Rozdział 25
Aiden
W drodze na dół wysyłałem wiadomości do naszych analityków i specjalistów. Odpowiedzi zaczęły napływać z zawrotną prędkością i dotyczyły tego, że przebadali próbki i wysłali je do nas przez jednego z żołnierzy, który miał za niedługo pojawić się w domu. Przeczucie podpowiadało mi, że wyniki będą takie jak od początku zakładałem. Wiedziałem, że ona tam była. Po prostu to czułem.
Byłem tak zapatrzony w telefon, że nie zauważyłem małej Sofii idącej w moją stronę. Zderzyła się ze mną i upadła na ziemię uderzając dłońmi o posadzkę.
- Nic ci nie jest? – zapytałem rzucając się w jej stronę.
- Przepraszam – powiedziała cichutko.
- Nie masz za co. To ja nie uważałem – wyciągnąłem w jej stronę dłonie – Chodź pomogę ci.
- Nie, nie, ja sama – zapewniła żarliwie więc odsunąłem dłonie.
Powoli podniosła się otrzepując ręce i kolana jakby i na nie upadła. Wywoływała we mnie jakieś dziwne uczucia. Odkąd pojawiła się w tym domu jakby zyskał on w moich oczach. Może brakowała mu tej ikry pochodzącej od małej albo po prostu od dawna nie było tu dziecka.
- Gdzie masz swojego psa? – zapytałem, bo wiedziałem, że zawsze był przy jej boku. Nie odstępowali się na krok, dlatego było to dla mnie dziwne.
- Odpoczywa – wzruszyła ramionami.
- Odpoczywa?
- Tak – pokiwała głową przez co jej włosy rozsypały się z warkocza. – Leży w moim pokoju i śpi.
- Aha – powiedziałem bez sensu, bo nie wiedziałem co innego mógłbym rzec.
- Nie jesteś zbyt rozmowny – stwierdziła rozbrajając mnie doszczętnie.
- Raczej nie – zaśmiałem się.
Co ta dziewczynka w sobie miała, że potrafiła poprawić mi humor. Samo patrzenie na nią sprawiało, że miałem ochotę podejść i pobawić się z nią. Ja dorosły facet, który zabija chciał bawić się z dzieckiem a to tylko dlatego że imponowała mi jej siła ducha. Za każdym razem, kiedy upadła podnosiła się dwa razy silniejsza.
- Ale jesteś też smutny.
- Skąd ten pomysł?
- Może i nie widzę, ale dobrze słyszę. Twój głos jest pełen cierpienia. Stało się coś? - zapytała z troską.
- Straciłem kogoś – powiedziałem sam nie wiem czemu.
Ruszyła powoli w moim kierunku wyciągając przed siebie ręce. Szło jej trochę nieporadnie, ale czekałem na to co chcę zrobić. Najpierw dotknęła mojej brody – może przez przypadek a może tak chciała. Nie wiedziałem, ale z zapartym tchem pozwoliłem jej dotykać palcami mojej twarzy.
- Na pewno ją znajdziesz – stwierdziła po długich oględzinach. – Jesteś przystojny. – powiedziała po chwili.
Ta dziewczynka potrafiła przejść z miny pocieszyciela do uszczęśliwionego dziecka. Ale jedno wiedziałem na pewno. Była szczera a ta cecha była jak na wagę złota w naszym świcie. Wokół było pełno kłamstw, krętactwa i oszust a ona była w środku tego wszystkiego. Jakby to jej nie tyczyło.
- Na pewno ją znajdę mała – pogłaskałem ją po głowie. – A teraz muszę już iść.
- Pa – powiedziała i trzymając się ściany ruszyła w głąb korytarza.
Podniosłem się z miejsca i ruszyłem na dół. Na telefon cały czas przychodziły mi powiadomienia, ale jak już zejdę to dopiero je sprawdzę. Pora wziąć się do pracy i znaleźć tego skurwysyna.
***
Siedzieliśmy przy stole, kiedy w drzwiach pojawił się Dante. Nie widzieliśmy się, odkąd dostałem od niego w twarz jednak wiedziałem, że był wtedy wściekły, dlatego nie wyciągnąłem wobec niego konsekwencji tak jak powinienem.
Usiadł dokładnie naprzeciwko mnie skandując wzrokiem każdego z nas. Nie był szczególnie zadowolonym, że tu byłem, ale sprawa była zbyt ważna, żeby chować urazę. Nie wiem czy kiedyś nasze stosunki będą dobre, ale on pracuje dla mnie i powinien się dostosować.
- Mattia powiesz nam co wiesz? – Christopher zachęcił go dłonią do mówienia.
- Przeanalizowałem wszystkie próbki, które udało wam się zebrać z miejsca, gdzie byliście i z ciał innych kobiet i wiem na pewno, że męskie DNA jest takie samo.
- Czyli mamy go – Simon był pełen zapału.
- Nie tak szybko – przystopował go. – Wiemy tylko tyle że to facet, którego szukamy, dlatego teraz wprowadzimy jego DNA do mojego programu i go znajdziemy.
- Jakie są na to szanse?
- Duże, bo prawie każdy był karana, miał pobieraną krew czy uległ wypadkowi. Mój program porównuję DNA każdej placówki i szuka wspólnych mianowników. – mówił spokojnie chodząc po pomieszczeniu.
- Długo to zajmie? – zapytał Christopher choć miałem ochotę sam o to zapytać. Im dłużej to trwało tym bardziej każdy z nas chciał to szybciej zakończyć.
Ta sprawa wywołała w naszym świcie dużo zamieszania. Ludzie przestali sobie ufać a naskakiwali na siebie chcąc wyciągnąć z tej sprawy jak najwięcej. Byli jak sępy które czekały aż któremuś powinie się noga, żeby zgarnąć teren tego drugiego. W końcu przyjdzie taki moment, że nikt nie będzie sobie ufał i to zniszczy włoską mafię. Zabijemy się sami od środka a będzie to wina pazerności, bo nikt nie chcę odpuścić.
- Kilka godzin.
- Będziesz miał tylko zgodność czy jego zdjęcie też? – odezwał się Karian siedzący obok swojego ojca.
- Ze zdjęciem może bym problem, ale jak już znajdę dopasowanie to razem z tym jego dane. Zdjęcie znajdzie się potem.
- Jeszcze jedno – zabrałem głos. – Znalazłeś jeszcze jakieś ślady? – tak trudno było mi wypowiedzieć te słowa.
- Tak. – westchnął. – Miałeś rację ona tam była.
Potwierdził tym moje najgorsze obawy. Choć wiedziałem, że taki będzie wynik to mogłem sobie wyobrażać, że jest w innym miejscu, gdzie jest bezpieczna. Teraz moje myśli były wypełnione mrocznymi obrazami i tym co może jej się dziać.
- Chcę uczestniczyć w akcji – Dante podniósł się z miejsca kierując te słowa do Christopher a mnie całkowicie zignorował choć wiedział, że to ja podejmuję decyzję.
- Dante wiesz, że cię szanuję, ale nie będziesz skupiony, bo ta sprawa dotyczy twojej córki. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby ją odnaleźć, ale chciałbym żebyś wrócił do domu.
Christopher może i był surowy i czasami nie liczył się ze zdaniem innych, ale nie o to tu teraz chodziło. Szanował swoją rodzinę i zawsze była ona na pierwszym miejscu. Tymi słowami chciał mu dać do zrozumienia, że będzie szukał jej nawet dziesięć lat i nie spocznie, dopóki tego nie zrobi.
- Twoja rodzina jest mi to winna – mężczyzna nie odpuszczał a jego złość była aż zanadto widoczna na jego twarzy.
- Tato! – Karian położył mu dłoń na ramieniu chcąc go uspokoić.
- Chyba zapominasz do kogo mówisz Dante. To nie była prośba a rozkaz. – głos jak i postawa mojego brata nie pozostawiała złudzeń, że się nie zgodzi, ale też nie pozwoli, żeby odzywał się do niego w taki sposób.
- Nie zapomniałem. Mówię nie do ciebie jako Dona ale do osoby, która zrobi wszystko, żeby zapewnić bezpieczeństwo swojej rodziny. Ja swojej nie ochroniłem, ale nie mam zamiaru teraz zrezygnować. – był zdeterminowany, żeby przekonać do siebie Christophera.
- Christopher – powiedziałem znacząco.
Brat spojrzał na mnie zaciekawiony, ale i jednocześnie myślał nad czymś. Wiedział, że nie wtrąciłbym się bez powodu. Nigdy tego nie robiłem, bo nie interesowało mnie to aż tak bardzo. Byłem bierny i zawsze, kiedy dochodziło do sporu brałem jego stronę, ale tym razem chciałem, żeby posłuchał mnie. Gdyby chodziło tu o kogoś z mojej rodziny to też chciałbym w tym uczestniczyć.
- Aiden za ciebie odpowiada – powiedział po długiej chwili. – Spróbujcie się jakoś dogadać. – spojrzał na nas. – Albo chociaż się nie pozabijajcie.
- To będzie ciekawe – wymruczał pod nosem Karian.
Musiałem przyznać mu rację. To będzie ciekawe i dla mnie coś nowego, żeby nie odpowiadać na zaczepki Dantego, który zapewne będzie chciał mnie wkurwić. Kiedyś i może obiłbym mu ryj z tego powodu, ale teraz nie mogłem. Był ojcem dziewczyny, z którą wiązałem swoją przyszłość i nie wypadało bić swojego przyszłego teścia.
Czy ja właśnie o tym pomyślałem? – oczywiście i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby to odwołać.
Nigdy nie zastanawiałem się nad tym jak mogłaby wyglądać moja rodzina. Nawet nie dopuszczałem tego do siebie, bo wiedziałem jaki byłem i kim byłem. Ale miałem swój ideał rodziny. Wyglądałaby tak jak nasza, bo wielki wkład miała w niej moja matka. Pokazała każdemu, że rodzina mafijna może być dobra i na każdym kroku to udowadniała. Tak, zabijaliśmy i oszukiwaliśmy system, ale i mieliśmy swój honor.
Gdyby tu była powiedziałaby mi co mam robić, bo sam tego nie wiedziałem. Potrzebowałem jej rady i pocieszenia tak samo jak za dzieciaka.
Miała jedną rzecz wspólną z Kirą. Kiedy widziałem jej uśmiech wiedziałem, że to szczęście. Tak właśnie się przy niej czułem. Radość i Szczęście.
Dzisiaj krótszy rozdział ale za to za jakieś pół godzinki wpadnie kolejny :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro