Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♣️10 ~ A, w ten sposób♣️

- Zapewniam cię, że nie musisz udawać, że to była jedna kradzież - westchnęła.

Spojrzałam na nią czujnie.

- Czy to jakiś rodzaj manipulacji bohaterów nad biednymi śmiertelnikami? - spytałam.

Yelena wyciągnęła nagle z kieszeni telefon i odchrzaknęła teatralnie.

- Napady w trzech różnych stanach, najwięcej skumulowanych w Nowym Jorku, przynajmniej 16 różnych banków utraciło przez was pieniądze. Już nie mówiąc o wielokrotnym naginaniu rzeczywistości, żeby tylko uniknąć konsekwencji. Tak tylko powiem, że taka zabawa z prawem nie jest tu mile widziana. Ci ludzie mają takich prawników, że bez problemu wylądujecie w więzieniu, na więcej niż kilkanaście lat.

- Wystarczy - powiedziałam, podnosząc się z podłogi - Gdzie mam podpisać?

- Nie tak szybko, ciebie obowiązuje jeszcze jedna rzecz - odpowiedziała Belova, chowając telefon z powrotem do kieszeni i chwytając ten czarny pasek materiału, który widziałam wcześniej - Jeśli chcesz stąd wyjść, to musisz to założyć.

- Co to jest? - spytałam, patrząc się z niepokojem na niby niepozorny materiał.

Z doświadczenia wiedziałam, że wszystko co wydawało się niepozorne, nigdy takie nie było.

- Coś, co pozwoli ci stąd wyjść - odpowiedziała prosto, podsuwając mi to coś pod nos.

- Powinnam to założyć na oczy? To o to chodzi? Przecież mam już swoją opaskę, ona mi najzupełniej wystarcza - odparłam, odsuwając rękę Belovy.

- Tobie może i tak, ale nam nie - zabrzmiała stanowcza odpowiedź.

Spojrzałam się jeszcze raz na opaskę.

- Czy gdy ją założę, to przejmiecie kontrolę nad moim umysłem?

- Zaraz się dowiesz - powiedziała blondynka, znowu przysuwając opaskę.

- Dlaczego mam ci zaufać i to założyć?

- Nie mówiłam nic o zaufaniu.

Westchnęłam cicho i chwyciłam kawałek materiału.

- Mam ją zawiązać? - spytałam Yelenę.

- Po prostu przyłóż ją do oczu, tyle powinno wystarczyć.

- Czyli jednak szykuje się kontrola umysłu, co?

Asasynka zacisnęła pięści i wzięła głęboki oddech.

- Przestań gadać i rób o co proszę, bo inaczej nigdzie stąd nie wyjdziesz - syknęła.

- Dobra, już dobra - odpowiedziałam szybko, wpatrując się w kieszeń, w której niedawno zniknął dobrze mi znany sztylet.

Podniosłam opaskę na wysokość oczu i już miałam zastosować się do prośby Belovy, gdy to właśnie ona mi przerwała -

- Sugeruję zdjąć najpierw tę opaskę, którą masz na sobie - powiedziała cicho.

Spojrzałam się czujnie na wręcz nieruchome ciało kobiety, które jednocześnie było gotowe do ataku. Potem znowu na miejsce, gdzie powinny się znajdować oczy.

- No, dalej - powiedziała pewnie.

Wyglądało na to, że nie żartowała.

Wobec tego, sięgnęłam z powrotem za głowę i zdjęłam starą opaskę.

Upadła cicho na podłogę.

Belova dziwnie drgnęła, jednak szybko wróciła do starej pozycji.

Wiedziałam, że w jej oczach jest niepokój i nie ma chociaż najmniejszego zaufania.

Ale cały czas stała, nie ruszając się z miejsca chociażby o milimetr. Czekała.

Wzięłam głęboki oddech i przyłożyłam do oczu moją nową opaskę.

Poczułam jak coś zawiązuje mi materiał za głową, aż w końcu usłyszałam głośne piknięcie i... głos.

- Kalibracja zakończona, życzymy miłego korzystania z naszej opaski - powiedział robotyczny głos zza mojej głowy.

- Będę słyszeć głosy za każdym razem, jak będę zakładać to cudo? - wymamrotałam.

Dłonie Yeleny rozluźniły się, jej usta również. Zsunęła swoją opaskę i odpowiedziała prosto -

- Żeby ją zakładać kilka razy, musisz ją najpierw kilka razy zdjąć. A na to nie licz. Nie przetniesz jej, nie spalisz etc.
Powiedzmy, że to taki prezent powitalny od Starka.

Spojrzałam w patrzące uważnie zielone oczy. Nie były już tak zimne jak ostatnio, bardziej skoncentrowane.

- Wspaniale - wzruszyłam ramionami - Kiedy stąd pójdziemy?

- Masz tu coś swojego? - spytała nagle dziewczyna - Jakieś normalne ubrania, rzeczy, cokolwiek?

- Mam ten piękny strój - wskazałam ręką na mój cudowny więzienny uniform - No i łyżeczki - Belova wymownie spojrzała się w sufit - Miło że pytasz - wyszczerzyłam zęby.

- Nie robię tego z uprzejmości, po prostu, teraz wiem, żeby poszukać twoich rzeczy - odpowiedziała szybko.

- Dostanę wszystko z powrotem? - spytałam zaskoczona.

- Nie sądzę, żeby zabranie paru rzeczy z magazynu stanowiło by dla mnie problem, więc tak.

Spojrzałam się na nią niepewnie.

- Dzięki..? - wymamrotałam lekko skonfundowana.

Dłonie blondynki powędrowały do jej  twarzy. Przetarła sobie twarz i rzekła -

- Po pierwsze, powtórzę się, nie robię tego z uprzejmości; to po prostu moja praca. Po drugie, nawet ci nie przyniosłam tych rzeczy, więc nie masz po co dziękować.

Spojrzałam się na nią uważnie. Chyba mówiła na serio.

- Możemy po prostu już iść? - zapytałam.

- Najwyższy czas, pewnie już na nas czekają - odpowiedziała Yelena - Podejdź do okna.

Spojrzałam się w stronę pozostałych łyżeczek.

- Tym razem bez łyżek, dobrze?

Kiwnęłam głową i wolno podeszłam do krat. Spojrzałam się na dół; byłyśmy więcej niż  kilkanaście metrów nad ziemią. Jak ona zamierza stąd wyjść?

Nagle poczułam kogoś ręce na moich plecach. Zachwiałam się nad przy oknie i poczułam ścisk w brzuchu i szum wiatru w uszach.

A, w ten sposób.

To chyba była moja ostatnia sensowna myśl, jaką skleciłam podczas spadania.

- AAAAAAA!!! A NIECH CIĘ YELENO BELOVO!! - wrzeszczałam machając rękami jak opętana.

- OBOŻEOKURWA - usłyszałam podobny wrzask na dole - ONA SPADA PETER SZYBKO!!

Zobaczyłam pode mną jakąś dziwną kotłującą się masę, która wyrzucała z siebie najróżniejsze przekleństwa.

Byłam przekonana, że zaraz spadnę i zmienię się w kupkę mięsa na chodniku, gdy nagle, poczułam, że....nie spadam.

Wisiałam jakieś dwa metry nad ziemią, w ramionach ubranej na fioletowo dziewczyny.

- Jestem Kate Bishop - uśmiechnęła się  wesoło.

Spojrzałam w dół, Kate, stała na ramionach ubranego w czerwony strój chłopaka - Spidermana, który to natomiast trzymał się stopami na cienkiej lince, zawieszonej pomiędzy budynkami.

Jakim cudem to się dzieje naprawdę.

- Kate, nie chcę cię martwić, ale wydaje mi się, że zaraz spadnie- wydusił z siebie chłopak - AAAA!! - poczułam, że nasza ludzka piramida się chwieje.

- NO NIE, NIE TERAZ!!- ryknęła Bishop

Uderzyliśmy z łoskotem w ziemię.

- Ałć - wymamrotałam, masując sobie obolałe boki.

- Sorki za te niedogodności, tak czasami bywa - wychrypiała podnosząca się obok Kate.

- Pani Belova mogła tak cię nie zrzucać - powiedział zmartwionym tonem Spiderman - Tak w ogóle, to jestem Peter Parker - uśmiechnął się i podał mi i Kate ręce - Nie musisz się przedstawiać, w bazie wszyscy ostatnio mówią tylko o tobie i twoim bracie - dopowiedział szybko.

Zamrugałam kilka razy, aby upewnić się, czy to mi się na pewno nie śni.

- Miło mi was poznać - wydusilam z siebie.

Wtem z góry usłyszałam dziwny szelest, a nagle obok nas stała Belova.

- NIE MOGŁAŚ ZROBIĆ TEGO Z NIĄ?! - ryknęła czarnowłosa.

- Przecież się dobrze bawiliście, nawet się zintegrowaliście - uśmiechnęła się podstępnie Rosjanka - Lecę po twoje rzeczy - spojrzała się na mnie - Bawcie się dobrze, dzieciaki! - wyszczerzyła zęby w uśmiechu i zniknęła gdzieś w mroku.

- Tak, to normalne - powiedział szybko Parker, podczas gdy Kate wyglądała jakby miała udusić się ze złości - Chcesz może herbaty? Przyniosłem termos, ale Kate nie lubi herbatki owocowej Marshalla z Psiego Patrolu.

- Ja po prostu nie lubię truskawkowej herbaty - odburknęła Bishop - To jakaś jedna wielka pomyłka. Siadaj, mamy tu kocyk - wskazała mi ręką czerwony kocyk z napisem "KOCHAM IRONMANA", który leżał na ziemi bardzo blisko nas.

- Więc wy po prostu tak sobie tu siedzieliście? Na kocyku, z herbatką i tak dalej? - spytałam z niedowierzaniem, gramoląc się na koc - A, i ciepłą herbatką nie pogardzę - dodałam.

- Trochę długo wam to zajęło - rzekł Peter, nalewając herbatę - Myśleliśmy, że to zajmie maksymalnie tak z 5 minut?

- Właśnie, miałyście dużo tematów do rozmowy, czy co? - wtrąciła się Bishop.

- Chyba po prostu obie mamy cięty język, no i na początku byłam przekonana, że mnie zabije, więc jakoś to zeszło - odpowiedziałam.

- Jeśli się kłóciłyście, to cud, że cię nie uśpiła. Miała w zanadrzu środek usypiający, mogła go użyć - wyszeptał Parker.

Miała środek usypiający?

- Może po prostu lubi z tobą rozmawiać! - zaśmiała się Kate - Rzadko dyskutuje z kimś tak długo, a jeszcze dziwniejsze jest to, że się ledwo znacie.

Zaszumiało mi w głowie.

Nie rozumiem jej ani trochę.

- Możemy zmienić temat? - powiedziałam szybko.

- Właśnie Kate, Y/n dopiero co wyszła z więzienia, dajmy jej trochę odpocząć. Porozmawiajmy o czymś przyjemnym - mruknął Peter, podając mi różowy kubeczek z herbatą.

- Dziękuję - wymamrotałam.

- Możemy porozmawiać o snach - rzekła ugodowo Kate - Śniło mi się dziś, że byłam z moim psem na spacerze, ale w parku spotkałam innego samotnego psa. Pamiętam, że był bardzo mały i biały i nazwałam go Bueno.

- Nazwałaś psa BUENO? - pokręciłam głową z uśmiechem, podczas gdy Peter chichotał, zasłaniając się termosem.

- To był tylko sen... Ja w snach nigdy nie robię niczego normalnego - obruszyła się Bishop.

W tym momencie jakieś urządzenie, leżące przy Peterze - podobne do krótkofalówki, głośno piknęło.

Chłopak szybko odłożył termos i kliknął szybko coś na urządzeniu.

- Tak? - spytał.

- Kate Bishop, ty nigdy nie robisz niczego normalnego - usłyszeliśmy lekko zniekształcony głos Belovy.

***

I can remember when we walked together

Sharing a love I thought would last forever

Moonlight to show the way so we can follow

Waiting inside her eyes was my tomorrow

Then somethin' changed her mind, her kisses told me

I had no lovin' arms to hold me

Every day I wake up, then I start to break up

Lonely is a man without love

Every day I start out, then I cry my heart out

Lonely is a man without love

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro