♣️10 ~ A, w ten sposób♣️
- Zapewniam cię, że nie musisz udawać, że to była jedna kradzież - westchnęła.
Spojrzałam na nią czujnie.
- Czy to jakiś rodzaj manipulacji bohaterów nad biednymi śmiertelnikami? - spytałam.
Yelena wyciągnęła nagle z kieszeni telefon i odchrzaknęła teatralnie.
- Napady w trzech różnych stanach, najwięcej skumulowanych w Nowym Jorku, przynajmniej 16 różnych banków utraciło przez was pieniądze. Już nie mówiąc o wielokrotnym naginaniu rzeczywistości, żeby tylko uniknąć konsekwencji. Tak tylko powiem, że taka zabawa z prawem nie jest tu mile widziana. Ci ludzie mają takich prawników, że bez problemu wylądujecie w więzieniu, na więcej niż kilkanaście lat.
- Wystarczy - powiedziałam, podnosząc się z podłogi - Gdzie mam podpisać?
- Nie tak szybko, ciebie obowiązuje jeszcze jedna rzecz - odpowiedziała Belova, chowając telefon z powrotem do kieszeni i chwytając ten czarny pasek materiału, który widziałam wcześniej - Jeśli chcesz stąd wyjść, to musisz to założyć.
- Co to jest? - spytałam, patrząc się z niepokojem na niby niepozorny materiał.
Z doświadczenia wiedziałam, że wszystko co wydawało się niepozorne, nigdy takie nie było.
- Coś, co pozwoli ci stąd wyjść - odpowiedziała prosto, podsuwając mi to coś pod nos.
- Powinnam to założyć na oczy? To o to chodzi? Przecież mam już swoją opaskę, ona mi najzupełniej wystarcza - odparłam, odsuwając rękę Belovy.
- Tobie może i tak, ale nam nie - zabrzmiała stanowcza odpowiedź.
Spojrzałam się jeszcze raz na opaskę.
- Czy gdy ją założę, to przejmiecie kontrolę nad moim umysłem?
- Zaraz się dowiesz - powiedziała blondynka, znowu przysuwając opaskę.
- Dlaczego mam ci zaufać i to założyć?
- Nie mówiłam nic o zaufaniu.
Westchnęłam cicho i chwyciłam kawałek materiału.
- Mam ją zawiązać? - spytałam Yelenę.
- Po prostu przyłóż ją do oczu, tyle powinno wystarczyć.
- Czyli jednak szykuje się kontrola umysłu, co?
Asasynka zacisnęła pięści i wzięła głęboki oddech.
- Przestań gadać i rób o co proszę, bo inaczej nigdzie stąd nie wyjdziesz - syknęła.
- Dobra, już dobra - odpowiedziałam szybko, wpatrując się w kieszeń, w której niedawno zniknął dobrze mi znany sztylet.
Podniosłam opaskę na wysokość oczu i już miałam zastosować się do prośby Belovy, gdy to właśnie ona mi przerwała -
- Sugeruję zdjąć najpierw tę opaskę, którą masz na sobie - powiedziała cicho.
Spojrzałam się czujnie na wręcz nieruchome ciało kobiety, które jednocześnie było gotowe do ataku. Potem znowu na miejsce, gdzie powinny się znajdować oczy.
- No, dalej - powiedziała pewnie.
Wyglądało na to, że nie żartowała.
Wobec tego, sięgnęłam z powrotem za głowę i zdjęłam starą opaskę.
Upadła cicho na podłogę.
Belova dziwnie drgnęła, jednak szybko wróciła do starej pozycji.
Wiedziałam, że w jej oczach jest niepokój i nie ma chociaż najmniejszego zaufania.
Ale cały czas stała, nie ruszając się z miejsca chociażby o milimetr. Czekała.
Wzięłam głęboki oddech i przyłożyłam do oczu moją nową opaskę.
Poczułam jak coś zawiązuje mi materiał za głową, aż w końcu usłyszałam głośne piknięcie i... głos.
- Kalibracja zakończona, życzymy miłego korzystania z naszej opaski - powiedział robotyczny głos zza mojej głowy.
- Będę słyszeć głosy za każdym razem, jak będę zakładać to cudo? - wymamrotałam.
Dłonie Yeleny rozluźniły się, jej usta również. Zsunęła swoją opaskę i odpowiedziała prosto -
- Żeby ją zakładać kilka razy, musisz ją najpierw kilka razy zdjąć. A na to nie licz. Nie przetniesz jej, nie spalisz etc.
Powiedzmy, że to taki prezent powitalny od Starka.
Spojrzałam w patrzące uważnie zielone oczy. Nie były już tak zimne jak ostatnio, bardziej skoncentrowane.
- Wspaniale - wzruszyłam ramionami - Kiedy stąd pójdziemy?
- Masz tu coś swojego? - spytała nagle dziewczyna - Jakieś normalne ubrania, rzeczy, cokolwiek?
- Mam ten piękny strój - wskazałam ręką na mój cudowny więzienny uniform - No i łyżeczki - Belova wymownie spojrzała się w sufit - Miło że pytasz - wyszczerzyłam zęby.
- Nie robię tego z uprzejmości, po prostu, teraz wiem, żeby poszukać twoich rzeczy - odpowiedziała szybko.
- Dostanę wszystko z powrotem? - spytałam zaskoczona.
- Nie sądzę, żeby zabranie paru rzeczy z magazynu stanowiło by dla mnie problem, więc tak.
Spojrzałam się na nią niepewnie.
- Dzięki..? - wymamrotałam lekko skonfundowana.
Dłonie blondynki powędrowały do jej twarzy. Przetarła sobie twarz i rzekła -
- Po pierwsze, powtórzę się, nie robię tego z uprzejmości; to po prostu moja praca. Po drugie, nawet ci nie przyniosłam tych rzeczy, więc nie masz po co dziękować.
Spojrzałam się na nią uważnie. Chyba mówiła na serio.
- Możemy po prostu już iść? - zapytałam.
- Najwyższy czas, pewnie już na nas czekają - odpowiedziała Yelena - Podejdź do okna.
Spojrzałam się w stronę pozostałych łyżeczek.
- Tym razem bez łyżek, dobrze?
Kiwnęłam głową i wolno podeszłam do krat. Spojrzałam się na dół; byłyśmy więcej niż kilkanaście metrów nad ziemią. Jak ona zamierza stąd wyjść?
Nagle poczułam kogoś ręce na moich plecach. Zachwiałam się nad przy oknie i poczułam ścisk w brzuchu i szum wiatru w uszach.
A, w ten sposób.
To chyba była moja ostatnia sensowna myśl, jaką skleciłam podczas spadania.
- AAAAAAA!!! A NIECH CIĘ YELENO BELOVO!! - wrzeszczałam machając rękami jak opętana.
- OBOŻEOKURWA - usłyszałam podobny wrzask na dole - ONA SPADA PETER SZYBKO!!
Zobaczyłam pode mną jakąś dziwną kotłującą się masę, która wyrzucała z siebie najróżniejsze przekleństwa.
Byłam przekonana, że zaraz spadnę i zmienię się w kupkę mięsa na chodniku, gdy nagle, poczułam, że....nie spadam.
Wisiałam jakieś dwa metry nad ziemią, w ramionach ubranej na fioletowo dziewczyny.
- Jestem Kate Bishop - uśmiechnęła się wesoło.
Spojrzałam w dół, Kate, stała na ramionach ubranego w czerwony strój chłopaka - Spidermana, który to natomiast trzymał się stopami na cienkiej lince, zawieszonej pomiędzy budynkami.
Jakim cudem to się dzieje naprawdę.
- Kate, nie chcę cię martwić, ale wydaje mi się, że zaraz spadnie- wydusił z siebie chłopak - AAAA!! - poczułam, że nasza ludzka piramida się chwieje.
- NO NIE, NIE TERAZ!!- ryknęła Bishop
Uderzyliśmy z łoskotem w ziemię.
- Ałć - wymamrotałam, masując sobie obolałe boki.
- Sorki za te niedogodności, tak czasami bywa - wychrypiała podnosząca się obok Kate.
- Pani Belova mogła tak cię nie zrzucać - powiedział zmartwionym tonem Spiderman - Tak w ogóle, to jestem Peter Parker - uśmiechnął się i podał mi i Kate ręce - Nie musisz się przedstawiać, w bazie wszyscy ostatnio mówią tylko o tobie i twoim bracie - dopowiedział szybko.
Zamrugałam kilka razy, aby upewnić się, czy to mi się na pewno nie śni.
- Miło mi was poznać - wydusilam z siebie.
Wtem z góry usłyszałam dziwny szelest, a nagle obok nas stała Belova.
- NIE MOGŁAŚ ZROBIĆ TEGO Z NIĄ?! - ryknęła czarnowłosa.
- Przecież się dobrze bawiliście, nawet się zintegrowaliście - uśmiechnęła się podstępnie Rosjanka - Lecę po twoje rzeczy - spojrzała się na mnie - Bawcie się dobrze, dzieciaki! - wyszczerzyła zęby w uśmiechu i zniknęła gdzieś w mroku.
- Tak, to normalne - powiedział szybko Parker, podczas gdy Kate wyglądała jakby miała udusić się ze złości - Chcesz może herbaty? Przyniosłem termos, ale Kate nie lubi herbatki owocowej Marshalla z Psiego Patrolu.
- Ja po prostu nie lubię truskawkowej herbaty - odburknęła Bishop - To jakaś jedna wielka pomyłka. Siadaj, mamy tu kocyk - wskazała mi ręką czerwony kocyk z napisem "KOCHAM IRONMANA", który leżał na ziemi bardzo blisko nas.
- Więc wy po prostu tak sobie tu siedzieliście? Na kocyku, z herbatką i tak dalej? - spytałam z niedowierzaniem, gramoląc się na koc - A, i ciepłą herbatką nie pogardzę - dodałam.
- Trochę długo wam to zajęło - rzekł Peter, nalewając herbatę - Myśleliśmy, że to zajmie maksymalnie tak z 5 minut?
- Właśnie, miałyście dużo tematów do rozmowy, czy co? - wtrąciła się Bishop.
- Chyba po prostu obie mamy cięty język, no i na początku byłam przekonana, że mnie zabije, więc jakoś to zeszło - odpowiedziałam.
- Jeśli się kłóciłyście, to cud, że cię nie uśpiła. Miała w zanadrzu środek usypiający, mogła go użyć - wyszeptał Parker.
Miała środek usypiający?
- Może po prostu lubi z tobą rozmawiać! - zaśmiała się Kate - Rzadko dyskutuje z kimś tak długo, a jeszcze dziwniejsze jest to, że się ledwo znacie.
Zaszumiało mi w głowie.
Nie rozumiem jej ani trochę.
- Możemy zmienić temat? - powiedziałam szybko.
- Właśnie Kate, Y/n dopiero co wyszła z więzienia, dajmy jej trochę odpocząć. Porozmawiajmy o czymś przyjemnym - mruknął Peter, podając mi różowy kubeczek z herbatą.
- Dziękuję - wymamrotałam.
- Możemy porozmawiać o snach - rzekła ugodowo Kate - Śniło mi się dziś, że byłam z moim psem na spacerze, ale w parku spotkałam innego samotnego psa. Pamiętam, że był bardzo mały i biały i nazwałam go Bueno.
- Nazwałaś psa BUENO? - pokręciłam głową z uśmiechem, podczas gdy Peter chichotał, zasłaniając się termosem.
- To był tylko sen... Ja w snach nigdy nie robię niczego normalnego - obruszyła się Bishop.
W tym momencie jakieś urządzenie, leżące przy Peterze - podobne do krótkofalówki, głośno piknęło.
Chłopak szybko odłożył termos i kliknął szybko coś na urządzeniu.
- Tak? - spytał.
- Kate Bishop, ty nigdy nie robisz niczego normalnego - usłyszeliśmy lekko zniekształcony głos Belovy.
***
I can remember when we walked together
Sharing a love I thought would last forever
Moonlight to show the way so we can follow
Waiting inside her eyes was my tomorrow
Then somethin' changed her mind, her kisses told me
I had no lovin' arms to hold me
Every day I wake up, then I start to break up
Lonely is a man without love
Every day I start out, then I cry my heart out
Lonely is a man without love
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro