Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Richard

Zabrałem Samanthę na obiad niedaleko tak żeby wrócić jak najszybciej. Niewielka knajpka mieszcząca się na rogu ulicy może nie była miejsce, gdzie chciałbym zabrać żonę, ale na tą chwilę musiała wystarczyć. Weszliśmy do środka a znalezienie wolnego miejsca nie było takie trudne. Połowa stolików była pusta i dzięki temu od razu mogliśmy zająć miejsca.

- Na co masz ochotę? – zapytałem wyciągając rękę, po kartę którą podała nam kelnerka momentalnie znajdując się przy naszym stoliku.

- Zjem wszystko co tylko uda im się na szybko zrobić. – nawet nie rzuciła okiem na kartę dań.

- To może jakiś makaron? – zaproponowałem.

- Może być. – pokiwała energicznie głową rozsiadając się na dobre.

Przejrzałem szybko całą listę dań i w końcu wybrałem makaron ze szpinakiem i suszonymi pomidorami. Do tego czarna kawa dla mnie i karmelowe latte dla Samanthy. Oddałem kobiecie kartę, która oznajmiła, że za kilkanaście minut poda zamówione przez nas jedzenie.

- Wiesz, że to pierwszy raz, gdzie wychodzimy razem na miasto. - rzuciła nonszalancko.

- Powinienem częściej gdzieś cię zabierać. – spojrzałem na nią zawstydzony, że wypominała mi tak prozaiczną rzecz jaka powinna być dla mnie naturalna.

Obrączka na palcu dodatkowo szydziła ze mnie, że jestem tak beznadziejnym mężem. Nie ważne w jakich okolicznościach się pobraliśmy jedno było pewne. Nie powinienem traktować jej jak powietrza tylko dlatego że złamała mi serce. Miała prawo do własnego zdania i jeśli ona do mnie nic nie czuła nie mogłem jej do niczego zmuszać.

Co nie znaczy, że nie mogłem tego zmienić. Patrząc na nią każdego dnia czułem ogromną radość, że jest moją żoną chociaż nie pokazywałem jej tego a bardziej ignorowałem i udawałem, że nic dla mnie nie znaczy. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, ale nie mogłem tak dalej. Skoro do tej pory nic się między nami nie zmieniło przyszła pora na zmianę taktyki na inną.

Od dzisiaj będę się starał z całych sił, aby zobaczyła we mnie mężczyznę, który da jej szczęście. Jeśli będzie trzeba otworzę się przed nią mając nadzieję, że nie zniszczy mnie doszczętnie i nie rozwali ponownie mojego serca jak tamtej nocy wiele miesięcy temu, bo po raz kolejny bym tego nie zniósł.

- Będzie mi bardzo miło spędzić z tobą więcej czasu. – powiedziała posyłając mi niewielki uśmiech.

Ten piękny uśmiech, który sprawiał, że czułem ciepło w całym ciele i to nie za sprawą pożądania. Miała w sobie coś takiego, że od razu czułem się lepiej na duchu i co sprawiało, że dzień stawał się o wiele lepszy.

- Co powiesz na to, żeby pójść pobiegać? – zaproponowałem nieporadnie.

- Pobiegać?

- Wiem to głupie. – chrząknąłem czując, że robię z siebie debila.

- Wcale nie. – zaprzeczyła potrząsając głową. – Z chęcią pójdę z tobą pobiegać i może nawet cię zaskoczę moją dobrą kondycją. – poruszyła sugestywnie brwiami. Czy to naprawdę ta sama Samantha którą znam? Czy została podmieniona i to nie ona?

Bo jak wyjaśnić to, że zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni i zaczęła ze mną normalnie rozmawiać. Wiedziałem, że powiedzenie prawdy może człowieka zmienić, ale że aż tak? Gdybym to wiedział zrobiłbym to o wiele wcześniej.

- Nie musisz mnie o tym zapewniać. – podjąłem grę. – Wiem o tym aż za dobrze. – wymruczałem sięgając po filiżankę, z kawą którą przyniosła nam kelnerka.

- Nie pokazałam i wszystkich moich trików.

Zaśmiałem się pod nosem, ale nic nie odpowiedziałem. Po prostu wmurowało mnie w ziemię. Na szczęście zanim zdążyła coś jeszcze powiedzieć co sprawiłoby, że chciałbym zrezygnować z dalszej części wywiadu pojawiało się nasze jedzenie.

Zjedliśmy w ciszy delektując się swoim towarzystwem. Ukradkowe spojrzenia, niewinne uśmiechy, kilkukrotne muśnięcia swoich dłoni. Te niewinnego gesty tylko podsycały nasz zapał, aby jak najszybciej zakończyć dzisiejszy dzień i zaszyć się w domu.

Kiedy przyszła pora, aby wracać nie miałem na to ochoty, ale to było ważne dla Samanthy i jej sióstr, a że to ja wywołałem burzę w mediach czułem się odpowiedzialny, aby temu zaradzić.



Samantha

Jakie to dziwne, że ten głupi gest jak podanie mi butów sprawiło, że zaczęłam inaczej na niego patrzeć. Nie chciałam się do tego przyznać aż do tej pory, że Richard pokazywał mi właśnie takimi gestami, że o mnie dba. Czy były to buty, czy podanie kawy, czy zwykłe odłożenie książki na miejsce, kiedy ja zapomniałam to zrobić.

„Po prostu chcę cię uszczęśliwić" – no i co ja miałam myśleć, kiedy z jego ust wychodziły takie właśnie słowa. Robił mi sieczkę z mózgu nawet zbytnio się nie starając.

Wróciliśmy na wywiad najedzeni, ale i w o wiele lepszym humorze. W dodatku, odkąd opuściliśmy kawiarnię Richard nie wypuszczał mojej dłonie z uścisku co dziwne wcale mi nie przeszkadzało.

- Gotowi na kolejne pytania? – zapytała Veronica zniecierpliwiona.

- Oczywiście. – odparłam siadając na miejscu i czekając aż podejdzie do nas Richard, który zniknął gdzieś z Alison chwilę po naszym wejściu. – Tylko jeszcze poczekajmy na mojego męża. – rozejrzałam się za nim.

- A może zaczniemy rozmowę w pojedynkę? – zaproponowała.

- Czemu nie. – wzruszyłam ramionami nie widząc w tym problemu.

Wyłapałam jednak jej dziwne spojrzenie, które rzuciła mężczyźnie za kamerą. Wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa, dlatego przygotowałam się na nią psychicznie. Nauczałam się tej sztuczki od taty będąc jeszcze nastolatką. Przypomniałam sobie najgorsze wywiady, reportaże i nagłówki w gazetach po czym znieczuliłam się na czekające na mnie pytania. Wiedziałam, że nic gorszego nie może mnie czekać.

- W taki razie powiedz mi jak kobieta kobiecie co poczułaś, kiedy zobaczyłaś swojego męża na zajęciu z inną? – zapytała udając, że nie cieszy się z tego pytania.

Jeśli myśli, że mnie w ten sposób zrani czy wyprowadzi z równowagi to grubo się myli. Nie takie rozmowy już przeprowadzałam i nikomu nie udało się sprawić, że straciłabym cierpliwość.

- A co miałam czuć. – odparłam bez zająknięcia. – Może mam powiedzieć Richardowi, żeby w ogóle nie rozmawiał z ludźmi? – rzuciłam.

- Co innego, gdyby to byli znajomi, ale była narzeczona? – udała oburzenie.

- No i? – odparłam niewzruszona. – To jakby on zabronił mi spotkać się z moimi byłymi.

- Nie uważasz, że to trochę niezręczne?

- Nie dlaczego? – zaplotłam ręce na kolanie, aby nie poruszać palcami chcąc się odstresować. Żałowałam teraz że nie poczekaliśmy na Richarda, którego mogłabym wziąć za rękę. W takich chwilkach mój umysł był spokojny i nie dawał się ponieść, ale dłonie to zupełnie inna sprawa. Tak jakby żyły własnym życiem i co chwilę się nimi bawiłam. Trochę przypominało to jakbym miała ADHD.

- Bo to kobieta, z którą wiele go łączyło.

- Z tego co wiem to nie łączyło ich nic poważnego.

- Czyli mam uwierzyć, że mąż ci o niej powiedział? – tym razem nie udawała zdziwienia.

- Tak.

- A co ciekawe. – wymamrotała.

- Dlaczego? – niczym duch zmaterializował się przy nas Richard zajmując miejsce obok mnie. – Mówię mojej żonie o wszystkim a ona mnie.

- Nie wszystko ci mówię. – rzuciłam zanim pomyślałam.

- Naprawdę? – odwrócił się w moją stronę. – Twoja komoda. Ostania szuflada zamykana na klucz.

- Skąd? – zapytałam szczerze poruszona tym, że wie o mojej tajemnicy.

- Upiłaś się z siostrami i wszystko mi powiedziałaś. Z początku nie mogłem uwierzyć, ale kiedy dałaś mi do niej klucz i kazałaś zajrzeć byłem w szoku.

- Co jest w tej szufladzie? – podchwyciła temat Veronica.

- Figurki Marvela i DC Comics – wymamrotałam nie odrywając od niego wzroku. Moja skrzętnie ukrywana tajemnica od bardzo wielu lat nie była taka ukryta jak mi się wydawało.

Od razu po wprowadzeniu się do jego domu kupiłam komodę, którą mogłabym zamknąć i poukładać w niej figurki. Uwielbiałam je zbierać, odkąd pamiętam, ale za dzieciaka było inaczej. Wszystko rozumieli, że mam swoją pasję, ale wraz z biegiem lat uważali, że powinnam się ich pozbyć. Nie mogłam. Po prostu miałam coś co kochałam i nie chciałam wyrzucać do kosza znaczniej części mojego życia.

Tak więc ukrywałam je w domu tak aby nikt się nie zorientował. No może poza tatą, który co kilka miesięcy kupował mi kolejne i kładł mi na łóżku jakby wiedział, że nadal je mam. Tylko on nie patrzył na mnie jak na dziwaczkę.

- Że co proszę? – zapytała Veronica. – Nie usłyszałam.

- Nic ważnego. – głos zabrał mój mąż łapiąc mnie za dłoń. Niemo pokazał mi, że nie ma dla niego znaczenia to, że mam taką a nie inną pasję. – Masz jeszcze jakieś pytania dotyczące naszej osoby? – zapytał znacząco.

Do Veronicy chyba dotarło, że nic więcej z nas nie wyciągnie i podziękowała nam za wywiad. Szybko opuściła pomieszczenie jakby się za nią paliło. Jej kamerzysta Mike popatrzył na nią bez słowa i powoli zaczął się pakować.

- Jakby co na Five Street Avenue otworzyli właśnie nową kolekcję. Jest na co popatrzeć. – mężczyzna mrugnął do mnie i niezwykle uradowany wyszedł z sali.

- O czym on mówił? – zapytał Richard.

- Możemy jeszcze gdzieś pojechać? – zapytałam szczerze podekscytowana słowami mężczyzny. Jeśli to prawda musiałam tak być i nic nie powstrzyma mnie przed dotarciem na miejsce.

- Czemu nie. – wzruszył ramionami. – I tak miałem wziąć sobie wolne na resztę wieczoru.

- Super – pisnęłam podskakując w miejscu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro