Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

Dostaniecie dzisiaj do 28 rozdziału a reszta jutro ;)


Richard

W uszach ciągle dźwięczały mi słowa, które do niej powiedziałem. Zarzuciłem, że nigdy nikogo nie kochała. Ten ból, który widziałem w jej oczach zadałem jej właśnie ja. Chciałem palnąć sobie w łeb za to, że coś takiego zrobiłem, ale było już za późno. Słowa zostały wypowiedziane i nie mogłem cofnąć czasu, aby je wymazać.

Powinienem się cieszyć na wieść, że nie jest w ciąży. Nie była już do mnie uwiązana ani ja do niej, ale i tak bolało. Chciałem mieć z nią dziecko, bo może ono wyzwoliłoby w niej to konkretne uczucie, którego pragnąłem nad życie. Może w końcu by mnie pokochała i zobaczyła jak bardzo może być ze mną szczęśliwa. Dla niej zrobiłbym wszystko i zapewnił jej takie życie jakie tylko by chciała.

Kiedy bez słowa wyszła z domu przeraziłem się. Nie odbierała, kiedy dzwoniłem ani nie odpisywała na wiadomości więc zrobiłem jedyną racjonalną rzecz jaka przyszła mi do głowy. Skontaktowałem się z Edwardem, żeby ją znalazł. Żeby sprawdził, że nic jej nie jest.

Czas ciągnął mi się w nieskończoność do momentu aż weszła przez drzwi. Wyglądała tak samo, ale jej zachowanie się zmieniło. Czułem bijący od niej chłód tak jak na początku naszego małżeństwa. Nie chciałem, żeby te czasu wróciły, ale nie wiedziałem, jak mam to zmienić. Byłem jednak na tyle zdeterminowany, aby z nią porozmawiać i wytłumaczyć, jak się poczułem.

Gdyby to zależało ode mnie zabrałabym ją do naszej sypialni i wszystko wyjaśnił, ale dzisiaj był ważny moment dla mojej siostry, dlatego postanowiłem zrobić to później.

Podczas kolacji było jakoś drętwo pomiędzy nami. Na szczęście moja żona i siostra były tak zagadane, że mogłem na spokojnie ułożyć sobie co chcę jej powiedzieć. Jednak pod koniec wszystko przybrało całkiem inny obrót. Dowiedziałem się jak naprawdę jest moja żona, ale i też, dlaczego mi nie powiedziała jak bardzo pomaga innym. Ona po prostu taka była i nie chciała poklasku. Chciała pomagać w cieniu, bo właśnie to jej sprawiało radość.

- Dam sobie radę a ty możesz iść odpocząć. - posłała mi nerwowe spojrzenie i zaczęła zbierać puste talerze. Zachowywała się tak jakby krępowała ją moja obecność.

- Pomogę ci.

- Nie musisz.

- Ale chcę. – zapewniłem podchodząc do niej z resztą naczyń. – Nie musisz wszystkiego robić sama i po swojemu.

- Musisz zaczynać od nowa? – otworzyła z hukiem zmywarkę i zaczęła do niej pakować opłukane talerze. – Ani dnia spokoju. – burczała pod nosem.

- Ja tylko...

- Wiem co ty tylko. – spojrzała na mnie spod rzęs. Westchnęła odsuwając z czoła kosmyk włosów które na niego upadły. – Nie chcę się znowu kłócić.

- To tak jak ja. – złapałem ją za dłonie. – Przepraszam za to co powiedziałem. Nie miałem racji. Tylko... - ciężko było mi mówić o uczuciach. - ..., kiedy powiedziałaś, że nie chcesz dzieci poczułem się... nieistotny.

- Nie mówiłam, że nie chcę dzieci z tobą po prostu to nie odpowiedni czas.

- Czyli... - zapłonęła we mnie nadzieja, że może kiedyś będziemy rodziną.

- Nie wiem Richard. Naprawdę nie wiem. – zamknęła klapę zmywarki. Włączyła ją i ustawiła program. – Trudno jest rozmawiać o czymkolwiek co ma związek ze wspólnym życiem, kiedy tak naprawdę nasze małżeństwo to fikcja.

- Przecież mieszkamy ze sobą, sypiamy we wspólnym łóżku i nawet kochamy się – dla mnie to było proste, że nasze małżeństwo nie jest fikcją. Już nie.

- Co z tego. – powiedziała. – Gdyby to było prawdziwe małżeństwo to zaczęlibyśmy od randek, potem zaręczyny a na koniec ślub. Tak w dużym skrócie. – wzruszyła ramionami.

Chyba nie znałem się na kobietach, skoro nie rozumiałem co ona mówi. Czyli było prawdą, że kobiet lepiej nie starać się zrozumieć, bo to na nic.

- Nie chciałaś się kłócić, ale to powiem. To ty nie chciałaś mnie więcej widzieć po tym jak spędziliśmy razem noc. – przypomniałem jej co mi wtedy powiedziała i w jaki sposób się zachowała.

- Bo bałam się tego co czuję. – krzyknęła zaskakują mnie swoim wybuchem. – Jak miałam ci powiedzieć, że czułam się przy tobie naprawdę dobrze i że nie chcę, żeby to się kończyło!

Jej słowa kompletnie mnie skołowały. Nie rozumiałem w takim razie, dlaczego nie powiedziała wprost, że chce związku zamiast uciekać.

- Ale powiedziałaś, że to nic nie znaczyło. -drążyłem dalej.

- Bo się bałam! Po prostu się bałam, że mnie zranisz i zostawisz.

- Kurwa kobieto, ale ty jesteś skomplikowana. – parsknąłem śmiechem. Nie mogąc się powstrzymać wziąłem ją w swoje ramiona. Czekałem na to aż mnie odtrąci, ale tego nie zrobiła. Wtuliła się we mnie jakby na to czekała, ale duma nie pozwoliła jej wykonać pierwszego kroku.

- Nie śmiej się. To poważne sprawy.

- Przepraszam za to co powiedziałem. – wyszeptałem układając brodę na jej głowie. – Bardzo mi na tobie zależy. – postanowiłem wykonać ten pierwszy krok. Zobaczymy może mnie roztrzaska na kawałki, ale było warto.

- Mnie też na tobie zależy. – mocniej wtuliła się w moją pierś. – Bardzo mi na tobie zależy.

Kurwa – to było takie proste. Wystarczyło po prosto to powiedzieć a nie szarpać się miedzy sobą i ciągle wyrzucać sobie błędy.

Chciałem jej powiedzieć już teraz co czuję, ale wiedziałem, że to za szybko. Krok po kroku będę jej pokazywał co czuję aż samo poczuje to samo. Może byłem głupcem nie chcąc powiedzieć jej jak bardzo ją kocham od chwili kiedy ją ujrzałem jednak to mogłaby ją wystraszyć a tego nie chciałem.

Trzymałem ją więc tylko w ramionach dziękuję jej tacie za to, że nas połączył. Nie wnikałem, dlaczego wybrał akurat mnie chociaż miałem swojej podejrzenie od czasu, kiedy zaczął się przyglądać mojej pracy. Przychodził do laboratorium niby zaciekawiony jak wyglądają postępy w pracy chociaż nigdy wcześniej tego nie robił. Teraz to nie miał dla mnie znacznie. Byłem mu ogromnie wdzięczy za to co zrobił i obiecuje samemu sobie, że zrobię wszystko, żeby Samantha była najszczęśliwszą kobietą na świecie.


Samantha

Obudziłam się w nocy wiedząc, że coś jest nie tak. Zdążyłam dobiec jeszcze do toalety zanim zwróciłam całe jedzenie. Jak widać moja skłonność do słodyczy w połącznie z żeberkami z sosem zrobiła swoje. Torsje wstrząsały moim ciałem raz za razem powodując, że gardło zaczęło mnie palić od zwróconych resztek jedzenia.

- Sam, wszystko w porządku? – poczułam, jak kuca obok mnie odgarniając mi włosy z twarzy.

- Tak – oparłam się całym ciałem o toaletę. – Chyba przesadziłam trochę z jedzeniem.

- Zjadłaś tylko trochę.

- Nie mówię o tym. – a potem opowiedziałam mu o wszystkim co wydarzyło się po wyjściu z domu. Słuchał mnie, kiedy zwracałam raz za razem kolejne porcje i bez protestu ocierał moje czoło ręcznikiem zmoczonym w ziemnej wodzie.

- To krępujące. – westchnęłam czując się o wiele lepiej.

- Uwierz mi, że widziałem gorsze rzeczy – zaśmiał się co ani trochę mnie nie pocieszyło. – Będziesz jeszcze... - chrząknął.

- Chyba nie.. – czułam pustkę w brzuchu więc chyba wszystko co miało ze mnie wyjść to wyszło.

- To złap mnie za szyję. – powiedział co zrobiłam bez protestu. Nie miałam siły się podnieść a co dopiero dojść do łóżka, na którym położył mnie delikatnie.

Z ulgą przyjęłam miękką pościel, w której moje ciało czuło ogarniający je spokój. Położyłam dłoń na oczach chcąc na chwilę odpocząć by po chwili móc przeprosić Richarda za tą sytuację.

Myślałam o tym co powiedziałam mu w kuchni i stwierdziłam, że mogłam to inaczej rozegrać. Trzeba było mu powiedzieć co czuję, ale na samą myśl o odrzuceniu oblał mnie paniczny starach. Objęłam go więc w pasie wdychając jego kojący zapach i rozkoszując się jego bliskością.

Może nie powinnam mu tak łatwo wybaczyć za ten tekst o tym, że nigdy nie powiedziałam nikomu, że go kocham, ale miał rację. Kiedy zaczynało robić się poważnie uciekałam. Nie dawałam sobie nawet szansy na to, aby kogoś pokochać.

Nie wiem, ile czasu minęło, ale kiedy poczułam przyjemny i kojący zapach czegoś na kształt rumianku otworzyłam oczy. Spojrzałam mrużąc powieki na stojącego po mojej stronie łóżka Richarda. Trzymał w rękach parujący kubek, od którego zaburczało mi w brzuchu.

- Usiądź i wypij. – podał mi kubek, który od razu schowałam pomiędzy dłońmi. Chuchając na niego powoli brałam łyk za łykiem.

- Co to? – zapytałam. – Bardzo dobre.

- Zielona herbata. – usiadł po mojej prawej stronie. – Wypij wszystko a poczujesz się lepiej.

- Nigdy więcej nie zjem słodyczy. – obiecałam sobie.

- Jutro powiesz, że to odwołujesz. – zaśmiał się.

W sumie może i to była racja. Raz mówiłam jedno a za kilka dni czy godzin zmieniałam zdanie. Jak na razie mam dość wszystkiego co zawiera w sobie cukier i tego będę się trzymać.

- Dziękuję, że tak się mną zajmujesz. – powiedziałam powoli wypowiadając każde słowo.

- Nie musisz mi dziękować. – płożył dłoń na moim kolanie. – Przecież jestem twoim mężem. – mrugnął do mnie przekornie.

- To fakt. - parsknęłam śmiechem na jego próbę rozbawienia mnie.

Szybko dopiłam resztkę herbaty a Richard zabrał ode mnie pusty kubek. Na chwilę zostawił mnie samą, ale obiecał, że za chwilę wróci. Zanim to jednak zrobił przykrył mnie pościelą jak małe dziecko.

Uśmiechnęłam się czując jak ogarnia mnie senność. Zanim wrócił do sypialni już smacznie spałam do rana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro