Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

Aiden

W drodze na dół wysyłałem wiadomości do naszych analityków i specjalistów. Odpowiedzi zaczęły napływać z zawrotną prędkością i dotyczyły tego, że przebadali próbki i wysłali je do nas przez jednego z żołnierzy, który miał za niedługo pojawić się w domu. Przeczucie podpowiadało mi, że wyniki będą takie jak od początku zakładałem. Wiedziałem, że ona tam była. Po prostu to czułem.

Byłem tak zapatrzony w telefon, że nie zauważyłem małej Sofii idącej w moją stronę. Zderzyła się ze mną i upadła na ziemię uderzając dłońmi o posadzkę.

- Nic ci nie jest? – zapytałem rzucając się w jej stronę.

- Przepraszam – powiedziała cichutko.

- Nie masz za co. To ja nie uważałem – wyciągnąłem w jej stronę dłonie – Chodź pomogę ci.

- Nie, nie, ja sama – zapewniła żarliwie więc odsunąłem dłonie.

Powoli podniosła się otrzepując ręce i kolana jakby i na nie upadła. Wywoływała we mnie jakieś dziwne uczucia. Odkąd pojawiła się w tym domu jakby zyskał on w moich oczach. Może brakowała mu tej ikry pochodzącej od małej albo po prostu od dawna nie było tu dziecka.

- Gdzie masz swojego psa? – zapytałem, bo wiedziałem, że zawsze był przy jej boku. Nie odstępowali się na krok, dlatego było to dla mnie dziwne.

- Odpoczywa – wzruszyła ramionami.

- Odpoczywa?

- Tak – pokiwała głową przez co jej włosy rozsypały się z warkocza. – Leży w moim pokoju i śpi.

- Aha – powiedziałem bez sensu, bo nie wiedziałem co innego mógłbym rzec.

- Nie jesteś zbyt rozmowny – stwierdziła rozbrajając mnie doszczętnie.

- Raczej nie – zaśmiałem się.

Co ta dziewczynka w sobie miała, że potrafiła poprawić mi humor. Samo patrzenie na nią sprawiało, że miałem ochotę podejść i pobawić się z nią. Ja dorosły facet, który zabija chciał bawić się z dzieckiem a to tylko dlatego że imponowała mi jej siła ducha. Za każdym razem, kiedy upadła podnosiła się dwa razy silniejsza.

- Ale jesteś też smutny.

- Skąd ten pomysł?

- Może i nie widzę, ale dobrze słyszę. Twój głos jest pełen cierpienia. Stało się coś? - zapytała z troską.

- Straciłem kogoś – powiedziałem sam nie wiem czemu.

Ruszyła powoli w moim kierunku wyciągając przed siebie ręce. Szło jej trochę nieporadnie, ale czekałem na to co chcę zrobić. Najpierw dotknęła mojej brody – może przez przypadek a może tak chciała. Nie wiedziałem, ale z zapartym tchem pozwoliłem jej dotykać palcami mojej twarzy.

- Na pewno ją znajdziesz – stwierdziła po długich oględzinach. – Jesteś przystojny. – powiedziała po chwili.

Ta dziewczynka potrafiła przejść z miny pocieszyciela do uszczęśliwionego dziecka. Ale jedno wiedziałem na pewno. Była szczera a ta cecha była jak na wagę złota w naszym świcie. Wokół było pełno kłamstw, krętactwa i oszust a ona była w środku tego wszystkiego. Jakby to jej nie tyczyło.

- Na pewno ją znajdę mała – pogłaskałem ją po głowie. – A teraz muszę już iść.

- Pa – powiedziała i trzymając się ściany ruszyła w głąb korytarza.

Podniosłem się z miejsca i ruszyłem na dół. Na telefon cały czas przychodziły mi powiadomienia, ale jak już zejdę to dopiero je sprawdzę. Pora wziąć się do pracy i znaleźć tego skurwysyna.

***

Siedzieliśmy przy stole, kiedy w drzwiach pojawił się Dante. Nie widzieliśmy się, odkąd dostałem od niego w twarz jednak wiedziałem, że był wtedy wściekły, dlatego nie wyciągnąłem wobec niego konsekwencji tak jak powinienem.

Usiadł dokładnie naprzeciwko mnie skandując wzrokiem każdego z nas. Nie był szczególnie zadowolonym, że tu byłem, ale sprawa była zbyt ważna, żeby chować urazę. Nie wiem czy kiedyś nasze stosunki będą dobre, ale on pracuje dla mnie i powinien się dostosować.

- Mattia powiesz nam co wiesz? – Christopher zachęcił go dłonią do mówienia.

- Przeanalizowałem wszystkie próbki, które udało wam się zebrać z miejsca, gdzie byliście i z ciał innych kobiet i wiem na pewno, że męskie DNA jest takie samo.

- Czyli mamy go – Simon był pełen zapału.

- Nie tak szybko – przystopował go. – Wiemy tylko tyle że to facet, którego szukamy, dlatego teraz wprowadzimy jego DNA do mojego programu i go znajdziemy.

- Jakie są na to szanse?

- Duże, bo prawie każdy był karana, miał pobieraną krew czy uległ wypadkowi. Mój program porównuję DNA każdej placówki i szuka wspólnych mianowników. – mówił spokojnie chodząc po pomieszczeniu.

- Długo to zajmie? – zapytał Christopher choć miałem ochotę sam o to zapytać. Im dłużej to trwało tym bardziej każdy z nas chciał to szybciej zakończyć.

Ta sprawa wywołała w naszym świcie dużo zamieszania. Ludzie przestali sobie ufać a naskakiwali na siebie chcąc wyciągnąć z tej sprawy jak najwięcej. Byli jak sępy które czekały aż któremuś powinie się noga, żeby zgarnąć teren tego drugiego. W końcu przyjdzie taki moment, że nikt nie będzie sobie ufał i to zniszczy włoską mafię. Zabijemy się sami od środka a będzie to wina pazerności, bo nikt nie chcę odpuścić.

- Kilka godzin.

- Będziesz miał tylko zgodność czy jego zdjęcie też? – odezwał się Karian siedzący obok swojego ojca.

- Ze zdjęciem może bym problem, ale jak już znajdę dopasowanie to razem z tym jego dane. Zdjęcie znajdzie się potem.

- Jeszcze jedno – zabrałem głos. – Znalazłeś jeszcze jakieś ślady? – tak trudno było mi wypowiedzieć te słowa.

- Tak. – westchnął. – Miałeś rację ona tam była.

Potwierdził tym moje najgorsze obawy. Choć wiedziałem, że taki będzie wynik to mogłem sobie wyobrażać, że jest w innym miejscu, gdzie jest bezpieczna. Teraz moje myśli były wypełnione mrocznymi obrazami i tym co może jej się dziać.

- Chcę uczestniczyć w akcji – Dante podniósł się z miejsca kierując te słowa do Christopher a mnie całkowicie zignorował choć wiedział, że to ja podejmuję decyzję.

- Dante wiesz, że cię szanuję, ale nie będziesz skupiony, bo ta sprawa dotyczy twojej córki. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby ją odnaleźć, ale chciałbym żebyś wrócił do domu.

Christopher może i był surowy i czasami nie liczył się ze zdaniem innych, ale nie o to tu teraz chodziło. Szanował swoją rodzinę i zawsze była ona na pierwszym miejscu. Tymi słowami chciał mu dać do zrozumienia, że będzie szukał jej nawet dziesięć lat i nie spocznie, dopóki tego nie zrobi.

- Twoja rodzina jest mi to winna – mężczyzna nie odpuszczał a jego złość była aż zanadto widoczna na jego twarzy.

- Tato! – Karian położył mu dłoń na ramieniu chcąc go uspokoić.

- Chyba zapominasz do kogo mówisz Dante. To nie była prośba a rozkaz. – głos jak i postawa mojego brata nie pozostawiała złudzeń, że się nie zgodzi, ale też nie pozwoli, żeby odzywał się do niego w taki sposób.

- Nie zapomniałem. Mówię nie do ciebie jako Dona ale do osoby, która zrobi wszystko, żeby zapewnić bezpieczeństwo swojej rodziny. Ja swojej nie ochroniłem, ale nie mam zamiaru teraz zrezygnować. – był zdeterminowany, żeby przekonać do siebie Christophera.

- Christopher – powiedziałem znacząco.

Brat spojrzał na mnie zaciekawiony, ale i jednocześnie myślał nad czymś. Wiedział, że nie wtrąciłbym się bez powodu. Nigdy tego nie robiłem, bo nie interesowało mnie to aż tak bardzo. Byłem bierny i zawsze, kiedy dochodziło do sporu brałem jego stronę, ale tym razem chciałem, żeby posłuchał mnie. Gdyby chodziło tu o kogoś z mojej rodziny to też chciałbym w tym uczestniczyć.

- Aiden za ciebie odpowiada – powiedział po długiej chwili. – Spróbujcie się jakoś dogadać. – spojrzał na nas. – Albo chociaż się nie pozabijajcie.

- To będzie ciekawe – wymruczał pod nosem Karian.

Musiałem przyznać mu rację. To będzie ciekawe i dla mnie coś nowego, żeby nie odpowiadać na zaczepki Dantego, który zapewne będzie chciał mnie wkurwić. Kiedyś i może obiłbym mu ryj z tego powodu, ale teraz nie mogłem. Był ojcem dziewczyny, z którą wiązałem swoją przyszłość i nie wypadało bić swojego przyszłego teścia.

Czy ja właśnie o tym pomyślałem? – oczywiście i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby to odwołać.

Nigdy nie zastanawiałem się nad tym jak mogłaby wyglądać moja rodzina. Nawet nie dopuszczałem tego do siebie, bo wiedziałem jaki byłem i kim byłem. Ale miałem swój ideał rodziny. Wyglądałaby tak jak nasza, bo wielki wkład miała w niej moja matka. Pokazała każdemu, że rodzina mafijna może być dobra i na każdym kroku to udowadniała. Tak, zabijaliśmy i oszukiwaliśmy system, ale i mieliśmy swój honor.

Gdyby tu była powiedziałaby mi co mam robić, bo sam tego nie wiedziałem. Potrzebowałem jej rady i pocieszenia tak samo jak za dzieciaka.

Miała jedną rzecz wspólną z Kirą. Kiedy widziałem jej uśmiech wiedziałem, że to szczęście. Tak właśnie się przy niej czułem. Radość i Szczęście.


Dzisiaj krótszy rozdział ale za to za jakieś pół godzinki wpadnie kolejny :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro