Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

Kira

Od kłótni z tatą nie wychodziłam z pokoju. Nie chciałam przystać na jego żądania i spotkać się z tym jego idealnym facetem. Jeśli chciał mógł sam się z nim umówić, ale mnie do tego nie zmusi. Wiedziałam czego chcę a nie był nim właśnie Ugo.

Zaszyłam się więc w pokoju, a że miałam dla siebie dużo czasu spędziłam go na nauce i przygotowanych do egzaminu. Miałam spore zaległości, ale byłam ambitna więc chciałam się odwołać i zakończyć szkołę razem ze wszystkimi. Stevania bardzo i to ułatwiła. Porozmawiała z wykładowcami, którzy zrozumieli moją sytuację i pozwolili mi przystąpić do egzaminów online.

Co się tyczy mojego projektu to byłam zaskoczona, że wybrali właśnie mój. Czytając opinię jury byłam przeszczęśliwa, że tak bardzo go docenili. Stwierdzili, że projekt jest innowacyjny i wykonany w tradycyjnym stylu, ale wyróżnia się na tle innych.

- Jestem co się stało? – krzyknęła zdyszana Stevania wpadając do mojej sypialni. Odwróciłam się na krześle dziwiąc się, że tak szybko jest, ale jak widać źle odczytała moją wiadomość.

- Biegłaś?

- No tak – pokiwała głową opierając się o framugę drzwi. – Napisałaś, że musimy poważnie porozmawiać.

- Siadaj – rozkazałam podnosząc się z miejsca. Wzięłam do ręki notatnik i ruszyłam w stronę łóżka, aby oprzeć się o oparcie.

W tej chwili miałam tylko jeden cel i była nim Stevania. Jeśli myślała, że nie domyślałam się co zrobiła to była w wielkim błędzie, ale mieliśmy jeszcze czas, żeby to naprawić.

- No mów, bo zaczynam się bać – usiadła naprzeciwko.

- Oj Stevi – zacmokałam niezadowolona – Myślałaś, że się nie dowiem?

- O czym ty mówisz?

- Jaki ważny dzień jest za trzy tygodnie? – zapytałam ciekawa czy powie prawdę.

- Kira – jęknęła zawstydzona.

- Nie Kiruj mi tu teraz – ostrzegłam. – Popełniłaś błąd, ale mamy jeszcze trochę czasu, żeby to naprawić i wszystko przygotować.

- Ty chyba nie chcesz powiedzieć, że...

Dokładnie to miałam na myśli. Jeśli Stevania myślała, że za trzy tygodnie miał być ślub jej marzeń, ale go odwołała to grubo się myliła. Zrobiła to ze względu na mnie, ale nie chciałam, żeby go przekładała. To miał być jej najszczęśliwszy dzień w życiu a ja miałam zamiar sprawić, aby taki był.

- Dokładnie tak.

- Odwołaliśmy wszystko kilka tygodni temu. Nie chciałam brać ślubu, kiedy jeszcze nie jesteś w formie. Możemy poczekać z rok czy dwa – zaproponowała, ale wiedziałam, ile to dla niej znaczy.

- Szkoda, bo wszystko potwierdziłam – uśmiechnęłam się szeroko.

- Co zrobiłaś? – wydarła się.

- No co – wzruszyłam ramionami. – Myślałaś, że pozwolę ci odwołać tak ważny dla ciebie dzień.

- Ale Kira...

- To twój dzień i mam zamiar zrobić wszystko, żeby mój brat wziął cię za żonę dokładnie za dwadzieścia dni – oświadczyłam.

- Kocham cię wiesz – rzuciła się na mnie przez co wylądowałyśmy na łóżku.

- Wiem, ale ja ciebie bardziej – mruknęłam, kiedy ścisnęła mnie mocniej.

Prawda była taka, że kochałam ją jak rodzoną siostrę, której nigdy nie miałam. Poznałyśmy się niepozornie, ale to jak z biegiem czasu przekształciła się nasza przyjaźń było magiczne. Mogłyśmy liczyć na siebie o każdej porze dnia i nocy. Wspierałyśmy się nawet wtedy, kiedy zrobiłyśmy coś źle.

- Pamiętasz, jak zamknęli mnie w areszcie za pobicie tego gościa? - zapytałam tuląc się do niej.

- No pewnie. – energicznie pokiwała głową. – Byłaś jak rozwścieczony rottweiler.

- A ty wtedy żebym nie była sama rzuciłaś się na policjant – mówię z melancholią.

- To były piękne czasy.

- Wtedy właśnie wiedziałam, że nie ważne co mogę na ciebie liczyć więc tym razy ty daj sobie pomóc i zgódź się na ten ślub – zażądałam.

- Dobrze.

- Karian – krzyknęłam na cały dom.

Mój brat też musiał być obecny, bo mieliśmy mało czasu a za dużo pracy. Chciałam spełnić ich marzenia o idealnym ślubie i żeby zapamiętali ten dzień na całe życie.

- Co się stało? – zapytał spanikowany rozglądając się wokół jakby czekał aż ktoś wyskoczy z szafy czy drzwi od łazienki.

- Bierzecie ślub za trzy tygodnie – zażądałam.

- Bierzemy? – spojrzał na swoją narzeczoną nie wiedząc co się dzieje.

- No tak – uśmiechnęła się szczęśliwa.

- Siadaj – sięgnęłam po notatnik pokazując mu wzorkiem, żeby usiadł na łóżku. – Mamy dużo pracy.

- Ale że teraz – był zdzwiony moim zachowaniem, ale i tak usiadł.

Nie miałam zamiaru tracić czasu na pierdoły więc od razu zabraliśmy się do pracy.

***

Zorganizowanie wszystkiego zajęło nam kilka godzin, ale po wielu walkach i sporach w końcu się udało.

Stevania i Karian zgodnie stwierdzili, że chcą kameralne wesele w ogrodzie na tyłach domu. Chciałam przemówić im do rozsądku i wyperswadować ten pomysł, ale się nie ugięli. Tak więc mamy ślub na trzydzieści osób w naszym ogrodzie.

Sukienka ślubna Stevi już czekała, bo uszyta została przez mamę, która pracowała nad nią, odkąd tylko dowiedziała się o ich zaręczynach. Obie byłyśmy zachwycone tym co udało jej się wyczarować. Długa do kostek biała suknia z tiulem z tyłu i długimi rękawami do nadgarstków było tym o czym marzyła moja przyjaciółka. Oczywiście przymierzyła ją od razu jak wyrzuciłyśmy mojego brata z pokoju.

- Wyglądasz cudownie – powiedziała wtedy moja mama ze łzami w oczach. Dla niej to też był wielki dzień, bo zyskiwała druga córkę. Już teraz traktowała ją jak członka rodziny, ale po ślubie nie będzie się hamowała. Znałam ją na tyle że wiedziałam jak będzie jej dogadzać i troszczyć się o nią. Taka po prostu była moja mama. Troskliwa i serdeczna.

W końcu skończyło się na tym, że wynajmujemy catering a aranżacją ogrodu zajmuję się ja. W tym celu podzwoniłam i udało mi się wysępić jeden duży namiot, w którym odbędzie się przyjęcie weselne.

Po wyjściu naszej pary zostałam sama i zaczęłam dopracowywać szczegóły. Oni mieli się tylko stawić o określonym dniu i porze. Reszta należała do mnie.

Leżąc wieczorem w łóżku cieszyłam się, że udało się uszczęśliwić kogoś z moich bliskich, kiedy sama nie radziłam sobie ze swoim życiem. Potrafiłam oszukiwać każdego jednak, kiedy zapadał zmierzch czułam się okropnie. Tęskniłam za Aidenem a tego bólu nie mogło nic złagodzić.

- Kira – do pokoju wparowała spanikowana mama. – Spójrz za okno.

Pośpiesznie podniosłam się z łóżka o mało co nie wywracając się na podłogę. Wyplątałam się z pościeli i ruszyłam w stronę okna tak jak powiedziała mama.

Widok jaki tam zastałam na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Po drugiej stronie ulicy na chodniku stał Aiden z rękami w kieszeniach. Jego wzrok utkwiony był w moim oknie. Moja dłoń automatycznie przylgnęła do szyby chcąc go poczuć choć wiedziałam, że to niemożliwe.

- Stoi tam codziennie godzinami – powiedziała cicho moja mama stojąc za mną.

Trawiłam jej słowa, ale nie odwracałam od niego wzorku. Oparłam głowę o szybę bojąc się, że jak ją odwrócę to on zniknie na zawsze.

Nie zwracałam na nic uwagi dopiero wtedy, kiedy zauważyłam tatę idącego w jego stronę. Rozmowa była burzliwa. Tata machał rękami a on stał tam słuchając i mówiąc spokojnie. Taki był mój Aiden. Wiedział jak ważny jest dla mnie tata, dlatego nie chciał go obrazić choć on robił to wiele razy.

Serce zabiło mi mocniej, kiedy przez chwilę jego usta poruszały się po czym odwrócił się i odszedł.

Ruszyłam w stronę łóżka biorąc w dłonie szlafrok po czym wybiegłam z pokoju. Nałożyłam go na siebie i zawiązałam w pasie czując jak szybko bije mi serce. Cokolwiek sobie powiedzieli sprawiło, że już nigdy go nie zobaczę. Tak właśnie przeczuwałam.

Zbiegłam na dół i w ostatnim momencie zobaczyłam, jak tata wchodzi do gabinetu. Nie przejmując się nawoływaniem mamy wparowałam za nim i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

- Co mu powiedziałeś – zażądałam okazując mu w ten sposób brak szacunku.

- Może trochę respektu – usiadł nie przejmując się moim krzykiem. Zachowywał się jakby oddawał mi przysługę i pozbył się niechcianego adoratora.

- Czemu chcesz zniszczyć to co jest między nami – nie rozumiałam tego.

- To nie jest chłopak dla ciebie. Powinnaś spotykać się z kimś w swoim wieku.

- Nie ma dla mnie znaczenie, że jest ode mnie starszy. Liczy się tylko to, że mnie szanuję tak samo jak ty mamę. – zaznaczyłam cicho sądząc, że to coś da, ale po jego minie widziałam, że przesadziłam.

- Nie wplątuj w to mnie i swojej matki – krzyknął stukając palcem w blat.

- Zawsze mówiła mi, że dla niej poruszyłeś cały świat – powiedziałam płaczliwie. – Mówiła, że dla niej zrobisz wszytko. Może tego nie dostrzegasz, ale on jest taki sam jak ty.

- Nie jesteśmy tacy sami. – wrzeszczał.

- Jesteście – otwarcie płakałam, bo nie wiedział jak bardzo mnie ranił. – Jesteście tak samo troskaliwi, przejmujecie się, kiedy komuś dzieje się krzywda, nigdy nie rezygnujecie i jesteście szczerzy nawet wtedy, kiedy kogoś ranicie.

- Nigdy nie pozwolę ci się z nim spotkać. Jeśli będę musiał zamknę cię na zawsze w domu byle byś go nigdy nie spotkała. – powiedział a ja poczułam, jak uginają się pode mną nogi.

Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak bardzo tata nienawidzi Aidena, skoro był jego kapitanem. Wypełniał jego rozkazy nie pytając o nic a nie potrafił zaakceptować, że to co jest między nami to szczerza miłość.

- Kocham go tato – szlochałam klęcząc na podłodze i kołysząc się w przód i w tył. – Jest całym moim życiem.

Moim ciałem wstrząsały dreszcze a ciało opadło z sił. Nie mogłam się poruszyć a z każdym oddechem czułam, jak ktoś wbija mi nóż prosto w serce. Miłość do dwojga ludzi rozrywała je na strzępy. Część należała do mojego taty a część do Aidena które nie chciały przebywać w tym samym miejscu.

- Kochanie – usłyszałam załamany głos mamy a potem jej dłoń na głowie.

Nie mogąc znieść jej obecności odsunęłam się od niej i pobiegłam na górę. Podniesione głosy z dołu docierały do mnie z oddali, ale ja potrafiłam myśleć tylko o tym co powiedział mi tata i wiedziałam, że nic nie zmieni jego zdania. Nie pozwoli nam być razem a ja nie wiedziałam czy będę z tym w stanie żyć. Wtedy podjęłam decyzję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro