Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Richard

Z wielkim trudem musiałem przyznać, że Liam miał głowę na karku. Ani razu nie dał się sprowokować ani nie odpowiadał na zaczepki. Szykowałem dla niego kolejną głupią gadkę, ale szturchnął mnie Anthony patrząc na mnie spod byka.

- Stary wystarczy już. – warknął w moją stronę.

- Chyba zdał test co nie? – nie chciałem się do tego przyznać, ale chłopak zdał go śpiewająco.

Odpowiadał na każde pytanie bez zająknięcia i dzięki temu wiedziałem o nim wszystko. Na przykład to, że dzięki Alessandrze postanowił pójść na studia zaoczne, żeby pogodzić to jakoś z pracą w sklepie motoryzacyjnym. Chciał pójść w mechatronikę na co nie wiedziałem co odpowiedzieć, ale jeśli tak chciał to zobaczymy, jak mu pójdzie. Miał dwie młodsze siostry. Jedna chodziła do szóstej klasy a druga do czwartej. To jak o nich mówił pokazywało mi jasno, że jest dobrym starszym bratem, który stara się zastąpić im ojca, który zmarł kilka lat temu. Jego mama z kolei jest pielęgniarką i pracuję po czternaście godzin dziennie, żeby jakoś utrzyma rodzinę.

- Powiem ci jedno. – obok mnie pojawił się Tobias. – Gdybym miał siostrę wiem, że byłaby w dobrych rękach. – pokiwał głową.

- Wiem o tym, ale trudno jest mi myśleć o tym, że już dorosła. – w takich chwilach żałowałem, że czas zbyt szybko uciekał. – Nie mogłaby jeszcze trochę pozostać mała? – zapytałem ich ze zbolałą miną.

- Tak się nie da – parsknął Anthony.

- Nie stójcie tak i nie patrzycie na niego jakbyście go osądzali. – zagrzmiał za nami Edward i przepchnął się do stolika barowego. – Powiem ci coś jako doświadczony życiowo mężczyzna. – spojrzał na mnie. – Też cię nie znosiłem jak i was wszystkich, ale moje dziewczynki są z wami szczęśliwe więc jakoś was znoszę. – nalał sobie porządną porcję brandy i zadowolony z siebie dołączył do chłopaka.

- Ty z nim mieszkasz. – odwróciłem się do Anthonego. – Serio nas nie znosił?

- Nie zaczynajmy tego tematu. – skrzywił się.

- Aż tak źle? – dopytał Tobias.

- Pamiętacie jak ostatnio się upiliśmy? – spojrzał na nas na co okiwaliśmy głowami. – No więc chyba wymsknęło mi się, że jest starym zgredem albo coś podobnego. Nie wiem, bo moja pamięć z tamtego wieczoru to czarna dziura, ale skoro Maya to słyszała to chyba prawda – wzruszył ramionami.

- No więc nas może lubić bardziej – parsknąłem nie mogąc wytrzymać. – My go nie zwyzywaliśmy.

- Dzięki wielkie - wyburczał.

Historia Anthonego tak bardzo mnie rozbawiła, że postanowiłem zawołać do nas nasze kobiety. Co to za impreza, kiedy nie było ich przy nas. Poinformowałem resztę, że trzeba je przyprowadzić na co odpowiedziały mi głośne krzyki zadowolenia. Jak widać nie tylko ja stęskniłem się za moją żoną.

Właśnie miałem zamiar wejść do środka, kiedy usłyszałem głos mojej siostry. Przystanąłem zanim zdążyłem wejść. Jej głos był podszyty takim smutkiem, że nie mogłem się powstrzymać, aby się dowiedzieć co takiego się stało.

- ... taka jednak. Bella. Straszna suka, ale jakoś niedługo później zmieniła szkołę. – dotarło do mnie o czym mówi.

Dziewczyna, która nękała Alessandrę w szkole i nijak nie udało mi się dojść do porozumienia z dyrekcją szkoły, która tylko rozkładała ręce. Wtedy po raz pierwszy byłem tak wściekły jak nigdy dotąd. Moja siostrzyczka cierpiała i nikt nie chciał jej pomóc, dlatego wziąłem sprawy w swoje ręce.

- I lepiej dla jej rodziców, że to zrobili. – wszedłem do środka, kiedy w kuchni zaległa cisza. - Zapraszam panie do salonu.

- Miałeś z tym coś wspólnego? – zapytała od razu moja żona, po której mogłem się tego spodziewać. Podpatrywała na mnie zadowolona jakby już wiedziała.

- Ja tylko powiedziałem mu, żeby lepiej jego córka zmieniła szkołę. – podrapałem się po brodzie. – No może zrobiłem coś więcej po czym stwierdził, że lepiej opuścić miasto, zwłaszcza że jego żona lubiła chłopców basenowych.

Tak, powiedziałem facetowi, że wiem o zdradach jego żony i jeśli nie znikną z miasta to rozejdzie się to wszędzie. Mężczyzna nawet się nie wahał co wcale mnie nie zdziwiło, bo był kandydatem na senatora i w niesmak było mu stracić takie prestiżowe stanowisko. Z tego co wiem i tak go nie dostał po tym jak wdał się w romans z jakąś małolatą za co poszedł siedzieć. Jak widać karma wróci do nas prędzej czy później.

Od tamtej pory moja siostra już nigdy więcej nie zapłakała. Osobiście się o to postarałem i jeśli było trzeba wykorzystywałem nawet pieniądze, żeby podziałało. Dotarło do mnie, że żeby ktoś cię wysłuchał wystarczy wypisać czek, przeznaczyć go na szkołę wtedy i dyrekcja jak oraz nauczyciele byli skłonni cię wysłuchać. Było to dla mnie niedorzeczne, ale to pokazywało, jak ludzie potrafią być pazerni.

- Richardzie nie poznaję cię. – Samantha odstawiła kieliszek na blat i podeszła do mnie powolnym krokiem. Złapała mnie za poły marynarki a od jej kwiatowego zapachu perfum zrobiło mi się cieplej na sercu. – Podobasz mi się w takim wydaniu.

- Chyba nie raz już ci to pokazywałem. – wymruczałem w jej usta.

- Przestańcie – Alessandra oderwała nas od siebie rozdzielając rękami. – Nie mówcie więcej takich rzeczy zwłaszcza przy mnie. To obrzydliwe. – odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni jak obrażone dziecko.

- Jakby sama była taka święta – wymruczała moja żona, ale po chwili chyba zorientowała się co powiedziała, bo na jej twarzy pojawiła się panika. – To znaczy. Co ona tam wie – prychnęła. – Jest jeszcze młoda i na pewno nie było ten tego.

- Sam – westchnąłem na samą myśl, że moja siostra mogłaby....

- Już dobrze – powiedziała jak do dziecka. – Twoja siostra jest grzeczna jak zakonnica. – zagruchała. – Jak śpi – zarechotała.

- Mścisz się. – mogłem się tego spodziewać.

- Oczywiście – odparła. – Chodźcie dziewczyny do salonu. Czas zacząć zabawę. – krzyknęła przechodząc obok mnie tanecznym krokiem.

Samantha

Mina Richarda była bezcenna. Ten wielki facet na samą myśl, że jego siostra może już uprawiać seks sprawiła mi wiele radości. Nie chciałam mu powiedzieć, że przecież w jej wieku to on nieraz zaliczał panienki, ale stwierdziłam, że to przesada.

Usiedliśmy wszyscy w salonie w luźnej i miłej atmosferze przekomarzając się i wspominając nasze wybryki z dzieciństwa. Nie obyło się bez kilku komentarzy, ale i śmiechu, który nam towarzyszył do czasu aż wszyscy zaczęli się zbierać.

Byłam niepocieszona, że tak szybko chcą nas opuścić, ale wiem, że byli już zmęczeni. Dochodziła prawie dwunasta w nocy, kiedy przytulałam swoje siostry nie mogąc wypuścić ich z ramion.

- Kiedyś wydawało się to łatwiejsze. – wyszeptałam w szyję Mayi.

- Kiedyś mieszkałyśmy razem. – przypomniała mi łapiąc moją twarz w swoje dłonie. Jej oczy pełne miłości zawsze sprawiały, że chciałam wtulić się w nią i nigdy nie wypuszczać. – Musimy kiedyś zrobić sobie nocowanko.

- Nie mamy już po dziesięć lat.

- Ale czasami tego właśnie siostrom potrzeba. – stwierdziła.

- I oglądania bajek, czekolady, ciastek, chipsów i soków z aronii. – pokiwała energicznie głową Sara dołączając do nas.

Jak to miło było wrócić do tych beztroskich dziecięcych lat. Nocowanie miało dla nas szczególne znaczenie takie jak powrót Mayi ze szpitala, złamana ręka Sary czy mój szlaban za złe zachowanie w szkole. Kiedy którejś z nas coś się działo organizowałyśmy właśnie takie dni, aby polepszyć sobie humor.

- Potrzebuję bajek. – wyjęczałam zgadzając się na ich pomysł. – A najlepiej małej syrenki.

- Ooooo z chęcią się dołączę. – Sandra aż podskakiwała z wrażenia.

- Nie wiedziałem, że lubisz bajki. – stwierdził Edward podpatrując na nią zaskoczony.

- Mój miły jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz a niektóre mogłyby ci się spodobać. – mrugnęła do niego łapiąc za koszulę i machając do nas na pożegnanie.

Pożegnałam się ze wszystkimi i kiedy znikali w swoich samochodach zamknęłam za nimi drzwi. Odwróciłam się do Richarda opierając całym ciałem o ścianę.

- Co będziemy robić przez resztę nocy? – zapytałam kokieteryjnie.

- Twoje urodziny już minęły więc idziemy spać. – odparł bezosobowy, odwrócił się i odszedł.

Nie mogłam wprost uwierzyć, że tak po prostu nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem zniknął. Nie podjął gry a on zawsze to robił. Ruszyłam więc za nim zdeterminowana, aby zmienić jego zdania. Zanim zdążyłam przekroczyć próg salonu pochwycił mnie w swoje silne ramiona od tyłu i unieruchomił.

- Dałaś się nabrać. – zaśmiał się szczerze a w jego głosie pobrzmiewała zabójcza chrypka, od której miękły mi kolana. – Wszystkiego najlepszego jeszcze raz. – pocałował mnie w ramię.

- Dałam się nabrać. – przyznałam opierając głowę o jego ramię. W tle słychać było kojącą i powolną piosenkę. Nie ważne kto śpiewał liczyło się tylko to, że był tuż obok.

Poruszaliśmy się w delikatnym rytmie fortepianu a kobiecy głos zaprowadził nas na sam środek pomieszczenie. Ja z plecami przyciśniętymi do jego piersi a on z dłońmi na moich biodrach muskał delikatnymi pocałunkami mój bark. Odchyliłam głowę chcąc dać mu lepszy dostęp do miejsca które raz za razem drżało od jego dotyku.

- Alessandra i Liam. – przypominałam mu.

- Ulotnili się w tym samym momencie, kiedy wychodziły twoje siostry. – powiedział jakby to było mało ważne.

- I ja tego nie zauważyłam?

- Wykorzystali tylne wyjście.

- Pozwoliłeś im na to? – byłam zaskoczona. - Jestem pod wrażeniem.

- Ten chłopak nie jest taki zły, ale skończmy ten temat. – sunął dłonią po moim brzuchu. – Na czym to stanęliśmy? – zapytał.

- Świętowaliśmy moje urodziny. – które swoją drogą nie były takie złe nie licząc tego, że miałam już trzydzieści lat. Miało to swoje plusy oczywiście jeden. Mojego męża, który najwyraźniej chciał abym zapamiętała ten dzień na bardzo długo.

- A no tak. Nie mogę zaniedbywać mojej żony.

- Oczywiście że nie.

***

Leżąc w jego objęciach po upojnym seksie nie mogłam zmrużyć oka. Zastanawiałam się jak to możliwe, że wisiorek, który dostałam był prezentem od taty. Westchnęłam coraz bardziej skołowała i poirytowana, bo jakoś trudno było mi uwierzyć w to, że to prezent z zaświatów.

- Co cię dręczy? – zapytał ochrypłym od snu głosem.

- Nic takiego. – obróciłam się w jego stronę wyłapując w ciemności jego oczy. – Czasami trudno mi znieść myśl, że taty już nie ma.

- Z czasem będzie lepiej – pocieszył mnie. Dotknął dłonią mojej szyi i w kojącym rytmie zaczął ją masować. – Życie czasami już takie jest, że w nieodpowiednim momencie tracimy ważne dla nas osoby. Jedyne co możemy zrobić to żyć dalej dla nich.

- Kiedy to stałeś się taki mądry? - zażartowałam.

- Zawsze byłem... – przyciągnął mnie w swoje ramiona. - ..., ale może tego nie zauważyłaś. A teraz śpij.

Pomimo jego słów nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że coś jest bardzo nie tak. Jakby coś w piersi podpowiadało mi, że to tylko iluzja i że kiedy się obudzę tata będzie przy mnie. Wstanie jak co dzień i przywita mnie swoim szerokim uśmiechem i weźmie w ramiona. To głupie, ale chwytałam się każdej myśli, że może żyje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro