Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9.

30 dni później

Gorąca woda otula mnie swoim ciepłem, miesza się ze łzami, rzeźbi kroplami ścieżki na moim nagim ciele. Opieram głowę o ścianę, pozwalam by chłód choć trochę złagodził płomień trawiący moje czoło. 

Echo kłótni z Ginevrą wciąż jest we mnie żywe. Jej słowa, ostre jak sztylety, powracają niczym bumerang, ranią moje serce, szarpią dumę. Gdzieś tam, gdzieś głęboko w środku wiem, że ma rację. Wiem, że jestem głupią, naiwną gęsią, nie wspominając już o gorszych epitetach, których wobec mnie użyła. Wciąż je słyszę. Wciąż krążą mi po głowie, podskubują, drażnią.

Jakaś część mnie się z nią zgadza, inna - każe się buntować. Jest wściekła, rozgoryczona, pełna niesprawiedliwości. Właśnie ta druga część wyciska ze mnie łzy żalu, złości i desperacji. 

Dlaczego odmawiają mi prawa do szczęścia?

Prawa do miłości?

Prawa do Niego?

Bawi się tobą. Zobaczysz, że jeszcze wrócisz do nas na kolanach. (...) Odwracasz się od wszystkich. Co zrobisz jak w końcu cię zostawi? 

Krzyk wściekłości rozdziera moje gardło, dłonią zwiniętą w pięść uderzam o ścianę. Dobra i zła strona ścierają się we mnie. Rozsądek walczy z sercem, wspólnie wzniecają w moim wnętrzu istny armagedon.
Nie mogę znieść, że moja najlepsza przyjaciółka się ode mnie odwróciła. Harry i Ron nie odezwali się ani słowem, ale widziałam ich miny. Wciąż widzę. 

Nie chcę wybierać. Jak mogą tego wymagać? Nie wybiera się między rodziną, a miłością życia. To nieludzkie prosić o coś takiego.

Osuwam się po ścianie, opieram głowę, unoszę twarz, pozwalam by krople zalały mi oczy, usta, nos. Już nie płaczę, łzy zniknęły. 

Nie wiem, jak długo siedzę pod prysznicem. Mam świadomość, że jest piątek wieczór, Draco ma trening, więc prawdopodobnie nikt nie będzie mnie niepokoił. Dziwię się więc, gdy drzwi od kabiny się rozsuwają, a męska dłoń ląduje na moim ramieniu. 

Wysuwam twarz spod strumienia wody, odnajduję spojrzenie szarych oczu. Widzę w nich  troskę, widzę miłość i oddanie. 

Rany zadane słowami Ginny zasklepiają się, umysł rozjaśnia. 

- W porządku? - pyta. Kiwam głową, milczę. 

Patrzy na mnie kilka sekund, podnosi się, rozgląda. Po chwili łapie ręcznik, przewiesza sobie przez ramię i znów schyla. 

Piszczę cicho, gdy łapie mnie pod nogi i podnosi do góry. Jego zimna po dworze koszula nieprzyjemnie kontrastuje z moim rozgrzanym ciałem, a mimo to przytulam się mocniej. Zupełnie, jakby jego ramiona były stworzone specjalnie dla mnie. 

- Pomoczę ci koszulę - mówię cicho, jednocześnie wtulam twarz w zagłębienie jego szyi. Czuję, że muszę to powiedzieć mimo, że za nic w świecie nie zeszłabym z jego rąk. 

Przymykam powieki, czuję wzruszenie ramion. Zanosi mnie na łóżko, sadza delikatnie, otula ręcznikiem. 

Obserwuję go, gdy podchodzi do kominka, ruchem różdżki zwiększa płomień. 

Nie spuszczam wzroku, gdy wyciąga z mojej szafy rozciągnięte dresy - moje ulubione, a z szuflady “na gorsze dni” pudełko czekoladek. 

Kładzie wszystkie rzeczy obok mnie, jestem urzeczona. Patrzy na mnie, jego oczy są płynnym srebrem. 

- Ubierz się, ja pójdę pod prysznic - mówi. Przykłada dłoń do mojego policzka, kciukiem kreśli ciemny łuk, widoczny pod moim okiem. - Jak wyjdę, może poprosimy skrzaty o coś do jedzenia i weźmiemy się za esej z eliksirów na przyszły tydzień?

Nie czeka na odpowiedź. Łapie za świeży ręcznik i znika za drzwiami mojej łazienki, zostawia mnie w stanie bezgranicznego szoku. 

Jestem zdziwiona tym, jak się zachowuje. Zdziwiona i zauroczona. Moje serce drży z miłości do tego niepoprawnego chłopaka. Mężczyzny, który znaczy dla mnie więcej niż jakakolwiek inna osoba na ziemi. 

Potrzebuję chwili, żeby wyjść z szoku. Wstaję z łóżka, zsuwam ręcznik, który spada na podłogę.
Dociera do mnie, że po raz pierwszy, od kiedy się spotykamy, jestem naga, a Draco nie zrobił żadnego ruchu, żeby ten fakt wykorzystać.

*
 

 32 dni później

Ścieżka prowadząca do Hogsmeade jest zatłoczona bardziej niż zwykle. Brnę z opuszczoną głową, chcę jak najszybciej dostać się na miejsce. 

Nie chodzi o to, że uczniowie podzielili się na dwa obozy, w związku z kłótnią, która miała miejsce dwa dni temu. Mam świadomość, że dużo osób podziela punkt widzenia Ginny, czuję na sobie ich oceniające spojrzenia. Nie zmienia to faktu, że wciąż stoję przy swoim.  Nie pozwolę się stłamsić, udowodnię wszystkim, że nie mają racji. A przynajmniej tej części, która uważa inaczej. 

Mijam bramę, uśmiecham się do Luny, która pozostała bezstronna. Machamy sobie na powitanie, zanim znikam za zakrętem. 

Mam trochę żal do Draco, że odwołał wspólne wyjście niemal w ostatniej chwili. Dostałam tylko wiadomość, że ma coś do załatwienia w Hogsmeade i spotkamy się na miejscu. 

Zerkam na zegarek, mam jeszcze pół godziny. Postanawiam pójść do Trzech Mioteł i zająć nam miejsce, zamówić piwo. 

Zaraz przy wejściu uderza we mnie ciepło, zapach wina korzennego i gwar wesołych głosów. Staję na palcach, rozglądam się za wolny stolikiem. Odnajduję spojrzeniem Ginny, Harry’ego i Rona, więc postanawiam poszukać miejsc po drugiej stronie. Nie jestem w nastroju do kłótni. 

Kieruję się głębiej, jest mi coraz cieplej w grubym płaszczu. Zaczynam tracić nadzieję, że znajdę choć jedno wolne krzesło, gdy słyszę głos wołający moje imię. 

- Hermiono! - odwracam się wprost do Pansy, która siedzi ze swoją paczką parę stolików za moimi przyjaciółmi. Wstaje z miejsca, przywołuje mnie ruchem dłoni. - Chodź do nas!

Przystaję, waham się. Dotrzegam wśród nich Astorię, widzę uśmieszek, który ma na twarzy. Nie wiem, czy chcę się z tym mierzyć. 

Moje stopy kierują się w tamtą stronę, zanim umysł zdąża podjąć decyzję. Gnana intuicją, wymijam stoliki, przyjaciół, którzy obserwują mnie od momentu, gdy Pansy krzyknęła moje imię. 

Łapię się na tym, że szukam spojrzeniem Draco. Gdy docieram do stolika, jedynym co zwraca moją uwagę, jest opróżniony kufel i puste miejsce tuż obok Astorii. 

- Siadaj obok mnie - mówi Pansy, klepie wolne krzesło obok siebie, centralnie naprzeciw filigranowej brunetki. Kiwam głową, robię krok, ale czuję dłoń na ramieniu, która mnie zatrzymuje. 

Odwracam się zdziwiona, trafiam na stalowe spojrzenie szarych oczu Malfoy’a. 

- Już jesteś, tak wcześnie? - mówi, trochę bez ładu i składu. Marszczę brwi, kiwam głową. 

- Przed chwilą przyszłam - odpowiadam. Przekrzywiam głowę, szukam w jego oczach odpowiedzi. - Załatwiłeś już to, co miałeś? 

- Tak… - Dalsze słowa zagłusza głośne parsknięcie za moimi plecami. Patrzę przez ramię, widzę Teodora, klepiącego Astorię po plecach. Niepokój zaczyna się rozbudzać, bierze w swoje szpony moje serce. 

Patrzę z powrotem na Draco. Nie udaje mu się ukryć złowrogiego spojrzenia. Widzi, że patrzę, zimny pot zlewa moje plecy, na widok iskry paniki widocznej w szarych oczach. 

Jest mi słabo.

Kręci mi się w głowie.

Biorę jeden, dwa, trzy wdechy.

Zwalczam potwora, zwanego niepokojem, każę mu się zamknąć. Przynajmniej na teraz, przynajmniej na chwilę. 

Przekrzywiam głowę, czuję rumieniec na policzkach. Nie chcę go oceniać, skoro nie znam jego wersji wydarzeń. Patrzymy sobie w oczy, z pewnością wyglądamy jakbyśmy się porozumiewali. Przekazuję mu niezrozumienie, on prosi o wyrozumiałość. Impas wprowadza mnie w stan bezsilności.

- Siadacie? - pyta Pansy. Czekam parę sekund, zanim obracam się, by na nią spojrzeć. 

Nie mam możliwości się odezwać. Czuję ciepły oddech na karku, a po chwili głos Draco przerywa ciszę. 

- Wychodzimy, mamy rezerwacje u Puddifoot.

Zamieram zaskoczona. Nie protestuję, gdy łapie mnie pod rękę i prowadzi w stronę wyjścia. Pozwalam się wyprowadzić na zimne powietrze. Ostatnie co widzę to wściekła mina Astorii i pogardliwa Ginny. 

*

32 dni później, godzina 16:07

Puste filiżanki po kawie stoją na stole, czekają na zabranie przez kelnerkę. Ciasto na moim talerzu, wciąż nie ruszone, pyszni się głębokim odcieniem brązu, polewa czekoladowa kusi słodyczą. Nie jem, nie mam ochoty. Mój żołądek przypomina zwinięty kłębek, a wypita kawa wcale w tym nie pomaga. 

Z mocno bijących sercem obserwuję Draco. Jego jasne, zmierzwione włosy, prosty nos, piękne oczy, utkwione w rozgmeranym kawałku ciasta. Dłubie widelcem w galaretce, rozwala dalej, merlinowi ducha winną, truskawkę.

Sekundy zamieniają się w minuty, napędzane napiętym milczeniem. 

Nie odzywam się. Choć w środku się rozpadam,moje serce rwie do niego, a ręce drżą pod stołem, trwam w postanowieniu. 

Mam dosyć tajemnic.

Dosyć oszustw, półprawd, wymijających słów. 

Mam dosyć, a jednak nie potrafię z niego zrezygnować. Dlatego się nie odzywam. Dlatego daje na to ciche przyzwolenie, ponieważ się boję. 

Sztylet wbija się głębiej w moje serce. 

- Wciąż się dąsasz? - szept rozdziera ciszę, rozprasza moje myśli, zatrzymuje na moment serce. Zastanawiam się chwilę, czy powinnam być zła o to pytanie, czy udać, że go nie słyszałam.

- Nie jestem głupia, Draco - spontanicznie decyduję się na trzecią opcję; w miarę spokojną rozmowę. - Wiem, że byłeś ze swoimi znajomymi. 

Jego twarz blednie, miesza się, kręci w miejscu. Zachowuje się dziwnie, niepewnie, zupełnie inaczej niż normalnie. 

- To prawda, ale…

Kręcę głową.

- Nie jestem zła, że z nimi byłeś - mówię, choć nie mam pewności, czy naprawdę tak myślę. Mój umysł podpowiada mi, że używam półśrodków. Działam asekuracyjnie, zabezpieczam się od bólu, od kłótni, łez. 

Jest zdziwiony. Unosi głowę, patrzy na mnie z nieokreślonym wyrazem twarzy. Jego oczy łagodnieją, są zaciekawione, widzę, że zrobiłam na nim wrażenie.

- Nie?

Znów kręcę głową. 

- Nie - biorę wdech, poprawiam się na krześle. Przekrzywia głowę i opiera brodę na złączonych dłoniach - Nie rozumiem, dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy? - pytam. - Dlaczego uciekłeś się do kłamstwa? Nie rozumiem…

Głos mi się łamie, więc milknę. Przymykam powieki, żeby zatamować zdradliwe łzy. Słyszę poruszenie, czuję ciepło na udzie, dotyk na mojej dłoni. 

Otwieram oczy, trafiam wprost na wpatrzone we mnie, szare tęczówki. Są pełne uczucia, wypływa z nich ulga tak wielka, że czuję ją w swoim ciele. Rozchodzi się niesiona krwią, uspokaja na moment bicie serca. 

Czuję jego zapach. Czuję bliskość. Chcę go pocałować. Chcę przytulić, pieścić, nigdy nie wypuścić. 

Jestem żałosna. 

Jestem naiwna. 

Ginny miała rację.

Tonę w jego spojrzeniu. Kładzie dłoń na moim policzku, wtulam się mocniej, zupełnie bez własnej woli. 

- Więc tylko o to ci chodzi? - pyta z ulgą, którą widziałam już w oczach. Wzdycham, odsuwam się nieco.

- Dla mnie to nie jest tylko…

Śmieje się. Głośny chichot roznosi się po kawiarni, zaburza spokój innych ludzi. Rozglądam się niespokojnie, rzucam innym przepraszające spojrzenia, kopię Draco w kostkę. 

Powinnam się złościć, ale nie potrafię powstrzymać uśmiechu pchającego się na moje usta. 

- Co cię tak bawi? - pytam. 

Uspokaja się, zbliża swoją twarz do mojej. 

- Jesteś urocza - mówi. Zamieram. Tracę oddech, zdolność myślenia, koncentracji. Nie wiem jak się nazywam, gdzie jestem. Nie mam pojęcia o co chwilę temu się złościłam. - Obiecuję, że już nigdy więcej cię nie okłamię, dobrze? 

Jak przez mgłę rejestruję własny ruch głową. Potakuję, na wpół świadomie. 

Nie protestuję, gdy łączy nasze usta. Nie mam nic przeciwko, gdy kładzie dłoń na moim udzie, przysuwa się bliżej, chłonie mnie całą. 

Jestem jego. Zawsze będę. 

- Mam ochotę wziąć cię tu i teraz - szepcze mi do ucha, przygryza płatek. Wciągam głośno powietrze, mam wrażenie, że zemdleję. - Chodź ze mną. 

Patrzę mu w oczy, pozwalam podciągnąć się do góry. Rozglądam się niespokojnie, próbuję zaprzeć nogami, gdy widzę dokąd mnie prowadzi, ale nic sobie z tego nie robi. 

Zamyka za nami drzwi do męskiej toalety, pieczętuje zaklęciem. Zanim jestem w stanie mrugnąć, uderzam plecami o ścianę, a jego usta zachłannie pieszczą moje. 

Jego ręce są wszędzie. Na moich włosach, szyi, szarpią bluzkę, ściągają spodnie. Nie mija minuta, a stoję przed nim w samych majtkach, skrępowana, ale gotowa jak nigdy wcześniej. 

Krew szumi mi w uszach, serce bije mocno napędzane adrenaliną, podsycane podnieceniem. Boję się tego co nastąpi. Pragnę tego co nastąpi. 

Patrzę mu w oczy, przygryzam wargę. 

- Przestań tak robić, bo nie ręczę za siebie - mruczy, wyciąga wargę spomiędzy moich zębów, przygryza swoimi. 

Głuchy jęk opuszcza moje usta. 

Całuje mnie mocno. Usta, policzki, szyję, obojczyki. Unosi bluzkę, kreśli językiem linię od biustu, zatacza koło przy pępku, szarpie zębami skrawek majtek. 

Piszczę, gdy zrywa je jednym ruchem dłoni. Wzdycham gdy jego oddech owiewa rozpaloną skórę. 

Wie co robi. Wie gdzie dotknąć, ścisnąć, musnąć. Zna moje ciało i potrzeby tak dobrze, że nie mija kolejna minuta, a samym językiem doprowadza mnie do największej ekstazy w życiu. 

Nie pamiętam o co byłam zła.

Nie wiem o co się kłóciliśmy.

Wiem, że jesteśmy tu i teraz, razem. Wiem, że go kocham i pragnę z nim być. 

Podnosi się, sięgam do jego rozporka, ale łapie mnie za rękę. 

- Nie teraz - mówi. Krzywię się, co komentuje krótkim śmiechem. - Nawet nie wiesz jak tego chcę… - Muska nosem wrażliwą skórę szyi, drżę. - Ale wydaje mi się, że słyszałem pukanie. 

Czar chwili ulatuje w jednej sekundzie. Dociera do mnie gdzie jesteśmy, wstyd zalewa mnie całą, policzki barwi czerwień. 

Pochylam głowę, staram się ukryć wstyd za kurtyną włosów. Śmieje się, odkrywa dłonią moją twarz. 

- Nie chowaj się, kochanie - mówi. W jego oczach błyszczy wesołość. Schyla się, podaje mi majtki, spodnie i buty. - Ubierz się i będziemy się zbierać.

Wykonuję polecenie. Zanim wychodzimy, wyciąga różdżkę, stuka nią lekko w moją głowę. Nieprzyjemny chłód zalewa moje ciało, rozumiem, że rzucił na mnie zaklęcie zwodzące. 

Powraca ukłucie wstydu, że to on o tym pomyślał, a nie ja. 

Obserwuję jego plecy, gdy wyprowadza nas z łazienki. Chwyta płaszcze, kieruje się do drzwi. 

Chłodne powietrze otrzeźwia mój umysł w pełni. 

Nie mogę uwierzyć w to, co się wydarzyło.
Nie rozumiem, jak mogłam pozwolić na to, by pieścił mnie w męskiej toalecie kawiarni Pani Puddifoot.
Nie wierzę, że aż tak dałam się omotać. 

Ściąga ze mnie zaklęcie, przekrzywia głowę z pięknym uśmiechem.

- W porządku? - pyta. Kiwam głową, moje serce drży. Z miłości, szczęścia, spełnienia. 

Chwyta mnie za dłoń, prowadzi w stronę zamku. 

Obserwuję jak się rozgląda, w mojej głowie powtarza się jedno pytanie: co ty ze mną robisz, Draco?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro