Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♥️1 ~ Nie wiem dlaczego♥️

***

Jest przyjemny, ciepły dzień.

W powietrzu czuć słodki zapach perfum Mamusi i roztapiającego się czekoladowego batona, należącego do Thomasa.

Mam na sobie białą sukienkę, i małe lakierki tego samego koloru. Idziemy na spacer, ja, mój starszy brat Thomas i Mamusia.

Thomas bawi się swoim słomkowym kapeluszem, a ja podśpiewuję sobie melodię z mojej ulubionej bajki.

Mamusia zabiera nas do parku, na lody. To ósme urodziny Thomasa.

Musimy jeszcze przejść przez długą ulicę. Jest bardzo ruchliwa.

Zatrzymujemy się przed jezdnią. Mamusia z jednej strony chwyta mnie za rękę, a z drugiej Thomasa.

- A teraz - mówi - Patrzymy się w lewo.

- A teraz w prawo - uśmiecha się mój braciszek.

- I z powrotem w lewo! - dokańczam wesoło.

Z lewej strony zatrzymuje się samochód, którym kieruje jakiś pan. Obok siedzi uśmiechnięta pani. Kiwają nam ręką, żebyśmy przeszli.

Uśmiechamy się do nich i przechodzimy przez ulicę.

Już jesteśmy prawie przy chodniku, gdy nagle słyszę szum i głośny krzyk.
Czuję jak czyjeś ręce gwałtownie popychają mnie do przodu.

Czuję jak pieką mnie starte kolana.

Obraz mi się zamazuje.

Thomas wstaje i odwraca się.

Jego twarz wyraża przerażenie.

Słyszę wrzask, chyba tego pana z samochodu.

- Ty popierdoleńcu, potrąciłeś matkę z dziećmi! Łapcie go!

- Niech ktoś pomoże tym dzieciom! - słyszę kolejne krzyki.

Patrzę się bez słowa na moją sukienkę.

Już nie jest biała.

Biegnie do nas ta pani z samochodu. Zasłania nam oczy.

- Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze - szepcze cichym głosem - Gdzie są ci bohaterzy, kiedy ich naprawdę potrzeba?

Nie obchodzą mnie bohaterzy. Nie chcę wiedzieć, czy wszystko będzie dobrze. Chcę wiedzieć, gdzie jest Mamusia i dlaczego moja sukienka jest czerwona.

*

Nie wiem co z Mamusią. Nie wiem czy kiedykolwiek się dowiem.

Teraz jesteśmy z Thomasem w takim wielkim domu, gdzie mieszkają prawie same dzieci. Nazywają to dom dziecka.

Wszyscy wyglądamy tak samo, chmara wystraszonych dzieci

Pracuje tu parę pań, ale taką najważniejszą panią jest pani Howland.

Zawsze śmierdzi starym specyfikiem na szczury. Nikt jej nie lubi, z resztą ona nas też nie.

Wszyscy chodzimy w takich samych fartuchach, koloru szarobrunatnego.

Takiego samego koloru jest też jedzenie, które tu dostajemy.

Wszystko tu jest takie szare.

Nie jest fajnie, ale przynajmniej mam Thomasa. Oboje umiemy mówić po polsku i angielsku, więc zawsze możemy mówić po polsku i nikt nas nie zrozumie.

Jedyną rzeczą, która mi naprawdę przeszkadza jest mój wzrok.

Po tym wypadku w urodziny Thomasa, coraz gorzej widzę.

Coraz częściej wszystko mi się zamazuje, dokładnie tak jak wtedy, gdy straciłam Mamusię.

Nie wiem dlaczego.

*

Pewnego dnia przychodzą do nas dziwni panowie. Sporo z nich nosi okulary, a wszyscy noszą dziwne białe fartuchy.

Robią nam różne badania, a później dzielą nas na trzy grupy.

Osoby zdrowe, osoby z drobnymi problemami i osoby zakwalifikowane do leczenia.

Do tej ostatniej grupy trafia mała grupka wystraszonych dzieci, w tym ja i Thomas.

O moim bracie mówią, że jest za słaby na swój wiek, więc dadzą mu coś na siłę.

Prowadzą go do jakiegoś dziwnego gabinetu. Tom macha mi na pożegnanie z uśmiechem.

On się cieszy, że będzie lepiej grał w piłkę, ale ja się trochę o niego boję.

*

Thomas wraca do mnie po paru godzinach. Opowiada, że dali mu jakieś tabletki, zasnął i obudził się dużo silniejszy.

To bardzo dziwne, nagle zaczął ze wszystkimi wygrywać, jest najlepszy w siłowaniu się na rękę, najlepszy w grze w piłkę, najlepszy w biegach, w skokach, we wszystkim!

Trochę mniej się boję, kiedy przychodzą po mnie.

Prowadzą mnie do białego gabinetu, na duży brązowy fotel.

Idzie z nami pani Howland.

- Czy to na pewno legalne? - pyta przyciszonym głosem.

- Pani ma wiedzę, czy ja mam wiedzę? - pyta sarkastycznie jeden z mężczyzn w fartuchach - No właśnie. Proszę wyjść.

- Ona ma tylko sześć lat - mówi cicho

Kobieta posłusznie wychodzi, obdarzając mnie trochę przestraszonych wzrokiem.

- Połóż się tutaj - nakazuje mi jeden z naukowców. Jest zupełnie łysy i ma czarne okulary.

Posłusznie kładę się na fotelu.

Dwójka ludzi zakłada na moich rękach dziwne kajdany, co sprawia, że jestem przytwierdzona do fotela.

Zaczynam się szarpać.

To mi się nie podoba.

- Przestań - warczy do mnie jeden z tych, co założyli mi kajdany.

Zaczynam krzyczeć, zasłaniają mi usta.

Ten łysy facet pochyla się nade mną i uśmiecha się ponuro

- Cicho bądź - mówi zakładając mi na twarz jakąś dziwną maskę.

Wszystko zaczyna ginąć w czerni.

Zasypiam.

*

- Obudź się, już po wszystkim - słyszę głos, chyba tego samego faceta co poprzednio.

Wolno otwieram oczy.

Wszystko jest takie....ostre.

Dużo ostrzejsze niż kiedykolwiek.

Moją uwagę przyciąga lusterko, ustawione tuż przede mną.

Widzę siebie, bardzo wyraźnie.

To ja, ale i nie do końca ja.

Moje oczy, już nie są takie jak kiedyś. Są złote.

- Podobają ci się? - słyszę głos.

Wolno kiwam głową, szukając wzrokiem właściciela tego głosu.

To ten sam łysy pan. Jego głowa błyszczy w jaskrawym świetle.

- To dobrze bo- urywa gdy jego oczy spotykają się z moimi.

Już nic nie mówi.

Jego oczy nagle robią się całe złote.

Upada na podłogę.

Krztusi się.

Niewiele pamiętam z tego, co było później, pamiętam tylko zakładanie mi maski i okrzyk-

- Jesteś potworem!

*

Jeszcze nie wiedziałam, że jeszcze usłyszę to zdanie bardzo dużo razy.

Jedyną osobą, na którą zawsze mogłam liczyć i zarazem na którą moje oczy nie działały był mój brat.

Nie wiem dlaczego.

Skończyło się na tym, że musiałam chodzić w opasce na oczy.

To coś, jakbyś miała jakieś lasery w oczach i jedyną opcją na zatrzymanie ich, to po prostu zasłonięcie.

To wcale nie znaczy, że ich nie używałam.

Wręcz przeciwnie, nauczyłam się mieszać ludziom w głowach, do tak poważnego stopnia, że jest to ciężkie do uwierzenia.

To wszystko przez nienawiść.

No ale co, w końcu jestem potworem, prawda?



***

An eye for an eye, a leg for a leg

A shot in the heart doesn't make it un-break

She really didn't wanna make it messy

She really, really didn't but the girl gone cray


***

Another villain has been created

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro