Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.

100 dni później

Śmieję się z żartu, ciężar w mojej piersi na moment traci na sile. Odchylam głowę w tył, pochylam do przodu. Bez zastanowienia kładę dłoń na jego dłoni, czuję przyjemne ciepło. Dociera do ramienia, rozprzestrzenia się na klatkę piersiową, wypełnia mnie całą, szokuje, otrzeźwia. Zerkam na na nasze wciąż złączone dłonie, rumieniec pokrywa moje policzki, odwracam się speszona.

- Przepraszam…

Ukrywam twarz we włosach, nieświadomie trafiam spojrzeniem w gorsze miejsce.

Spięte ciało, zmrużone oczy, nienawiść wypisana w całej sylwetce. Draco siedzi kilka stolików od nas, wpatruje się w mojego towarzysza z jawną chęcią mordu na twarzy. 

Zamieram, na moment zupełnie zapominam, dlaczego byłam speszona. 

Nie potrafię oderwać od niego wzroku, nie widzę innych ludzi, nie słyszę dźwięków. 

Dlaczego, dlaczego, dlaczego patrzy w taki sposób?

Jakim cudem wcześniej nie zauważyłam jego obecności?

A co to zmienia?

Przenosi spojrzenie na mnie, wyraz jego twarzy się zmienia. Widzę ból, widzę strach, widzę beznadzieję, widzę… uczucie. Uczucie, którego nie rozumiem, nie chcę i nie mogę dopuścić do siebie. 

Więzi mnie siłą tego spojrzenia, paraliżuje, odbiera oddech, zdolność logicznego myślenia. 

Jesteśmy tylko my. My i nic więcej. 

- Miona? - dotyk na ramieniu sprowadza mnie z powrotem na ziemię. Przymykam powieki, kręcę głową, próbuję wygonić z myśli Jego obraz, z serca niechciane uczucia. 

Dlaczego jestem taka rozbita?

Nakładam na usta najładniejszy uśmiech na jaki mnie stać, choć dobry humor już dawno mnie opuścił. 

Odwracam się do Teodora, moje serce ściskają wyrzuty sumienia, na widok niepokoju w jego oczach. 

Unosi dłoń z mojego ramienia, zbiera zagubiony kosmyk, zakłada mi za ucho. Przytrzymuje na ułamek sekundy, kładzie dłoń na policzku. Dotyk jest przyjemny, ale nie ten którego pragnę. 

Daje ukojenie, ciepło, ale nie daje spokoju. 

Gdzieś za nami słyszę głośny huk, przekleństwo, drzwi do Trzech Mioteł otwierają się gwałtownie.

- Draco!

Obracam się w stronę stolika, przy którym siedział. Widzę Astorię z wyciągniętą ręką i niezrozumieniem wypisanym na twarzy.

Wpuszczone, zimne powietrze krąży po pomieszczeniu, dociera do nas z opóźnieniem, wywołuje na moim ciele gęsią skórkę.

Drżę. Z przerażenia, zimna, emocji.

Nie rozumiem jego zachowania.

Nie rozumiem własnych uczuć.

Znów czuję dotyk na ramieniu.

- Może zmienimy miejsce? - pyta Teo. Patrzę w jego łagodne oczy, czuję wdzięczność na widok malującej się w nich troski.
Widzi, co się ze mną dzieje, wie co czuję, a jednak wciąż się stara. 

Wychodzimy w ciemność wieczoru, obejmuje mnie ramieniem. Patrzę na niego ukradkiem, jest moim przyjacielem - ma tego świadomość, prawda?

Być może jest lepszą opcją.

Być może powinnam dać mu szansę, otworzyć serce.

Jednak nie chcę, nie potrafię, boję się.

Patrzę w ciemność, podświadomie szukam blond włosów. 

Nie chcę tego robić, jednak wiem, że serca nie oszukam.

*

115 dni później

- Nie ma go.

Głos Ginny wyłania mnie ze świata, w którym na moment zniknęłam. Dociera do mnie, że wpatruję się tępo w stół Ślizgonów, więc z rumieńcem zakłopotania odwracam się do swojego talerza. 

Nie jestem głodna. 

Mój żołądek jest skurczony ze strachu, stresu, niepewności. 

Nie widziałam go już od kilku dni. Jego i Astorii. Nie, żebym specjalnie szukała…

Na moim talerzu ląduje połówka rogalika, posmarowana dżemem. 

- Jedz - mówi Ginny. Upija łyk kawy i przenosi wzrok tam, skąd ja przed chwilą go odwróciłam. - Podobno nie ma go od początku grudnia - kontynuuje. - Parkinson mówiła Harry’emu, że nie wrócili z Greengrass już po wypadzie do Hogsmeade, ponad dwa tygodnie temu…

Dwa tygodnie?

Po wypadzie do Hogsmeade?

To wtedy wypadł z Trzech Mioteł po tym, jak zobaczył mnie z Teodorem. 

Czyżby postanowił wszystko przyspieszyć i ożenić się z Astorią już teraz?

Po co mieliby czekać?

Moje nieposłuszne serce pęka na pół, krwawi, pulsuje bólem.

Uświadamiam sobie, że mimo krzywd, które mi wyrządził

Mimo słów, które wypowiedziałam na Wieży Astronomicznej

Wciąż nie straciłam nadziei. 

Nadziei na poprawę, lepsze jutro

Nadziei na to, że to wszystko okaże się jednak snem. Jednym, beznadziejnie długim, bolesnym koszmarem.

A teraz zniknął. Z nią. Nie ma ich już tyle czasu. 

Zamykam powieki, próbuję uspokoić pędzące myśli, złagodzić bolesne uderzenia serca.

Jestem żałosna. 

Beznadziejna. 

Która szanująca się kobieta wciąż tęskni za oprawcą, jakim okazał się Malfoy?

Myślę o Draco, myślę o Teo. O różnicy między nimi, różnicy w moich uczuciach. 

Chcę zmienić ich kierunek, a jednak wciąż nie potrafię.

Jak wygrać z sercem? Jak wygrać z miłością?

Nagle uświadamiam sobie, że Ginny wspomniała o jeszcze jednym szczególe, który powinien zwrócić moją uwagę. 

Unoszę głowę do góry, moje zdumione serce na moment przestaje krwawić.

- Pansy powiedziała Harry’emu…?

Mam wrażenie, że złącza w moim umyśle się przepaliły. Za nic nie potrafię zrozumieć co ta dwójka ma ze sobą wspólnego…

Ginny posyła mi pełne politowania spojrzenie, nagle dociera do mnie niewypowiedziane, czuję się, jak najgorsza przyjaciółka na świecie. 

- Spotykają się? - pytam, kiwa lekko głową. 

- Od ponad dwóch miesięcy.

Wyrzuty sumienia pogłębiają się, moje zranione serce bierze na siebie kolejny cios, pełen wstydu i żalu do samej siebie. 

Odwracam się z powrotem do stołu Ślizgonów, odnajduję spojrzeniem Pansy.

Wygląda na spokojną, wygląda na szczęśliwą… jest szczęśliwa. 

Patrzę na Harry’ego, akurat w momencie, gdy zerka w jej stronę, puszcza oczko. 

Jak mogłam nie zauważyć niczego wcześniej?

Co ze mnie za przyjaciółka?

Nagle kolejne elementy układanki wskakują na miejsce, zamieram. 

Nagle rozumiem, dlaczego Pansy tak bardzo zależało na relacji ze mną

Dlaczego przepraszała z taką pasją i szczerością. 

Nagle wiem, dlaczego spotkałam ją na korytarzu, przed feralną imprezą w domu węża.

Była szczęśliwa, zarumieniona, jej policzki lśniły.

Przez niego. Dzięki niemu. Dzięki Harry’emu.

Kręcę głową, moje serce przeszywa strzała bólu, zaciskam dłonie, zaciskam oczy, próbuję uwolnić się od tego uczucia.

Wyrzuty sumienia wcale nie pomagają. 

Czuję na sobie wzrok Ginny, jestem wdzięczna, że o nic nie pyta. Nie mam pojęcia, czy wie co się ze mną dzieje, czy choć trochę rozumie. 

Ja sama nie rozumiem. 

Chcę się cieszyć szczęściem najlepszego przyjaciela, mojego brata, którego nigdy nie miałam.

Chcę cieszyć się szczęściem Pansy, dziewczyny która jest dla mnie naprawdę pozytywnym odkryciem. 

Dlaczego więc w mojej głowie przewijają się obrazy z czasu spędzonego z Draco?

Dlaczego moje  serce bije napędzane wszechogarniającym bólem?

Dlaczego nam się nie udało?

To ja miałam być związana ze ślizgonem. JA miałam żyć miłością, zmienić jego, ich, panujące zasady.

MY mieliśmy pokazać, że związek między naszymi domami jest możliwy.

MY pokazaliśmy, że to tylko mrzonka, zabawa, a Ślizgon nigdy nie pokocha naprawdę Gryfonki. 

Czystokrwisty- Szlamy.

Harry z Pansy naprawiają to złe wrażenie, łatają dziurę, którą MY stworzyliśmy, są nową sensacją, są szczęśliwi. 

Nie mogę, nie wytrzymam dłużej.

Zrywam się z miejsca, bez słowa wybiegam z Wielkiej Sali. 

Jestem żałosna

Jestem beznadziejna

Egoistyczna

Jestem okropną przyjaciółką

Wyrzuty sumienia zabijają mnie od środka, ból wspomnień, tego co straciłam, tylko napędza ten stan.

Mimo, że to wszystko było kłamstwem

Mimo, że nie czuł tego naprawdę

Mimo, że byłam zakładem…

Dla mnie to była prawda

Dla mnie to uczucie było wszystkim, czego kiedykolwiek pragnęłam

Dla mnie, to było życie…

Tracę oddech, mam mroczki przed oczami, opieram się o ścianę. 

Nie rozumiem własnego zachowania, nie potrafię go powstrzymać. 

Zamiast się cieszyć ich szczęściem, wciąż porównuję, analizuję, wspominam.

Nie chcę

NIe mogę

Czepiam się tych wspomnień jak ostatniej deski ratunku

Zaraz oszaleję.

Osuwam się po ścianie, rozsypuję na kawałki. Ostatni raz, obiecuję sobie. 

Ostatni raz o nim myślę, tęsknię, analizuję. 

Mam dosyć tego, że wciąż rządzi moim życiem. 

Nie pozwolę na to. 

Otwieram oczy, ocieram łzy, podnoszę się z miejsca z zaciśniętymi pięściami. Z nową wolą przetrwania, z nowym nastawieniem do życia. 

Być może naprawdę zwariowałam. Być może to wszystko naprawdę mnie zniszczyło. 

Nie pozwolę jednak, by to uczucie zrujnowało również moje przyjaźnie.

Po raz ostatni, na dobre pieczętuję w sobie uczucia, myśli, wspomnienia. Chowam to wszystko ponownie do mentalnej szuflady, zamykam na klucz, wyrzucam w najodleglejsze czeluści własnego ja. 

Dobrze, że zniknął

Dobrze, że go nie ma.

Będzie mi łatwiej, prościej, wreszcie wyjdę z tego.

Robię krok w przód, czuję, że kawałek po kawałku zaczynam odbudowywać to, co zniszczyło się prawie dwa miesiące temu. 

Dopiero tego zimnego, grudniowego dnia jestem pewna, że to nie koniec świata.

Będę żyć, będę szczęśliwa. Jeszcze kiedyś pokocham.

*~*~*

To jeszcze nie koniec! :)
Zostały około 2-3 rozdziały, a kolejny będzie dużo dłuższy :)

Komentujcie i gwiazdkujcie ☺️

Buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro