Rozdział 5
Samantha
Ten kto mówi, że nie da się upić kieliszkiem szampana to idiota. Na szczęście Richard wyszedł do pracy zostawiając mi na komodzie kartkę z informacją abym wzięła tabletkę i popiła ją wodą. Fuknęłam, ale spełniłam jego żądanie czując łupanie w głowie.
W takich chwilach nie znosiłam, kiedy patrzył na mnie wzrokiem mówiącym mi, że dobrze wiedziałam co robię. Nie chciałem tego ani nie potrzebowałam, aby ktoś przypomniał mi, że robiłam źle.
Byłam dorosła i mogłam robić co mi się żywnie podoba. A jeśli oznaczało to upicie się, kiedy po drugiej stronie sali stoi kochanka twojego męża było to w pełni zrozumiałe. Tylko w ten sposób potrafiłam wyzbyć się wszelkich złych uczuć w kierunku tej kobiety.
Podniosłam się z łóżka i z ociąganiem uszykowałam do nowego dnia. Nie miałam zamiaru ruszać się z domu, dlatego ubrałam się w zwykłą białą koszulkę, krótkie jeansowe spodnie ala ogrodniczki i czarne tenisówki.
Postanowiłam zrobić sobie dzień leniuchowania a przy okazji popracować trochę nad naszymi kontaktami z mediami. Chociaż ich nie znosiłam i tego co sobą reprezentowali w imię wyższego dobra mogłam udawać, że jest inaczej. Ja wykorzystywałam ich do własnych celów i wice versa. Tylko że ja wiedziałam, gdzie jest granica czego nie mogłam powiedzieć o tych osobach. Osobach, bo ludźmi nazwać ich nie mogłam.
Przygotowałam sobie szybko kawę i rozsiadłam się na kanapie w salonie. Wyciągnęłam swój nieodzowny notatnik i zaczęłam planować. Z listy, którą dostałam od adwokata wybrałam te przyjęcia, które były najważniejsze w najbliższym czasie i które pomogą naszemu wizerunkowi.
Pokrótce wypisałam, kiedy i gdzie odbędą się imprezy i stwierdziłam, że obgadam to z Richardem jak tylko wróci do domu. Nie wiedziałam jak jeszcze możemy sprawić, aby nie ucierpiała na tym firma. Za nic w świecie nie wykorzystam tego, że w wolnym czasie pomagam kobietom chorym na raka. Po pierwsze nie chciałam tego robią a po drugie one zasługiwały na spokój i ciszę a w przypadku reporterów tego by nie mieli.
W ciągu miesiąca ułożyłam plan na trzy przyjęcia i sesję zdjęciową dla magazynu, w którym będą wspominać o naszym małżeństwie jak i firmie. A na koniec mieliśmy mieć wywiad, w którym opowiemy o swoim związku jak i obecnych artykułach. Czy się bałam? Nie bo byłam córką swoich rodziców a oni niczego się nie bali więc i ja nie miałam czego. Z wysoko podniesioną głową pokażę im, że to głupie plotki, bo tak miałam je zamiar nazywać. Nic dla mnie nie znaczyły i nie zepsuły mojej relacji z Richardem.
- Nie wiedziałam, że jesteś w domu – powiedziała zaskakując mnie swoją obecnością Alessandra.
Stała w drzwiach z torbą na ramieniu i książkami w rękach. Jak nic uciekła z zajęć a patrząc, że była dziewiąta rano aż się zdziwiłam, że chociaż na nie wyszła. Pewnie zrobiła to tylko dlatego aby pokazać Richardowi jak przykładną jest studentką.
- A ty nie masz zajęć? – zapytałam z podniesioną brwią.
- Odwołali je. – rzuciła książki wraz z torbą na kanapę i padła na nie jakby była niezwykle zmęczona. Przyglądałam się temu rozbawiona.
- Cały dzień? – podpytywałam. – Może jestem starsza, ale z tego co pamiętam to nie robili nam całego dnia wolnego.
- Może nie odwołali, ale te zajęcia były nudne. – krzyknęła. Zaskoczyła mnie tym, że nie odpyskowała czegoś głupiego.
- To może ten kierunek nie jest dla ciebie.
- Co ty tam wiesz. – prychnęła a w jej oczach pojawiły się te znajome ogniki zwiastujące, że jednak pojawiała się prawdziwa Alessandra.
- Może co nieco wiem a patrząc na ciebie nie jesteś szczęśliwa na studiach. – odłożyłam notatnik na stół i całkowicie skupiłam uwagę na niej. – Jak dla mnie robisz to tylko dla Richarda, ale tak naprawdę chcesz studiować coś innego. Wiem, że mnie nie lubisz i z wzajemnością, ale jeśli chcesz pogadać nie przejmując się tym, że powiem ci prawdę to zawsze możesz to zrobić.
Tej dziewczynie brakowało matki, z którą mogłaby pogadać o chłopakach, randkach a nawet o tym co ją dręczy. Ja miałam siostry, ale ona to zupełnie coś innego. Miała tylko Richarda a co za tym idzie nie mogła z nim o wszystkim porozmywać. Nie o rzeczach związanych z seksualnością czy intymnością.
- Architektura nie jest dla mnie. – powiedziała po długiej ciszy patrząc na mnie niepewnie.
- W takim razie jaki kierunek wolałabyś studiować?
- Psychologia kliniczna. – odpowiedziała pewnie.
- To bardzo ciężki kierunek nawet nie ze względu na wiedzę, ale na to z kim będziesz musiała pracować. – ważyłam słowa ostrożnie.
- Wiedziałam, że tak powiesz. – podniosła się z miejsca.
- Poczekaj. – złapałam ją za dłoń. – Musisz być pewna tej decyzji.
- Sama nie wiem.
- Jesteś młoda i zawsze możesz zmienić zdanie, ale musisz być pewna tego co chcesz zrobić. – mówiłam powoli tak aby nie pomyślała, że chcę ja od tego odwieść.
- Co ty możesz wiedzieć. – prychnęła. – Przecież nawet nie ukończyłaś studiów.
- Skąd o tym wiesz? – nie mówiłam tego nikomu, bo nie sądziłam, że to ważne i że coś zmienia w moim życiu. Po prostu się do tego nie nadawałam.
- Możliwe, że namówiłam kogoś, żeby cię sprawdził. – wymamrotała.
Nie sądziłam, że jest osobą zdolną do takich rzeczy. Gdyby sytuacja była inna to może i bym była z niej dumna, ale chodzi o mnie. O moje życie. Bądź wyrozumiała. Zrobiła to, żeby chronić brata. – uspokajałam samą siebie w myślach.
- Może i nie skończyłam studiów, ale to nie znaczy, że nie podejmowałam w swoim życiu ważnych decyzji. – postanowiłam zignorować to, że mnie sprawdziła.
- Nie wiem czy w tej sytuacja coś pomożesz.
Żebyś się tylko nie zdziwiła. – pomyślałam z cwaniackim uśmiechem. Powinnam się w to nie mieszać, ale skoro Alessandra nie wiedziała, czy chce zmienić kierunek postanowiłam jej pomóc. Była młoda i szkoda by było, żeby straciła lata na dojście do tego, że jednak to nie jest droga, którą chce iść.
- W takim razie pomogę ci w tym. – podjęłam decyzję. - Przebierz się a ja zabiorę cię w jedno miejsce.
- Gdzie? – zapytała podejrzliwie.
- Zobaczysz. No idź – ponagliłam ją.
Zadziwiająco posłuchała i już po chwili wbiegła po schodach. Patrzyłam za nią nawet wtedy, kiedy kroki ucichły. Dziewczyna nie była bezczelna, ale zagubiona w swoim świecie. Może z czasem dojdziemy jakoś do porozumienia, zwłaszcza że obie kochałyśmy jednego mężczyznę. Ale w moim przypadku on nie zdawał sobie z tego sprawy.
***
- Dlaczego zabrałaś mnie do szpitala? – zapytała, gdy podjechałyśmy pod budynek, ale wysiadła z samochodu, kiedy i ja to zrobiłam.
- Zobaczysz – mrugnęłam do niej, ale nie miałam zamiaru nic więcej mówić. Jeśli uda jej się wytrzymać godzinę to nawet jej pomogę w zmianie kierunku, jeśli tylko będzie tego chciała.
Spojrzałam na okazały budynek, który swoje lata świetności miał już dawno za sobą. Jest takie powiedzenie, żeby nie oceniać książki, po okładce które idealnie tutaj pasuje. Z zewnątrz może nie wyglądał zbyt dobrze, ale za to w środku posiadał wszystkie możliwe aparatury, sprzęty i najlepszych lekarzy z całego świata. Wystarczyła odrobina odpowiednich ludzi, aby sprawić, że to miejsce zyskało miano najlepszego szpitala w kraju.
Weszłyśmy do środka, gdzie nawet nie zostałyśmy zatrzymane przez ochroniarza. Rick pracował tu od wielu lat a odkąd zaczęłam tu przychodzić nawet kilka razy rozmywaliśmy. Pomachałam do niego a on odmachał uśmiechając się promiennie.
Wszechogarniający i docierając do naszych nozdrzy zapach znajomy dla szpitala mógł jednych odstraszać, ale mnie napędzał, bo wiedziałam co przeżywają pacjenci. Byłam przy nich, kiedy nie mogli się ruszać, kiedy wymiotowali, płakali a nawet wrzeszczeli. Nic nie było mnie już w stanie zrazić do tego miejsca, bo choć w większości przypadków ludzie umierali były też przypadki, w których mogłam odprowadzać wzrokiem osoby którym się to udało. To mnie motywowało do dalszego działania.
- Jesteśmy. – powiedziałam niepewna tego jak poradzi sobie z tym Alessandra. Spojrzałam więc na nią mówiąc. – Nie ważne co się będzie działo nie patrz na nie ze współczuciem. Pokaż, że cię to nie rusza.
Nie czekając na jej odpowiedź otworzyłam drzwi zamaszystym ruchem. W środku znajdowało się kilka kobiet leżących na swoich fotelach i przyjmujących chemie. Widziałam jak wiele kosztowała je każda dawka, która ratowała ich życie a wykańczała ciało.
Od razu podeszłam do Emmy, która dzisiaj wyglądała o wiele lepiej.
- Cześć Samantho. – uśmiechnęła się.
- Cześć. – usiadłam obok i podsunęłam krzesło Alessandrze, który nie wiedziała, jak ma się zachować. – Jak się dzisiaj czujesz?
- Lepiej. - dotknęła chusty na głowie.
Wcale tak nie wyglądała, ale nie chcąc sprawiać jej przykrości uśmiechnęłam się. To właśnie wychodziło mi najlepiej. Udawanie, że wszystko jest w porządku, kiedy wcale tak nie było.
- Ty młoda. – krzyknęła nasza lokalna babcia jak to ja nazywałyśmy. Była po sześćdziesiątce, ale potrafiła nas zagiąć swoimi tekstami. – Chodź no tutaj zagrasz ze mną.
- Lepiej idź – zaśmiałam się pod nosem. – Nie daj jej forów, bo tego nie lubi.
Alessandra żwawo podniosła się z miejsca a potem podeszła do Pani Rosy, która już rozdawała im karty. Usiadła przy niej i z uwagą słuchała zasad gry, w którą miały zagrać.
- Kto to? – zapytała Emma.
- Siostra mojego męża. – wyjaśniłam. – Chce zmienić kierunek studiów na psychologię kliniczną.
- Więc stwierdziłaś, że rzucisz ja na głęboką wodę? – zaśmiała się.
- Tak a co? – pochyliłam się w jej stronę. – Nie chcesz zobaczyć, jak się męczy. – zapytałam zachęcająco.
- W sumie brak mi rozrywki. – stwierdziła.
- Wiec rozsiądźmy się i patrzmy. – oparłam dłonie na oparciach krzesła i śledziłam uważnie każdy ruch dziewczyny.
***
Po godzinie byłam pewna, że sobie poradzi. Widać było, że nie zawsze wiedziała co ma powiedzieć czy co zrobić, ale i tak dawała z siebie wszystko. I nawet się nie rozpłakała jak to było w moim przypadku, kiedy pierwszy raz do nich przyszłam.
Obserwowałam z daleka jak niesamowicie sobie radziła. Pomagała, a kiedy trzeba było cierpliwie czekała w momencie, kiedy kobiety robiły to specjalnie. Jedna nawet do mnie mrugnęła jakby chciała mi przypomnieć, jak to było ze mną. Po czasie zrozumiałam, że w ten sposób robiły drogę przejścia dla każdej z nas. Testowały i sprawdzały nasze granice a potem decydowały, czy jesteśmy gotowe być przy nich.
Patrząc na twarze kobiet wiedziałam, że młoda dała radę. Przeszła chrzest bojowy więc tak jak obiecałam pomogę jej w rozmowie z Richardem co nie będzie takie trudne jak ona myśli. Jest bardzo oddana bratu i nie chce sprawić mu zawodu, ale wiem też, że Richard zawsze poprze siostrę nawet jeśli chcę zmienić studia.
- Poradziła sobie – wyszeptała Emma.
- Nie tego się spodziewałam – powiedziałam szczerze.
- Czyli jednak pozytywnie cię zaskoczyła.
- Bardzo – z przechyloną głową obserwowałam Alessandrę, która z uśmiechem na ustach podawała jednej z kobiet kartonik z sokiem. – Ona nie zdaje sobie z tego sprawy, ale jeśli tylko będzie chciała może zrobić wiele dobrego.
Może dzięki temu dniu zrozumie, że należy podążać własną droga a nie patrzeć na to jak zareagują na to inni.
- Chyba w końcu złapaliście wspólny temat.
- Nie powiedziałabym, że już się lubimy, ale może to krok w dobrą stronę.
- Może ty jej nie, ale ona ciebie tak – stwierdziła.
- Chyba coś ci się pomyliło. – parsknęłam śmiechem na jej głupie gadanie.
- Uwierz mi, że ona cię lubi. – popatrzyła na mnie uważnie. – Gdyby tak nie było nawet by tu z tobą nie przyjechała. A jakoś jest tu od godziny.
Jej słowa dały mi do myślenia. Oparłam głowę na oparciu fotela Emmy i spojrzałam w kierunku dziewczyny. Zastanawiałam się, ile jest prawdy w słowach kobiety. Przez pierwsze tygodnie, kiedy wprowadziłam się do Richarda dziewczyna unikała mnie jak ognia i za każdym razem pokazywała jak mało obchodzi ją moja obecność. Potem jednak chyba stwierdziła, że nie będzie się ukrywać we własnym domu, bo częściej ją spotykałam.
Nie spędziłam z nią więcej czasu, żeby przekonać się jaka naprawdę jest. Po prostu zajmowałam się swoimi sprawami ignorując ją na każdym kroku. Teraz kiedy tak o tym myślę to nawet nie postarałam się, aby ją do siebie przekonać.
Tak długo patrzyłam w kierunku dziewczyny, która musiała poczuć na sobie mój wzrok, bo odwróciła się w moją stronę. Posłała mi niewielki uśmiech i pokiwała głową.
Odpowiedziałam tym samym.
- Wiesz, chyba się myliłam. – powiedziałam do Emmy. – Trochę jednak ją lubię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro