Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

Richard

- A to ciekawe. – zanim miałem szansę odpowiedzieć zrobiła to za mnie moja żona, która pojawiała się tuż obok. – Mówisz, że go kochasz a jednak nie dałaś wam szansy, kiedy ją miałaś. Zostawiłaś go, bo tak ci kazał bogaty tatuś a teraz wracasz z podkulonym ogonem jak bezpański pies. Powiedz mi co się takiego stało, że akurat teraz?

- Nie wiem o czym mówisz! – oburzyła się.

- Albo porzucił cię mąż i zostałaś z niczym albo tatuś cię wydziedziczył. Więc jak był? – stanęła przede mną niczym walkiria broniąca swojego świata.

- Samantha daj spokój. – przyciągnąłem ją do siebie. – Nie warto.

- A ja myślę, że trzeba to zakończyć raz na zawsze. – nie odrywała wzroku od Rosalind a jej niezachwiana pastwa wywoływał we mnie dumę. – Kocham Richarda a on kocha mnie więc pogódź się z tym, że już go straciłaś. To co było między wami to przeszłość i czym prędzej to zrozumiesz to dla ciebie lepiej.

- A jeśli nie będę chciała odejść? – zapytała z wyższością.

- Wtedy zgłoszę sprawę na policję, że nas nękasz a to nie będzie dla ciebie dobre. W więzieniu takie jak ty nie mają łatwego życia. – oznajmiła.


Samantha

Wściekłość rozsadzała mnie od środka i to nie na mojego męża a na tą flądrę. Od razu jak powiedział, że idzie zapalić śledziłam wzrokiem Rosalind jak rusza w jego stronę. Przeprosiłam więc Anthonego i poszłam za nią chociaż widziałam jakie uczucia żywi do mnie Richarda.

Chciałam tylko usłyszeć co ona ma mu do powiedzenia. Było do przewidzenia to, że tak szybko się nie podda. Nie spodziewałam się jednak po niej, że tak otwarcie będzie chciała wykorzystać nasze chwilowe rozstanie.

Usłyszeć z ust innej kobiety, że kocha mojego męża to jak rażenie piorunem jednak wiedziałam, że to kiedyś nadejdzie. Słuchałam, jak Richard tłumaczył jej, że miedzy nimi wszystko skończone jednak ona pozostawała głucha na jego słowa. Nie miałam wyjścia i musiałam zainterweniować. Spodziewałam się szybkiego starcia a jednak napotkałam opór, więc nie zostało mi nic innego jak wytoczyć ciężkie działa.

- A jeśli nie będę chciała odejść? – po jej słowach wiedziałam, że dzieje się z nią coś niedobrego.

- Wtedy zgłoszę sprawę na policję, że nas nękasz a to nie będzie dla ciebie dobre. W więzieniu takie jak ty nie mają łatwego życia. – powiedziałam wiedząc, że to ostateczność jednak nie mogłam inaczej.

- Pozwolisz jej na to? – zwróciła się do mojego męża.

- On ci nie pomoże więc nawet na niego nie patrz. – wysyczałam. – Nie wiem co uroiłaś sobie w tej głupiej głowie, ale powinnaś się zobaczyć z lekarzem, bo to nie jest normalne.

- Ty go nawet nie znasz. – szepnęła wyprowadzając mnie z równowagi.

Ona naprawdę miała nie po kolei w głowie. Jej szaleńcze oczy, które patrzyły tylko w stronę mojego męża z miłością tak chorą, że wręcz mnie to przerażało. Jak taka kobieta mogła tak nisko upaść.

- Idziemy. Nie ma sensu jej słuchać – powiedziałam zdegustowana jej zachowanie.

- Nie możesz tak po prostu odejść. – krzyknęła. – Richardzie przecież wiesz, że jesteśmy sobie pisani.

- Odwal się w końcu od niego. – powiedziałam podchodzą kilka kroków w przód.

Liczyłam na to, że wystarczy się i w końcu odpuści jednak ona wykonała całkiem niespodziewany ruch. Złapała mnie za ramię i zanim zdążyłam zareagować szarpnęła mnie tak mocno, że poleciałam do przodu.

Poczułam, jak strach ogarnia moje ciało jakiego do tej pory nie przeżyłam. Usłyszałam zamieszanie przy drzwiach i odwróciłam się tylko na chwilę chcąc zobaczyć mojego męża a wraz za nim resztę naszej rodziny.

To co stało się później pamiętam klatka po klatce. To jak zaklęła dziewczyna, kiedy dotarła do niej prawda, że jej szansa minęła. To jak Richard rusza w naszą stronę i jak mówi coś do Rosalind. To jak mocne szarpniecie które się po niej nie spodziewałam sprawiło, że spojrzałam jej w oczy. To jak zapierając się całą sobą przechyliła nas przez barierkę balkonu, na którym stałyśmy.

Nie zdołałam zareagować na jej atak, kiedy moje ciało niczym bezwładna lalka pozwoliło, aby pociągnęła mnie za sobą. Trwało tak zaledwie kilka sekund a czułam jakby to była wieczność. Uderzyłyśmy o ziemię a z mojego ciało wypadł głośny jęk, którego nic nie mogło zatrzymać.

Leżąc na zimnym trawniku i z trudem łapiąc oddech odtwarzałam każdą sekundę jednak to w niczym nie pomogło. Nic nie mogłam zrobić z rozszalałą kobietą, która chciała odzyskać swojego mężczyznę za wszelką cenę.

- On już zawsze będzie mój. – wyszeptała patrząc mi prosto w oczy. Czułam ogarniającą mnie senność a głos mojego męża zaczął zanikać.

Nie ważne jak bardzo chciałam mu odpowiedzieć nie mogłam. Moje oczy same się zamknęły.

***

Nie wiem, ile czasu minęło, ale kiedy otworzyłam oczy znajdowałam się w jadącym pojeździe. Dźwięk syreny rozwalał mi głowę a jakikolwiek ruch wywoływał ogromny ból na co jęknęłam przeciągle.

- Kochanie nie ruszaj się. – nade mną pojawiła się twarz Richarda.

- Boli. – wyszeptałam.

- Wszystko będzie dobrze. – odparł nerwowo.

- Nie umiesz kłamać.

- Nie kłamię. To tylko zwykłe wybicie barku które ci nastawią a potem wrócimy do domu.

Pokiwał energicznie głową jakby naprawdę w to wierzył. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że coś jest nie tak. Jakby się bał powiedzieć mi jak bardzo jest źle a tym samym sprawić, że mój stan się pogorszy.

- Kocham cię. – wyszeptałam ostatkiem sił.

- Nawet nie waż się ze mną żegnać – ostrzegł mnie. – Wiem co robisz, dlatego ja tego nie powiem, dopóki nie będzie po wszystkim. Masz walczyć rozumiesz! – krzyknął.

Żałowałam, że nie mogłam mu powiedzieć o swoich uczuciach wcześniej, bo gdybym to zrobiła zaznałabym jego miłość znacznie dłużej. Wiedziałam, że koniec zbliża się coraz bardziej. W uszach słyszałam jak coraz wolniej bije mi serce. Nie mogłam tego wyjaśnić, ale po prostu wiedziałam, że to koniec.

Chciałam wyciągnąć w jego stronę dłoń, ale ten ruch sprawił mi więcej bólu. Z moich oczu potoczyły się łzy spływając po mojej twarzy, docierając do szyi.


Richard

Droga do szpitala była dla mnie udręką. Przez jedną chwilę, kiedy zobaczyłem jak Samantha znika mi z oczu na balkonie myślałem, że ją straciłem. Moje nogi przyrosły do podłoża, ale dopiero krzyk jej sióstr wybudził mnie z letargu.

Ruszyłam w dół po schodach powtarzając w myślach, że wszystko będzie dobrze. Wtedy znalazłem je leżące obok siebie na trawniku a moja żona się nie ruszała. Nie wiem, jak znalazłem się przy niej. Pamiętałem urywki, to jak odgarnąłem jej włosy z twarzy, to jak krzyczałem, żeby otworzyła oczy, to jak zaroiło się od ludzi na balkonie, to jak ktoś robił zdjęcia, ale nie zwracałem na nich uwagi. W końcu po wielu ciągnących się w nieskończoność minutach przyjechała karetka.

Nie chcąc jej opuszczać wsiadłem z nią do środka skupiając się tylko na niej. Przez chwilę odzyskała przytomność a jej słowa sprawiły, że chciałem przytulić się do niej i wybuchnąć płaczem.

- Kocham cię. – wyszeptała bardzo cicho jakby walczyła o każdy oddech.

- Nawet nie waż się ze mną żegnać – ostrzegłem ją. – Wiem co robisz, dlatego ja tego nie powiem, dopóki nie będzie po wszystkim. Masz walczyć rozumiesz! – wręcz żądałem, ale moje słowa na nic się nie zdały.

Zamknęła oczy w chwilą, w której podjechaliśmy pod szpital. Przeciągły sygnał na monitorze sprawił, że dalej trzymałem ją za dłoń. To nie mogła być prawda. Nie mogłem jej tak stracić.

- Proszę się odsunąć. – krzyknął sanitariusz i odepchnął mnie na bok.

Siedziałem jak zamurowany patrząc jak wyciągają miłość mojego życia z karetki a ja nie mogłem nic zrobić, aby ją ocalić.

***

Od piętnastu minut chodziłem w kołu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Samantha od razu została przewieziona na salę operacyjną, gdzie mieli nastawić jej rękę. Kość, która została przemieszczona w stronę szyi uciskała na żyłę dostarczającą krew do serca przez co nastąpiło jego zatrzymanie.

- Richard! Gdzie ona jest? – do szpitala wpadała Sara z Mayą a za nią jej mężowie.

- Na sali operacyjnej. – wskazałem ręką drzwi.

Po dobrym humorze nie zostało nic. Sara będąc w ciąży nie mogła się tak zamartwiać a z kolei Maya miała wadę serca. Kurwa tak źle i tak niedobrze – pomysłem przeczesując ręką włosy.

- Ile to potrwa? – Tobias wziął w ramiona żonę i spojrzał ponad nią na mnie.

- Nie wiem. Zależy czy będę komplikacje.

- Trzeba zadzwonić do Edwarda. – wymamrotała spanikowana Maya.

- Ja to zrobię. – powiedział Anthony przyciągając ją do siebie.

Patrząc na to jak trzymają je w ramionach chciałem zrobić to samo. Samantha była a raczej jest dla mnie wszystkich. Nie wyobrażałem sobie życie bez niej i nie wiem co zrobię, kiedy... Nie, nie mogłem nawet tak myśleć. Samantha wyzdrowieje i wszystko będzie dobrze.

To co zrobiła Rosalind przechodziło wszelkie pojęcie i pokazywało, że nigdy jej nie znałem. Ta delikatna kobieta nie skrzywdziłaby muchy a teraz próbował zabić moją żonę.

- Co z Rosalind? – zapytałem musząc wiedzieć.

- Zabrała ją policja. Nic jej się nie stało. – prychnął Tobias.

- Czemu kurwa tego nie zauważyłem. Czemu jej nie złapałem! – podniosłem głos nie mogąc się opanować.

Usiadłem na podłodze patrząc wprost w drzwi sali, w której się znajdowałem. Miałem nadzieję, że ta suka odpowie za to co zrobiła mojej żonie.

Patrzyłem na zegarek widząc jak mijają kolejne minuty aż wreszcie po dwóch godzinach drzwi od sali operacyjnej się otworzyły i wyszedł z nich lekarza.

- Państwo z rodziny? – zapytał wprawnym z emocji głosem a grunt pod moimi nogami zaczął się zawalać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro