Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Simon

- Jak to chcesz jechać? – zapytał Cassian.

- Normalnie – odpowiedziałem zabierając broń, z walizki którą przygotował mi jeden z żołnierzy. – To dziewczyna Aidena, czyli należy do rodziny a my dbamy o rodzinę.

- Ale dlaczego akurat ty. Nigdy nie jeździłeś w teren.

- A wtedy? – zapytałem zaczepnie a on wiedział, że mówię o jego żonie.

- To co innego.

- Poradzę sobie. W końcu trzeba ruszyć na przód – wzruszyłem ramionami.

- Kurwa – przeklną mój brat wiedząc, że nie przekona mnie do zmiany zdania. – Tylko wróć cały.

- Nie bój się – przeładowałem broń patrząc na niego poważnie. – To że nie biorę udziału w akcjach nie znaczy to że nie umiem walczyć. Zrób coś dla mnie i zatrzymuj tu Aidena.

- Będzie chciał jechać.

- I wszystko spierdoli. Niech siedzi na dupie i pozwoli sobie pomóc. – bąknąłem.

- Dobra – podniósł ręce w obronnym geście. Coś w jego wzroku mnie zaniepokoiło. Coś dziwnego co osiadło na jego wspomnieniach. – Tylko – powiedział podchodząc do mnie i zatrzymując się o kilka kroków. – Nie daj się zabić młody.

- Ktoś tylko by spróbował – prychnąłem. – Lorenzo ze mną pojedzie.

- Jeszcze lepiej.

- On już jest dorosły – powiedziałem znacząco.

- Pilnujcie się – westchnął i wyszedł zapewne porozmawiać z synem.

Kręcąc głową odwróciłem się do Matti, który patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Odkąd go poznałem kilka razy złapałem go na tym jakby szukał we mnie czegoś czym mógłby mnie złamać.

Kolejna osoba, która myślała, że jestem słaby. Tak – miałem chwilę słabości kilka lat temu i to przez nią, ale miałem swoją nauczkę. Nigdy, ale to nigdy nie zakochuj się w swoim największym wrogu.

Leila była córką wroga mojego ojca. Ten konflikt trwał od lat i upływ lat tego nie zmienił. Nawet nasza przyjaźń od małego która wraz z biegiem czasu zmieniła się w miłość. A potem okazało się, że byłem kolejnym naiwniakiem, który dał się nabrać na jej dobroć. Chciała tylko zniszczyć naszą rodzinę, ale my byliśmy na to za silni. Czasami jednak byłem ciekawy co u niej, ale powstrzymywałem się. To była przeszłość, o której trzeba było zapomnieć.

- Simon?

- Tak? – potrząsnąłem głową skupiając uwagę na Mattii.

- Wszystko ok?

- Tak – zacząłem zbierać broń i przypinać ją do kabur na placach. Czas zapomnieć o tych pierdołach i skupić się na zadaniu.

- Mam coś dla was – wyciągnął w moją stronę niewielkie pudełko.

- Co to jest?

- Słuchawka do ucha prze którą będziemy mieć stały kontakt. Ma wbudowany nadajnik GPS i działa nawet wtedy, kiedy wpadłbyś do wody.

- Twój pomysł? – zapytałem zaciekawiony otwierając pudełko.

- Nie mojej żony – odpowiedział zaskakując mnie.

- Masz żonę?

- Serio nie wiedziałeś? – był zaskoczony.

- A skąd miałbym to wiedzieć.

- Serio? – zapytał niedowierzając po czym pokazał mi rękę, na której miał obrączkę.

- Nie zauważyłem – a wszystko zauważałem.

- Nic nie szkodzi – machnął ręką wkładając dłonie do kieszeni spodni. – Macie za dużo na głowie, żeby przejmować się czymś innym.

- Jesteś z nią szczęśliwy? – zapytałem pod wpływem chwili.

- Bardzo - zaśmiał się. – Pojawiła się w moim życiu niespodziewanie i wiedziałem, że nigdy nie pozwolę jej odejść.

Też myślałem, że mam w swoim życiu taką osobę, ale czas szybko to zweryfikował. Jednak nie mogłem pozbyć się jedynej rzeczy, która mi ją przypominała. Pierścionek zaręczynowy którym rzuciła mi w twarz, kiedy zrywałem zaręczyny. Był dla mnie przypomnieniem, żeby nigdy nie ufać żadnej kobiecie.

- A ty kogoś masz? – zapytał zaciekawiony.

- Nie – parsknąłem śmiechem. – Życie małżeńskie nie jest dla mnie.

- Ale był ktoś prawda? – jego przenikliwy umysł momentami mnie przerażał.

- Była, ale myliłem się co do niej. Nigdy więcej nie pozwolę się oszukać – powiedziałem z pełną mocą. – Nigdy więcej żadna kobieta nie będzie na tyle blisko, żeby mnie zranić.

- Co się stało?

- To już przeszłość – nie chciałem do tego wracać dlatego zabrałem pudełko ze sobą.

Na zewnątrz czekał już na mnie Lorezno cały w skowronkach.

- Co ci tak wesoło? – zapytałem zaczepnie.

- W końcu coś się dzieje – odpowiedział zadowolony uśmiechać się jak wariat.

- Jezu – jęknąłem, bo wiedziałem, że jak już się nakręcił nie ma rady, żeby go uspokoić. – Tylko nie przeginaj.

- Nigdy tego nie robię.

- Ta jasne. – prychnąłem. – Tak samo jak wtedy, kiedy miałeś tylko załapać gościa.

- No i załapałem.

- Ale po drodze wbiłeś mu trzy noże w nogę.

- Bo dalej uciekał. – powiedział jakby to wszystko wyjaśniało.

- Tym razem nie rzucaj nożami, nie strzelaj i najlepiej w ogóle nic nie rób tylko wal w ryj. – wyliczałem mając nadzieję, że niczego nie wywinie.

- Psujesz całą zabawę.

- Kurwa – przekląłem jeszcze raz pod nosem.

To będzie długa droga.

***

- Chłopaki słyszycie mnie? – w uchu rozbrzmiał głos Matti, który cały czas towarzyszył nam na miejsce.

- Jasno i wyraźnie – odpowiedziałem przedzierając się przez chaszcze.

Kto by przypuszczał, że miejsce pobytu tego całego Silvio to stary zbutwiały dom przy samym krańcu lasu. Przedzieramy się przez zapuszczone tereny z noktowizorem na oczach tak żeby widzieć wszystko bez światła.

- Za jakieś sto metrów powinien pojawić się wam zarys domu – powiedział.

- A wiesz może czy jest w środku? – zapytałem z przekąsem.

Gałęzie uderzały mnie w twarz, szyję, nogi, ale nie przestawałem przeć na przód. Taka błahostka nie dowiedzie mnie od celu jaki sobie obrałem.

- Pewnie. Jedna osoba chodząca w kółko po pomieszczeniu z prawej – odpowiedział.

- Kurwa jak to jedna? – przystanąłem na chwilę.

- Idź dalej – wysyczał Lorenzo popychając mnie do przodu.

Skoro tylko jedna osoba była w domu to, gdzie jest druga. Musi być jakieś wyjaśnienie, dlaczego tak jest. Pierwsza opcja była taka, że to nie ta osoba a druga nie chciała nawet przejść mi przez myśl. Skoro tylko jedna osoba była w domu to oznaczało to, że... Kurwa. Musiałem się skupić.

- Wychodzimy z lasu – przekazałem mu.

- Czuje twoje myśli – odezwał się Mattia. – Może gdzieś ją wywiózł. Może tam, gdzie sam czuje się bezpieczny.

- Czyli musimy go mieć żywego – mamroczę.

- Dobrze by było.

Poruszamy się cicho i bezszelestnie, ale szybko. Czas nas godni, dlatego trzeba go jak najszybciej złapać.

- Lorenzo – zwróciłem się do niego. – Idź od tyłu a ja pójdę od przodu. Kiedy dam znak wchodzimy do środka, ale jak najciszej – zaznaczyłem.

- Się robi – zasalutował i pobiegł za dom.

Po tym jak zniknął mi z oczu ruszyłem w kierunku schodów. Powoli krok za krokiem stawiałem stopy, na deskach które wyginały się pod moim ciężarem.

- Kurwa – zakląłem cicho, kiedy jedna z nich zaskrzypiała.

- Idzie do drzwi – usłyszałem głos Mattii.

Miałem mało czasu, żeby zdążyć, dlatego przeskakiwałem po dwa stopnie starając się zachować jak najciszej. Plecami przyległem do ściany budynku tak żeby nie było mnie widać z okna i z drzwi.

Przyłożyłem ucho do desek i usłyszałem ciche kroki stąpające ostrożnie po podłodze. Sprawdziłem, czy mam przeładowaną broń i ustawiłem się tak żeby mieć najlepszy kąt do strzału.

Kiedy drzwi się uchyliły szybko wstawiłem lufę za nie i oddałem strzał mając nadzieję, że w nogę. Okrzyk bólu a potem głośny łoskot upadającego ciała.

- Oby to był ten którego szukamy – powiedziałem, kiedy wchodziłem do środka.

- Strzeliłeś nie wiedząc kto stoi za drzwiami? – wściekły głos Christophera sprowadził mnie na ziemię. – Kurwa Simone jak wrócisz do oberwiesz?

- Nie mów tak do mnie – burknąłem na usłyszenie znienawidzonego imienia.

Od dzieciaka nazywali mnie Simon a nie Simone które było dla mnie zbyt babskie i włoskie. Tylko jedna osoba mówiła do mnie pełnym imieniem i tylko jej na to pozwalałem. Teraz wiązało się ono ze zbyt bolesnymi wspomnieniami.

- Simone? – zapytał Lorenzo śmiejąc się.

- To nie jest kurwa śmieszne – warknąłem w słuchawkę.

Nogą kopnąłem drzwi po czym ruszyłem do środka z bronią przy boku. Mężczyzna próbował czołgać się po podłodze w stronę drzwi na tyłach. Nie robił tego za szybko więc wiedziałem, że dobrze trafiłem i rana sprawia mu dużo bólu. Udając, że bawię się z nim w kotka i myszkę ruszyłem powoli stawiając kroki podążając śladem krwawego śladu na podłodze.

- Nie rozumiem tego zachowania – kilka metrów przed nim pojawił się Lorenzo przypatrując się mężczyźnie z niedowierzaniem. – Uciekają choć wiedzą, że nic im to nie da.

- Ja nic nie zrobiłem – mężczyzna jęczał czołgając się dalej.

- To się okażę – młody podszedł do niego i uderzając go nogą w bark posłał go na podłogę. Wycelował w jego stronę bron i zapytał. – Gdzie dziewczyna?

- Nie wiem o kim mówisz?

- Dobrze wiesz skurwysynu. – przeładował broń. – Gdzie dziewczyna?

Zostawiłem to Lorenzo, bo był lepszy w wyciąganiu informacji z ludzi. Nawet się nie starał, ale jego aura robiła wszystko za niego a on dobrze o tym wiedział i jawnie to wykorzystywał.

- Nic jej nie zrobiłem – machał rękami byle tylko osłonić się od lufy broni.

- Gdzie ona jest? – zapytał naciskając mocniej na jego bark.

- Ona jest moja – krzyknął a w oczach miał czysty obłęd. – Nie pozwolę sobie jej odebrać.

- To jeszcze zobaczymy – rzuciłem i bezceremonialnie uderzyłem go kilka razy lufą w głowę. – Zabieramy go.

- Zepsułeś mi zabawę – młody opuścił broń.

- Pobawisz się z nim w domu – rzuciłem.

Przypiąłem broń do pasa i biorąc go za nogi spojrzałem znacząco na Lorenzo. Chłopak z oporami wziął go za ręce ruszając w stronę wyjścia.

- Salvatore podjedź pod dom – rzuciłem do jednego z moich ludzi czekających w furgonetce.

- Już jadę – rzucił.

Wytaszczyliśmy jego ciało z domu i rzuciliśmy na ziemię. Czekając na kierowcę przeszukałem kieszenie nieprzytomnego mężczyzny szukając dokumentów czy czegoś co naprowadzi nas na jej dalszy ślad. W jednej z kieszeni znalazłem coś ciekawego. Złożoną kartkę na kilka razy i telefon.

Po rozłożeniu papieru okazało się, że to wydrukowane z komputera zdjęcie Kiry wychodzącej z uczelni. Dookoła napisane było jej imię wraz z rysunkami serduszek.

Dalej było jeszcze lepiej. Telefon był niezabezpieczony więc mogłem bez problemu przejrzeć książkę telefoniczną. To co tam znalazłem sprawiło, że miałem ochotę wyrzucić go do rzeki, ale Christopher chciałby to zobaczyć.

Jeśli moje przeczucia okażą się słuszne to mamy przejebane po całej linii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro