Rozdział 28
Richard
Patrzyłem jak moja żona znika w sypialni i zastanawiałem się co tu się właściwie odjebało. Dokumenty rozwodowe leżały na stole w kawałkach a moje rozedrgane serce podrygiwało przeszczęśliwe.
Ruszyłem na górę szybkim krokiem zdeterminowany, aby dokończyć rozmowę, którą zaczęliśmy. Nie mogła tak po prostu wyjść po tym jak powiedział mi, że mnie kocha. Tak się kurwa nie robi.
- Czy ty powiedziałaś, że mnie kochasz i tak po prostu odeszłaś? – przyglądałem się jej jak zakłada buty niewzruszona.
- Tak.
- Jesteś nienormalna. – usiadłem obok niej kompletnie skołowany.
- Ale taką mnie kochasz. – mrugnęła do mnie.
- To już przecież wiesz, bo to powiedziałem, ale że ty...- nie mogłem znaleźć słów jak opisać to co czuję. Jedyne co przychodziło mi na myśl to, to że nadal śnię i wszystko jest wytworem mojej wyobraźni.
- Richardzie – spojrzała na mnie łagodnym wzrokiem. – Nie chcę robić z tego wielkiej rzeczy. Tak po prostu powiedzieliśmy sobie, że się kochamy. – wzruszyła ramionami.
To co dla niej wydawało się normlane i zwyczajne dla mnie było najszczęśliwszym dniem w moim życie. Nie tak jednak wyobrażałem sobie to jak powiemy po raz pierwszy kocham cię. Planowałem piękny wieczór z kolacją i świecami – romantycznie jak to mówią. A nie po śniadaniu i dowiedzeniu się, że żona chce się z tobą rozwieść. Już wiem, że tego nie zrobi, ale i tak to nie moje wyobrażenie idealnego momentu.
- Nie masz w sobie ani krzty romantyczności. – powiedziałem z przekąsem patrząc jak podnosi się z łóżka.
Chciałem ją zatrzymać jeszcze choć na chwilę, aby dłużej porozmawiać więc jedyne na co wpadłem po złapanie ją za rękę i pociągniecie w moją stronę. Wpadła w moje ramiona a z jej ust wypadło ciche westchnienie. Ułożyłam ją bokiem na łóżku patrząc wprost w jej przepiękne oczy.
- Kocham cię – powiedziałem to tym razem tak jak powinienem.
- Ja też cię kocham. – odparła cicho z czułością wypisaną na twarzy. – Nie wiesz jak wiele razy chciałam ci to powiedzieć, ale się bałam, że odrzucisz moje uczucia.
- Ja myślałem o tym samym.
Jacy byliśmy głupie nie potrafiąc dojść do porozumienia a wystarczyło otwarcie porozmawiać. Niby mieliśmy to robić, ale kiedy w grę wchodziły uczucia nie było to takie łatwe jakby się mogło wydawać.
Przyciągnąłem ją bliżej nie chcąc, aby znowu ode mnie uciekła. Trzymając ją w swoich ramionach czułem do głębi jak jej słowa wnikają w moje ciało i osadzają się tam już na stałe. To było niesamowite uczucie i nie pozbędę się go już nigdy.
- Byliśmy zbyt uparci. – zaśmiała się przytulając się do mnie. – Nawet nie wiesz jak nasze charaktery są do siebie podobne.
- Jedyne co o sobie słyszałem to, że jestem za spokojny jednak przy tobie nie potrafię się powstrzymać. Myślę, że tylko wtedy, kiedy staje się podobny do ciebie w końcu mnie zauważasz.
- Zawsze cię zauważam. – spojrzała na mnie spod rzęs. – Może tego nie okazuję, ale jesteś niesamowitym mężem, zajebistym bratem i jedynym w swoim rodzaju pracownikiem.
- Powiedz to moim ludziom. – parsknąłem.
- Jeśli będzie trzeba to zrobię to a nawet i więcej. – zapewniła.
Moja żona była niezwykle wygadana, nadpobudliwa, stanowcza a nawet i nieznośna – i to tylko kilka rzeczy, które o niej słyszałem. Tylko nieliczni wiedzieli jaka jest naprawdę.
Podczas oglądania filmu na którymś ktoś umierał zalewała się łzami.
Kiedy Alessandra zdała egzamin cieszyła się i była z niej dumna.
Każdego dnia widziałem z jakim zapałem i chęcią robiła nam kawę. Nawet jeśli niezbyt mi smakowała zawsze się uśmiechałem wiedząc, że jest szczęśliwa.
Uwielbiała zbierać figurki i kiedy jakąś ode mnie dostawała cieszyła się jak dziecko. A dostała ich jak na razie trzy.
Denerwowała się, kiedy coś nie szło po jej myśli. Miała w głowie swój własny plan jak ma wyglądać nasze wyjście, spotkanie czy impreza.
- Co robicie? – spojrzałem na stojącą w drzwiach naszej sypialni Alessandrę. Za rękę trzymała Liama który nie czuł się komfortowo podglądając nas za to z kolei moja siostra była nieźle rozbawiona.
- Mówimy o tym czy nie wyeksmitować cię z domu. – powiedziałem zły, że przerwała nam tą cudowną chwilę. Oczywiście nie zrobiłbym tego, ale i tak miałem niezłą satysfakcję ucierając jej nosa.
- Nie zrobisz tego. – popatrzyła na mnie odważnie.
- A to niby czemu?
- Sam ci nie pozwoli.
- Nie liczyłbym na moją żonę. – parsknąłem śmiechem.
- Nie dam ci jej wyrzucić. – no i moja nadzieja wyparowała.
- Serio? – zapytałem. – Nie chciałabyś zostać w domu całkiem, ale to całkiem sama? – kusiłem wyobrażając sobie jakby to mogło wyglądać.
- W sumie. – zamyśliła się rozmyślając nad tym. – Nie. Jednak nie. – pokręciła głową i wyswobodziła się z moich ramiona.
- Muszę lecieć, ale jak coś to wiesz... - wzięła telefon, torebkę z komody i w przelocie pocałowałam mnie szybko w usta. - ... kocham cię – krzyknęła i tyle ją widziałem.
- Twoja mina nieszczęśliwego szczeniaka sprawia, że chce mi się płakać. – odparła po dłuższej chwili moja siostra.
- Spadaj. – powiedziałem rzucając w nią poduszką, którą akurat miałem pod ręką, ale udało jej się uchylić.
Samantha
Wyszłam z domu nawet nie wiedząc po co, ale musiałam uciec. Nie spodziewałam się, że dzień przybierze taki właśnie obrót. Wielki uśmiech zagościł na mojej twarzy na samą myśl, że mogę mówić mu otwarcie co do niego czuję. To było niesamowite uczucie.
Wyciągnęłam telefon i napisałam do adwokata. że dokumenty nie będę mi już potrzebne. Długo na odpowiedź nie musiałam czekać.
„Cieszę się, że udało wam się dojść do porozumienia. Trzymajcie się mocno i jakby co to jestem."
Z uśmiechem na ustach napisałam do sióstr z prośbą o spotkanie. Kiedy już wszystko zostało wyjaśnione chciałam im o tym powiedzieć, ale i zapytać, jak przeszły do porządku dziennego z fikcyjnego małżeństwa na prawdziwe.
***
Każde spotkanie z siostrami było niesamowitą dawką poczucia humor, ale też i wspomnień. Byłyśmy dorosłe, ale i tak nie potrafiłyśmy przestać zachowywać się jak dzieci.
- Cześć. – weszłam zdyszana do kawiarni, w której się z nimi umówiłam.
Sara jak od jakiegoś czasu eksperymentowała z ubraniami. Tym razem miała na sobie niebieską sukienkę w kwiaty typy ciążową chociaż jeszcze nie widać było brzuszka. Natomiast Maya postawiła dzisiaj na zwykłe jeansowe ogrodniczki i białą koszulkę pod nimi.
- Już ci zamówiłyśmy. – powiedziała Sara wskazując moją latte bez cukru.
- Dzięki. – posłałam jej uśmiech zajmując miejsce przy stoliku. – I za to, że mogłyście spotkać się ze mną tak szybko.
- Pisałaś tak dziwnie, że nie mogłyśmy nie przyjść. – Maya pochyliła się w moją stronę. – Co się dzieje?
Westchnęłam nie wiedząc od czego zacząć więc przedstawiłam im po krótce rozmowę z Richardem. Nie wiedziałam, jak mam się zachować chociaż w domu udało mi się okiełznać emocje.
- No dobrze. – powiedziała powoli Sara. – Powiedziałaś mu, że go kochasz, on powiedział to samo więc gdzie problem.
- Nie wiem. – wzięłam porządny łyk kawy. – Może w tym, że tak długo ukrywałam przed nim co czuję a teraz nie muszę.
- Powinnaś się cieszyć a nie zamartwiać. – stwierdziła Maya.
- Wiem, ale dziwnie tak po prostu zacząć przestać uciekać.
- Ale chyba miłe co nie? – siostra poruszyła sugestywnie brwiami.
- Bardzo. – westchnęłam.
- Więc przestań to analizować i opowiedz co planujecie dalej. – Sara rozłożyła się na krześle.
Tak więc przestałam. Skupiłam się po prostu na byciu z siostrami. Opowiadałam im co się ostatnio u mnie wydarzyły, o Alessandrze i jej zdanym egzaminie, o tym, że nadal uwielbiam zbierać figurki, o tym jak spędzam czas z kobietami w szpitalu a nawet o tym, że bałam się ciąży.
- Ale już ci przeszło? – zapytała Maya.
- Tak. – powiedziałam zgodnie z prawdą. – Chyba po prostu nie chciałam mieć dziecka zanim nie ogarnęliśmy spraw między sobą.
- A teraz byś chciała? – drążyła.
- Na razie nie. Mogę po prostu skupić się na budowaniu relacji między nami a z czasem może i przyjdzie czas na dzieci. – wzruszyłam ramionami.
Wraz z tematem o dzieciach w oczach Mayi na chwilę pojawiła się rozpacz, ale szybko minęło. Co nie zmieniało faktu, że pociągnęłyśmy ją za język. Ogromnie się cieszyłyśmy, kiedy powiedziała o adopcji dziecka. Dla nas liczyło się tylko jej szczęścia, a jeśli chciała stworzyć dom, dla maleństwa którego rodzic lub rodzice nie mogli to będziemy ją wspierać.
- Kiedy macie pierwsze spotkanie? – zapytałam szczerze zainteresowana.
- Mieliśmy wczoraj. – uśmiechnęła się. – Spełniamy wymagania, ale to nie takie proste jakby się mogło wydawać. Będzie to długo trwało, ale mam nadzieję, że kiedyś stworzymy z Anthonym wielką rodzinę.
- Kiedy masz na myśli wielką? – Sara zapytała o to samo o czym myślałam.
Od zawsze byłyśmy tylko we trzy, ale żałowałyśmy, że nie mamy braci, których mogłyśmy wykorzystywać do własnych celów. Oczywiście miałyśmy tatę i Edwarda, ale to nigdy nie było to samo.
- Myśleliśmy nad piątką, ale nie wiadomo czy będziemy mogli tyle ich adoptować. Nie wiem jak uregulowane jest to prawnie, dlatego też musimy się wiele dowiedzieć.
- Piątką? – musiałam się upewnić, czy mówi poważnie.
- No tak. – powiedziała niepewnie patrząc na nas spod rzęs.
- Jezu Chryste – aż zaniemówiłam. – Tyle dobrego, że twoja wagina nie zostanie rozepchana na wszystkie strony świata.
- Sam – Maya klepnęła mnie oburzona w ramię.
- A nie mówię prawdy? – spojrzałam na Sarę. – A co ty o tym myślisz?
- Czemu mnie pytasz? – zapytała z pełnymi ustami. Już miałam jej powiedzieć, żeby tyle nie jadła, ale wolałam milczeć, bo jeszcze by mi się oberwało.
- Bo będziesz rodzić i pewne części twojego ciała będą rozszerzone na dziesięć centymetrów. – ostatnie słowa wyszeptałam nie chcąc, żeby usłyszeli nas ludzie ze stolików obok. Mogłoby być zabawnie, ale znając to z doświadczenia zostałybyśmy wyrzucone.
- Odpowiem ci tak. – pomachała mi widelcem przed oczami, wzięła kolejną porcję ciasta tym razem ode mnie i wtedy odpowiedziała. – Zajdź w ciążę i zobacz, jak to wygląda z doświadczenia.
- Chyba poczekam na ciebie. – mlasnęłam ustami.
- I jak ci się nie spodoba to co zobaczysz?
- To chyba adoptuje tak jak Maya. – wskazałam na nią ręką.
- Oooo serio? – spojrzała na mnie spod podniesionych brwi. – Chciałabym to zobaczyć.
Nie ma to jak spędzić czasu z siostrami żartując i nie przejmując się tym, że kiedy coś się powie zostanie to wytknięte. Przy nich wszystko wydawało się takie łatwe. Zwłaszcza moje uczucia, z którymi się borykałam a one rozwiązały je w ciągu jednej chwili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro