Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11.

59 dni później

- Nie.

Zdumienie zalewa moje ciało. Paraliżuje w miejscu, odbiera zdolność mowy. Potrzebuję kilku sekund, żeby dojść do siebie i spojrzeć na Draco wzrokiem pełnym niezrozumienia.

- Słucham?

Bierze głęboki wdech, podchodzi do mnie, łapie za ręce. Usilnie stara się utrzymać łagodny wyraz twarzy, a jednak widzę napięcie wymalowane w jego pięknych, szarych oczach.

- Rozmawialiśmy już na ten temat - mówi cicho, najbardziej miękkim tonem, jaki dotychczas słyszałam. Przykłada dłoń do mojej twarzy, hipnotyzuje mnie, uspokaja serce samym dotykiem. - To towarzystwo nie jest dla ciebie.

Czuję jak dezorientacja, zmienia się w iskrę złości. Nie podoba mi się, że próbuje dobierać mi znajomych. Zabieram dłonie, odsuwam się o krok.

- Jestem dużą dziewczynką, Draco. Nie musisz pilnować z kim się zadaję - nie chcę się kłócić, ale czuję, że muszę wreszcie powiedzieć co myślę. Nie pierwszy raz próbuje mną dyrygować i chyba powoli zaczynam być tym zmęczona.

Obserwuje mnie uważnie, zaciska dłonie w pięści, jego usta przypominają wąską kreskę.

- Masz rację - mówi w końcu. Robi krok w przód, niweluje odległość między nami. Łapie mnie z powrotem za dłoń, gdy usilnie próbuję ukryć własne zdziwienie. - Nie powinienem dobierać ci znajomych, po prostu się martwię.

Tonę w jego oczach, podświadomie szukam w nich oznak fałszu. Jestem zdezorientowana, w mojej głowie panuje mętlik. Nie wiem co się dzieje, nie rozumiem, co się zmieniło. Od kiedy jest taki zgodny i uległy?

Mój upór mięknie, zaczyna się łamać, powoli łagodzi bunt ściskający moje serce.

Przekrzywia głowę, kciukiem kreśli kółka na wierzchu mojej dłoni.

- Po za tym - mówi dalej. Jego głos jej łagodny, pewniejszy, zupełnie jakby wiedział, że ma mnie w garści. - Pomyślałem, że moglibyśmy spędzić ten wieczór we dwoje?

Zdumienie całkowicie wypiera złość. Gwałtownie unoszę głowę, nie mogę powstrzymać uśmiechu.

- Chcesz spędzić wieczór ze mną, zamiast na imprezie ze znajomymi? - upewniam się, choć właśnie to przed chwilą zasugerował.

Uśmiecha się, przenosi kciuk z mojej dłoni na policzek.

- Mam coś do załatwienia po południu, ale około dwudziestej możemy się umówić przed Pokojem Życzeń - proponuje. - Co ty na to?

Kiwam głową, bez zastanowienia. Zarzucam ręce na jego szyję, przytulam się z wdzięcznością.

Zimny, zamknięty na wszytkich, prócz swoich ślizgońskich przyjaciół, Draco Malfoy, właśnie zdecydował, że woli spędzić czas ze mną, zamiast na imprezie.

Niczego więcej nie chcę, niczego nie potrzebuję. Wieczór we dwoje jest wszystkim o czym marzę.

*

61 dni później, godz. 19:00


Siedzę w bibliotece, cisza otula mnie ciasnym kokonem, zapach pergaminu koi zmysły. Trzymam w dłoniach książkę, przewracam stronice automatycznie, ale zupełnie nie wiem co czytam.

Strona pierwsza... druga... piąta...

Średnio co dwie minuty zerkam na zegar wiszący na ścianie, denerwuję się coraz bardziej, z każdym kolejnym przesunięciem wskazówki.

Od spotkania z Draco dzieli mnie godzina czasu. Stwierdzam, że jest to idealny moment, żeby zebrać się z powrotem i zacząć przygotowywać. Mimo, że nie idziemy na imprezę, chcę wyglądać dzisiaj idealnie. Dla siebie, dla niego, po prostu.

Odkładam książkę, która okazuje się być podręcznikiem do zielarstwa dla piątego roku - nie mam pojęcia jakim cudem wybrałam właśnie tę. Wzruszam ramionami, przeciągam się na krześle, kości strzelają wśród głębokiej ciszy.

O tej porze większość uczniów szykuje się na imprezę lub, po prostu, na czas ze znajomymi. Z tego co wiem, każdy z domów coś organizuje. Wychodzi na to, że jestem jedyną osobą, która nie uczestniczy w żadnym wydarzeniu.

Wychodzę z biblioteki, kieruję się w stronę dormitorium. Po drodze mijam kilku uczniów, którzy chyba jak ja nie mają zamiaru iść na imprezę.

Skręcam w kolejny korytarz, moje myśli uciekają do Draco. Zastanawiam się, gdzie teraz jest, co robi? Męczą mnie te tajemnice, niedopowiedzenia. Mimo jego deklaracji, sporo spraw wciąż pozostaje bez odpowiedzi.

Akceptuję to, jak zawsze - jaki inny mam wybór?

*

 godzina 21:30


Siedzę pod gołą ścianą na siódmym piętrze, twarz mam schowaną w dłoniach. Nie wiem dlaczego wciąż tu jestem. Nie mam pojęcia, dlaczego po prostu nie oleję sprawy i nie wrócę do dormitorium. Nie mogę, nie potrafię, nie dam rady.

Przeciągam dłonie przez włosy, zatrzymuję je na karku. Oczy unoszę na sufit, z trudem powstrzymuję łzy.

Półtorej godziny spóźnienia.

Nigdy nie jest punktualny, to fakt, dlatego tu jestem, dlatego czekam.

Nie potrafię nic jednak poradzić na własną intuicję, która bije na alarm i stawia ciało w stanie gotowości.

Jest mi zimno, cienka sukienka nie izoluje chłodu kamiennej podłogi. Zaczynam drżeć, sama nie wiem czy z chłodu, złości czy żalu.

Moje serce pulsuje, łzy zbierają się pod moimi powiekami, z próbą zniszczenia makijażu, nad którym spędziłam naprawdę dużo czasu.

W przypływie nagłej wściekłości, zrywam się z miejsca. Koniec.

Otrzepuję czerwoną sukienkę z kurzu, ocieram zbłąkaną łzę.

Nie będę tu siedzieć, jak ostatnia sierota.

Robię krok w przód, serce z całej siły obija się o moje żebra, próbuje utorować sobie drogę na zewnątrz.

Olał mnie... albo coś się stało. Muszę to sprawdzić

Ból promieniuje od piersi, rozlewa się po całym ciele, odbiera na moment oddech, siłę. Zbieram się w sobie, tamuję uczucia, idę dalej.

- Hermiono? - zatrzymuję się, ze zdumieniem odwracam w stronę Pansy.

- Pans? Co tu robisz?

Miesza się, rumieni, zachowuje zupełnie inaczej niż zwykle. Zachowuje się... dziwnie. Marszczę brwi.

- Co się...

- Czemu nie jesteś na imprezie? - wchodzi mi w słowo, nie pozwala dokończyć pytania. Moje brwi unoszą się w górę.

- Draco miał wam powiedzieć, że nas nie będzie - mówię powoli. Zrozumienie napływa nagle, niepokój się wzmaga. Przechylam głowę, zakładam włosy za ucho. - Nic nie powiedział, prawda?

Przygryza wargę i kręci głową. To wszystko robi się coraz dziwniejsze. W uszach czuję pulsowanie krwi, ręce zaczynają mi się trząść, więc zaciskam je w pięści. Mam złe, naprawdę złe przeczucia.

- Wiesz może, gdzie on jest? - pytam, choć nie jestem pewna, czy chcę znać odpowiedź.

Pansy znowu kręci głową, w jej ciemnych oczach dostrzegam smutek. Po chwili się uśmiecha, próbuje dodać mi otuchy, ale zamiast tego zalewa mnie kolejna fala niepokoju. Moja krew zamienia się w lód, jest mi słabo.

- Wygląda na to, że zostałaś bez planów - mówi Pansy. Kładzie mi dłoń na ramieniu i lekko ściska. - Może jednak pójdziesz ze mną na tę imprezę?

Patrzę jej w oczy, bicie serca odmierza sekundy. Waham się, ale tylko chwilę. Niepewność zastępuje złość, złość rodzi bunt.

Kiwam głową.

- Pójdę.

*

godzina 22:04


Pokój wspólny ślizgonów, wygląda zupełnie inaczej niż ostatnim razem, gdy tu byłam. Jest ozdobiony na wzór mugolskiego halloween,pod sufitem latają nietoperze, a zielona poświata jeziora dodaje wszystkiemu mrocznego klimatu.

Przystaję w miejscu, nie mogę opanować zachwytu. Pansy chichocze i ciągnie mnie w stronę stolika, przy którym siedzą jej znajomi.
Robię szybkie rozeznanie, przyglądam się twarzom, znajduję wszystkich oprócz Draco.

Z mojego serca odrywa się ogromny sopel, wpada do żołądka, rozpuszcza się, mrozi krew w żyłach. Jeśli nie ma go tutaj, to gdzie jest?

Astoria mnie zauważa, jej twarz tężeje w grymasie zdziwienia, który po chwili tuszuje wredny uśmieszek.

Coś w wyrazie jej oczu sprawia, że mój przyjaciel Niepokój zaczyna mruczeć z zadowoleniem.
Nerwowo zakładam włosy za ucho, wciąż utrzymuję kontakt wzrokowy. Nie pozwolę się stłamsić.

Wyginam usta w uśmieszku, Astoria prycha i wreszcie się odwraca. Sięga po drinka, upija łyk, podnosi się dopiero, gdy zajmuję miejsce naprzeciw niej.

- Widzę, że postanowiłaś zignorować Draco - mówi, a ja zamieram. - Podobno powiedział, żebyś nie przychodziła?

Jest pewna siebie, prześmiewczy ton zabarwia jej wypowiedź.

Jestem w szoku. Jestem zdezorientowana. Jestem zraniona.

Zamykam, otwieram, zamykam, otwieram usta.

Nie wiem co powiedzieć, nie wiem jak zareagować. Mogę myśleć tylko o tym, że Draco powiedział jej... JEJ o swoich planach wobec mnie.

Kątem oka widzę zaniepokojone spojrzenie Pansy, ale wciąż patrzę na Astorię.

Widzę jak unosi głowę i patrzy ponad moim ramieniem.

- Chyba nadszedł wreszcie czas, żeby powiedzieć jej prawdę - mówi. Jej uśmieszek robi się zjadliwy. - Prawda, skarbie?

Podkreśla pieszczotliwe określenie, przenosi spojrzenie z powrotem na mnie. Mam wrażenie, że moje serce przestaje bić.

Sekundę, dwie, trzy...

Czas staje w miejscu, gdy powoli odwracam się za siebie.

Świat znika, gdy trafiam na wpatrzone we mnie szare tęczówki.

Widzę szok, widzę przerażenie. Jego oczy są lustrem, zdają się obrazować zmianę, która zachodzi w moim wnętrzu.

Jesteśmy w pustce, ciszy. Nie ma nikogo wokół nas, nie docierają do mnie żadne słowa, żadne dźwięki.

Strach w jego oczach budzi we mnie pokłady paniki, o których nie miałam wcześniej najmniejszego pojęcia. Robi krok w przód i wiem, że czeka mnie cios ostateczny.

Widzę błagalny wzrok i czuję, że moje serce już się nie pozbiera.

Nagle czas ponownie rusza z miejsca, zalewa mnie fala kolorów, dźwięków rozmów i muzyki.

Już nie jesteśmy sami, już nie jest cicho. Jest mi słabo, jest mi niedobrze, zaraz zemdleję.

W zasięgu mojego wzroku pojawia się Astoria. Przenoszę na nią spojrzenie, widzę jak wiesza się na ramieniu MOJEGO chłopaka, jak wbija paznokcie w skórę, kładzie na nim głowę.

Czekam na reakcję, szukam na jego twarzy niechęci, protestu, czegokolwiek... kawałek mojego serca odrywa się boleśnie, spada w dół, znika w otchłani rozpaczy.

Ból mnie paraliżuje, za moment otrzeźwia. Wstaję z miejsca.

- O co tu chodzi, Draco? - pytam, pewnym głosem. Jestem z siebie dumna, czuję przypływ odwagi, czuję zbliżającą się złość.

Patrzy na mnie, miesza się. Pani Wściekłość wspina się po moich ramionach, szuka dostępu do serca.

- Myślę, że czas najwyższy, żeby się dowiedziała - słyszę głos Teodora. Kątem oka widzę, że stoi dwa kroki ode mnie. Ma zacięty wyraz twarzy, poważne oczy, utkwione w Malfoy'u.

Atmosfera robi się coraz gęstsza. Chcę to przerwać, chcę krzyczeć, chcę uciec. Zamiast tego stoję w miejscu, zaciskam dłonie w pięści, czekam.

- Ty jej powiesz, czy ja mam to zrobić? - pyta Astoria.

Draco spuszcza wzrok, zaciska usta w kreskę, traci całkowicie pewność siebie.

Astoria wzrusza ramionami, odwraca się w moją stronę.

- Świetnie - mówi. Moje serce zaczyna odliczać sekundy mojego życia. Mam wrażenie, że zaraz się skończy. Czuję, że za moment usłyszę coś, co zniszczy mnie na zawsze.

Opiera się wygodniej, patrzy na mnie, mierzy dokładnie, pogarda jest aż nazbyt widoczna w jej oczach.

Czuję strach, czuję panikę. Unoszę głowę do góry.

- Ja i Draco jesteśmy zaręczeni od pół roku.

Tracę zmysł słuchu. Krew pulsuje w moich uszach z natężeniem tak wielkim, że jedyne co słyszę to szum. Otwieram szeroko oczy, mój umysł przetwarza informację. Nie wierzę w to, nie dociera to do mnie.

Po raz kolejny patrzę na Draco, jestem pewna, że na mojej twarzy jest wymalowane błaganie.

Moje serce krzyczy o gest, słowo, spojrzenie, o coś, co zaprzeczy temu absurdalnemu stwierdzeniu.

Milczy, a ja umieram coraz bardziej. Łapie moje spojrzenie, czuję się jakbym patrzyła w bezdenną studnię. Jednym ruchem ramienia zrzuca dłoń Astorii.

Robi krok w moją stronę, krok się cofam.

Rozpacz zmienia się w obrzydzenie.

Astoria zrównuje się z nim, wyprzedza, staje przede mną. Mrozi mnie przeczucie, że to jeszcze nie koniec rewelacji.

- Ty głupia szlamo - syczy, ale jej obelga nie robi na mnie wrażenia. Nie po tym, co usłyszałam chwilę wcześniej. - Byłaś tylko...

- Zakładem- głos Draco przerywa jej w pół zdania. Obracamy się w jego stronę - ja zszokowana, ona - z uśmieszkiem.

Moje serce zwalnia, przyspiesza. Zamiera, umiera, próbuje wyrwać się z piersi. Nie wierzę w to, co słyszę.

Widzę jak unosi głowę do góry. Patrzy w sufit, patrzy w ścianę. Milczy chwilę, aż wreszcie patrzy na mnie.

Bezdenna studnia zmienia się w otchłań. W tej otchłani widzę złość, smutek, żal, przerażenie.

- Założyłem się, że zdobędę twoje poparcie - mówi mi prosto w oczy. Robi powolne kroki w przód. Jeden, stop. Drugi, stop. Trzeci.. - Założyłem się, że wybronisz mnie w sądzie. Że uda mi się rozkochać cię w sobie...

Stoi dwa kroki ode mnie. Czuję jego ciepło, czuję zapach, chce mi się płakać. Mam ochotę się schować, uciec, a mimo to patrzę w jego oczy. Chcę zatkać uszy, a jednak słucham co mówi. Chcę umrzeć, zniknąć, a jednak wciąż oddycham.

Domyka odległość, stoi tuż obok mnie. Unoszę głowę, żeby widzieć jego twarz. Nie chcę tego, ale moje ciało postanawia działać na własnych zasadach.

- Założyłem się, że się ze mną prześpisz...

Jego głos jest cichszy od szeptu, a jednak dociera do mnie z siłą wrzasku.

Moje zbolałe serce zdaje się prowadzić własny wyścig, pompuje w moje żyły rozpacz, rozprowadza po ciele ból, niedowierzanie.

Przymykam powieki, odwracam się, cofam w tył. Przygryzam wargę, obiecuję sobie, że nie będę płakać.

Wiem, że jesteśmy obserwowani. Czuję na sobie spojrzenia wszystkich obecnych w pomieszczeniu, mam świadomość, że słuchają.

Draco idzie za mną, łapie mnie za dłoń. Wyrywam ją z obrzydzeniem, jakby parzyła.

- To wszystko było zanim cię poznałem - mówi dalej. W jego oczach pojawia się nadzieja, determinacja, w moim sercu rodzi się gniew. - Chciałem zrezygnować z zakładu tuż po naszym pocałunku...

Słyszę prychnięcie, które wybudza mnie z transu.

- Chciałeś zrezygnować? - wtrąca się Teodor, w jego głosie słyszę tłumione rozbawienie. - To dlatego opowiadałeś ze szczegółami o waszych zabawach w dormitorium, Dziurawym Kotle i kawalerce?

Draco kręci głową, wyciąga dłoń w moją stronę.

- Wszystko się zmieniło - mówi, jakby słowa Teo nigdy nie padły. - Kocham cię...

Absurdalność sytuacji uderza we mnie ze zdwojoną siłą, przygniata klatkę piersiową, wydusza ironiczny śmiech.

Zalewa mnie wściekłość. Paląca, dusząca, barwiąca otaczający świat na odcień czerwieni. Rozpacz i ból uciekają w popłochu, przeganiane przez nowych towarzyszy - gniew i rozczarowanie.

Mrużę powieki, robię krok w stronę Draco, popycham go z całej siły. Moje policzki płoną czerwienią, ze złości, wstydu, zażenowania. Nie mogę uwierzyć, że połowa Slytherinu zna szczegóły z mojego życia intymnego.

- Kochasz mnie? - syczę. - Kochasz?! Nie masz pojęcia czym jest miłość! Jesteś świnią, Malfoy - mówię, nie przestaję popychać. Z każdym kolejnym uderzeniem, wkładam więcej siły. Z każdym kolejnym słowem, zaczynam podnosić ton. Nie reaguje, nie broni się, nie robi nic, co tylko wkurza mnie jeszcze bardziej. - Jak można robić takie rzeczy? Kto normalny zakłada się o drugą osobę? O jej życie, marzenia?! Jesteś żałosną imitacją człowieka!

Przestaję uderzać jego klatkę piersiową, mam dosyć przedstawienia.
Dyszę głośno, patrzę na jego przygarbioną sylwetkę, patrzy z powrotem.
Jego bierność, nieme przyzwolenie doprowadza mnie do furii.

Obracam się na pięcie, ruszam w stronę wyjścia. Przystaję, patrzę na Pansy.

- Wiedziałaś o tym? - mój głos drży, choć staram się trzymać go w ryzach. Jeszcze trochę. Jeszcze chwilę.

Pansy zaciska usta, z jej oczu zaczynają płynąć łzy. Już rozumiem, już wiem.

Moje życie, moje uczucia, są jednym wielkim żartem. Jestem rozrywką, jestem pożywką wykreowaną, żeby zabawiać wrednych ślizgonów.

A podobno się zmienili. Podobno są innymi ludźmi.

Jestem na granicy, jestem na skraju.

Kiwam głową, ruszam w stronę wyjścia. Nie widzę gdzie idę, nie słyszę nic, nie czuję nic.

Zatrzymuje mnie uchwyt za rękę. Odwracam się z zamachem, odbijam dłoń na policzku Draco. Widzę szok w jego oczach, widzę zdziwienie, iskrę zrozumienia.

- Nienawidzę cię, Malfoy - mówię spokojnie, mój głos jest poważny, zmęczony, wypruty z emocji. - Nie chcę cię znać. Zajmij się swoją narzeczoną. Cieszę się, że mieliście ubaw z mojego życia i uczuć.

Wyrywam się, wybiegam na korytarz.

Nie potrafię powstrzymać łez. Złość ulatuje ze mnie jak powietrze z przebitego balona. Serce pulsuje bólem. Łapię się ściany, nie mogę oddychać. Rozpadam się na kawałki, rozsypuję na zimnej posadzce lochów.

Gniew gdzieś znika, rozpacz znów gra pierwsze skrzypce.

Widzę ból,

Czuję ból,

Jestem bólem.

Nie wiem co robię, nie wiem gdzie idę, nie wiem gdzie jestem.

Tonę coraz bardziej, coraz głębiej. Nie widzę jutra, nie widzę nadziei, nie czuję tlenu. Zapadam się, znikam.

Chcę się obudzić. Chcę by to wszystko okazało się snem.

Miliony lat później uspokajam się, wstaję. Jak automat wracam do dormitorium. Niczym na autopilocie blokuję drzwi, przebieram się, myję.

Wypijam eliksir słodkiego snu, kładę do łóżka.

Chcę zasnąć

chcę zniknąć

chcę już nigdy się nie obudzić.

Zanim zasypiam, uświadamiam sobie, że wreszcie otrzymałam odpowiedź na pytanie, dlaczego tak bardzo izolował mnie od znajomych. Wreszcie wiem co ukrywał, dlaczego się chowaliśmy, dlaczego widywałam go z Astorią.

Nagle wszystkie niewyjaśnione momenty nabierają sensu, łamią moje i tak już zdewastowane serce.

Ginny ma rację. Jestem naiwna, jestem głupia, a teraz za to płacę.  


*~*~*


Rozdział świeżo napisany, nie sprawdzany.

Domyślam się, że większość  z Was ma ochotę mnie zlinczować za to, co zrobiłam naszej parze, ale... taki plan był od początku. Od pierwszego słowa wiedziałam, jak chcę poprowadzić tę historię.

Mam nadzieję, że wybaczycie mi taki obrót wydarzeń.


Buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro