam, jak zadać mu największy cios. Potrzebowałam tylko żeby podszedł bliżej i...
- Jeśli myślisz, że się na to nabiorę to chyba jesteś nienormalna. – powiedział po czym zatrzasnął drzwi.
Stałam oniemiała, że tak szybko przejrzał moje zamiary, ale po chwili zaczęłam się śmiać. Przyłożyłam dłoń do ust, ale nawet to nie pomogła, kiedy traciłam dech. Z nim nigdy nie będę się nudzić.
Podeszłam do drzwi, otworzyłam je z rozmachem i wyszłam z pokoju, lecz wtedy silne ramiona pochwyciły mnie w pasie przyciągając do swojej silnej klatki.
- Co cię tak śmieszy? – zapytał muskając ustami moją szyję.
- Nie mogę ci wszystkiego mówić, bo nie byłoby wtedy tak zabawnie. – oparłam głowę na jego piersi poddając się chwili.
- Jutro twoje urodziny. – przypomniał mi. – Dziewiętnaste. – dodał.
- A ty swoje już miałeś więc jesteś starszy ode mnie.
- Skąd wiesz, że jestem starszy. A może się mylisz i jestem młodszy? – nie przestawał całować mnie po szyi.
- Nie udawaj przecież wiesz, że cię sprawdziłam tak samo jak ty mnie.
To była pierwsza rzecz jaką zrobiłam tuż po tym jak dowiedziała się o zaręczynach. Wykorzystałam w tym celu znajomości dziadka, który był aż za bardzo chętny, żeby pomóc. Tak w sumie to z jego winy doszło to tego całego kontraktu więc logiczne było, że nie miał wyjścia. Ale nadal nie wiedziałam co mu strzeliło do głowy, żeby atakować rodzinę Torrino wiedząc, że to nam się oberwie.
- To mogę powiedzieć. – wzruszył ramionami. – Sprawdzanie ciebie to jedna z przyjemniejszych rzeczy jakie robiłem i było to ciekawe doświadczenie. Zwłaszcza że dzisiaj dokopałem się do czegoś jeszcze. Wiesz do czego? – zapytał.
- Domyślam się. – skoro włamał się do systemu i znalazł moja przyjaciółkę to i mnie.
- Masz bardzo duże doświadczenie i jeszcze większą listę wykonanych celów. – powiedział poważnie.
Trochę się tego nazbierało przez ten czas, ale nie myślałam o tym. To była praca i może nie należała do normalnych to jednak praca. Nie pytałam kto jest kim i co robi. Liczył się tylko efekt końcowy, czyli kulka w łeb tej osoby. Czy miał rodzinę, żonę, dzieci to mnie nie obchodziło a nawet jeśli to co. Każdy ma jakąś rodzinę.
- Robiłam to kiedyś, ale już przestałam.
- Dlaczego? – zapytał szczerze zaciekawiony.
- Znudziło mi się to. – oznajmiłam szczerze.
Z czasem zaczęło mnie to wręcz nużyć. Wielogodzinne czekanie na odpowiedni moment, aby nacisnąć spust. To było tak bardzo depresyjne, że przyszedł moment na odłożenie broni.
- Więc nie muszę ci mówić żebyś z tym skończyła.
- Nie musisz, ale gdyby kiedyś doszło do takiej rozmowy to wiesz, że nic byś nie zdziałał. – powiedziałam mu.
- Ale zawsze mogę spróbować.
- Możesz. – uśmiechnęłam się dobrze wiedząc do czego zmierza.
Ale ja byłam uparta, szczera, zawsze mająca swoje zdanie i rację, ale też nigdy nie pozwalałam, aby ktoś mną kierował. I to się miało nigdy nie zmienić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro