Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Aiden

Kiedy żołnierzom udało się wywlec szarpiącego się Dantego wysłałem za nim Kariana, żeby go uspokoił. W gabinecie zostałem sam ze swoją rodziną.

- Chcesz nam o czymś powiedzieć? – Christopher przyjrzał mi się uważnie zza biurka.

- Nie tak mieliście się dowiedzieć – co innego miałem oznajmić.

- O tym, że sypiasz z jego córką? – wrzasnął mój ojciec. – Czy ty chociaż pomyślałeś, jak to będzie wyglądać? W jakiej sytuacji postawiłeś Dantego i jego rodzinę?

- Mieliśmy im powiedzieć w odpowiedniej sytuacji – starałem się nad sobą panować, ale z trudem mi to przychodziło. Zasypywał mnie pytaniami a jedyne o czym myślałem to czy moja Kira nadal żyje i czy nic jej nie jest.

- Myślisz, że kiedykolwiek byłaby odpowiednia chwila? – krzyczał dalej. – To dziewczyna z dobrego domu. Z rodziny o głębokiej tradycji takiej jak nasza.

- Wiem o tym – podniosłem głos. – Wiem, że to dobra dziewczyna.

- Wiec akurat, dlaczego ona? – drążył.

- A czy inna byłaby odpowiednia? – tym razem to ja chciałem wiedzieć. Czy mój własny ojciec widział mnie przy boku kobiety czy nie zasługiwałem na to jak moi bracia?

- Aiden wiesz, że... - Christopher chyba się domyślił o co mi chodzi, bo starał się uspokoić nas zanim dojdzie do wymiany zdań której nie będziemy mogli cofnąć.

- Wiem? – zapytałem drwiąco. – Wiem tylko tyle że żadna kobieta nie będzie dla mnie odpowiednia. Żadna nie chciałaby poślubić kogoś takiego jak ja.

- Synu – chciał mi przerwać.

- Mógłbyś mnie zrozumieć ojcze – pokręciłem zrezygnowany głową.

Sam wiele przeszedł, aby matka mogła zostać jego żoną. Nie pochodziła z dobrego domu, ale jemu to nie przeszkodziło, żeby ją zdobyć. Zakochał się w niej, kiedy tylko ją zobaczył.

- Synu nie zrozum mnie źle, ale to za dobra dziewczyna dla ciebie. Wie chociaż czym dokładni się zajmujesz? – zapytał z naciskiem.

Chodziło mu o ta mroczniejszą stronę mojej osobowości. Torturowanie ludzi było jedyną rzeczą, która potrafiła mnie uspokoić, ale odkąd miałem Kirę nie potrzebowałem niczego innego.

- Nie okłamywałem jej. Od początku byłem z nią szczery.

- Ze wszystkim?

- Tak ze wszystkim. – wrzasnąłem. Miałem dość jego pytań. – Przepraszam ojcze, że jestem mną zawiedzony, ale nigdy z niej nie zrezygnuję. Tylko Kira sprawia, że chcę być dla niej lepszy. Ona zawsze była przy mnie, kiedy jej potrzebowałem i nigdy mnie nie oceniała. Nawet wtedy, kiedy miałem gorszy dzień. – powiedział po czym dodałem coś czego nikomu nie mówiłem. – Widziałem we mnie dobro.

- Synu...

Podniosłem się z miejsca nie mogąc dłużej przebywać w ich obecności ani nie mogąc słuchać ich tłumaczenia jak to jestem dla niej niegodny.

- Aiden – zatrzymał mnie głos Cassiana. – Nie zapomnij o wieczornym spotkaniu.

Kiwnąłem głową zamykając za sobą drzwi.

***

Wchodząc do pogrążonego w ciemności domu wiedziałem, że coś jest nie tak. Było cicho za cicho. Wtedy zrozumiałem, że o czymś zapomniałem a co mogło mieć przykre konsekwencje.

Ruszyłem do salonu zapalając po drodze światło. O obecności kogoś innego zrozumiałem, kiedy zauważyłem porozrzucane wszędzie papiery. Ktoś zrzucił je ze stolika a raczej porozsiewał ich kawałki po całym salonie.

Kiedy wdepnąłem w coś ogarnęła mnie irytacja. Jasna plama na panelach sprawiła, że zrozumiałem co tu się dzieje.

- Kurwa Bunny – warknąłem pod nosem.

Podążyłem za szuraniem w kuchni. Odpiąłem broń i noże z paska dla jego a nie mojego bezpieczeństwa. Coraz bardziej zaczynał działać mi na nerwy a jego obecność tylko mnie rozsierdzała.

Jednak z jakiegoś powodu nie mogłem odmówić mu mieszkania w moim domu. Nie potrafiłem zmusić się, żeby go wyrzucić.

- Bunny ty idioto – huknąłem, kiedy zauważyłem otwarte drzwiczki z szafki. Ściągnąłem go myślami, bo na początku w otwartej szafce pojawiły się jego wielkie uszy a następnie reszta ciała. Niepewnie wyskoczył z szafki siadając przede mną.

- Czy ty musisz wiecznie robić rozpierduche? – zapytałem na co wskoczył na moje buty.

Podniosłem go i ruszyłem z nim do jego małego mieszkanka. Wielka klatka stojąca na rogu salonu była jego domem, odkąd Kira mi go podrzuciła.

Miałem go oddać sam nie wiem może do schroniska albo jakiegoś zoo. W drodze jednak nie miałem odwagi, żeby się z nim rozstać. W pewien sposób wmawiałem sobie, że jest jedynym elementem, który łączył mnie z Kirą. Tak więc zabrałem go z sobą do domu i przygotowałem to wszystko.

Jego klatka wynosiła metr na metr a w środku miał wszystko czego potrzebował. Specjalne podajniki do jedzenia i picia, które napełniały się same, kiedy były puste. Dobre wyjście w sytuacji, kiedy nie było mnie kilka dni. Wielki domek stał na środku, który swoją wielkością mógłby zmieścić dwa takie osobniki i jeszcze zostałoby miejsce. Tunele tak aby miał się czymś zająć i wiele zabawek z drewna czy wikliny.

- Jesteś głodny? – przytulając go do siebie ruszyłem z powrotem w stronę kuchni. Z lodówki wyciągnąłem sałatkę w torebce i usiadłem na jednym ze stołków.

Wyciągnąłem liść i zacząłem go karmić. Kiedy kończył dawałem mu kolejny i kolejny.

- Tęsknię za nią wiesz. – westchnąłem. – Nie potrafiłem powiedzieć jej tego co czuję, ale zrobię to. A kiedy już ją znajdę zrobię wszystko, żeby była bezpieczna.

Rozglądałem się po domu, który może i był mój nic dla mnie nie znaczył. Ten związek sprawił, że przez ukrywanie się Kira nie chciała tu przyjeżdżać. Bała się, że ktoś mógłby ją zobaczyć a ja nic nie powiedziałem. Tylko przytaknąłem nie chcąc jej denerwować a powinienem przynieść ją tu na rękach.

- Stary czy to królik? – w polu mojego widzenia pojawił się Karian.

- Tak – powiedziałem i dałem Bunniemu jeszcze jeden liść sałaty.

- Po co ci on? – usiadł po drugiej stronie blatu.

- Dostałem go od Kiry.

- Serio? – był szczerze zaskoczony. – Czekaj, czekaj. Czy to był ten sam królik, którego znalazłeś u siebie w samochodzie?

- Ten sam – powiedziałem z dumą. – Poznajcie się – wyciągnąłem królika i położyłem go na blat. – To jest Bunny.

- Bunny – zapatrzył się na futrzaka. – Ojciec jest wściekły.

- Co ty nie powiesz – prychnąłem. Sam zachowałbym się tak na jego miejscu. Warga pulsowała i przypominało o tym co się stało. Przejechałem po niej palcem ścierając zaschnięta krew.

- Udało mi się go przekonać, żeby jechał do matki i wszystko jej powiedział. – westchnął.

- Postaraj się, żeby się w to nie mieszał. Nie potrzebuję dodatkowego rozproszenia w postaci jego osoby ciągle patrzącej na mnie jak na zło wcielone.

- Przejdzie mu jak tylko cię pozna.

- Myślisz, że mam jakieś szanse, żeby zmienił o mnie swoje zdanie.

- Nie, ale możesz próbować. – podniósł się z miejsca. – Musimy jechać na spotkanie.

- To już? – zdziwiłem się jednak spojrzałem na zegarek.

- Pojechali go odebrać z lotniska. Rusz dupę.

Nie zareagowałem na jego słowa, ale włożyłem Bunniego do klatki, żeby znowu nie uciekł. Choć i tak pewnie długo nie wytrzyma i znajdzie jakąś dziurę, żeby się wydostać.

Ruszyłem do drzwi bardziej zmotywowany niż wcześniej. Musiałem myśleć jasno, żeby znaleźć Kirę na czas.

Mattia

- Nadal nie mogę uwierzyć, że się zgodzili – perlisty śmiech mojej żony sprawił, że sam się uśmiechnąłem.

- Sam w to nie wierzę, ale jak widać są skłonni do współpracy.

- Cieszy mnie to – poczułem na barkach jej dłonie. – Chcę, żeby zapłacili za wszystko.

- Zapłacą – obiecałem jej.

Kiedy zadzwonił do mnie Venturi nie wierzyłem, że się zgodzą. Przecież nienawidzili się, odkąd pamiętam, ale to tylko ułatwiło nam sprawę. Miałem okazję im pomóc a co za tym idzie zyskam wdzięczność ich rodziny. Nie byłoby lepszej okazji, żeby wypełnić złożoną obietnicę mojej żonie podczas naszego ślubu.

- Dziękuję – musnęła moje wargi swoimi siadając obok mnie. Jej obecność sprawiała, że wierzyłem w to, że wszystko się uda. Nie było drugiej takiej czułej i delikatnej kobiety jak ona.

- Wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko – oświadczyłem łapiąc ją za dłoń. – Obiecuję ci Leila, że zapłacą za wszystko co ci zarobili. – zamierzałem dotrzymać tej obietnicy tak samo jak ona obiecała swoją. Dzięki niej byłem najszczęśliwszych facetem na świecie.

- Ale najpierw im pomóżmy – posłała mi nikły uśmiech i dlatego wiedziałem też, że to ja muszę dokonać tej zemsty. Ona była na nią zbyt delikatna.

- A potem zniszczymy ich od środka – oświadczyłam zauważając błysk w jej oczach który napawał mnie dumą.

Może i nie pochodziłem z rodziny mafijnej, ale to nie znaczyło, że nie byłem bezwzględny. Potrafiłem robić rzeczy, o których nie którym się nie śniło.

Rodzina Torrino zobaczy, jak to jest poczuć strach ze strony, z której się tego nie spodziewają.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro