Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Kira

Pięć miesiący wcześniej

Wychodząc z uczelni spodziewałam się wszystkiego, ale na pewno nie jego. Stał oparty o samochód i rozglądał się wokół. Czułam, jak znalazł mnie w tłumie, ale przez okulary na jego twarzy nie mogłam zobaczyć jego oczu.

Od naszego pierwszego spotkania minęło kilka dni, ale co to były za emocje. Nie pamiętałam żebym przy jakimś facecie czuła tak silny pociąg seksualny a zarazem wściekłość. Wywoływał w moim ciele emocje o jakie się nie podejrzewałam.

Nie wiem czy po prostu jego aura tajemniczości mnie do niego ciągnęła czy to, że był ode mnie ponad dziesięć lat starszy. Nie żeby miała mi to w czymkolwiek przeszkodzić, ale nie miałam zamiaru przebywać z nim dłużej niż to konieczne. On najwyraźniej podzielał moje zdanie.

- Czyżbyś chciał zmienić swoje życie i postanowiłeś zrobić w nim coś pożytecznego? – zapytałam zaczepnie zatrzymując się kilka kroków od niego.

- Cały czas jestem pożyteczny – odparł tym swoim martwym tonem przez co włoski na moim ciele stanęły dęba a oddech przyśpieszył.

- Nie wiem czy torturowanie i zabijanie można zaliczyć do rzeczy, które są pożyteczne – stwierdziłam kpiąco.

- Jesteś bardzo wyszczekana – albo wyczułam w jego głosie podziw albo zdziwienie. Przez okulary nie mogłam odczytać jego zachowania co niezwykle mnie drażniło.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się i odgarnęłam włosy za plecy.

Oczywiście że byłam wyszczekana, bo jak inaczej miałam przetrwać studia i odtrącać tych wszystkich mężczyzn, którzy chcieli mnie zaciągnąć do łóżka. Musiałam się nauczyć stawiać na swoim i nie dać sobie wejść na głowę. Co jak co, ale nauka była dla mnie najważniejsza. Nawet kosztem randek i związków na które nie miałam czasu.

- Wsiadaj – otworzył dla mnie drzwi samochodu.

- Po co? – zapytałam zaskoczona nagłą zmianą tematu.

- Mam cię zabrać do domu.

- Sama mogę jechać – zaprotestowałam, kiedy wyciągnął książki z moich rąk i rzucił je na tylne siedzenie – Uważaj – krzyknęłam, kiedy rozsypały się i upadły na podłogę.

- Wsiadaj – powtórzył.

- Sam wsiadaj – nie miałam zamiaru ruszyć się na krok.

- Mam ci pomóc? – jego spokojny ton działał mi na nerwy.

- Nie odważysz się. – parsknęłam śmiechem. – Ej, co ty robisz? – pisnęłam, kiedy podniósł mnie w ramionach i wepchnął do samochodu.

Byłam w takim szok, że w pierwszej chwili nie mogłam się ruszyć co z premedytacją wykorzystał. Przypiął mnie pasami i zatrzasnął drzwi. Pojawił się na miejscu obok i nie wiedząc, dlaczego uderzyłam go pięścią w żebra.

- Kretyn.

- Króliczku twoja dłoń tylko mnie połaskotała więc jeśli chciałaś zrobić mi krzywdę to chyba nie dasz rady – uśmiechnął się kącikiem ust i ruszył z miejsca.

- Jeśli tylko będę miała okazję to cię wykastruję – warknęłam do niego.

- Nie mogę się doczekać.

Prychnęłam i odwróciłam się do niego na tyle ile pozwalały mi pasy. W szybie widziałam jego niewyraźną sylwetkę.

Nie mogłam zaprzeczyć, że był przystojny. Ciemne włosy i niewielki zarost dodawał mu męskości i nawet blizna na jego twarzy nic mu nie ujmowała. Potarłam swoją twarz zastanawiając się co musiało się wydarzyć, żeby zostawić tak brutalne ślady na jego ciele.

Nie chciałam wyjść na wścibską choć słowa same cisnęły mi się na ust.

- Usiądź prosto, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę – oderwał jej myśli.

- Boisz się – zażartowałam.

- Nie chcę żebyś mi to wypominała.

- Skąd wiesz, że bym to zrobiła?

- Jesteś wygadana, nerwowa i ciągle cię nosi. Nawet jeśli zrobiłabyś sobie krzywdę ze swojej winy i tak zgoniłabyś to na mnie – musiałam przyznać mu rację. Zrobiłabym dokładnie tak jak powiedział byle tylko go wkurzyć.

- Nieprawda – starałam się, żeby moje oburzenie było jak najbardziej realistyczne.

- Króliczku sama sobie zaprzeczasz.

- Dlaczego tak mnie nazywasz? Mam na imię Kira – nie chciałam się do tego przyznać, że to pieszczotliwe przezwisko zaczęło mi się podobać.

- Wolę króliczka.

- Może ja też znajdę ci jakąś ksywkę? – zastanawiałam się przez chwilę – Może...

- Mów mi Aiden.

- Ale ja już wymyśliłam.

- Dawaj – byłam rozproszona prez jego umięśnione dłonie. Pewnie trzymał kierownicę prowadząc samochód.

- Skoro ja jestem króliczkiem to ty będzie moim misiem – uśmiechnęłam się.

- Twoim misiem? – spojrzał na mnie kątem oka a na ustach igrał mu seksowny uśmiech.

- Misiem. – poprawiłam się. – Po prostu misiem. Nie moim tylko swoim – zaczęłam plątać się w tym co mówiłam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że nazwałam go swoim dopiero kiedy zwrócił jej na to uwagę dotarło to do niej.

- Jesteś urocza – złapał mnie za dłoń.

Moje serce fiknęło koziołka, kiedy posłał mi arogancki uśmiech. Robił sobie ze mnie żarty, bo wiedział, jak zareaguję. Oczywiście że tak bo czego się spodziewać po kapitanie włoskiej famiglii. Wie, jak zachowują się ludzie, jak reaguję i co czują.

Sama byłam tak prosta, że zapewne wystarczyło mu kilka sekund, żeby mnie rozszyfrować.

- Kretyn – wyrwałam rękę z jego uścisku.

- Powtarzasz się – stwierdził z przekąsem po czym zaparkował na podjeździe.

Wyskoczyłam szybko z samochodu a z tylnego siedzenia pozbierałam swoje podręczniki. Czułam na sobie jego wzrok jednak uparcie go ignorowałam. Nie mogłam poradzić sobie z samą sobą. Czułam jakby świat walił mi się na głowę a uczucia zaburzały moje racjonalne myślenie.

Odwróciłam się i uciekłam, bo to wychodziło mi najlepiej. Jego śmiech towarzyszył mi aż dotarłam do ogrodu.

Aiden

Moje życie kręciło się wokół rodziny i interesów. Lubiłem to, bo miałem wszystko zaplanowane od początku do końca i nic niespodziewanego nie mogło się zdarzyć. Nawet nie chciałem, żeby coś takiego się wydarzyło. Kontrola to było moje pierwsze imię. Kiedy ją miałem wiedziałem, że wszystko będzie dobrze.

Wchodząc do gabinetu brata od razu ruszyłem do barku. Spotkanie z szalona Kirą doprowadziło mnie do szału jednak do perfekcji potrafiłem zapanować nad sowimi uczuciami a raczej ich brakiem.

Dziewczyna wywoływała chaos w moim umyśle. Zrobiła coś czego nie udało się do tej pory nikomu. Rozśmieszyła mnie a to było coś złego. Zmiana nastawienie pociągała za sobą konsekwencje, które mogły być dla mnie zabójcze.

- Witaj bracie. Co cię sprowadza? – Christopher złożył podpis na dokumentach po czym rozsiadł się na fotelu.

- Ta cholera doprowadziła mnie do szału – z trzaskiem zamknąłem karafkę i drugą szklankę podałem bratu.

Rozsiadłem się na fotelu pociągając spory łyk whisky.

- Masz na myśli córkę Dantego?

- To jego córka? – tego nie wiedziałem.

- Jedyna córka i oczko w głowie.

- Więc jej śmierć mogłaby go zasmucić – zażartowałem.

- Co takiego zrobiła, że mój brat pokazał jakiekolwiek uczucia? – spytał zaskoczony.

- Nazwała mnie... - zatrzymałem się, bo nie mogło mu to przejść przez gardło. – Nieważne.

- No dawaj. Jestem ciekaw.

- Jak idą interesy. Masz kogoś do torturowania albo odstrzału? – założyłem nogę na kolano i spojrzałem na niego udając, że nie słyszałem pytania. Zapanowałem na podrygiwaniem nogi nie chcąc pokazać jak wiele emocje wywołała we mnie dziewczyna.

- Interesy idą dobrze i nie nikt nie wymaga twoich umiejętności.

- Szkoda – dopiłem alkohol po czym odłożyłem szklankę na blat. – Jak nie masz dla mnie żadnych zadań to ja się zmywam.

- Bracie wszystko w porządku? – troska w ustach była dla mnie niewygodna. Po prostu nie chciałem jej, bo to wiązało się z uczuciami a uczucia sprawiały, że byliśmy słabi.

- Tak – odpowiedziałem wypranym z emocji głosem i wyszedłem z jego gabinetu.

Zatrzymałem się przy drzwiach samochodu po czym wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów. Pomagały mi, kiedy nie radziłem sobie z emocjami. Wyciągnąłem jednego i zapaliłem. Zaciągając się nikotyną spojrzałem w kierunku ogrodu.

Kira chodziła wśród grządek co chwilę zatrzymując się i rozmawiając z ludźmi. Widać było, że to było coś co kochała. Uśmiech na jej ustach pokazywał to jasno. Jej beztroska przypominała mu jaki był kiedyś.

Kochałem swoją rodzinę i zrobiłbym dla nich wszystko. Podrapałem się, bo bliźnie która niezwykle silnie zaczęła mnie ciągnąc i przywołując złe wspomnienia, o których chciałem zapomnieć. Krzyki. Ból. Cierpienie. Żal. Pogodziłem się z tym co się stało, ale nie znaczyło to, że zapomniałem.

- Co jest? – odebrałem telefon od jednego ze swoich żołnierzy wiedząc, że sielanka się skończyła.

- Co mamy zrobić z ciałem? – wiedziałem o kim mówił Luigi. Znowu kolejny z naszych ludzi chciał nas oszukać i zapomniał, że nic się przed nami nie ukryję. Czasami miałem wrażenie że dzwonią z każdą pierdołą tylko po to żeby mnie wkurwić.

- Jak to co. Wyślijcie go do jego rodziny. Muszą mieć nauczkę, że z naszą rodziną się nie zadziera.

- Jest tylko jedne problem. Jego telefon zaczął dzwonić. Sprawdziłem wszystko i dowiedziałem się, że miał narzeczoną.

Wiedziałem do czego zmierzał. Facet podjął kilka złych decyzji a ich konsekwencje ponosiła cała jego rodzina nawet jeśli nie mieli z tym nic wspólnego.

- Wywieźcie gdzieś. – zmieniłem zdanie. – A dziewczyną i jego rodziną sam się zajmę – odpowiedziałem rzucając niedopałek na ziemię. Telefon schowałem do kieszeni.

Nie mogłem tego tak zostawić. Kobieta też musiała ponieść konsekwencje czynów swojego narzeczonego tak jak i jego bliscy. Gdyby nie był pazerny i nie działał przeciwko naszej rodzinie wszystko byłoby dobrze, ale musiał okraść własną famiglię. My tak łatwo nie wybaczamy ani nie zapominamy. Sami się o tym przekonają, kiedy się z nimi spotkam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro