Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Samantha

Tak jak powiedziałam Richardowi wróciłam do domu taksówką po zaledwie godzinie. Nie spodziewałam się, że tak długo zajmie mi droga, ale co się spodziewać po zakorkowanych o tej porze ulicach. Dla pewności, że dotarłam wysłałam do niego wiadomość.

Jestem w domu.

Nie spodziewałam się ze odpowie. Praca zawsze tak bardzo go pochłaniała, że zapomniał o całym świecie. Jak tylko zrozumie jak bardzo się zapomniał spojrzy na telefon, gdzie czekać będzie na niego wiadomość ode mnie.

Trzymając w dłoni torbę, która mi podarował weszłam do domu nie spodziewając się, że zastanę w nim Alessandrę. Spojrzałam na nią zaskoczona, ale i tak podeszłam wiedząc, że coś się dzieje.

- Myślałam, że jesteś na zajęciach. – odłożyłam rzeczy na stół w salonie i usiadłam przed nią.

Na szklanym stoliku piętrzyły się książki z działu psychologii. Czytając tytuły zaczęłam mieć mętlik w głowie: psychologia kliniczna, zaburzenia zachowanie, terapia zaburzeń, profilaktyka i diagnostyka kliniczna. Było tego tyle że można zwariować. Nie mogłam uwierzyć, że tak bardzo weźmie sobie do serca to, że brat ją wspiera i jeśli tylko chce może studiować co tylko pragnie.

- Udało mi się przenieść na inny kierunek, ale mam trzy miesiące zaległości. – wymamrotała nawet nie podnosząc głowy, znad książki którą obecnie czytała.

- Ale to nie znaczy, że masz zawalić się materiałem – pomimo jej protestów wyszarpałam jej z ręki podręcznik. Szybki rzut oka na jej twarzy wystarczył mi, aby się zorientować, że nie spała zbyt dobrze. Ziemista cera i sińce pod oczami z niewyspania rzucały się w oczy. – Kiedy ostatnio się wysapałaś?

- Nie wiem. – odchyliła się na oparcie kanapy. – Mam wrażenie, że całą wieczność. – westchnęłam przymykając oczy.

- Nie musisz wiedzieć wszystkiego na już.

- Ale jak nie nadrobię materiału to potem nie dam rady. Wiesz jaki kładą nacisk na naukę? – wyjęczała. – Wykładowca powiedział, że mam miesiąc na przyswojenie całego materiału.

- Kochana nic na siłę. Przecież możesz teraz zrobić sobie przerwę a zacząć za kilka miesięcy na spokojnie. – tłumaczyłam. – Nikt nie wymaga od ciebie, że już od tak – pstryknęłam palcami. – Zostaniesz psychologiem i zaczniesz pracować.

- Ale ja chcę. – determinacja w jej głosie mnie zaskoczyła. – Ja mam czas, ale te kobiety nie. Co jak nie zdążę skończyć studiów a któraś z nich... - przełknęła z trudem ślinę. Jej twarz była jak wykuta w kamieniu, ale wiedziałam, ile kosztuje ją ta rozmowa.

- Niepotrzebnie cię tam zabierałam. – pokręciłam głową na swoją głupotę. – Gdybym wiedziała, że przez to zaczniesz tak zaniedbywać samą siebie.

Nie taki był mój cel. Chciałam, aby zobaczyła, jak wygląda praca z osobami chorymi na raka od środka a nie tylko z teorii. Spotkanie z tymi kobietami miało ją uświadomić jak wiele pracy ją czeka, jeśli zechce w to wejść. Kiedy już się zdecyduje nie będzie odwrotu.

- To nie tak. – zaprzeczyła. – Dzięki tobie wiem, że chcę to robić. Chcę pomagać tym ludziom jak tylko mogę. Wiem, że nie wyleczę ich, ale może zapewnię im w pewnym stopniu pomoc psychiczną jakiej potrzebują. Mogę być dla nich wsparciem, kiedy ich bliscy nie będą chcieli bądź nie poradzą sobie.

- Rozumiem – pochwyciłam jej spojrzenie. – Ale nie rób wszystkiego na siłę dobrze?

- Mhm – wymamrotała. – Chyba się położę. – stwierdziła zrzucając z nóg buty i padając na kanapę.

- Może zrobisz to u siebie w pokoju? – na samą myśl jak będzie się czuła po spaniu na tej niewygodnej kanapie sama czułam ból w plecach.

- Chyba nie dam rady – machnęła rękę.

- Dobrze. – podniosłam się z miejsca. – W takim razie odpoczywaj.

Podniosłam koc leżący tuż pod jej nogami i okryłam nim ją. Nawet nie miała siły się poruszyć tak bardzo wymęczona była nauką. Zastanawiałam się jaka ja byłam w jej wieku i czy też tak bardzo się starałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć.

- Nie jesteś taka zła jak mi się na początku wydawało – ziewnęła zamykając oczy. – Robisz wszystko, żeby ludzie mieli cię za jędzę, ale jesteś bardzo dobrą osobą.

Jej słowa mnie poruszyły. Czyli nie byłam tak dobrą aktorką jak mi się dotychczas wydawało. Całą sobą starałam się pokazywać, że jestem niezniszczalna i nic nie może mnie zaskoczyć, ale prawda była taka, że udawałam. Chciałam jak zwyczajna kobieta sobie popłakać, pośmiać się czy po prostu odpocząć, ale wiedziałam, że ktoś mógłby to wykorzystać. A najbardziej pismaki. Oni wykorzystywali każdy moment, aby zniszczyć i upodlić człowieka.

Tylko raz pozwoliłam, aby uczucia wygrały nad rozumem. Było to kilka lat temu podczas rocznicy śmierci mamy. Tamtego dnia najbardziej jej potrzebowałam, dlatego poszłam na jej grób z bukietem jej ulubionych kwiatów. Nie spodziewałam się, że ktoś może mnie śledzić i robić mi zdjęcia. Jak się okazało następnego dnia mogą i wykorzystali to bardzo brutalnie.

Cały artykuł poświecili firmie moich rodziców pisząc jak to wspięli się na szczyt. Cała ich historia była niczym z bajki do czasu aż przeczytałam o sobie. Reporter wykorzystał moją słabość i opisał ją twierdząc cytuję „Jaką przyszłość czeka firmę La Rosa, jeśli jej pierwsza dziedziczka nie radzi sobie z uczuciami. Czy mamy dowód na to co czeka tak wielką firmę, kiedy przejdzie ona we władzę tej kobiety? Bójcie się ludzie pracujący w niej". – wtedy rozumiałam, że aby nie pisano o naszej rodzinie źle należy ukryć wszelkie swoje emocje. Ja i moje siostry zdecydowałyśmy, że tak trzeba, ale tylko ja robiłam to także w prywatnym życiu a nie tylko podczas spotkań z ludźmi. Nauczyłam się, że nie można opuszczać gardy ani na chwilę.

Spojrzałam jeszcze raz na śpiącą Alessandrę i uśmiechnęłam się bezwiednie. Dziewczyna spała wtulona w poduszkę i cicho pochrapywała. Nie chcąc jej obudzić cicho podniosłam torbę ze stolika i wycofałam się krok za krokiem w kierunku schodów na górę.

***

Dochodziła północ a Richarda dalej nie było więc wpadałam na pewien pomysł. To, że nie mogliśmy spędzić ze sobą miło wieczoru nie znaczy to że ja nie mogłam przyjechać do niego.

Specjalnie na tą okazję przygotowałam swój najlepszy komplet bielizny który ukryłam pod sukienką ala sweter do połowy uda. Wystarczyło zrzucić ją a mojego męża czekała niespodzianka życia. Czarny koronkowy komplet, który więcej odkrywał niż zakrywał. W dodatku stringi które można było rozerwać jednym delikatnym szarpnięciem. Ten kto wymyślił ten zestaw dokładnie wiedział do czego posłuży.

Podjechałam pod firmę godzinę później upewniając się czy Richard nie wróci do domu. Kiedy po trzeciej wiadomości od niego nie otrzymałam odpowiedzi stwierdziłam, że jeszcze pracuje.

Zapłaciłam taksówkarzowi i podziękowałam, że tak szybko mnie przywiózł. Spojrzałam na szyld widniejący na głównej ścianie budynku i nie mogłam się nie uśmiechnąć. Ironia losu, że firma nazywała się La Rosa i do tego w szyldzie posiadała dwie róże po przeciwnych jej stronach splecione niczym bluszcz.

Od wejścia przywitał mnie nocny stróż. Nawet o tak później poprzez zawsze ktoś w niej był, w razie, gdyby doszło do kradzieży czy nawet takiej sytuacji jak teraz że Richard nadal pracował.

- Dobry wieczór albo dobra noc. – przywitałam się z mężczyzną stojącym przy bramkach.

- Dobry panienko. – Mike, bo takie imię miał wygrawerowane na plakietce przywitał się ze mnę z uśmiechem.

- Mój mąż pewnie jeszcze jest w laboratorium. – chciałam się upewnić.

- Nie wychodził stamtąd od kilku godzin. Zadzwonił i powiedział, że nie wie o której wyjdzie dlatego prosił, żeby nikt mu nie przeszkadzał.

- Ale chyba ja mogę? – zapytałam siląc się na żart.

- Oczywiście. Żona zawsze może. – wyszczerzył się.

- Dziękuję Mike. – mężczyzna otworzył dla mnie swoją kartą bramkę, przez którą mogłam przejść.

Moje obcasy stukały o granitowe płyty w odcieniu brudnej bieli. W powietrzu unosił się niesamowity kwitowy zapach perfum mojej mamy. Nie wiem, jak tata to robił, że udało mu się utrzymać go w powietrzu przez tak długi czas. Czasami, kiedy tu wchodziłam miałam wrażenie, że ten piękny zapach wypływa z kratek wentylacyjnych.

Wcisnęłam guzik przywołujący windę czekając na zbliżające się spotkanie z mężem.

Richard

Było gorzej niż myślałem. Nie dość, że wszystko trafił szlag to nie mogłem przypomnieć sobie proporcji jakie powinny być w naszym nowym projekcie. Myślałem, że chociaż sporządziłem jakieś notatki, ale tak jak się spodziewałem wszystko zostało zniszczone. Zalana kartka przypominała zmięty i wysuszony papier z rozmazanym tuszem. Jak widać ktoś próbował ratować sytuację suszarką zapominając o tym, że jak puszczą powietrze to jeszcze gorzej się wszystko rozmaże.

Moje nerwy nie wytrzymały i kazałem się wszystkim wynosić żebym mógł w spokoju jakoś naprawić tą wpadkę. Powinienem wyciągnąć konsekwencje w kierunku asystenta, który zamiast schować całą recepturę wyciągnął ją jakby to był zwykły świstek papieru. Ten błąd mógł nas kosztować wielomilionowy kontrakt z klientem, chyba że wymyślę coś podobnego i równie efektywnego jak zniszczone perfumy licząc, że facet będzie zadowolony.

Żeby jakoś sobie z tym poradzić potrzebowałem czegoś więcej niż puste laboratorium. Potrzebowałem sporej dawki kawy, które mnie pobudzi do myślenia. Opuściłem swoje biuro i rozejrzałem się po zaciemnionym pomieszczeniu, gdzie działa się magia. To tutaj powstawał cały proces tworzenia perfum i ja mogłem na to patrzeć od początku do końca. Niesamowity widok i jeszcze lepsze uczucia, które ogarniało mnie za każdym skończonym projektem, gdzie za rogiem czekały kolejne cztery.

Miarowy stukot sprawił, że przystanąłem w połowie drogi do ekspresu. Było to dziwne, bo o tej porze nie powinno być nikogo w całym budynku no może poza stróżem przy wejściu. Odstawiłem kubek i ruszyłem w stronę coraz głośniejszych kroków.

- Richard? – usłyszałem stłumiony głos przez oddzielające pomieszczenia szybę, ale i tak go rozpoznałem. – Kurwa. – najpierw usłyszałem trzask a potem jej przekleństwa.

- Sam co ty tu robisz? – zapytałem zapalając po drodze światło w bocznych częściach pomieszczenia.

- Powinnam powiedzieć to samo o tobie. Wiesz która jest godzina. – powiedziała z wyrzutem.

- Wszystko w porządku? – zignorowałem jej pytanie a skupiłem się na tym jak trzymała się za łydkę.

- Co robi tu ten fotel? – popchnęła go w stronę biurka. – Jak na szefa jesteś niezwykle pobłażliwy dla ludzi. – wyburczała ani trochę zła. Chyba po prostu musiała się na kimś wyżyć a ja byłem pod ręką.

Zaśmiałem się z jej uroczej naburmuszonej miny. Samantha może i udawała niedostępną, ale to tylko pozory które odkryłem już dawno temu.

Podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce. Objęłam mnie rękami w pasie i pozwoliła usadzić się na wielkim blacie, na którym codziennie piętrzyły się notatki. Nie przejmując się nimi zepchnąłem je w najdalszy kąt tak aby nie przeszkadzały.

- Zobaczymy co tam nawywijałaś. – usiadłem na obrotowym stołku i przysunąłem się do niej. – Wygląda tylko na niewielkie stłuczenie. – dokładnie obejrzałem jej łydkę zauważając opuchnięcie i zaczerwienieni w okolicy, gdzie zderzyła się z krzesłem.

- Samo przejdzie – wzruszyła ramionami opierając się o blat. – Nie przyszłam tutaj żebyś zajmował się moją nogą.

- A więc po co? – zapytałem czując jak temperatura w pomieszczeniu momentalnie się podnosi.

- Żeby cię uwieść.

Jeśli myślałem, że kawa może podnieść mi ciśnienie to kompletnie się myliłem. Samantha zrobiła to trzema krótkimi słowami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro