Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Kira

W głowie szumiało mi jakbym piła przez cały tydzień a dopiero teraz trzeźwiała. Ręce rwały od szarpania a w niektórych miejscach były poranione.

Rozejrzałam się wokół nie dostrzegając nigdzie mężczyzny. Na brzuchu miałam tatuaż. Tak kurwa tatuaż w kształcie znaku nieskończoności. Nie poczułam tego a na samą myśl, że mógł zrobić coś więcej robiło mi się słabo.

Nie miałam już siły. Chciałam po prostu, żeby to wszystko się skończyło. W swoim życiu nie przeżyłam niczego takiego jak to. Rozumiałam, dlaczego Aiden tak bardzo nalegał na mój powrót do domu i ciągłą kontrolę. Chciał mnie tylko chronić. Tak było od początku naszego związku.

- No witam cię – usiadł obok mnie patrząc zaciekawiony na swoje dzieło. – Ładny prawda?

Był chory psychicznie. To jak mówił o swoim życiu, pogodzie a w sekundzie zaczął pytać, jak się czuję było jednocześnie dziwne i wybijało mnie z rytmu. Jego zachowanie nie było wcale lepsze. Chodził po całym pomieszczeniu i przestawiał rzeczy. Ustawiał je równo, liczył je a po chwili rzucał mini po pomieszczeniu.

Tylko kiedy dzwonił telefon na moment się uspokajał. Słuchał swojego rozmówcy jakby to ktoś po drugiej stronie sterował i może tak właśnie było.

- Bardzo – powiedziałam przymilając się. Wiedziałam, że kiedy byłam miła i nie kłóciłam się z nim był spokojny.

- Mi też się podoba – kiedy dotknął wytatuowanej skóry starałam się nie ruszyć. Palcami dotykał mojego brzucha kreśląc na nim kółka. Momentami zjeżdżał palcami tuż nad pasek od spodni a moje ciało drżało coraz bardziej i bardziej.

Bałam się tego co mógł mi zrobić. Byłam zdana na jego łaskę.

- Proszę przestań – wzdrygnęłam się, kiedy jego palce zawędrowały pod moją bieliznę. Zacisnęłam nogi nie chcąc, żeby mnie dotykał swoimi brudnymi łapami. Serce łomotało mi w piersi.

- Nie bój się - wyciągnął rękę. – Nic ci nie zrobię.

Sięgnął ręką za siebie a ja tylko czekałam na to co będzie się działo dalej. Zacisnęłam dłonie na łańcuchu tak bardzo, że czułam łamiące się pod nim paznokcie.

Z zapartym tchem śledziłam jak jego dłoń coraz bardziej pojawia się w zasięgu mojego wzroku, a kiedy zobaczyłam, że w ręce trzyma szczotkę byłam skołowana.

- Mówiłem ci, że mnie nie musisz się bać – pogładził mnie po policzku zauważając moją trwogę. – Chcę żebyś była zadowolona.

- Więc mnie wypuść.

- Nie mogę kociaku – podjechał krzesłem na tył mojej głowy. Poczułam szarpniecie za włosy.

- Po co to robisz? – zapytałam już totalnie załamana.

- Bo sprawia mi to przyjemność – czesał moje włosy długimi wolnymi pociągnięciami. Nie śpieszył się jakby faktycznie sprawiało mu to radość.

Byłam na skraju załamania. Jedyne co trzymało mnie w ryzach to świadomość, że wrócę do Aidena a on sprawi, że to wszystko zniknie. Wierzyłam w to całym sercem.

- Nie dotykaj mnie – wrzasnęłam, kiedy dłonią pogładził jedną z moich piersi. Jego dotyk brzydził mnie i wywoływał mdłości tak bardzo, że nie mogłam tego znieść.

Na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości, kiedy przeorałam mu twarz paznokciami. Rzucił szczotkę za siebie i w kilku sekund znalazł się nade mną.

Był rozwścieczony, ale do mnie docierało tylko to, że to co robił było złe. Zrobiłabym tak jeszcze raz, gdyby mnie dotknął bez mojego pozwolenia.

- Może to cię nauczy, żeby mi się nie przeciwstawiać – złapał moją dłoń choć szarpałam nią. Nie chciałam, żeby mnie dotykał nigdy więcej. Brzydziłam się jego dotykiem i brzydziłam się sobą, że mu na to pozwoliłam choć nie miałam, jak się bronić.

Jedną dłonią złapał mój nadgarstek i unieruchomił go na stole. Drugą dłonią sięgnął do palca wskazującego. Na czole wystąpiły mu krople potu a ciało napięło się jakby walczył z sobą.

- Nie chciałem cię krzywdzić kotku, ale sama to sobie robisz – patrząc mi prosto w oczy wygiął mi palec.

- Aaaaaa – krzyczałam, kiedy ból rozszedł się po całym moim ciele. Czułam, jak ręka puchnie w zastraszającym tępię. Nie mogłam nią poruszyć. Tak bardzo bałam się, że zrobi mi coś znacznie gorszego niż to.

- Ci – uspokajał mnie.

- Zostaw mnie – jęczałam z bólu.

- To tylko wybicie. Zaraz ci go nastawię – po raz drugi szarpnął moim palcem.

Wszystko co czułam skumulowało się. Ból był tak gwałtowny, że zrobiłam tylko jeden wdech zanim poczułam, jak robi mi się ciemno przed oczami.

Aiden

Czekaliśmy na naszego gościa od pół godziny.

- Gdzie on kurwa jest? – zacząłem tracić panowanie. Im dłużej to trwało tym dłużej ona przebywała nie wiadomo, gdzie i nie wiadomo w jakim stanie.

- Już jadą – powiedział Karian siedząc obok mnie. Nie chciał odejść choć kazał mu sam Don. Sprzeciwił mu się twierdząc, że ma prawo tu być, skoro jego siostra została porwana.

- Od kiedy kurwa? Mieli już dawno tutaj być – podniosłem się z miejsca chodząc od stolika do kanapy. W tą i z powrotem. Chciałem stąd wyjść i komuś wpierdolić albo lepiej wydłubać komuś oczy. Tak to by mnie zrelaksowało, ale nie zapomniałbym o bezsilności, którą czułem za każdym razem jak przed oczami stawała mi uśmiechnięta twarz Kiry.

- Przepraszam za spóźnienie – przez drzwi wpadł zdyszany Venturi a tuż za nim o wiele wyższy i postawniejszy mężczyzna.

- Dziękuję, że chciałeś się z nami spotkać – Christopher wyszedł mu na spotkanie.

- Jak tylko dowiedziałem się, że macie problemy od razu zaoferowałem pomoc. – z twarzy zniknął jego uśmiech a pojawiło się coś mrocznego. – Brzydzę się ludźmi, którzy krzywdzą kobiety.

- Więc mamy wiele wspólnego – oświadczył mój brat.

Coś w tym mężczyźnie mi się nie podobało. Był dziwnie miły i bezinteresowny, ale też miał w sobie mrok, którego nie potrafiłem rozszyfrować. Szło mi to zazwyczaj szybko, ale nie w jego przypadku. Ukrywał coś a to mi się nie spodobało jednak znalezienie Kiry przezwyciężyło. Jeśli nam pomoże nie miało to dla mnie znaczenia.

- Może przejdźmy do tego co już wiecie? – usiadł przy stole, na którym piętrzyły się mapy, dokumenty, zdjęcia a także to co udało nam się znaleźć.

- Nie mamy tego za wiele – Simon usiadł naprzeciwko. – Udało nam się dostać to co chciałeś. Wszystkie próbki jakie znaleziono na ciałach dziewczyn, wszystkie ślady jak i tropy które prowadziły donikąd.

- Muszę to wszystko przejrzeć. – spojrzał na nas wszystkich po kolei. – Macie tutaj jakiegoś dobrego informatyka, bo sam nie dam rady robić dwóch rzeczy a przyda mi się pomoc.

- Luciano ci pomoże – Cassian poklepał go z dumą po plecach. Chłopak usiadł obok odpalając swój sprzęt.

- Ile ci to zajmie? – zapytałem.

- Kilka godzin.

- To za długo – wściekłem się.

- Stary uspokój się wiesz, że robi to jak najszybciej się da.

- Kurwa – wyciągnąłem z kurtki fajki i opuściłem pomieszczenie.

Nie potrafiłem racjonalnie myśleć. Odpaliłem papierosa zaciągając się nikotyną. Ręce trzęsły mi się z nerwów, ale i czegoś innego. Ze strachu. Bałem się o nią, bo była całym moim światem.

- Synu, wszystko będzie dobrze – ojciec poklepał mnie po plecach opierając się o barierkę obok.

- Jak ty możesz bez niej żyć – sam nie wiedziałem czy będę w stanie zrobić to samo.

- Jest ciężko. – poruszył się niespokojnie. – Przy życiu utrzymuję mnie tylko to, że mam was a niedługo doczekam się kolejnych wnuków.

- Tato ja nie dam rady bez niej – wyznałem po raz pierwszy załamując się w jego obecności.

Starałem się zawsze być silny i nie pokazywać co czuję. Chciałem, żeby widział, że porwanie mnie nie zniszczyło i że jestem silniejszy niż myślał. W obliczu tego co się dzieje nie dałem rady. To było gorsze niż tortury.

- Tak bardzo ci na niej zależy? – widziałem, że go zaskoczyłem.

- Nie wiedziałem, że jestem zdolny do takich uczuć i do tego jak się przy niej czuję. Jest dla mnie wszystkim.

- Ona do ciebie wróci synu. Obiecuję ci to nie jako ojciec, ale jako Don – oświadczył.

Obawiałem się tego w jakim stanie do mnie wróci. Czy jej psychika to wytrzyma.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro