Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

Aiden

Jego słowa bombardowały mnie z każdej strony. Nie docierało do mnie to o czym mówił, bo znaczyło tyle że nigdy mogliśmy jej nie znaleźć. Nie - nawet tak nie myśl mówiłem sobie. Znajdziemy ją i sprowadzimy do domu, do rodziny i przyjaciół którzy się o nią boją.

Nie potrafiłem myśleć o niczym innym jak tylko o niej. Christopher wydał mi rozkaz żebym jechał do domu, ale coś trzymało mnie w tym domu, dlatego tylko ruszyłem po schodach do swojego dawnego pokoju.

Usiadłem na łóżku starając opanować emocje. Z kieszeni wyciągnąłem bransoletkę, którą dostała ode mnie na naszą pierwszą miesięcznicę. Wiedziałem jak wiele to dla niej znaczy, dlatego przełamałem się i kupiłem jej biżuterię. Dla mnie nie miały znaczenia miesięcznice, rocznice czy inne święta, ale dla jej uśmiechu było warto.

- Aiden - jej cichy głos docierał do mnie jak zza mgły. Czułem, że stoi w drzwiach martwiąc się o mnie. Taka już była. - Mogę wejść?

- Jasne - starałem się uśmiechnąć i nie dać jej powodu do zmartwień zwłaszcza nie w jej stanie.

Amara była w ciąży i nie chciałem zaszkodzić jej moimi rozterkami i problemami. Usiadła obok mnie kładąc mi głowę na ramieniu. To było w pewien sposób pocieszające.

- Ona wróci - wyszeptała cicho. - Zobaczysz, że wszystko jeszcze się ułoży.

- Nigdy nie pomyślałbym, że spotkam w życiu kogoś tak dobrego jak Kira.

- Masz rację. To cudowna dziewczyna - uśmiechnęła się. - Na początku nie chciałam żebyś się z nią spotykał, bo wiedziałam, że skończy ze złamanym sercem, ale nie pomyślałam o tym, że będzie w odwrotną stronę.

- Potwory nie mają serce.

- Nie jesteś potworem. - dotknęła mojego policzka w miejscu, gdzie blizna przecinała go na pół i spojrzała wprost na mnie. - Nie dla mnie. Możesz sobie to wmawiać, ale nie zmienisz tego a wiem, że w ten sposób się bronisz.

- Amara...

- Posłuchaj mnie, bo powiem to tylko raz. - powiedziała mocnym tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Jesteś moim szwagrem, ale też moim bratem. Najbliższą rodziną, więc mam prawo sprowadzić cię na ziemię, kiedy cię ponosi. Może i nie jesteś rozmowy, ale wiem, że w głębi duszy jesteś dobrym człowiekiem. Robisz wszystko dla rodziny i starasz się z nich wszystkich najbardziej zapominając o samym sobie. Już czas żebyś przestał o nich myśleć a pomyślał o sobie.

- Myślałem i co mi z tego przyszło? - zadrwiłem. - Rodzina uważa, że ich zhańbiłem wdając się w romans z o wiele młodszą kobietą.

- Przejdzie im - machnęła na to wszystko ręką. - Ale mam nadzieję, że ten romans zmieni się w coś więcej?

Bardzo tego chciałem. Wiedziałem, że popełniłem błąd nie robiąc tego jak powinienem, ale naprawię go. Zrobię wszystko formalnie tak jak nasza tradycja nakazuję. Spodziewałem się oporu ze strony rodziny Kiry, ale będę wytrwały i się nie poddam.

- Kiedy to wszystko się skończy poproszę rodzinę mojej ukochanej o jej rękę.

- Cieszę się. Jakby co masz moje wsparcie a resztę rodziny zostaw mnie.

Mieć taką bratową po swojej stornie to połowa sukcesu. Amara potrafiła zdziałać cuda i przekonać mojego brata do rzeczy niemożliwych.

- Amara - jego krzyk rozbrzmiał w korytarzu.

- Dlaczego cię szuka? - zapytałem marszcząc brwi.

- Nie wiem - unikała mojego wzorku co tylko podsyciło moją ciekawość.

- A tak naprawdę?

- Miał złożyć łóżeczko dla dziecka, ale chyba go to przerosło - zaśmiała się.

- To chyba nie jest wcale takie trudne - zdziwiłem się.

- Tak? - w drzwiach pojawił się Christopher ze śrubokrętem w ręce. - To zapraszam - pokazał na korytarz. - Ciekawe jak sobie z tym poradzisz.

- Powiedziałeś, że to zrobisz - zaparła się Amara.

- Zrobię, ale może mi zająć to więcej czasu - zapewnił niepewnie.

- Masz dwie godziny i ani sekundy dłużej. Dla ciebie lepiej jakbyś się pośpieszył.

Momentami trudno było mi w to uwierzyć, jak okręciła go sobie wokół palca. Gdyby ta sytuacja wydarzyła się przy ludziach skończyłoby się na tym, że zabiłby tych którzy śmialiby się z tego że jest pod pantoflem żony. Ta kobieta sprawiła, że diabeł, którym go nazywali zniknął a pojawił się ktoś zupełnie inny.

Prowadziło to do wielu problemów, bo ludzie nie wierzyli już w jego władzę tak jak kiedyś. Myśleli, że stał się miękki, ale to nie prawda. Żona i dziecko sprawiły że stara się jeszcze bardziej by zmienić nasz świat. Chciał dla przyszłego pokolenia czegoś innego i wszyscy go w tym wspierali. Nie przypuszczał, że opór innych prowincji będzie tak silny.

- Pomogę ci - wsadziłem bransoletkę do kieszeni i podniosłem się z miejsca. Odwróciłem się do Amara, który nie miała łatwego zadania. - Chodź.

Wyciągnąłem w jej stronę ręce i podciągnąłem ją do góry. Z cichym westchnięciem oparła dłonie na brzuchu.

- Widzisz - spojrzała na swojego męża wzrokiem bazyliszka. - Są w tym domu dobrzy ludzie.

Z tymi słowami wyszła z pokoju i skręciła w kierunku ich sypialni.

- Przecież...

- Bracie ciężarnej nie przegadasz i lepiej nie próbuj - poklepałem go po ramieniu i ruszyłem za bratową. - Im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy.

- Ona mnie wykończy - wymamrotał idąc obok mnie.

Nie masz wyjścia bracie - pomyślałem nie chcąc dobijać go coraz bardziej. Zajęcie się czymś innym pozwoli mi nie myśleć.

***

- Ja pierdole - krzyknąłem, kiedy Christopher przytrzasnął mi dłoń belką. - Kurwa no.

Jednak musiałem przyznać mu rację. Złożenie tego łóżeczka to nie była taka prosta sprawa jak nam się na początku wydawało. Wszystkie te śrubki, belki, metalowe kątowniki to było dla mnie za dużo. Łatwiej przychodziło mi zabicie człowieka niż to gówno.

Wszystko byłoby dobrze, ale do czasu, kiedy Amara wparowała do pokoju i napadła też na mnie. W życiu żadna kobieta tak na mnie nie nawrzeszczała jak ona, ale wiedziałem, żeby siedzieć cicho. Jak szybko wybuchła tak szybko się uspokoiła i wyszła.

Christopher był przez to drażliwy tak jakby udzielały mu się humorki jego żony. I tak oto doszło do tego, że nie wiem czy specjalnie czy nie, ale przytrzasnął mi dłoń jedną z belek.

- Mam dość - rzucił narzędzia na podłogę. - Czemu to jest takie trudne. - oznajmił sfrustrowany.

- Trudne to dopiero będę jak urodzi - byłem rozbawiony. Chyba nie wiedział co go czeka, ale uświadomię go i za jednym ruchem trochę się pośmieję.

- Potem będzie już z górki - mówi niczego nieświadomy przeglądając schematy łóżeczka.

- Serio? - byłem zaskoczony, a kiedy na mnie spojrzał kontynuowałem. - Mówiłeś, że nie znacie płci dziecka, bo Amara nie chciała wiedzieć.

- No tak - potwierdził.

- Więc wiesz, że możecie mieć też córkę - mówiłem wolno, żeby przyswoił moje słowa.

- I?

- Ty chyba nie myślisz racjonalnie. Jak dorośnie to co wtedy zrobisz. - podniosłem głos, żeby w końcu zrozumiał. - Zacznie dojrzewać, poznawać ludzi zwłaszcza chłopców a może zacznie czegoś próbować.

- Kurwa - jego zszokowana mina świadczyła o tym, że w końcu zrozumiał. Z wielkimi oporami, ale zrozumiał. - Ja pierdole - papiery wypadły mu z dłoni.

- No właśnie ja pierdole. Wyobrażasz sobie, że każdego zabijesz a tu pojawi się kolejny amant - ledwo panowałem nad śmiechem.

- Kurwa, kurwa, kurwa - powtarzał spanikowany raz za razem. - Całe życie przejebane.

To mało powiedziane. Już wyobrażam sobie małą księżniczkę chronioną z każdej strony. Christopher będzie jeszcze bardziej wkurwiający i tak do końca życia. Nie odpuści ani na moment i będzie sprawdzał każdego kto choćby spojrzy w kierunku jego córki. Coś mi się zdaję, że będę miał pełne ręce roboty.

- Widzę, że w końcu zrozumiałeś - Simon ruszył w naszym kierunku pojawiając się niespodziewanie. - Zastanawiałem się, ile ci to zajmie.

- Ty też wiedziałeś?

- No pewnie - wzruszył ramionami. - Z dnia na dzień zastanawiałem się jak zachowujesz spokój a okazało się, że nawet nic nie wiesz i nie zadajesz sobie z tego sprawy.

- Mogliście coś powiedzieć - powiedział naburmuszony.

- I stracić całą zabawę? Nigdy - wyszczerzył się i wziął do ręki papiery. Oglądał je z każdej strony coraz bardziej skołowany. W końcu podniósł na nas wzrok jakby dostał olśnienia. - A wiecie, że na strychu jest nasza stara kołyska? - powiedział znacząco.

- No i? - zapytał Christopher.

- Kretyni - mlasnął zawiedziony. - To znaczy, że możesz powiedzieć żonie, że to pamiątka rodzinna.

- Kurwa - powiedzieliśmy jednocześnie i ruszyliśmy w stronę drzwi.

Jego pomysł to było to czego potrzebowaliśmy. Skoro już zobligowałem się do pomocy to musiałem doprowadzić to do końca. Szkoda tylko że nie wpadliśmy na ten pomysł już na początku, ale od czego mamy właśnie Simona. Christopher był tym co wszystkim rządził, Cassian tym sztywnym, ja złem wcielonym, ale Simon tym wesołym i pogodnym. Był naszym spoiwem, które łączyło nas wszystkich.

Wytarganie łóżeczka ze strychu zajęło nam zaledwie dziesięć minut, ale to był bardzo dobry pomysł. Wystarczyło, że odświeżyliśmy kolor i była gotowa. Materac wzięliśmy z nowego łóżeczka. Dodatkowo znaleźliśmy też kołyskę bujaną którą mój brat chciał umieścić w swojej sypialni.

- No i co myślicie? - stanął kilka kroków od niej.

- Jak dla mnie jest lepsza niż do nowoczesne gówno - Simon machnął ręką w stronę części łóżeczka walających się przy drzwiach.

- Miałeś rację bracie. - Christopher poklepał go po ramieniu.

- Choć raz - zaśmiałem się.

- Racja - potwierdził.

- Ej - naburmuszył się Simon. - Często mam rację, ale jesteście zbyt dumni, żeby to przyznać. - ruszył do drzwi. - Jestem od was lepszy.

Pogwizdując wyszedł na korytarz. Czasami jego beztroska mnie denerwowała, ale wiedziałem, że tak sobie radzi z jej startą. Nie mógł pogodzić się z tym co się stało a ja nie miałem odwagi, żeby wyprowadzić go z błędu. Nie teraz, nie po tylu latach, gdzie wszystko zaczęło mu się w życiu układać.

- Jaka piękna - rozmarzony głos szwagierki wytrącił mnie z niechcianych wspomnień. Lepiej zakopać je tam, gdzie są. Na dnie i o nich zapomnieć.

- To był pomysł Christophera, bo wiedział, że rodzinna kołyska ci się podoba - rzuciłem szybko.

- Naprawdę? - zapytała rozczulona. - Mój kochany - ruszyła w jego kierunku.

To był znak, żeby się stąd szybko ulotnić. Spojrzałem na zegarek i ruszyłem w kierunku wyjścia. Minęło kilka godzin, odkąd po raz kolejny zleciliśmy naszym specjalistom ponowne zbadanie próbek więc może coś udało im się znaleźć.

Zamykając za sobą drzwi widziałem ich przytulonych do siebie i szepczących coś po cichu. Ich związek może i był burzliwy i pełen wzlotów i upadków, ale w końcu znaleźli kompromis.

Chciałem tego samego dla siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro