Rozdział 10
Sara
- Daj ja to zrobię. – mój mąż jak to on znowu chciał mnie wyręczyć.
- Nie jestem chora tylko w ciąży. – zaśmiałam się wkładając opłukane naczynia do zmywarki.
Od chwili, w której dowiedziałam się, że będziemy mieli dziecko nie mogłam przestać się uśmiechać. Gładziłam dłonią brzuch jakbym miała poczuć ruchy dziecka chociaż to było niemożliwe jeszcze przez dłuższy czas. Tyle miesięcy starania i kiedy już myślałam, że jest ze mną coś nie tak udało nam się.
- Wiem, ale cały czas chodzę jak nabuzowany. – objął mnie w pasie układając głowę na moim barku. – Kocham cię najbardziej na świecie.
- Ja ciebie też – położyłam dłoń na jego.
Za kilka miesięcy nasza rodzina się powiększy przez co denerwowałam się jeszcze bardziej. Nigdy nie miałam okazji zajmować się dzieckiem a co za tym idzie nie wiem, czy będę dobrą matką. Nie miałam też matczynego wzorca, na którym mogłabym zobaczyć, jak to jest. Tata starał się jak mógł, ale nic nie mogło zastąpić nam matki, która odeszła od nas zbyt wcześnie.
Dlatego zaczęłam czytać poradniki dla mam. Wiem, że było na to za wcześnie, ale nie chciałam przegapić niczego co mogłoby mi pomóc oswoić się z przyszłym macierzyństwem. To czego się do tej pory dowiedziałam przechodziło ponad wszelkie rozumowanie. Jak przygotować się do porodu, jak zrobić wyprawkę, jakie ćwiczenia wykonywać, aby poród był bardziej znośny, jak przygotować pokój dla dziecka, jakich preparatów używać na rozstępy, jak poradzić sobie z nudnościami, jak złożyć łóżeczko – a to tylko kilka rzeczy, których się dowiedziałam a moja głowa prawie eksplodowała.
Mój wzrok od razu powędrował w kierunku książek ukrytych w szafce w kuchni. Zrobiłam to tylko dlatego aby Tobias nie zobaczył ich i tak jak ostatnio kazał mi się uspokoić.
- Wiem, że tam są. – wymruczał w moje ucho jakby wyczuł, gdzie właśnie patrzyłam.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Nie umiesz kłamać. – obrócił mnie w swoją stronę. – Wiem, że od kilku dni przemycasz książki tak żebym ich nie znalazł. Wiem też, że chcesz być idealną matką i tak będzie, ale musisz odpuścić. Mamy jeszcze wiele czasu zanim urodzisz więc proszę cię odpuść. – prosił.
- Dobrze – zgodziłam się. – Ale tylko troszeczkę.
- Może być troszeczkę. – pokiwał głową. Po chwili złożył czuły pocałunek na moim czole.
Przymknęłam oczy rozkoszując się jego bliskością, która z każdym kolejnym dniem rosła coraz bardziej. Nie spodziewałam się, że miłość może sprawić, że nasze serce będzie bić dla tej jednej osoby.
Czekałam z utęsknieniem na jego powrót do domu.
Czekałam na uśmiech, który mi posyłał.
Czekałam na to aż weźmie mnie w swoje ramiona.
Czekałam na moment, kiedy znowu go zobaczę.
Pomiędzy nas wepchnęła się głowa Luckiego. Spojrzałam na niego z góry, a kiedy posłał mi swój zwierzęcy uśmiech z wywieszonym jęzorem sama zaczęłam się uśmiechać.
- Ciebie też kocham. – wyswobodziłam się z ramion męża i czule pogładziłam go po nosie wiedząc, że to uwielbia. W odpowiedzi dostałam głośne walenie ogonem o deski podłogowe. – Jesteś moim najulubieńszym przyjacielem.
- A ja?
- Ty jesteś moim mężem. – posłałam mu w powietrzu całusa i wyciągnęłam z szafki pod zlewem pojemnik ze smaczkami dla Luckiego. Podałam mu jeden a resztę szczelnie zamknęłam tak aby się do nich nie dobrał.
- Jutro mam kolejne badanie. – oznajmiłam Tobiasowi podczas wycierania blatów.
Mogłam zostawić to do jutra i wtedy posprzątać, ale nie lubiłam chodzić spać wiedząc, że mam nieporządek w domu. Poza tym to ja chciałam, aby mój dom był idealny pod każdym możliwym względem. Wiem, że to było niemożliwe, ale chociaż w pewnym ułamku chciałam, aby taki właśnie był.
- Chodźmy do łóżka. – wyrwał mi ścierkę z ręki.
- Muszę jeszcze... - zaczęłam, ale mnie odsunął na pewną odległość po czym sam zaczął wszystko przecierać.
Zajęło mu to kilka sekund po czym miałam już powiedzieć, żeby ją jeszcze opłukał ściereczkę, ale mnie obiegł. Odkręcił kran, wypłukał ją a po wszystkim odłożył na swoje miejsce tuż obok kranu.
- Teraz jest dobrze? – spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Idealnie. – posłałam mu uśmiech a następnie wyciągnęłam do niego dłoń. – Teraz możemy iść spać.
Kiedy tylko nasze palce się zetknęły poczułam jak mocniej bije mi serce. Każdy jego dotyk sprawiał, że tak na niego reagowałam i wiedziałam, że to się nigdy nie skończy.
- Możemy się położyć, ale może nie pójdziemy od razu spać? – wyszeptałam sugestywnie.
- No nie wiem. – udawał, że się namyśla.
- Ale ja wiem. – zmieniłam ton na rozkazujący. – Jestem w odmiennym stanie więc powinieneś spełniać moje zachcianki.
Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale od kilku dni miałam niesamowitą ochotę na seks. I lody. Ale to pierwsze sprawiało, że nie mogłam myśleć, kiedy tylko wchodził do domu patrząc na mnie roziskrzonym wzrokiem. Z kolei on szukał wymówki, aby się ze mną nie kochać. Jak, tak dalej pójdzie to w końcu coś mu zrobię jak jeszcze raz mi odmówi.
- Jesteś w ciąży. – pokręcił głową. – Nie chcę zrobić ci krzywdy. – spojrzał na mnie niepewnie.
Normalnie nie mogę w to uwierzyć. Ja tu się bałam, że przez ciąże nie patrzy już na mnie tak jak wcześniej a on po prostu bał się mnie dotknąć. I jak ja mam go nie kochać, kiedy na pierwszym miejscu stawia to jak ja się czuję odsuwając na bok własne uczucia czy pragnienia.
- Dziecko jest tak małe, że nawet go dobrze jeszcze nie widać na usg, więc nie zrobisz mu krzywdy. – pociągnęłam go w stronę sypialni.
- Jesteś pewna?
- Tak – zaśmiałam się. – Ale to urocze, że tak o nas dbasz.
- Zawsze będę to robił nie ważne o jakiej porze dnia czy godzinie. – objął mnie i wprowadził do sypialni. Robił to tak delikatnie i czekał, że w moich oczach stanęły łzy. – Jesteś moim całym światem i chcę żebyś o tym wiedziała.
- Wiem o tym – dotknęłam jego policzka. – Każdego dnia pokazujesz mi jakie to cudowne mieć takiego męża jak ty. – musnęłam wargami jego własne przekazując mu wszystkie uczucia jakie do niego czułam.
Poczułam jego dłonie na swoich biodrach i już wiedziałam, że go przekonałam a wszystkie wątpliwości uciekły.
Tobias
Sara poruszyła się niespokojnie przez sen, ale nie obudziła. Przykryłem ją pościelą a dłoń, która leżała na mojej piersi schowałem tak by nie zmarzła. Wysunąłem się z łóżka jak najdelikatniej i kiedy upewniłem się, że nadal śpi cicho zamknąłem za sobą drzwi.
- Cześć kolego – poklepem go głowie Luckiego która co noc leżał pod naszymi drzwiami. Próbowaliśmy go zachęcić, ale ile bym nie próbował to nie chciał. Zapierał się jak tylko mógł, a kiedy odpuszczaliśmy po prostu układał się z oczami wbitymi w naszą sypialnię.
Kiedy wiedziałem, że i tym razem zostanie ruszyłem w przeciwnym kierunku ku miejscu, o którym od jakiegoś czasu myślałem. Zatrzymałem się przed białymi drzwiami prowadzącymi wprost do mojego gabinetu, który nie był mi już tak potrzebny jak wcześniej. Pracę kończyłem w biurze i nie zabierałem jej już do domu, bo czekała w nim kobieta, która pochłaniała całe moje myśli.
Otworzyłem drzwi i zajrzałem do środka zamykając je za sobą. Oparłem się o ścianę zastanawiając się jakby to było, gdyby był tu pokój dla dziecka. Wiedziałem, że Sara zrobi tutaj coś wyjątkowego i z postanowieniem, aby jej o tym powiedzieć usiadłem na podłodze opierając głowę o ścianę.
Wróciłem wspomnieniami do dnia, w którym powiedziała mi, że zostaniemy rodzicami. Tego momentu nie da się zapomnieć.
- Sara kochanie jesteś w domu? – zawołałem, kiedy od razu wszedłem do środka. W odpowiedzi usłyszałem tylko szczeknięcie Luckiego dochodzące z piętra.
- Jesteśmy. – odkrzyknęła po chwili.
Odłożyłem teczkę na komodę i nawet nie zdejmując marynarki ruszyłem w kierunku dochodzących z kuchni zapachów. Sara uwielbiała gotować a ja uwielbiałem potem jeść te cuda, które ugotowała.
Na stole jadalnianym stała cała zastawa dla dwóch osób a pomiędzy nimi parująca lasagne którą uwielbiałem. A odkąd dowiedziała się o tym robiłaby mi ją codziennie.
- Co to za okazja? – krzyknąłem.
Czyżbym zapomniał o jakiej rocznicy? Jej urodziny już były. Rocznica ślubu dopiero się zbliżała. Nawet moje urodziny dopiero będą za jakieś trzy tygodnie. Nawet urodziny Luckiego już mieliśmy. Więc w takim razie o czym mogłem zapomnieć.
Nic nie przychodziło mi do głowy, ale zanim miałem się spytać i skojarzyć czy faktycznie coś mnie ominęło Lucky zbiegł po schodach. Pogładziłem go po głowie śmiejąc się z jego nowego wdzianka. Czarna kamizelka z napisem „będę chronił wasze dziecko" wywołała u mnie taki atak śmiechu, że o mało co się nie popłakałem.
Dopiero po chwili dotarło do mnie co tam dokładnie pisze i momentalnie znieruchomiałem. Szok to mało powiedziane co czułem. Rozpierała mnie radość, strach, ale i byłem przeszczęśliwy.
- Niespodzianka. – powiedziała cicho Sara stojąc na ostatnim stopniu. Patrzyła na mnie niepewnie jakby nie wiedziała jakiej reakcji się po mnie spodziewać.
- Poważnie?
- Tak – z jej oczu popłynęły łzy.
W kilku krokach znalazłem się przy niej i wziąłem w ramiona unosząc nad podłogę. Kręciłem się z nią w koło czując jak całe moje serce rośnie, aby pomieścić ta małą istotkę, która rosłą wewnątrz niej.
- Kocham cię. – wyszeptałem ni to do niej ni do brzucha i dotknąłem go delikatnie.
Nie mogłem uwierzyć, że się nam udało. Że nasza rodzina się powiększy.
- Czemu nie śpisz? – ze wspomnień wytrącił mnie zaspany głos mojej żony.
- Myślę o pokoju dla dziecka.
- Byłoby tu ładnie. – powiedziała siadając obok mnie na podłodze. Objęła mnie za ramię i przytuliła do mojego boku.
- Będzie ładnie. – zapewniłem. Oczyma wyobraźni już widziałem jak moje dziecko śpi w tym pokoju.
Ogarnęła mnie przemożna chęć, aby zacząć już teraz, ale na pierwszym miejscu była moja żona i jej samopoczucie. Mieliśmy też czas na to, żeby wszystko na spokojnie przygotować. Obiecałem sobie, że będę z nią w każdym etapie ciąży i nie opuszczę ani jednej wizyty choćby firma się waliła. Praca była ważna, ale rodzina najważniejsza.
- Wiesz, że to nie pora na robienie remontu? – przypomniała mi ziewając.
- Wiem, ale nie mogłem się oprzeć. – złapałem jej dłoń. – Możesz od jutra robić przemeblowanie czy co tylko co będziesz chciała.
- Ale to twój gabinet.
- Nie jest mi potrzebny a naszemu dziecku tak. Może musimy pomyśleć o większym domu? – rzuciłem, kiedy tak o tym myślałem.
- Nie ma mowy. – oburzyła się. – Na razie wystarczy, a gdyby była taka potrzeba to zrobimy dobudówkę.
- Dobrze co tylko zechcesz. – zgodziłem się. – A teraz chodźmy spać.
- Nie chce mi się. – pomogłem podnieść jej się z podłogi ciągle słuchając jak mówi. – Zjadłabym coś.
Parsknąłem śmiechem na jej słowa. Jej niepochamowana chęć, aby ciągle jeść i maleńka postura całkowicie się wykluczały. Nie wiem, gdzie ona to mieściła, ale skoro chciała jeść moim obowiązkiem było spełnić jej życzenie.
- Idź do sypialni a ja przyniosę lody.
- Dobry pomysł. – pokiwała głową.
Odprowadzałem ją wzrokiem, a kiedy upewniłem się, że weszła do środka dopiero wtedy zszedłem na dół. Co jak co, ale przy tym jak pochłaniała porcje lodów chyba będzie trzeba zrobić zapas na kilka następnych miesięcy. Z wielką rozkoszą to zrobię.
Dzisiaj dostaniecie trzy rozdziały ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro