Rozdział 34
Kochani jest to ostatni rozdział a co za tym idzie szczęśliwe zakończenie dla Kiry i Aidena. Aż nie mogę się z nimi rozstać.
Wieczorem pojawi się zapowiedź tomu 4 i mam nadzieję że się wam spodoba. Simon przeżyje szok kiedy pojawi się ktoś z jego przeszłości 😊
Tydzień później
Aiden
- Gotowy? – w lustrze za mną znalazł się Simon.
- Kurwa tak – odpowiedziałem z pełną mocą. Nigdy nie byłam bardziej pewny dzisiejszego dnia, w którym odbywa się nasze przyjęcie zaręczynowe a cała rodzina pozna moją przyszłą żonę.
- Właśnie widzę – parsknął śmiechem na moje próby zawiązaniu krawata.
Od dziesięciu minut próbowałem jakoś go ujarzmić, ale że nie nosiłem go często a raczej w ogóle nie uczyłem się tego, bo nie było mi to potrzebne. Teraz żałuję, że tego nie zrobiłem, bo wychodzę na kretyna przy moim młodszym bracie.
- Kurwa – wrzasnąłem ściągając go z szyi.
- Daj i się uspokój – wyrwał mi krawat po czy założył go z powrotem na moją szyję. – Wiem, że to dla was ważny dzień, ale może wyluzuj trochę.
- Nie denerwowałem się tak kiedy zacząłem zabijać – parsknąłem śmiechem na swoje zachowanie.
Prawda była taka, że nie widziałem się z Kirą od dania w jej domu. Według woli jej ojca, który zaznaczył, że mam wszystko zrobić porządnie począwszy od poproszenia go o jej rękę, po przyjęcie zaręczynowe a skończywszy na wielkim weselu o jakim marzyła jego córka.
Zrobiłbym o wiele więcej, jeśli tylko byłaby moja. A za chwilę spotkam ją po siedmiu dniach rozłąki.
- Masz to co najważniejsze? – zapytał poprawiając zawiązany krawat.
- Mam – wyciągnąłem pudełeczko, w którym znajdował się pierścionek.
Nad wyborem głowiłem się przez kilka dni, ale dopiero dzisiaj go kupiłem i miałem zamiar włożyć go jej na palec tak żeby nikt nie zakwestionował tego, że należy do mnie. Pierścionek był odzwierciedleniem jej charakteru. Wykonany z białego złota z dwoma maleńkimi brylantami w kształcie złotych króliczych uszu. Może to było szczeniackie i ckliwe, ale wiedziałem ze jej się spodoba.
- Nadal nie wierzę w to że go kupiłeś – pokręcił zdegustowany głową.
- Spodoba jej się a to najważniejsze. Twoje zdanie się nie liczy. – włożyłem go do kieszeni i jeszcze raz sprawdziłem, jak wyglądał w lustrze. Wszystko było na swoim miejscu. Czarny garnitur a do tego biała koszula.
- Ale jesteś drażliwy – parsknął. – Może musisz się rozluźnić?
- Nie wkurwiaj mnie – warknąłem na samą myśl o co mu chodzi. Nie dotknę żądnej dziwki ani ona mnie. Jestem wierny mojemu króliczkowi i to się nie zmieni.
- Wiesz, że Kira już przyjechała? – zapytał udając, że ogląda swoje paznokcie.
- Gdzie ona jest?
- Co będę z tego miał? – gnojek się targował.
- Czego chcesz? -warknąłem rozdrażniony.
- Wisisz mi przysługę – wzruszył ramionami.
- Niech ci będzie – przeczuwałem jednak, że jego przysługa będzie mnie słono kosztować, ale o tym pomyślę później.
- Na końcu korytarza – zanim skończył mówić ruszyłem do wyjścia.
Była zaledwie kilka kroków ode mnie a on nawet się o tym nie zająknął. Dobrze wiedział, że zrobię wszystko byle by tylko ją zobaczyć i zapewne zaplanował przebieg rozmowy tak żeby mi o tym powiedzieć. Simon może nie wyglądał, ale to cwany skurczybyk ukrywający się za swoją perfekcją i spokojnym charakterem.
Przemierzałem korytarz zbliżając się coraz bardziej do sypialni, w której miała się przygotować na przyjęcie. Pamiętałem o tym, ale przez całe to zamieszanie z zaręczynami kompletnie o tym zapomniałem. To nie tak że go nie chciałem po prostu nie czułem się dobrze na takich imprezach. A teraz będziemy główną atrakcją i pożywką dla tych hien. Robiłem to tylko dla Kiry i to poprawiało mi samopoczucie.
Otworzyłem drzwi nie przejmując się krzykami w moją stronę. Patrzyłem tylko w jej kierunku.
- Wynocha – rzuciłem choć powiedziałem to do jej matki i przyjaciółki no i może do żon moich braci.
- To niegrzeczne – wyburczała Luna popijając szampana nie przejmując się moim wtargnięciem. – Powinieneś tu być?
- Mam powtórzyć – przybrałem swoją typową minę.
- Luna daj spokój – Amara klepnęła ją w ramię. – Wiesz, że nie widzieli się od kilku dni. Zostawmy ich.
- Dobra – burknęła – Ale zabieram to – wzięła do ręki butelkę sampana. – Nie karmię więc mogę to wykorzystać.
Kobiety ruszyły do drzwi a jej mama posłała mi uspokajający uśmiech. Z reguły była cicha i spokojna, ale jak trzeba było potrafiła podnieść głos. Przypominała mi tym Lunę.
- Pięknie wyglądasz – kroczyłem w jej kierunku nie odrywając wzroku od jej oczu.
Była niezwykle piękna w niebieskiej sukni, do kolan która podkreślała głębiej jej pięknych oczu. Nie była ubrana wyzywająco a raczej elegancko.
- Ty też niczego sobie – dotknęła mojej piersi patrząc na mnie z uwielbieniem.
- Tak? – mruknąłem przyciągając ja do siebie za biodra.
- Chyba nie muszę ci pokazywać jak bardzo – musnęła moje ust swoimi w czułej i delikatnej pieszczocie. Od razu poczułem porządnie płynące w dół mojego ciała. Okiełznałem je zanim byłoby za późno.
- Pokażesz mi w noc po ślubną i kiedy będę cię miał pod sobą. Będę cię brał tak jak lubisz. – mówiłem wprost do jej ucha. - Całą noc, bez końca.
Drżała pod moim dotykiem z oczekiwaniem na tą noc. Nasz ślub został zaplanowany za cztery miesiące co i tak udało się przyśpieszyć. Z reguły takie wydarzenia planowało się latami jednak my nie chcieliśmy czekać. Ta data była bezpieczna, bo pokazywała innym, że nie braliśmy pośpiesznego ślubu ze względu na nieplanowaną ciążę.
Walka o tak szybki termin była uciążliwa. Żadna z rodzin nie chciała się na to zgodzić, ale przekonało ich to, że sami tego chcieliśmy. Czkaliśmy na to za długo i nie zamierzaliśmy jeszcze bardziej zwlekać. Byliśmy pewni swoich uczuć i nie potrzebowaliśmy czasu, żeby się o nich przekonywać jeszcze dłużej.
- Mam coś dla ciebie – pogładziłem ją po biodrze.
- Wystarczy, że mam tylko ciebie – szepnęła.
- To ci się spodoba – powiedziałem i wyciągnąłem z kieszeni pudełeczko.
Jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech a oczy płonęły ze szczęścia. Drżącą dłonią otworzyła je i spojrzała na pierścionek.
- Aiden jak ja cię kocham – zaśmiała się.
- Czyli ci się podoba?
- Jest cudowny.
- To dobrze – odetchnąłem z ulgą, bo choć wiedziałem, że się w nim zakocha to niewielka niepewność pozostała.
Wyjąłem go z pudełka i lekko drżąc założyłem jej na palec serdeczny. Nigdy dotąd mi się to nie zdarzyło, ale to była Kira. Wywoływała we mnie uczucia o jakich myślałem, że dawno zostały pogrzebane w przeszłości.
Dała mi coś czego do tej pory nikt mi nie dał. Wiarę we mnie i w to kim jestem. Kochała mnie nawet wtedy, kiedy wiedziała co robię innym. Była moim aniołem, który nie pozwalał mi się do końca stoczyć.
Kira
Schodząc po schodach i widząc te wszystkie spojrzenia utkwione we mnie czułam, jak drżą mi nogi ze strachu. Tylko mocny uścisk dłoni Aidena pozwalał mi zachować zdrowy rozsądek. To i uczucie, które nas połączyło i które zwalczyło wszystkie przeciwności.
Coraz lepiej radziłam sobie z bliskością innych. Nie wzdrygałam się już tak bardzo, ale czasami jakiś głośny hałas czy nawet klakson samochodu potrafił sprawić, że podskakiwałam ze strachu. Z czasem wiedziałam, że to minie.
- Wszystko w porządku? – przyjrzał mi się zaniepokojony.
- Tak – odpowiedziałam szybko. Za szybko.
- Jestem tu – wiedział, że kłamałam, ale starał się zapewnić mi jak najwięcej komfortu. – Gotowa?
- Z tobą? Zawsze – pociągnęłam go w tłum.
Witaliśmy się z ludźmi począwszy od jego najbliższej rodziny a skończywszy na obcych ludziach. Pomimo tego, że przedstawiali się nie dałabym rady zapamiętać wszystkich szczegółów. Liczyło się tylko to, że dałam radę a to tylko dlatego że Aiden trzymał mnie w silnym uścisku i nie odstępował na krok.
Poznałam mojego narzeczonego i jego rodzinę z zupełnie innej strony. W naszym świcie budzili postrach i każdy bał się ich gniewu, ale zaskoczyli mnie ciepłym przyjęciem do rodziny. Nawet Christopher, którego obawiałam się najbardziej przywitał się ze mną pocałunkiem w policzek. Za to jego tata objął mnie i przywitał w rodzinie. Zaskoczyło mnie to, ale i ucieszyło, że oni także akceptują nasz zawiązek chociaż nie pochodzę z tak wpływowej rodziny jak ich.
W pewnym momencie Aiden oddalił się z resztą rodziny przywitać mężczyznę, który pomógł w moim odnalezieniu. Byłam mu wdzięczna i chciałam z nim iść, ale wiedziałam, że tak to działa. Mężczyźni byli w tym świcie ważniejsi, ale i tak miałam zamiar mu potem podziękować.
Spojrzałam na dłoń jeszcze raz oglądając pierścionek na mojej dłoni. Na usta wypłynął mi niewielki uśmiech i już wiedziałam. Ten związek będzie burzliwy i pełen kłótni o dominację, ale będziemy szczęśliwi. A to było najważniejsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro