Rozdział 24
Samantha
Weszłam do domu myśląc, że Richard pojechał jednak do pracy, ale spotkało mnie niemałe zaskoczenie. Siedział u siebie w gabinecie zapatrzony w laptopa i pracował. No może nie pracował, skoro nawet się nie ruszał tylko tępo wpatrywał się w ekran.
- Mogę wejść? – zapytałam niepewnie stojąc w drzwiach i czekając aż mnie zauważy. Kiedy tego nie zrobił postanowiłam się odezwać. – Richardzie?
- Mam dużo pracy.
- Przecież nie pracujesz. – wytknęłam mu i nie zwracając uwagi na jego minę zamknęłam za sobą drzwi. Nie chciałam, aby Alessandra usłyszała, jak się kłócimy i potem nie wiedziała jak się przy nas zachować.
- Możemy porozmawiać jutro? Teraz nie mam na to siły.
Wyłamywałam sobie palce u rąk ze stresu czekając na cokolwiek z jego strony chociażby zwykły gest, ale niczego się nie doczekałam. Wyniki miały przyjść jutro, ale ja czułam, że nie jestem w ciąży nawet jeśli przez chwilę tak sądziłam.
To bolało. Jego obojętności i to jak mnie teraz traktował. Wiem, że go zraniłam, ale musiał wiedzieć, że dla mnie to też nie było łatwe. Co jako małżeństwo sobą reprezentowaliśmy. Jak mieliśmy powiedzieć naszemu dziecko, którego na szczęście nie ma jak jego rodzice się poznali. Ja chciałam historii jak z bajki, że zakochaliśmy się w sobie i tak dalej. A nie czegoś takiego.
- Powiesz coś w końcu?–zapytałam zniecierpliwiona jego postawą.
- A co mam powiedzieć? – wyburczał. – Cieszę się, żenie jestem do mnie przywiązana.
- Przywiązana? – niedowierzałam, że mógł tak powiedzieć. – To nie chodzi o przywiązanie a o to jak wygląda nasze małżeństwo.
- A jak? – podniósł głos.
- Jesteśmy ze sobą tylko dlatego że musieliśmy wziąć ślub. – przypomniałam mu. – Każde z nas na tym skorzystało i nie zaprzeczaj. – podniosłam dłoń, kiedy otwierał usta, żeby mi przerwać. – Czy ty w ogóle pomyślałeś, że gdyby nasze dziecko zapytało, jak się poznaliśmy? Co chciałbyś mu powiedzieć? Że mamusia i tatuś wzięli ślub nie z miłości a z przymusu? – prychnęłam.
- Mówisz tak lekko o miłości jakbyś cokolwiek o niejwiedziała. – prychnął.
- A co to ma niby znaczyć? – zapytałam chociaż wiedziałam do czego zmierza. Do celowo zaplanowanego działania, które miało mnie dogłębnie zranić.
Potrafiłam kochać i to bardzo, ale jeszcze bardziej obawiałam się tego, że osoba, którą obdarzę tak wielką miłością wyrzuci ją jak zwykły śmieć. Tego właśnie bałam się całe życie. Jakie to dziwne, że chociaż miałam całą miłość świata od rodziny to i tak ciągle gdzieś z tyłu pojawiał się strach przed jej utratą.
Zacisnęłam dłonie tak mocno, że paznokcie raniły moją skórę. Skupiłam się na tym bólu, aby nie roztrzaskać się do końca.
- Nieprawda! - zaprzeczyłam.
- Powiedziałaś chociaż jednemu mężczyźnie w swoim życiu, że go kochasz?
Nie bo mężczyzna, którego darzę tak wielkimi uczuciami patrzy teraz na mnie jak na najgorszego śmiecia. To bolało i właśnie przed tym bólem broniłam się całe swoje życie.
- Jak łatwo potrafisz osądzać. – wyszeptałam nie mogąc uwierzyć, że ten czuły mężczyzna, który jeszcze kilka dni temu uśmiechał się do mnie i patrzył jak na najcenniejszy skarb może mówić mi tak bolesne słowa. – Czasami warto posłuchać kogoś zanim się go oceni. Jak widać co do ciebie się pomyliłam, bo myślałam, że jesteś wart... - zatrzymałam się nie chcąc mówić mu ty słów chociaż dźwięczały one w mojej głowie „jesteś wart mojej miłości". – Jak tylko skończy się ta szopka z twoim romansem weźmiemy rozwód. – powiedziałam wbijając ostatni gwóźdź w naszą relację.
On potrafił mnie zranić swoimi słowami więc dlaczego ja powinnam się hamować. Wytykanie mu jego wyimaginowanej zdrady, w którą nie wierzyłam był ciosem poniżej pasa, ale jak widać tak trzeba było zrobić. Dzięki temu będzie nienawidził mnie jeszcze bardziej a co za tym idzie ja nie będę na tyle głupia, aby powiedzieć mu co tak naprawdę do niego czuję.
Czułam jak zła energia napływa od niego w moją stronę więc trafiłam w sedno. Miałam niemałą satysfakcję z tego powodu a nawet posłałam w jego kierunku bezczelny uśmiech. Ja też potrafiłam cię zranić dupku. – pomyślałam zanim wyszłam z jego gabinetu.
***
Co robi człowiek, kiedy jest już zrezygnowany i się poddał. Idzie do adwokata, aby porozmawiać z nim o swoim rozwodzie. Tak zrobiłam i chociaż czułam, że popełniam błąd życia wiedziałam, że to jedyne rozsądne wyjście.
- Pan White jest u siebie? – zapytałam recepcjonistkę.
Od razu do niego przyjechałam wiedząc, że jest jeszcze w pracy. Często zostawał po godzinach tak jak jego pracownicy, których sowicie wynagradzał. Był przyjacielem mojego taty więc do niego mogłam się bez problemu zwrócić wiedząc, że załatwi całą sprawę jak najszybciej i bez zbędnego rozgłosu.
- Tak, ale...
- Żadne, ale – przerwałam jej. – Jest sam?
- Tak. – odparła dziewczyna nie wiedząc co o mnie sądzić. Zapewne myślała, że jestem jakąś wariatką i czy nie zadzwonić na policję, ale za bardzo się bała, żeby to zrobić. Mogło to wyglądać dziwnie, kiedy wparowałam do środka ze zdeterminowanym wyrazem twarzy.
- W takim razie mnie przyjmie. – oświadczyłam kierując się prosto do jego gabinetu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
- Samantha? – zapytał zaskoczony z piszczącym głosem. Rozejrzał się na boki jaki nie sądził, że naprawdę tu jestem. - Wiem, że nie byłam umówiona, ale to ważna sprawa.
- Proszę cię siadaj. – zaprosił mnie gestem do środka. Rozejrzałam się po gabinecie wyłapując na jednej ze ścian zdjęcie Pana White'a i mojego taty na rybach. To właśnie w nim lubiłam. Nie był tylko adwokatem tylko kimś więcej. Każdego swojego klienta traktował jak rodzinę i dlatego tak bardzo inni mu ufali.
Przez chwilę nie mogłam oderwać wzrok od zdjęcia, na którym tata uśmiechał się przeszczęśliwy trzymając w dłoni wędkę. Zapomniałam nawet po co przyszłam do chwili aż mężczyzna chrząknął zniecierpliwiony.
- Co cię do mnie sprowadza? – zapytał patrząc na mnie przenikliwie niczym ojcowskim wzrokiem.
- Przejdę do konkretów. – położyłam torebkę na kolanach. Nabrałam powietrza, aby powiedzieć to na co się zdecydowałam zanim opuści mnie odwaga. – Za tydzień jest firmowa gala dla największych udziałowców więc chciałabym odczekać jeszcze jakieś dwa tygodnie i podpisać papiery rozwodowe.
- Ale Samantho. – zawsze używał mojego pełnego imienia. Nigdy zdrobnienie jakby to było uwłaczające dla mojej osoby. - Jesteś tego pewna?
- Tak. – powiedziałam a mój umysł krzyczał „Co ty robisz wariatko? Rezygnujesz z miłości swojego życia" – uciszyłam go jednak i zamknęłam w głębokich czeluściach.
- Myślałem, że jesteś szczęśliwa.
- Też tak myślałam, ale życie potrafi nas czasami zaskoczyć. – do pewnego momentu byłam bardzo szczęśliwa, ale mogłam zdać sobie sprawę, że to nie będzie trwało wiecznie. Nie da się zbudować życia na czymś co jest tak naprawdę sztuczne i nieprawdziwe, bo pewnego dnia zburzy się jak zamek z piasku.
Było takie przysłowie „Nie zbudujesz swojego szczęścia na czyimś nieszczęściu" – w tym przypadku chodziło tu o Richarda. Nie mogłam go zmuszać do bycia ze mną, jeśli nie czuł tego co ja. Patrząc dzisiaj na niego utwierdziłam się w fakcie, że szczęśliwe zakończenie nie było nam pisane a zatrzymanie go przy sobie siłą nie było w porządku wobec niego. W związku z tym postanowiłam zwrócić mu wolność na jaką zasługiwał.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Jeśli sporządzi pan papiery rozwodowe to tak. – byłam zdeterminowana, aby zrobić to jak najszybciej.
- Nie spodziewałem się, że tak łatwo się poddasz. – pokręcił głową niezadowolony.
- Słucham? – nie spodziewałam się tak słów właśnie od niego. Pamiętam, jak czytał nam ostatnią wolę taty i sam nie był z tego zadowolony więc jak mógł mi coś takiego powiedzieć.
- Przecież kochasz Richarda. – jego słowa aż mnie zamurowały. Skąd mógł o tym wiedzieć? To był mój skrzętnie ukrywany sekret i nikt nie powinien się o nim dowiedzieć.
- Skąd ten pomysł. – postanowiłam iść w zaparte i udawać głupią.
- A jak myślisz, dlaczego twój tata go wybrał? Wiedział, że się w nim zakochałaś, ale byłaś zbyt dumna, żeby się do tego przyznać.
- Jednostronna miłość nie wystarczy. – wycedziłam zgrzytając zębami. Miałam po uszy jego głupich tekstów które i tak nie zmienią mojego zdania.
- A kto powiedział, że tak jest?
- Gdyby czuł do mnie to co ja do niego to nigdy by mnie nie zranił.
- Samantho...
- Niech pan przygotuje te papiery. – przerwałam mu mając dość. Nie przyszłam do niego po to, żeby mnie przekonał do pozostania w małżeństwie a po to, aby mnie od niego uwolnił. Na tym kończyła się jego rola.
- Dobrze.
- Dziękuję. – podniosłam się z miejsca. – Wiem, że nie na to pan liczył, ale czasami życie nie układa się po naszej myśli.
- Dobrze to rozumiem Samantho. Nie mogę cię zmuszać żebyś była z kimś z kim nie jesteś szczęśliwa. Jak tylko przygotuję dokumenty dam wam znać.
- Ile to potrwa?
- Dokumenty będę gotowe na jutro. – pokiwał głową. – Dopilnuję żebyś dostała je jak najszybciej a czy je podpiszecie to wasz sprawa.
- Podpiszemy. – zapewniłam go ignorując to przejęzyczenie.
Gabinet White'a
- Wyszła. – powiedziałem, kiedy drzwi zamknęły się za Samanthą. Gdyby weszła chwilę później aż nie chcę wiedzieć jakby się to skończyło. Spotkanie córki z ojcem, który nie żyje mogłoby być dla niej szokiem. – Możesz przestać tu ciągle przesiadywać?
- I tak nie mam co robić. – wzruszył ramionami zatrzymując się przy oknie. Jak na nieboszczyka całkiem dobrze mu się powodziło.
- I co teraz? – zapytałem. Coraz bardziej miałem dość jego gry. Życie jest zbyt cenne, aby nim tak żonglować a on zachowywał się jakby to była zabawa. W którym momencie ktoś się zorientuje, że coś jest nie tak i będzie jeszcze gorzej.
- A co ma być? – mój przyjaciel wzruszył ramionami zapatrzony w widok za oknem.
Przejechałem do niego na krześle wiedząc co go tak zaaferowało. Samantha szła chodnikiem w stronę czekającej na nią taksówki. Na końcu języka miałem powiedzieć, aby wyszedł do niej i przestał się ukrywać. Minął ponad rok od jego śmierci a on nadal nie chciał się ujawnić ciągle twierdząc, że to nie czas.
- Przestań odpowiadać pytanie na pytanie. Na jutro mam jej przygotować dokumenty. – powiedziałem mu chociaż dobrze wszystko słyszał zza drzwi.
- I tak ich nie podpiszą.
- Skąd ta myśl?
- Bo się kochają. – bo to faktycznie było wytłumaczenie. Znałem Samanthę od dziecka i wiedziałem jaka jest uparta. Kiedy na coś się nastawiła nic nie mogło zmienić jej zdania.
Czasami miałem wrażenie, że za bardzo wierzył w swoje córki. Tak, miłość potrafiła kompletnie zmienić cały świat, ale czym jest świat, kiedy życie zaczyna nas przytłaczać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro