Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Kira

Po wyjściu Aidena przygotowałam się do spotkania ze Stevanią. Miała wpaść na pierwszą od naszej kłótni herbatkę na zgodę.

Oczywiście Aiden musiał skrytykować mój strój a dobrze wiedział, że jestem zwariowana i szaloną, tak więc ubierałam się specyficznie. Śmiał się z mojego ubioru przez dobre dziesięć minut aż wygoniłam go z mieszkania.

Tak wiedziałam, że czasami moje stroje wyglądały śmiesznie, ale lubiłam otaczać się rzeczami, które mnie rozweselą. Na przykład takie sukienki ala farmereczka w białoniebieską kratę z falbankami. Nic nie mogłam poradzić, że mi się podobały.

Aiden mógł zaprzeczać, ale kiedy włożyłam ją i tylko ją na nasze spotkanie nie marudził a wręcz złapał mnie w ramiona i zaciągnął do sypialni. Od tamtej pory zakupiłam więcej strojów które wypróbowałam i doszłam do jednego wniosku. Uwielbiał mnie w tych fatałaszkach które pobudzały go jak nic innego.

- Kira – w salonie pojawiła się Stevi patrząc na mnie z otwartymi ustami. – Co ty masz na sobie?

- Nie podobają ci się?

- Są? – wyjąkała po czym wybuchła śmiechem padając na kanapę. Wiła się na niej jakby ktoś ją łaskotał.

- Hahaha, bardzo śmieszne – starałam zachować powagę, ale nie za bardzo mi to wychodziło.

Wiedziałam jak musiałam wyglądać. Biały top kończący się pod pępkiem, czarne spodenki sportowe a do tego czarne podkolanówki z wizerunkiem kurczkowych nóg.

- Dziewczyno wyglądasz śmiesznie.

- Nie znacie się na modzie.

- Czekaj? – podniosła się zaalarmowana moimi słowami. Uśmiech zniknął z jej twarzy a pojawiło się niedowierzanie. – Chcesz mi powiedzieć, że pokazałaś się tak Aidenowi?

- Nie tylko pokazałam a zrobiłam mu w nich śniadanie.

- Jesteś jedyna w swoim rodzaju – pokręciła poważnie głową.

- Dlatego tak dobrze się rozumiemy. Jesteśmy podobne – wiedziałam, że przyzna mi rację.

Przyniosłam dla nas herbatę, rozłożyłam ciasto na talerze i usiadłam naprzeciwko na fotelu zarzucjący nogi na oparcie.

- Więc...

- Więc... - powiedziałyśmy równocześnie.

- Jak układa ci się z moim bratem? – zapytałam musząc wiedzieć czy dobrze ją traktuję. Jaki był taki był i wiedziałam, że będzie ją nosił na rękach jednak musiałam się upewnić. Musiałam usłyszeć z jej ust, że wszystko jest w porządku. Pytałam nie jako siostra jej narzeczonego a jako jej najlepsza przyjaciółka w dobrych intencjach.

- Może nie uwierzysz, ale jest idealnie – westchnęła opierając się o oparcie. Jej rozmarzony wzrok tak pełen miłości był potwierdzeniem tego co tak bardzo chciała usłyszeć. – Od... od dawna nie czułam tego co do Kariana.

Wiedziałam o czym mówi. Od momentu, kiedy straciła narzeczonego. To właśnie miała na myśli, ale dowodziło to tego, że znalazła kogoś kto ją rozumie. Nie miałam zamiaru w to ingerować.

- Naprawdę się z tego cieszę.

- Nawet nie wiesz jak ciężko było mi cię okłamywać – w oczach mojej przyjaciółki pojawiły się łzy. – Byłaś przy mnie w najgorszych momentach mojego życia i ani razu nie zrezygnowałaś. Po prostu tam byłaś.

- Kiedy cię poznałam... - odstawiłam kubek na stół i usiadłam prosto, bo wiedziałam, że nie będzie to łatwa rozmowa. - ... byłaś taka szczęśliwa a zaledwie po paru dniach zniknęła ta dziewczyna, która potrafiła rozśmieszyć każdego.

- A ty nigdy się nie poddałaś i każdego dnia starałaś się wyciągnąć mnie z tego dołka. Znałaś mnie zaledwie kilka dni a nie chciałaś odpuścić. Nawet kiedy inni mówili, że to nie ma sensu.

- Taka już jestem. Pomagam każdemu nawet jeśli tego nie chcę – i to właśnie ta cecha sprawiła, że tamtego deszczowego dnia powiedziałam to co powiedziałam do Aidena.

- Czasami o nim myślę – wyznała a w jej oczach zobaczyłam jak bardzo była zagubiona. – Kiedy robię coś z Karianem dociera do mnie, że robiłam to też z nim. Nie chcę go ranić mówiąc mu to.

- Wiesz, że mój brat zniesie bardzo wiele – starałam się pocieszyć ją, ale wiedziałam, że to nic nie da. Poczucie winy Stevanii było jak buldożer. Kiedy cię trafiło niszczyło wszystko na swojej drodze. Nie chciałam, żeby popełniła przez to błąd i zniszczyła to co łączy ją z moim bratem. – Porozmawiaj z nim. Powiedz co czujesz.

- I jeszcze bardziej go zranić. Nie ma mowy – pokręciła chaotycznie głową.

- Chcesz go okłamywać?

- Wiesz, że nie. – okręcała pierścionek zaręczynowy na palcu. – Po prostu...

- Nie chcesz go ranić – dokończyłam za nią.

- Właśnie.

- Ale teraz to robisz nie mówić mu co czujesz – chciałam, żeby to w końcu zrozumiała. Jej upór czasami w tym przeszkadzał, ale chciałam, żeby to zobaczyła.

- Czasami drażni mnie to, że masz rację.

- Czyli mu powiesz? – upewniłam się.

- Tak powiem mu – zgodziła się. – A teraz opowiadaj, jak jest między tobą a Aidenem?

- Zerwałam z nim – powiedziałam spokojnie.

- Że co? – krzyknęła. – Czy ty jesteś normalna.

- Ale po jakimś czasie przyjechał i mi to wyperswadował.

- Aha – uspokoiła się. – No i dobrze.

- Twoje wahania nastrojów są niepokojące. – pokręciłam zdegustowana głową na jej zachowanie. - Mów – warknęła w moją stronę.

- Ale że co?

- Dlaczego chciałaś zerwać z takim ciachem?

- Bo nie mamy przyszłości.

- Ale czemu? – zamyśliła się na chwilę, a kiedy jej oczy zrobiły się większe chyba do niej dotarło to samo co do mnie. – Chyba nie wzięłaś na serio tego co mówił twój tata? – kiedy nie odpowiedziałam wrzasnęła jeszcze raz. – Ty głupia kretynko. Przecież on świata poza tobą nie widzi i nie pozwoli, żeby znaleźli mu inną żonę.

- Tak wiem. Powiedział mi. – zmarszczyłam na chwilę czoło. – Jak to inną żonę?

- Ty naprawdę jesteś tępa – usiadła prosto.

- Ej.

- Cicho – uciszyła mnie. – Widziałam jak na ciebie patrzył i uwierz mi, że jeśli miałby kogoś poślubić to byłabyś nią tylko ty – wskazała na mnie palcem.

- Jesteś trzeźwa? - zapytałam, bo tylko takie znalazłam wyjaśnienie, kiedy zaczęła mówić bzdury.

- Bardzo trzeźwa – zapewniła.

- To bredzisz – stwierdziłam.

- Przestań to wypierać.

- Nie wypieram po prostu stwierdzam fakt.

- Tak jak wtedy, kiedy nie docierało do ciebie, że projekt był gotowy? – mrugałam nie mogąc odpowiedzieć na to pytanie. Znalazła mój słaby punkt.

- To co innego.

- Wyparcie – kiwnęła głową wiedząc o czym mówi.

- Stevi – jęknęłam nie mogąc tego dłużej słuchać. Robiła mi złudną nadzieję na coś co nie miał przyszłości.

- Kira – naśladowała moje jęki. – Przestań zaniżać swoją wartość.

- Naprawdę myślisz, że mu zależy? – zapytałam z nadzieją. Niczego innego tak nie pragnęłam jak tego, żeby i jemu zależało. Męczyłam się z tym, że nie mogłam powiedzieć mu prawdy.

Za wyjątkiem, kiedy powiedzieliśmy sobie, że nam na sobie zależy nie wracaliśmy do tematu naszego związku. Czasami Aiden coś napomknął, ale myślałam, że tak gada w żartach więc sama podjęłam tą grę.

- Kochana – spojrzała na mnie swoich wszechwiedzącym spojrzeniem. – Ja to wiem.

- No nie wiem – nie byłam pewna.

- Trzymajcie mnie, bo ją strzelę – rzucała głową na boki jakby ktoś obok niej siedział. – Kobieto on cię kocha.

- Co? – powiedziałam piskliwym głosem.

Kochał. On mnie kochał? Nie. Na pewno coś jej się pomyliło.

- Nie jestem ślepa.

- Myślisz się.

- Może, ale samo się o tym przekonasz w swoim czasie – poruszyła się na kanapie i wzięła do ręki talerzyk ciastem. – Mam nadzieję, że tylko nie przegapisz tej chwili – powiedziała po czym zaczęła jeść.

Miałam tak ściśnięte gardło, że nawet nie ruszyłam ciasta. Nie byłam w stanie.

Siedziałam na fotelu nawet wtedy, kiedy Stevania wyszła. Byłam po prostu w szoku. Rozmyślałam o tym co powiedziała i doszłam do następujących wniosków.

Po pierwsze nie kochał mnie, bo gdyby tak było na pewno by mi to powiedział. Tak sobie wmówiłam i nic nie mogło zmienić mojego postrzegania. Sama nie wiedziałam czy to co do niego czułam było na tyle poważne żeby wszyscy byli po naszej stronie i pozwolili być nam razem. Jak można zmierzyć miłość? Nie da się.

Po drugiej lubił mnie tego byłam pewna. A skąd to wiedziałam? A stąd, że trzymał moją torbę, kiedy tego potrzebowałam a przyznajmy sobie szczerze, że żaden facet nie zrobiłby tego dla żadnej kobiety, gdyby jej nie lubił. A poza tym to nie był jedyny przykład. Kiedy wsiadałam do samochodu dbał o moje bezpieczeństwo i zapinał mi pasy, kiedy o tym zapomniałam. Zdejmował swoją marynarkę, kiedy było mi zimno. Robił mi herbatę, kiedy miałam złe dni i nawet masował mi brzuch. Jaki facet robi to, kiedy nie lubi tej drugiej osoby.

Po trzecie nadal nie widziałam naszej wspólnej przyszłości i nie chodziło tu o to, że różnica wieku między nami wynosiła jedenaście lat. Może i patrząc na nas było widać, że jest dużo starszy, ale dla mnie nie miało to znaczenia. Chodziło bardziej o to, że nie uważałam, że jestem go godna. Bardziej martwiło mnie to czy mu wystarczam. Nie obracałam się w kręgach takich jak on, nie mówiłam tak pięknie, nie ubierałam się modnie i nie byłam bogata. Pozycja we włoskiej famiglii to wszystko. A ja jej nie miałam.

Po czwarte nie chciałam nawet myśleć co zrobią nasze rodziny, kiedy dowiedzą się o naszym związku. Może jego nie przyjmie tego tak źle, ale moja. Mogłam sobie tylko wyobrazić co będzie się działo. Mama będzie zawiedziona, że uprawiałam seks przed ślubem. Wyznawała tradycyjne poglądy i uważała, że powinnam zachować dziewictwo do nocy poślubnej. Z kolei tata rozpęta piekło. To, że zniszczyłabym jego opinię wśród pozostałych żołnierzy to jedno. Ale to, że uwikłałam się w związek z osobą, która jego zdaniem nie powinnam wchodzić w relację, bo jest bezwzględnym zabójcom to drugie. Byłby też zawiedziony, że wybrałam akurat jego. Chciał dla mnie spokojnego i ułożonego mężczyznę może dwa albo trzy lata starszego ode mnie.

Po piąte tak było lepiej. Kiedy nie wyobrażałam sobie przyszłości z nim nie liczyłam na więcej.

Aiden

- Szefie? – zaczepił mnie jeden z żołnierzy. Zachowywał się dziwnie nerwowo. Unikał mojego wzroku, przebierał dziwnie rękami i spoglądał co chwilę do tyłu.

- Co jest? – przerwałem rozmowę z jednym z żołnierzy.

- Musi szef coś zobaczyć – rzucił niepewnie.

Pokiwałem głową ruszając za nim. Byliśmy na terenie posiadłości więc nie wiem o co mu chodziło jednak im bliżej byliśmy zrozumiałem jego dziwne zachowanie.

Pięści zacisnęły mi się same na ten widok a oczy zalała nagła potrzeba rozwalenia komuś głowy gołymi rękami.

Przepchnąłem się pomiędzy żołnierzami tak samo ogarniętymi wściekłością jak ja. Spojrzałem w dół nie mogąc opanować wzdrygnięcia. Widok ten sprawiał, że nawet moje skamieniałe serce zakuło na ten widok.

Pochyliłem się nad ciałem zmasakrowanej dziewczyny leżącej pod bramą posiadłości i wziąłem ją na ręce. Trzymałem ją jak najdelikatniej chcąc okazać jej szacunek. Jej dłoń zwisała bezwładnie u mojego boku a krew z rany na niej skapywała na ziemię. Wzrok utkwiony miałem w jej podartej bluzce odsłaniający ten sam znak nieskończoności jak u poprzedniej dziewczyny.

- Zawołaj do piwnicy mojego brata – rzuciłem po czym ruszyłem w jej kierunku.

Ktoś za to zapłaci. Nie wiedziałem jeszcze kto, ale jak tylko znajdę sprawcę osobiście go wykastruję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro