Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Leila

Patrzyłam przez okno jak w ogrodzie Delia bawi się z Sofią. Już, kiedy spotkały się pierwszy raz była to przyjaźń na całe życie której nic nie rozdzieli. Moja córka wzięła sobie na punkt honoru, żeby zaopiekować się Sofią chociaż była od niej młodsza.

Poczułam moment, w którym wszedł do kuchni. To jakby całe powietrze z niej uciekło a została ta przemożna siła, która kazała mi się odwrócić do niego i podejść. Nie zrobiłam tego wiedząc, że on zaraz to zrobi.

- Chciałbym ją adoptować po naszym ślubie. – powiedział obejmując mnie w pasie.

- Dobrze. – odpowiedziałam wiedząc jakie to dla niego ważne.

Delia nie była jego córką, ale zawsze traktował ją jak swoją. Kochał ją i to była dla mnie najważniejsze. Wiem, że dla niej już zawsze Mattia będzie jej tatą jednak jego już nie ma i nic tego nie zmieni.

- Nigdy nie mówiłaś mi nic o jej rodzicach. – zwalił to na mnie jak grom z jasnego nieba.

- Mattia mówił tylko że jej mama zmarła przy porodzie a tata zginął w wypadku kilka miesięcy wcześniej. Dlaczego tak cię to ciekawi? – zapytałam.

Wcześniej o to nie pytał a ja nie miałam powodu, aby to zrobić. Po prostu nie wydawało mi się to ważne, ale to nie znaczy, że o nich nie myślałam.

Posiadałam też ich zdjęcia, które trzymałam w szkatułce, gdyby kiedyś Delia chciała ich poznać. Oboje byli Włochami, dlatego moja córka jest tak bardzo do nas podobna. To był cud, że patrząc jak rośnie przypominała mi Simona, bo miała ciemne włosy i oczy.

Z tego co się o nich dowiedziałam to kobieta miała na imię Patricia i przez kilka lat pracowała jako fryzjerka. Była niezwykle miłą i troskliwą kobietą, ale życie nie było dla niej łaskawe. Kiedy była w czwartym miesiącu ciąży jej mąż Paolo zginął, kiedy wracał z placu budowy na którym zarządzał jako architekt. Nic więc dziwnego, że kobieta pogrążyła się w żałobie przez co nie mogła donosić ciąży do końca. Nastąpiły jakieś komplikacje w wyniku czego wykrwawiła się na stole operacyjnym.

- Nie chciałbym, aby ktoś mam ją odebrał. – Simon przerwał moje rozmyślania.

- Nikt tego nie zrobi. – powiedziałam zdenerwowana tym co powiedział.

Wyswobodziłam się z jego ramion i wsypałam do miski truskawki, które myłam pod wodą. Delia była moja i nikt mi jej nie odbierze nie ważne jak bardzo by tego chciał. Dla swojego dziecka byłam w stanie nawet zabić sprawiając, że moje sumienie zostałoby obciążone tym grzechem.

- Nie chciałem cię zasmucać. – wziął mnie w ramiona pomimo moich protestów.

- Czasami trudno jest mi przyznać się do tego, że kiedyś ona będzie chciała znaleźć ich dalekich krewnych a ja nie wiem o jej wtedy powiem. – wyszeptałam.

Czy powinnam ich poszukać czy raczej zostawić to tak ja jest? Może jednak był ktoś na świecie kto chciałby ją poznać?

- Na razie nie musimy się tym przejmować. – uspokoił mnie. – Delia cię kocha więc mogę ci szczerze powiedzieć, że nie zacznie o nich pytać.

- Skąd możesz wiedzieć? – ja sama nie miałam tej pewności. Każdego dnia drżałam o to, że moje dziecko zada to jedno pytanie, które złamie mi serce a tego bym po raz kolejny nie przeżyła.

Utrata syna rozdarła mi serce, ale Delia swoją obecnością je skleiła. Sprawiła, że na nowo zaczęłam żyć i nie pogrążyłam się w rozpaczy do końca. Miała w sobie niesamowitą siłę, która potrafiła jednać sobie ludzi. Połączyła mnie i Simona chociaż wydawało mi się to niemożliwe. Te wszystkie lata z dala od niego i nienawiść wydawały mi się teraz głupie i nic nieznaczące.

- Mamo! – Delia wpadła do kuchni cała rozgrzana, ale szczęśliwa. – Masz te truskawki?

Zaśmiałam się nie mogąc się powstrzymać. Właśnie o tym przed chwilą pomyślałam. To dziecko i jej serce sprawia, że chce mi się żyć.

- Proszę kochanie.

- Dziękuję. - uśmiechnęła się i z miską popędziła do ogrodu. – Kocham cię. – krzyknęła.

Patrzyłam, jak biegnie do Sofii i siada obok niej. Dziewczynki śmiały się zajadając truskawkami jakby to był niewidomo jaki przysmak.

- Właśnie o tym mówiłem. – szepnął Simon do mojego ucha. – To ty jesteś jej mamą.

Tak, miał rację. To ja byłam jej mamą i nic tego nie zmieni. Ani czas, ani ludzie.



Mia

- Możesz w końcu coś powiedzieć? – zapytałam po raz kolejny w ciągu godziny.

Po szybkim prysznicu, który ja chciałam przedłużyć, ale Luciano się nie złamał ubraliśmy się i zeszliśmy na dół. Nella już czekała na nas z jedzeniem rozstawionym na całym stole. Skąd ona wiedziała, że będziemy chcieli zejść na dół, ale sądząc po błysku w jej oku chyba się domyślałam.

Jak nic do jutra całą posiadłość, ale i tak że pozostałe obiegnie wieść, że ze sobą spaliśmy. Nie żeby mnie to jakoś specjalnie obchodziło.

- Znalazłem tego kto chce cię zabić. – powiedział po chwili odkładając sztućce na talerz.

- Jak? – przecież płatnego zabójcy nie dało się tak zwyczajnie znaleźć. Sama nim byłam i wiedziałam, jak trzeba zatrzeć za sobą ślady i pozostać w ukryciu.

- Po prostu jestem dobry w tym co robię. – wzruszył ramionami.

- A tak na poważnie?

- Sam nie wiem, ale to było dziwne. – podrapał się po głowie. – Znalazłem tylko plik, w który było napisanie „Tam, gdzie słońce pnie się w górę zawsze jest piękny widok". Jakieś kompletne bzdury i nie wiem, jak je zinterpretować. – westchnął.

- Nie to nie to. – pokręciłam głową wiedząc do kogo należą te słowa. – Ja pierdole. – zaśmiałam się.

- Co?

- Wiem kto ma mnie zabić.

Ten cały Enrique Mendoza był jeszcze większym kretynem niż sądziłam, ale jak widać takich ludzi też potrzebował świat.

- Jak to kurwa wiesz! – podniósł głos.

- Znam tą osobę a te słowa, które powiedziałeś to był taki nasz szyfr w razie gdybyśmy chcieli się spotkać. – że też nie pomyślałam o tym na samym początku tego gówna, które się rozpętało.

- Kim on jest? – zapytał nieświadomy, że to nie mężczyzna a kobieta. Bardzo silna i wpływowa kobieta.

- Na razie nie mogę powiedzieć. – pokręciłam głową wiedząc, że tego by nie chciała. – Musisz coś dla mnie zrobić.

- A dowiem się w końcu czegoś więcej?

- Tak, ale teraz musimy wrócić do twojego pokoju i wysłać widomość. – złapałam go za dłoń i pociągnęłam w kierunku schodów na górę.

To spotkanie będzie czymś czego nie mogłam się doczekać. Już dawno się z nią nie widziałam, bo po wielu latach ukrywania się i od jej sfałszowanej śmierci w końcu będzie mogła wyjść z ukrycia. Ona jak i jej siostry na to zasługiwały pomimo tego ilu ludzi zabiła i tego co im robiła.

Wpadłam do sypialni Luciano i podciągnęłam go do komputera. Kazałam znaleźć ten plik ponownie i podyktowałam dokładnie to co chciałam. Teraz przyszło nam tylko czekać na odpowiedź i na miejsce spotkania.

- I co teraz? Będziemy tak czekać? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Dokładnie tak. – powiedziałam i usiadłam na jego kolanach. – Albo możemy spokojniej spędzić ten czas.

Gładziłam jego ramiona nie mogąc się nim nasycić. Sam jego dotyk sprawiał, że nic więcej nie potrzebowałam.

- Nie ma mowy. – pokręcił głową. – Ale możemy po prostu poleżeć.

Nie czekał na moją odpowiedź tylko podniósł mnie za uda i zanim się obejrzałam już leżałam na skotłowanej pościeli. Luciano położył głowę na moim brzuchu i westchnął z ulgą.

Nie oponowałam wiedząc jak bardzo te dwa dni go zmasakrowały, dlatego pogładziłam go po głowie i robiłam to do czasu aż zasnął. Jego ciepły oddech łaskotał mój brzuch a dłoń na udzie powstrzymywała mnie od poruszenia się.

Jakbym chciała być gdziekolwiek indziej takie miejsce nie istniało. Ten facet sprawił, że poczułam się tu jak w domu i musiałam przyznać się w końcu do tego, że to miejsce mogło stać się kiedyś moim domem. Jeszcze wiele czasu minie zanim zacznę je tak postrzegać, ale byłam na najlepszej drodze, żeby tak myśleć.

Luciano drzemał a ja myślałam o spotkaniu z przyjaciółką, z którą nie widziałam się od dawna. Spotkanie jej na swojej drodze było czymś czego nie da się zapomnieć. Jeden człowiek, na którego zlecenie dostałyśmy obie na raz. Ktoś najwyraźniej chciał się upewnić, że gdyby jednej z nas się nie udało druga załatwi sprawę. Kiedy przyszedł moment zabicia celu wtedy się spotkałyśmy.

Zabawa była przednia to muszę przyznać. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, bo było jednym z lepszych które miałam. Tym razem to ona była szybsza i zabiła typa, ale tylko dlatego że jej na to pozwoliłam. Dla mnie to była tylko zabawa a dla niej jedyne życie jakie miała.

Odeszłam bez niczego, ale spotkałam ją następnego dnia w hotelowym barze. Podeszła do mnie, jak gdyby nigdy nic i po prostu siedziała pijąc drinka. Skoro ona nie chciała mówić więc ja zaczęłam. Powiedziałam jak głupia jest ta praca i że mnie niezwykle nudzi. Za to ona powiedziała, że to nie praca jest głupia a po prostu nasze kolejne cele, które były na tyle nierozważne, że doprowadziły do takiej sytuacji.

Kilka tygodni później spotkałam się z nią, kiedy nawiązała ze mną kontakt. Chciała żebym to ja wykonała dla niej zlecenie co było niezwykłe w naszym świecie. Z początku nie chciałam tego robić, ale kiedy powiedziała, że to człowiek odpowiedzialny za śmierć jej młodszej siostry nawet się nie wahałam. Byłam świeżo po żałobie i na sam dźwięk śmierć siostry zadziałałam automatycznie. Zrobiłam to. Zabiłam człowieka i nigdy tego nie żałowałam. A pieniądze za zlecenie, które miałam dostać? Powiedziałam jej, żeby przelała je na konto jakiejś fundacji, bo mnie ich nie brakowało.

Od tamtej pory byłyśmy w stałym kontakcie poprzez wiadomości, które sobie wysyłałyśmy. Mówiłyśmy tak sobie, że ciągle pamiętamy, że możemy na siebie liczyć. O każdej porze dnia i nocy. A teraz to ona miała mnie zabić. To było przezabawne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro